Azyl wspomnień

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Stoję przed drewnianym drzwiami małego, podmiejskiego domku i naciskam dzwonek. Sam dom jest jasnożółty z beżowymi elementami. Przed nim rosną klomby z hortensjami, a obok domostwa widać mały sad pełen drzewek owocowych. Ogród jest podzielony na pół przez mały chodnik, ta dróżka od furtki, aż do schodków na ganek jest wykładana kamieniami. Całą posiadłość otacza ciemnobrązowy płotek. Wszystko to przypomina mini wersję dworku szlacheckiego. Całkiem uroczo i przytulnie. Zapewne rozczulałbym się nad tym dłużej, gdyby nie to, że drzwi pod którymi czekam, nareszcie się otworzyły.

- Ukraina? - zza drzwi wyłania się niższy ode mnie, biało-czerwony kraj. Польща. Zdziwienie maluje się na jej twarzy, przygląda się mi chwilę w lekkim osłupieniu. 

- Witaj - odpowiadam, żadne lepsze słowa nie wpadają mi do głowy.

- Co ci się stało? Wyglądasz jakby dopadły cię psy - mówi zatroskana, lustrując mnie od góry do dołu. No tak, podbite oko i poszarpane ubrania raczej nie wskazują na nic dobrego.

- Tak właściwie przez Росію (Rosję), więc zbytnio się nie pomyliłaś - śmieję się nieco. Odpowiada mi delikatny chichot i wzrok nacechowany politowaniem.

- Wejdź - odrzeka, wpuszczając mnie do domu. Szybko ściągam buty i idę za nią w głąb budynku. Na ścianach przedpokoju wisi wiele ramek ze zdjęciami z różnych okresów historii, widać na nich głównie polskie miasta, Угорщина (Węgry) oraz właścicielkę domu, ale i osobistości, których bym się nie spodziewał. Na przykład Литви (Litwę) czy mnie. Польща prowadzi mnie do małej kuchni i wskazuje, abym usiadł przy stole i tak też robię.

- Chcesz coś do picia? - pyta, nastawiając wodę i sięgając do szafek. Przez ostatnie zdarzenia nie mam zbytnio ochoty na nic poza bimbrem, a tego raczej na dzień dobry nie dostanę, toteż kiwam przecząco głową. - Więc co cię do mnie sprowadza? - kontynuuje, przygotowując dwie herbaty. Ach, ta słowiańska gościnność.

- Zapewne słyszałaś o tym, co się u mnie teraz dzieje - zaczynam z wahaniem. 

- Masz na myśli aneksję Krymu? - odzywa się cicho, zastygając na chwilę w bezruchu. Chyba się domyśliła, że to grubsza sprawa.

- Tak, ale nie tylko - kontynuuję, starając się zebrać myśli  - Росія (Rosja) coraz bardziej się u mnie panoszy, a mój rząd jak zawsze jest niestabilny i mam na głowie jeszcze wojnę w Donbasie oraz te dwie samozwańcze republiki, Doniecką i Ługańską. Moja sytuacja jest ogólnie nie najłatwiejsza - przerywam przygnębiony. Na jej twarzy widzę ślady współczucia - I z powodu ostatnich wydarzeń, chciałem cię prosić o pomoc - słowa te ciężko przechodzą mi przez gardło. To nie tak, że nie umiem powiedzieć proszę czy się przed nią pokajać trochę, tylko że Польща jest dość specyficzną osobą, jeśli chodzi o takie sprawy...

- Chcesz, abym znowu powkurwiała Szwaba i zmusiła go, aby uznał twój wniosek na kandydata na członka Unii Europejskiej, ponieważ boisz się, że Ruskowi zamarzą się wakacje w Kijowie i masz nadzieję, że to ostudzi jego zapał? - mówi tak szybko, że w pierwszej chwili nie do końca rozumiem. W tle słychać gwizd czajnika i gotującą się wodę.

- Tak, znaczy się nie, znaczy... - mieszają mi się myśli i słowa. Jest to propozycja kusząca, lecz nie priorytetowa  - Tak, byłoby mi miło, gdybyś tak zrobiła, ale nie po to tu przyszedłem - wzdycham głośno i składam porządne zdanie.

- Więc? - obraca się w moją stronę, wymownie podnosząc brew. Zalewa również herbaty i podaje mi kubek. Siada na przeciwko mnie i uważnie się mi przypatruje. Teraz albo nigdy.

- Potrzebuję tymczasowego lokum - ogłaszam na jednym wdechu. O Боже (O Boże). Najgorsze już za mną.

- Co proszę? - wykrztusza, o mało nie dławiąc się pitym napojem. 

- Mogę u ciebie zamieszkać na jakiś czas? - powtarzam prośbę w nieco bardziej błaganym tonie. Mam nadzieję, że to podziała, bo nie mam zamiaru prosić na klęczkach. Przynajmniej na razie.

- Dlaczego chcesz mieszkać u mnie? - pyta, dalej trochę kaszląc. 

- Bo jesteś w NATO i Росія ma przed tobą pewien respekt. Zrozum, ja chcę pomóc moim obywatelom, ale żeby to zrobić nie mogę skończyć na dnie rzeki w betonowych butach - odpowiadam z przejęciem. Chociaż biorąc pod uwagę, że mówię o Росію, to takie buty to zapewne najprzyjemniejszy koniec.

- To dla mnie nie wyjaśnia, dlaczego chcesz gościć w moim domu - odrzeka, sceptycznie mrużąc oczy. 

- Widzisz, moje okolice są teraz nieco... - pauzuję, myśląc nad odpowiednim słowem -niebezpieczne... - dopowiadam bez pewności. 

- Rosja przyszedł do ciebie i pobił czy z domu wyrzucił? - mawia, jakby to była najnormalniejsza rzecz w świecie. Tak właściwie, jeszcze z czterdzieści lat temu to nie byłoby niczym niezwykłym.

- Tak właściwie... - przerywam, wbijając wzrok w podłogę - To ja już nie mam domu - dopowiadam zrezygnowany.

- Co? Jak to? - podnosi głos, nie dowierzając. 

- Więc nie dawno Росія przyszedł do mnie z pewną propozycją dotyczącą naszego konfliktu, a ja grzecznie mu odmówiłem - wyjaśniam - I wczoraj, gdy wróciłem do siebie po spotkaniu z moją stolicą, to po moim domu zostały tylko zgliszcza - ciągnę coraz bardziej przybity. Mój kochany domek... - A dzisiaj z samego ranka miałem kolejną pogawędkę z mym ukochanym sąsiadem... 

- Dlatego wyglądasz, jak wyglądasz? - wzdycha z litością, wskazując na moje oko. 

- Tак - rzucam krótko. 

- I ja mam tak po prostu cię przygarnąć? - lustruje mnie z rezerwą. Ja wiem, że najlepiej nie wyglądam, ale nie traktuj mnie ja menela. 

- Kiedyś mówiłaś, że jak będę potrzebował pomo... - staram się argumentować swoje czyny, ale moja rozmówczyni mi przerywa.

- Wiem, co mówiłam! Ale co sobie myślisz, że sobie tu przyjdziesz i będziesz żył na mój rachunek, mając oddech Rosji na karku? - ciut na mnie naskakuje. Ma trochę racji, ale ja tu w potrzebie jestem. 

- No nie... - odzywam się bez pewności. No to by chyba było na tyle, jeszcze jest most.

- No własnie... - odzywa się, a na jej twarzy widnieje groźny uśmieszek. Nie. To nie wróży nic dobrego. - Ale nie martw się mam rozwiązanie - Proszę, nie zrób ze mnie prostytutki. Ja nie chce. - Będziesz moją gosposią...

- G-gosposią? - jąkam się zbity z tropu. To ja może lepiej pójdę pod ten most. 

- Tak, czasem coś ugotujesz, posprzątasz, będziesz mi pomagać, a ja dopilnuję, żeby Rosja się trochę uspokoił, mogę nawet NATO pomęczyć, aby coś zrobił - wymienia, a na jej twarzy pojawia się zadowolony z siebie uśmiech - Będzie trochę tak jak kiedyś...

- Kiedyś? - zabieram głos niepewny, o co jej dokładnie chodzi.

- No kiedyś... - powtarza nieco melancholijnie - Heh, pamiętasz, jak to wszystko się zaczęło? - odzywa się po chwili, spoglądają prosto w moje oczy.

- Що? Co się zaczęło? - odpowiadam zdezorientowany.

- No my, znaczy się nasza znajomość... - mówi, potrząsając delikatnie głową.

- Od wojny, biliśmy się o Galicję Wschodnią - ogłaszam krótko. Wspomnienia naszej barwnej i pokręconej przeszłości zaczynają napływać mi do głowy. - Pod jej koniec nawet zacząłem zdobywać nad tobą przewagę, ale sowiet rozpoczął swoją "rewolucję z zewnątrz" i z dwojga złego wybrałem ciebie na sojusznika - śmieję się nieco, wracając pamięcią do tych dziwnych splotów zdarzeń. Nasz start nie był najmilszy i najnormalniejszy.

- I zaraz potem szliśmy ramię w ramię w głąb radzieckiej Rosji! - wykrzykuje, gestykulując jakby właśnie stała na czele szarży ułanów. Zawsze uwielbiała swoich ułanów. -To był chyba jedyny moment w moim życiu, kiedy twój brat mnie tolerował - Польща dodaje, całkowicie odpływając do dawnych lat, kiedy mimo pokoju trwała ciągła wojna, kiedy wszyscy byliśmy młodzikami, walczącymi o swoje ideały. - Nawet dobrze nam się w trójkę walczyło - dorzuca nostalgicznie.

- No miło było, aż nie wystawiłaś nas podczas traktatu w Rydze - warczę ponuro, a z twarzy biało-czerwonego państwa znika cała radość. Bo kto inny niż Польська Республіка (Rzeczpospolita Polska) wie lepiej, jak bardzo boli zdrada.

- Nie miałam wielkiego wyboru - odpowiada, spuszczając wzrok. - Poza tym to była decyzja mojego rządu, a on nie dość, że nie umiał się dogadać, to jeszcze mnie prawie nie słuchał - na jej twarzy pojawia się cień wstydu. Xex... pamiętam, ci od Piłsudskiego mnie lubili, Endecja uważała, że nie powinienem istnieć, a do tego oni wszyscy traktowali ją jak małą dziewczynkę. Ciekawi ludzie. - Ale potem pomagałam trochę twoim żołnierzom, starałam się, aby czuli się u mnie jak w domu - moja rozmówczyni kontynuuje w lekko usprawiedliwiającym się tonie.

- Przyznaję, wsparłaś moich wojaków - delikatnie zamyślony, kiwam głową twierdząco. Ma rację, jej obozy dla internowanych nie były klatkami dla zwierząt na ubój jak u wielu innych - I fakt, Roman z Józkiem cały czas żarli się między sobą, nie przejmowali się zbytnio twoim zdaniem - wyrażam na głos swoje wcześniejsze przemyślenia.

- Ta, twój Petlura przynajmniej stosował się do tego, co mu mówiłeś... - mówi nieco rozżalona wspomnieniami swego dawnego parlamentu. Tak, mój drogi Symon. Chyba jedyny prezydent, który szanował moje zdanie. Brakuje mi takich ja on.

- Niewielu takich było w całym dwudziestoleciu, ogólnie ten okres międzywojenny był jakiś niewydarzony, nie dziwić się, że to wszystko jebło - narzekam ciut pogardliwie. Wspomnienie prawdopodobnie najgorszego konfliktu w dziejach owocuje milczeniem. Bo kto chciałby wspominać tyle śmierci?

- Ale nikt się nie spodziewał, że ta wojna będzie tak okrutna - krótkotrwałą ciszę przerywa odrobinę mroczny szept Польщi. Skupia cały swój wzrok na oknie. Jej twarz mówi, że jej umysł powrócił do tamtych potwornych wydarzeń. Prawą ręką ściska lewe ramię, jeśli dobrze pamiętam, tam zaczyna się blizna dzielącą ją wpół. Jej błękitne oczy nabierają osobliwego połysku. Czy widzą całą krew, która przesiąkła ziemie kresowy lasów i tundr Syberii? A może wielkie kłęby słodkawego dymu lecącego z kominów pieców krematoryjnych? Czy może na nowo tlą się w nim iskry pożaru, który już na zawsze pozostanie we wszystkich, którzy zdołali uciec z płonących stodół i kościołów Wołynia? - UPA dał wtedy upust swojej nienawiści do mnie - wypada ze swojego transu, wspominając ponownie mojego brata - Co się tak właściwie z nim stało? - zadaje pytanie, ponownie obracając głową w moją stronę.

- Nie jestem pewien, po twojej akcji przesiedleń walczył już tylko z ZSRR, widziałem go kilka razy w czasie komuny, a w 56 bolszewik powiedział, że "rozwiązał problem" - ciągnę. Mój ton jest bez emocji, chociaż wewnątrz mnie szaleje huragan różnych uczuć.

- Tęsknisz za nim? - podnosi brew, oczekując mojego odzewu. Jakże z pozoru proste pytanie, a jak trudna odpowiedzi.

- Nie wiem - odzywam się. - Kocham go, to mój brat, ale nienawidzę go za to kim się stał... - przerywam na chwilę. Mój umysł jest tak pusty i pełny zarazem. - Moi obywatele również mają skrajnie różne zdania o nim, dla jednych jest niemal świętym bohaterem dla innych zwykłym mordercą - po tych słowach zapada pomiędzy nami niezręczna cisza. Minęło ponad pół wieku, a ja nadal nie wiem co myśleć o własnym bliźniaku.

- Wracając do poprzedniego tematu, za komuny nasze stosunki też były średnie, a raczej "centralnie planowane" - widząc moje zakłopotanie, kobieta powraca do głównego wątku naszej rozmowy. Nie żeby poruszony okres był mi dużo milszy. Obecny w jej głosie sarkazm potwierdza, że jej utęsknienie za życiem w bloku wschodnim jest równie wielkie co moje.

- Proszę, nie wspominajmy tych czasów - jęczę przybity. Wszystko tylko nie wspaniała era bolszewizmu, a przynajmniej nie na trzeźwo.

- Niech ci będzie - zgadza się, aczkolwiek bez większego przekonania. Ponowne spędzamy czas w milczeniu, w końcu dotarliśmy do dzisiejszych czasów. Coś szybko nam poszło. - Jakby tak popatrzeć na całość to relacja naszych narodów jest delikatnie mówiąc... - grymas na jej twarzy mówi, iż przeszukuje cały swój zasób słów, aby znaleźć odpowiedni wyraz, który zastąpi kilka jego niecenzuralnych synonimów - nie za dobra... - dodaje niepewnie. Naprawdę łagodnie to ujęłaś.

- Na to wygląda - przyznaję kobiecie rację. Nasi ludzie chyba nigdy nie będą żyć w zgodzie. Dalej będą tak blisko siebie, jednak w dwóch innych światach. Zawsze będą wyliczać sobie krzywdy. Polacy wciąż będą patrzeć na Ukraińców z góry, a Ukraińcy będą ich za to nienawidzić. 

Ale czy my dwoje też tak musimy? 

- Польща?

- Hm? - mruczy niewyraźnie w odpowiedzi. Nawet mówić się jej nie chce.

- Nie mówię już nawet o naszych obywatelach, ale... - mówię niepewnie, starając się dobrać właściwe słowa - Myślisz, że kiedyś w końcu będziemy przyjaciółmi? - patrzę prosto w jej oczy z nadzieją. Na jej twarzy za to pojawia się szczere zdziwienie. Nie wyrzucisz mnie z domu za takie pytanie, prawda Польща? W końcu właśnie dostałem tu prace.

- A już nimi nie jesteśmy? - odzywa się po wyjściu z szoku. Xex... to by tłumaczyło zdjęcie. 

- No tak, wybacz, głupie pytanie - przepraszam, mimo iż nie ma tak właściwie za co. Ponowie zapada pomiędzy nami cisza, ale tym razem jest ona dziwnie przyjemna. Siedzimy i popijamy tę nieszczęsną herbatę, a ja odczuwam pewien niewyjaśniony spokój. Może to dlatego, że nie muszę iść pod most, może ponieważ tu Русек (Rusek) mnie raczej nie dorwie, a może jest jeszcze jakiś inny powód.

- Ukraina - głos mojej wspomożycielki przerywa tę sielankę. 

- Що? - pytam, obracając się w jej stronę. 

- Już 12, obiad trzeba zrobić - oznajmia, a jej twarzyczka jest pełna dziecinnej satysfakcji. Ledwo władzę uzyskała i już ją wykorzystuje. Ta sama złośnica co zawsze. Nie dziwi mnie to ani trochę.

- Ale nie martw się, pomogę ci - mówi z uśmiechem, wstając od stołu i kierując się do lodówki. - Co powiesz na schabowe? - dopytuje, przeglądając się swojemu zapleczu spożywczemu.

- Niech będzie, ale jutro ja wybieram - odpowiadam wstając i idąc w jej stronę.

Kto wie, może to wspólne życie będzie całkiem miłe?

---------------------

Dziękuję każdemu, kogo nie zraził poprzedni rozdział. Początkowo cała historia to miały być tylko dwa pierwsze rozdziały, ale zanim je skończyłam, to napisałam, ten jakby epilog, więc macie w pakiecie, chociaż wydaje mi się, że opowiadanie jest trochę niespójne. 

A w następnym rozdziale macie obiecany bonus.

Życzę miłego dnia/nocy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro