|CORAZ WIĘCEJ PYTAŃ|

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

OD TEGO DZIWNEGO SNU MINEŁO KILKA TYGODNI. Od tamtego czasu zaczęły się one powtarzać niemal każdej nocy poraz pierwszy od dziesięciu lat. W dodatku nie mogła oprzeć się wrażeniu, że ma to wszystko ma jakieś głębsze znaczenie. W takim przypadku nie potrafiła usiedzieć bezczynnie w miejscu. Dlatego postanowiła udać się do Leśnego Królestwa. Wiedziała, że znajdująca się tam biblioteka posiada ogromne zbiory różnorodnych ksiąg. Niektóre pochodziły z początku drugiej ery, gdy to powstało Królestwo Leśnych elfów.

Elanor siedziała przy ogromnym stole. Otoczona była wieloma książkami. Miała nadzieję na znalezienie jakieś odpowiedzi, choćby nawet wskazówki. Siedziała już kilka godzin przeglądając następne księgi, jednak bez skutku. Jak dotąd nie znalazła żadnej podpowiedzi. Zamknęła z hukiem kolejną grubą księgę. Załamana jakimkolwiek brakiem ukryła głowę w dłoniach.

- Nie wyglądasz za dobrze pani.- usłyszała głos tuż obok.

Spojrzała w bok i ujrzała stojącego obok niej Amrotha.

- I tak się nie czuje.

- Mogę ci jakoś pomóc?- zapytał siadając, na co białowłosa uśmiechnęła się pod nosem.

- Raczej nie.- pokręciła przecząco głową – Jest to coś co sama muszę rozwiązać.

- Wykończysz się. Ile już tak siedzisz nad tymi księgami?- zapytał troskliwie.

Martwił się o nią. Nie znali się jakoś specjalnie długo, ale na tyle dobrze, że wiedział kiedy jest coś nie tak. Poznali się kilka lat po jej pojawieniu się w Lothlórien. Był tam jednym z  strażników Lady Galadrieli. Powierzyła mu ona ochronę nad Elanor, gdy ta doszła do siebie na tyle, by opuszczać pałac. Z czasem zaprzyjaźnili się. Spędzali razem dość dużo czasu, dzięki czemu zdążyli się poznać. Wyjątkowo nie traktował jej jak księżniczki.

Od pewnego czasu przebywał w Leśnym Królestwie, z czego Elanor cieszyła się. Miała chociaż jedną osobę, z którą mogła porozmawiać bez żadnych formalności. Od kiedy Legolas wyjechał, a Tauriel postanowiła wyjechać do Lothlórien, to Amroth był jej jedynym przyjacielem, jakiego miała w puszczy. Amroth był jedną z nielicznych osób przy których mogła się otworzyć, jednak nie było to całkowite otwarcie się. Przed nikim jeszcze się w pełni nie otworzyła przynajmniej nie z wlanej woli. Lady Galadriela pragnęła jej pomóc, ale gdy białowłosa księżniczka nie chciała nic powiedzieć, to zajrzała do jej umysłu i dowiedziała wszystkiego.

- Wystarczająco, by wiedzieć, że zmarnowałam tylko czas. Nic tu nie ma.- westchnęła wstając z miejsca – Pomożesz mi poukładać te księgi?

Elf przytaknęła głową i wspólnie zabrali się za odkładanie ksiąg. Zajęło im to trochę czasu i wysiłku, gdyż księgi te do najcieńszych nie należały. Dzięki pomocy ciemnowłosego elfa układnie przebiegło dość sprawnie i w miarę szybko. Elanor została tylko jedna książka. Chodzi między regałami szukając jej miejsca, aż w końcu znalazła. Ostrożnie weszła na drabinę i odłożyła księgę na najwyższej półce. Schodząc przypadkowo szturchnęła łokciem wystającą książkę, która z hukiem spadała na podłogę.

- A niech to.- mruknęła pod nosem.

Zeszła z drabiny i podniosła grubą księgę otrzepując ją przy okazji z kurzu.

- ‘Największe tajemnice Środziemia’- przeczytała cicho tytuł, który był dla niej dość dziwny.

- W porządku? Usłyszałem hałas.- zapytał Amroth, który pojawił się nagle.

- Tak tylko książka spadła jak schodziłam.- odparła podnosząc wyżej trzymana księgę.

- To może ja ją odłożę.- powiedział podchodząc do elfki i zabierając jej z rąk książkę – Jeszcze zrzucisz przypadkiem następną. A poza tym zobacz co znalazłem. – powiedział podając jej nie zadurzą i niegrubą książkę.

- Co to jest?- zapytała otwierając ją.

- Coś co należało do twojej matki.- powiedział, na co księżniczka spojrzała na niego dużymi oczami.

- Co?

- Spójrz.- wskazał jej na mały zapis w prawym dolnym rogu książki na pierwszej stronie, gdzie widniały dwa imiona Silmariën Elerrína – Czy królową przypadkiem nie takie nosiła imiona?

- Nie wiem, zawsze wszyscy używali tego drugiego. Z tego co pamiętam to nikt nie zwracał się do niej imieniem Silmariën.

Wydało jej się to dziwne i to dość bardzo. Nie przypominała sobie, aby jej matka nosiła dwa imiona. Nawet o tym nie wiedziała. Zawsze wszyscy mówili królowa Elerrína. Była to dla niej kolejna zagadka, którą musiała rozwiązać.

- Pani. – usłyszała za swoimi plecami- Król cie oczekuję w ogrodzie.

- Hannon le, za chwile przyjdę.- odpowiedziała służącej, która się pokłoniła i opuściła bibliotekę – Pozwolisz, że cię opuszczę?

- Oczywiście moja pani.- odparła ze śmiechem skłaniając jej się na co elfka zaśmiała się.

Opuściła bibliotekę i udała się do swojej komnaty, w której zostawiła książkę i ruszyła do ogrodu. Postanowiła jak na razie nie wspominać ojcu o tajemniczej książce, która być może była własnością jej mamy. Tylko skoro należała na do niej to jakim cudem znalazła się ona w bibliotece.

Przeszła przez wrota prowadzące do ogrodu, które stały otworem. Minęła je i znalazła się w pięknym ogrodzie, w którym rosły niezliczone ilości kwiatów, jak i drzew. Mimo iż lato dochodziło ku końcowi, to natura nie przestawała zachwycać swym pięknem. Z zachwytem mijała kolejne alejki. Wiedziała jednak, że już niedługo to wszystko co ją otacza zacznie się zmieniać. Liście drzew zaczną zmieniać kolor, by następnie opaść na ziemię. Niektóre kwiaty jeszcze jesienią będą pięknie kwitły, aż w końcu i ich płatki opadną. Zacznie się czas siania nasion, które zakiełkują dopiero w następną wiosnę. Dni będą stawać się coraz krótsze, a zmierzch zacznie zapadać dużo szybciej. Wraz z tym wszystkim nadchodziła kolejna rocznica i tak z rokiem na rok. Można by powiedzieć, że mało co się zmieniało. Czas płynął dalej, świat zasypiał i budził się do życia, a ona trwała dalej. Tak jak elfowie to mieli trwać przez wieczność.

W końcu dotarła do niedużej altanki znajdującej się w wschodniej części ogrodów. Pokonała trzy stopnie. Weszła do altanki, gdzie oczekiwał ją ojciec. Stał on do niej tyłem przyglądając się reszcie ogrodu. Ususzał jej kroki i odwrócił się w jej stronę. Tuż przed nią stał stół z przygotowanym posiłkiem.

- Chciałeś mnie wiedzieć.

- Pomyślałem, że skoro nas odwiedziłaś to zechcesz zjeść ze mną posiłek.

- Z miłą chęcią.- odpowiedziała i oboje zasiedli do stołu zaczynając jeść.

- Jak Twoje poszukiwania? Mam nadzieję, że znalazłaś to czego szukałaś.

- Niestety, ale nie. Natknęłam się wprawdzie na kilka tropów, ale okazały się one błędne.

- Cóż niektóre odpowiedzi przychodzą z czasem.- stwierdził – Może i w twoim przypadku tak będzie.

- Mam taką nadzieję. W końcu jak to mówiłeś „nic nie dzieje się przypadkowo”. Jak sytuacja z pająkami? Coś się poprawiło?- zapytała mając nadzieję na pozytywną odpowiedź, ale gdy jej ojciec westchnął domyśliła się że jest wręcz przeciwnie.

- Nie, nadal się panoszą. Nawet wysłanie oddziału do Dol Guldur nic nie dało. – na nazwę twierdzy otworzyła szerzej oczy – Znalazła już inne miejsce na legowisko. Nie wiemy gdzie, pojawiają się i znikają. Wiem co czujesz. Chciałabyś, aby las był taki jak dawniej, ja też tego pragnę.

- Miałam nadzieję, że pozbycie się pająków rozwiąże zagadkę choroby lasu, ale jak skoro one nadal tu są, to puszcza nie jest bezpieczna. A co jeśli to nie pająki są źródłem choroby? Co jeśli jest na rzeczy jest coś więcej niż tylko pająki? Może to jakieś mroczniejsze siły sprawiły, że las się zmienił.

- Całkiem dobra teoria, ale żadnego potwierdzenia na to nie mamy. Jak narazie tylko pająki są jedynym realnym powodem.- stwierdził i wziął łuk wina.

- Może warto kogoś zapytać. Może ktoś wie, co może być na rzeczy. Radagast był świadkiem tego, jak pająki weszły do puszczy i może widział coś jeszcze.  Albo Mithrandir rozwiązałby zagadkę i wie co jest tego powodem, bo zaczynam wątpić w to, że pająki jako zwierzęta sprowadziły ciemność.- rzekła przekonana swoich słów.

- Nie zapominaj, że te zwierzęta to potomkowie Ungolianty demona, którego Melkor sprowadził do Adry. A sprawy puszczy nie powinny nikogo interesować poza nami.

Nazajutrz powróciła do Dale. Postanowiła na razie odpuścić sobie temat tajemniczych snów i zająć się tym co jest teraz. Gdy dojechała do Dale zbliżało się południe. Na rynku ludzi było bardzo dużo ludzi przez festyn, który miał się dzisiaj rozpocząć. Elanor zeszła z konia, złapała za uzdę i ruszyła w kierunku ratusza.

Po drodze mijała wielu ludzi, którzy niezbyt zwracali na nią swoją uwagę. Do miasta przybyli także mieszkańcy Esgaroth. Gdy mijała tych ludzi widziała ich uśmiechy i wielka radość. Żyli w spokoju nie przejmując się tym co może nadejść. Czasem im zazdrościła tej sielanki i beztroskiego życia. Wiedziała jednak, że to ich beztroskiego życie niegdyś się skończy, a ona będzie widziała to jak wszystko się zmienia. Czuła, że jej czas w mieście ludzi pomału dobrego końca. Pomagała jak tylko umiała, ale już więcej nie mogła zrobić.

Nie zorientowała się nawet, gdy dotarła do swojego celu. Odprowadziła konia do stajni, gdzie wprowadziła go do boksu i zdjęła z niego siodło, jak i uzdę. Wyczyściła ogiera i nakarmiła, po czym ruszyła w kierunku swojej komnaty.

Po wejściu do pomieszczenia zdjęła z ramienia torbę, którą położyła na łóżku. Weszła do drugiego pomieszczenia, w którym przebrała się w prostą bordową suknię. Po przebraniu wróciła do pierwszego pomieszczenia, gdzie usiadła na łóżku i wyciągnęła z torby znalezioną przez Armonda książkę. Otworzyła ją i zaczęła przeglądać jej zawartość. Z każdym kolejnym słowem coraz bardziej się dziwiła. Nagle pukanie przerwało jej czynność.

- Proszę.

Drzwi się otworzyły, a za nich wyłonił się Bard.

- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam?- zapytał wchodząc do środka.

- Nie, nie przeszkadzasz.- rzekła klepiąc miejsce obok siebie na łóżku – Coś się stało?

- Nie, ale po prostu tak szybko wyjechałaś i nie zdążyłem zapytać co cie skłoniło do tak nagłego wyjechania.

- Miałam swój powód. Pytania na które miałam nadzieję znaleźć odpowiedzi.- powiedziała spuszczając wzrok.

- Mam nadzieję, że znalazłaś to czego szukałaś.

- Wróciłam z jeszcze większą ilością pytań.- rzekła z niezadowoleniem.

- Znajdziesz na nie odpowiedzi, tylko...

- Potrzeba czasu.- dokończyła – Wiem nie jesteś pierwszy, który mi to mówi.- na jej słowa uśmiechnął się pod nosem.

- Mam nadzieję, że przez to wszystko nie zapomniałaś o dzisiejszym festynie. W końcu obiecałaś, że przyjdziesz.

- No tak festyn. Pamiętam i spokojnie będę.

- W takim razie jestem spokojniejszy. Wybacz, ale muszę się zbierać rozumiesz obowiązki wzywają.- rzekł wstając i skierował się do drzwi.

- Oczywiście do zobaczenia w takim razie na festynie.- na jej słowa mężczyzna uśmiechnął się i opuścił jej komnatę.

Elanor zamknęła trzymana w dłoniach książkę i przejechała opuszkami palców po okładce, gdzie wyczuć się dało symbol kwiatu lilii. Zorientowała się, że ten kwiat musiał być znakiem rozpoznawalnym jej matki, która chciała w ten sposób jej coś przekazać.

Zeszła z łóżka i zaczęła chodzić po komnacie próbując poukładać sobie wszystkie informacje i niewiadome w jakąś całość. Po pierwsze: matka zostawiła jej szkatułę, której nie mogła otworzyć; po drugie: zaczęła pojawiać się w jej snach przestrzegając ją przed nadchodzącym niebezpieczeństwem, ale od jakiegoś czasu przestała się je śnić; po trzecie: tajemniczy mężczyzna pojawiający się w jej snach, który nie robił nic innego jak błagał ją o pomoc. Właśnie pomoc tylko dla kogo tak właściwie. Nie używał on słowa „mi” , a „nam”. Miało to znaczyć, że jest ktoś jeszcze, kto chce aby mu pomogła. W dodatku ta książka znalezioną w bibliotece, która nawet nie była książką tylko czymś w rodzaju dziennika. Królowa Elerrína opisywała tam dużo różnych rzeczy, które miały miejsce jeszcze w pierwszej erze. To wszystko zaczynało ją już pomału przerastać. Były same pytania i zero odpowiedzi, co sprawiało, że jeszcze bardziej się w tym wszystkim gubiła.

°•☆•°
Ogólnie ten rozdział miał zostać opublikowany za tydzień, ale że dzisiaj mam wyjatkowo bardzo dobry dzień co nie zdarza się ostatnio zbyt często. Wogule to ten rozdział miał
wyglądać nieco inaczej, ale wyszło jak zawsze. Ale i tak jestem z niego zadowolona, bo jednak nie przeszłam jeszcze do tego co zamierzam i to jest duży plus jak dla mnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro