|PONOWNA KONFRONTACJA|

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

MIESZKAŃCY DALE ROZPOCZELI PRZYGOTOWANIA DO WALKI. Nie zamierzali tak łatwo odpuścić obiecanych im dóbr, a mając po stronie armii elfów mogli być spokojniejsi. W końcu w Samotnej Górze było jedynie trzynastu krasnoludów i jeden niziołek.

Zostały otwarte dawne arsenały, w których leżała zakażona broń jeszcze z czasów świetności miasta. Może nie była ona najnowsza, ale nic lepszego nie było. Broń znikała w zaskakującym momencie.

Krasnoludy także nie próżnowały. Wybierały najlepsza zbroję i broń, aby móc się bronić. Niektórzy przypominali sobie jak to jest dzierżyć prawdziwy krasnoludzki oręż.

Bilbo, który nie zamierzał brać udziały w tej bezsensownej walce, jak to sam uważał, trzymał się z boku. Nie ruszył on od razu z krasnoludami do zbrojowni. Dopiero, gdy kompania była już praktycznie gotowa podszedł do wejścia i spojrzał w ich stronę.

- Panie Baggins, tutaj!- zawołała Thorin, który czekał na niego.

Bilbo ruszył w jego stronę. Im bliżej był tym sylwetka Thorina stawała się wyraźniejsza. Syn Thraina także ruszył w jego kierunku.

- Może się przydać. Włóż ją.- powiedział, a Bilbo przeniósł wzrok na trzymana przez Thorina kolczugę i zdjął frak – Jest zrobiona z szarego blasku. – rozłożył ją – Mithril. Tak go nazywali moi przodkowie. Zatrzyma każde ostrze.

Bilbo ubrał kolczugę i spojrzał to na siebie, Thorina i resztę krasnoludów.

- Głupio wyglądam. Jestem hobbitem, a nie rycerzem.

- To dar. W dowód naszej przyjaźni. – zamilkł na chwilę i spojrzał na swoim braci – Trudno o prawdziwego przyjaciela.- pociągnął hobbita za koszule i oddalił się wraz z Bilbem – A ja byłem ślepy, ale przejrzałem na oczy. Zostałem zdradzony.

- Słucham?

- Arcyklejnot. Wziął go jeden z nich. Jeden z nich to zdrajca.

- Thorinie, wypełniłeś misję. Odzyskałem Górę to za mało?

- Zdradzony przez najbliższych.- kontynuował nie zważając na słowa Bilba.

- A coś obiecałeś ludziom z miasta na jeziorze. Czy ten skarb jest wart więcej niż twój honor? Nasz honor. – poprawił się- Ja też dałem słowo.

- Za to ci dziękuję. To było szlachetne, lecz bogactwa Góry nie należą do miasta na jeziorze. To złoto. Jest nasze. Tylko nasze.- mówił w amoku cofając się – Przysięgam na życie, że rozstanę się nawet z jedną monetą. Żadną cząstką skarbu.

Bilbo był przerażony tym co mówił jego przyjaciel. Thorin nie był taki wcześniej. Widział jego zmianę. Słyszał o smoczej chorobie, która dosięgała tych, którzy pragnęli złota. Thorin był tego najlepszym przypadkiem. Skarby Góry omamiły go do tego stopnia, że nie myślał już racjonalnie.

Między nimi przeszli krasnoludowie, którzy byli gotowi do walki. Ruszyli pewnym krokiem w stronę muru w pełni uzbrojeni.

Niemal w tym samym czasie Legolas wraz z Tauriel dotarli do Gundabadu. Wbiegli na skały i spojrzeli na wrota prowadzące do krainy zła.

- Gundabad. To tu trzymali Elanor.- stwierdziła elfka – A po drugiej stronie?

- Odwieczny wróg. Stare królestwo Angmaru. To była kiedyś ich główna twierdza. Mieli tam wielką zbrojownie. Tam wykuwali swój oręż.- opowiedziała Legolas.

- Tam jest jakieś światło.- dostrzegła w jednym z okien Tauriel.

- Poczekajmy na osłonę nocy. To źle miejsce. W dawnych czasach toczono tu bitwy. Tam poległa moja matka. – wyznał po chwili, a w oczach rudowłosej można było dostrzec smutek – Ojciec o tym nie mówi. Elanor mi powiedziała. Ona jeszcze ją pamięta, ale ja nie. Nie ma po niej, ani grobu wspomnień. Nic.

- To musiało być bardzo ciężkie.

- Owszem. Przez długi czas po tym wydarzeniu Elanor z nikim nie chciała rozmawiać. Zamknęła się w sobie. Nie rozumiałem wtedy co się dzieje. Dostrzegła to i otrząsnęła się. To ona mi o tym powiedziała, gdy byłem starszy. Ojciec od momentu jej śmierci milczy. Tak jakby nigdy nie istniała. – zamilkł.

Taureil zrozumiała, że to wyznanie było dla jej przyjaciela bardzo trudne. Nie naciskała go. Pozostali w milczeniu czekając, aż zapadnie noc.

Do Dale dotarł Gandalf, który czym przemierzał na koniu ulice pełne ludzi. Zatrzymał się dopiero na głównym placu, gdzie rozejrzał się widząc armię elfów, a także ludzi uczących się posługiwać bronią. Widok ten bardzo go zdziwił. Dopiero po chwili dotarło do niego, co mogło być przyczyną takich działań.

- Nie i nie!- krzyk Alfrida dotarł do uszy maga – Ty w spiczastym kapeluszu! Tak ty. Nie chcemy tu włóczęgów ani żebraków i bez takich jak tym mamy dość kłopotów. Zmykaj. Wsiadaj na konia.

- Kto tutaj rządzi? – zapytał patrząc nieprzychylnym wzrokiem na mężczyznę.

- A kto pyta? – zapytał podejrzliwie Bard podchodząc do czarodzieja i przyglądając mu się uważnie.

- Mithrandirze! – usłyszeli krzyk.

Bard i Alfrid obrócili się, a czarodziej lekko wychylił. Zobaczyli biegnącą w ich stronę białowłosą elfkę, która bardzo szybko znalazła się obok nich.

- Jak dobrze, że wróciłeś.- rzekła szczęśliwa – Co ci się stało?- zapytała dostrzegając krew na jego twarzy.

- To nic takiego. Dobrze, że cię widzę moja droga. Cieszę się widząc cię całą i zdrową. Jak kompania?

- Nie jest dobrze Gandalfie. Thorin zmienił się, nie jest sobą.

- Smocza choroba. – stwierdził – Tego się obawiałem. – dodał szeptem – Mówiłeś, że ty tu rządzisz.- zwrócił się do Barda, który odstawił Alfrida.

- W rzeczy samej. – odpowiedział, a w jego głosie można było wyczuć niezbyt duże zaufanie.

- Jak się nazywasz?- zadał kolejne pytanie.

Mężczyzna spojrzał na Elanor, która kiwnęła głową na znak, że może mu zaufać.

- Bard. Wnioskując jesteś Gandalf. Wybacz, za dość chłodne przywitanie.

- To zrozumiałe po incydencie z krasnoludami. Muszę jak najszybciej zobaczyć się królem.

Słysząc słowa czarodzieja Elanor znieruchomiała. Ten moment musiał ponownie nadejść. Bała się go, ale wiedziała, że jest nieunikniony. Jednakże perspektywa ponownej rozmowy nie była dla niej zbytnio entuzjastyczna. W końcu po wydarzeniach, jakie miały miejsce w pałacu wiedziała, że będzie trudno.

Jednak z Legolasem udało mi się pogodzić, więc z ojcem także powinno się udać.

Ta myśl cały czas krążyła jej w głowie. Jednak z drugiej strony miała jeszcze inną, trochę gorszą.

Co jeśli nie uda się i będzie jeszcze gorzej?

Bała się, że ponowna konfrontacja nic przebiegnie jeszcze gorzej, niż ostatnia. To jak się zachowywała podczas nieoczekiwanej wizyty w puszczy było spowodowane emocjami jakie w niej buzowały. W tamtej chwili chciała wykrzyczeć mu wszystko, co leżało jej na sercu. Mimo, iż nie zrobiła tego całkowicie to czuła poniekąd ulgę. Jednak jego nastawieni do niej nie dziwiło jej. Spodziewała się tego. Jednak teraz wiedziała, że źle postąpiła. I teraz nadszedł czas, aby to wszystko naprawić i wyjaśnić.

Czy była na to gotowa?

Nie, jednak lepszego momentu mogła nie znaleźć.

W trójkę ruszyli w stronę królewskiego namiotu. Im bliżej byli tym więcej elfów mijali. Elanor już dostrzegła ich cel. Był to duży żółty namiot, który bardzo się wyróżniał na tle ruin miasta.

Mineli stojących przy wejściu strażników, którzy widząc znanego im czarodzieja, jak i elfkę wpuścili ich. W trójkę weszli do królewskiego namiotu. Thranduil widząc czarodzieja jak i swoją córkę był zaskoczony, jednak zdołał ukryć to pod maską obojętności.

– Proszę, proszę, proszę. Znalazła się moja córka marnotrawna. – przywitanie że strony króla spotkało się z niewinnym uśmiechem Elanor.

– O tobie mogłabym rzec to samo.

– Elanor.- zwrócił jej uwagę Gandalf – To nie czas na wasze kłótnie, mamy ważniejsze sprawy.

– W istocie. Nadszedł czas, aby wyrównać rachunki. – rzekł Thranduil.

– Jego wysokość ma rację. – poparł króla Bard – Thorin złożył mym ludziom obietnicę. Pomogliśmy mu, a teraz oczekujemy zapłaty.

- Nie spierajcie się z krasnoludami o drobiazgi. Nadchodzi wojna. Kloaka z Dol Guldur się wylała. Wszystkim grozi śmierć.

- O czym właściwie mówisz?- zapytał Bard, a kiedy czarodziej miał mu odpowiedzieć głos zabrał Thranduil.

- Widzę, że nic nie wiesz o czarodziejach.- zaczął król wstając – Są niby zimowy grom niesiony wichurą, który biegnąc z daleka wznieca jedynie trwogę.- podał człowiekowi kielich z winem – Ale czasem burza to tylko burza.

– Nie tym razem. Armię orków wyruszyły, to wojownicy gotowi do walki. Nasz wróg wezwał wszystkie siły.

– Dlaczego teraz?

– Zmusiliśmy go, gdy kompania Thorina Dębowej Tarczy ruszyła, by odzyskać swój dom. – powiedziawszy to ruszył w kierunku wyjścia z namiotu, a za nim pozostała trójka – Krasnoludy nie miały odzyskać Ereboru. Azog miał wszystkich zabić. Jego pan sam chciał być królem pod Górą. Nie chodzi o jej skarby lecz położenie – strategiczną pozycję. To droga do odzyskania północnych ziem Angmaru. Jeśli odrodzi się to królestwo zła Rivendell, Lorien, Shire, a nawet sam Gondor upadną.

– Armię orków, o których mówisz Mithrandirze, gdzie są? – zapytał władca Leśnego Królestwa czekając na odpowiedź maga, jednak ten nie był w stanie na nie odpowiedzieć.

– Tego nie wiem, ale trzeba być gotowym. W każdej chwili mogą się pojawić.

– Gdyby mieli się pojawić już by to zrobili. Jak na razie mam inne, ważniejsze sprawy na głowie.- odparł król odszedł wracając do namiotu, a za nim ruszył Bard, aby omówić dalsze postępowania.

Gdy białowłosa miała pewność, że zniknął na odpowiednią odległość podeszła bliżej czarodzieja.

– Słyszałeś go Gandalfie? Ma za nic to co do niego mówisz. Przez te trzysta lat nie zmienił się nic, a nic. Wciąż jest taki sam jak wcześniej. Zależy mu tylko na jednym – na tych głupich kamieniach.

– Nie osądzaj go tak pochopnie przyjaciółko.

– Zamierzasz go teraz bronić?- zapytał zdezorientowana.

– Tego nie powiedziałem. Tak jak ty jestem na nie zły, jednak nie powinnaś oceniać tej sytuacji tak pochopnie.- powiedział nad wyraz spokojnie.

– Pochopnie? Uważasz, że postępuje pochopnie? Naprawdę Mithrandirze miałam zamiar dojść z nim do porozumienia, porozmawiać, wyjaśnić wszystko, ale widząc jego nastawienie, jakoś nie widzę, aby mu zależało na tym.

– Powinnaś na początku zaznajomić się z tym dokładnie. Zagłębić się w temat, a potem oceniać, czy faktycznie są to tylko głupie kamienie.- powiedziawszy to odszedł zostawiając elfkę samą, do której dopiero po chwili dotarło znaczenie tych jakże „głupich” klejnotów.

°•☆•°

Witam wszystkich w nowym roku, jakim jest rok 2024!

Wraz z nowym rokiem powróciła mi wena, a zbliżającą się przerwą zimową zamierzam wykorzystać na pisanie, także można się spodziewać nowych rozdziałów. Nie obiecuję jednak, że będą one wstawiane regularnie.

Ruszyłam w końcu rozdział, na którym się zatrzymałam w połowie grudnia i nareszcie go skończyłam. Zaczęłam już kolejny i mam nadzieję, że uda mi się go w miarę szybko skończyć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro