|SEN|

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng





BIEGŁA ZA NIM STARAJAC SIĘ GO DOGONIĆ. Zatrzymała się na rozwidleniu. Spojrzała w jedną jak i w drugą stronę szukając mężczyzny. Zauważyła go po lewej stronie i ruszyła dalej za nim.

- Bard! Bard zaczekaj!- krzyczała biegnąc.

Flisak zatrzymał się w końcu i obrócił w jej stronę.

- Chcesz to tak zostawić?- zapytała.

- Nie interesuje ich moje zdanie, sama zresztą słyszałaś. Mają rację Girion to mój przodek, nie obchodzi ich to, że to nie z jego winy smok przybył, a krasnoludów. Najlepiej obarczać winą kogoś kto nic nie znaczy. Thorin dał ludziom nadzieję, nadzieje na śmierć. Nikt, ani nic nie jest w stanie zabić smoka.

- Nie masz racji, nie we wszystkim. To chciwość Thora sprowadziła Samuga na te zimie, a Girion jedynie starał się temu zapobiec. Sam mówiłeś, że trafił smoka pod lewe skrzydło tak? Czyli da się go zabić.

- Ale tylko czarną strzałą.- zauważył.

- Były trzy. Girion wystrzelił dwie.- zauważyła wprawiając mężczyznę w zaskoczenie.

- Byłaś tam?- zapytał niedowierzając.

- Dawno temu. Długo przed przybyciem smoka, byłam w Dale i widziałam je. Co do słów Thorina to masz rację. To tylko puste słowa, coś czuję, że nie dotrzyma obietnicy. Boję się, że smocza choroba dosięgnie i jego.

- Musisz go pilnować. Tylko ty i ten niziołek jesteście w stanie przemówić mu do rozumu.

- Bilba może posłuchać, ale mnie już nie.- powiedziała cicho.

- Bo jesteś elfem?

- Bo jeden sekret może zniszczyć coś co się budowało bardzo długo.- powiedziała- Boję się o Kiliego. Może potrzebować pomocy i w razie gdyby miał tu zostać musisz mu pomóc, dobrze?

- Nie, dość już mam krasnoludów i nie zamierzam już im pomagać.

- Proszę cię jesteś jedyną osobą, która może mu pomóc. Wątpię, że rządca lub ktoś inny to zrobi. Źle mu się z oczu patrzy. Z resztą temu jego podwładnemu także. Im zależy jedynie na zysku.

- Postaram się, ale niczego nie obiecuję.- powiedział niechętnie.

Po rozmowie każde poszło w przeciwna stronę. Bard wrócił do domu, a Elanor postanowiłam dołączyć do krasnoludów. Weszła do ratusza, gdzie trafiła na ucztę na cześć potomków Durina.

- Elanor tu jesteś.- podszedł do niej Balin.

Siwobrody krasnolud, był jedną chyba osobą w kompani, która w jakimś stopniu martwiła się o elfkę i nadal jej ufała.

- Zastanowiłem się, gdzie się podziałaś.

- Musiałam coś załatwić, ale teraz zostanę z wami już do końca wyprawy.- oznajmiła z uśmiechem.

Krasnolud zaprowadził księżniczkę do stołu, gdzie siedziała reszta kompani wraz z rządca i jego prawą ręką.

- A ty to?- zwrócił się do niej władca widząc jak zajmuje miejsce.

- Członek kompani.- odparła jedynie.

- No proszę elfka i krasnoludy kto by pomyślał.- powiedział śmiejąc się.

Elanor przewróciła jedynie oczami i nie odezwała się już widząc jak władać zając się rozmową z Thorinem. Wypytywał go szczególnie o złoto jakie dostanie i kiedy.

Alfrid natomiast cały czas przyglądał się podejrzliwie białowłosej. Nie mógł zaprzeczyć, że intrygowała go w jakimś stopniu i ciekawiła. To jak się zachowywała i poruszała świadczyło o jej dobrym wychowaniu. Miał podejrzenia, że musiała być kimś wysoko urodzonym skoro umiała zachować spokój słysząc niezbyt miłe komentarze ze strony władcy.

Elfka dobrze wiedziała, że pomagier władcy wręcz pożera ją wzrokiem, dlatego odwróciła ku niemu swój wzrok posyłając mu tym samym groźne spojrzenie. Nie miała zamiaru dać mu przewagi nad nią. Może nie odzywała się przez całą biesiadę, ale była dobrym obserwatorem i widziała, że cała ta uczta to jedynie gra.

Szła między ruinami miasta Dale. Wszystko było zniszczone lub spalone. Wszędzie leżały kamienie o mało co się nie przewróciła źle stajać na jednym z nich. Złapała się na szczęście ściany jakiegoś budynku, z którego została tylko jedna ściana.

Chwilę tak stała po czym ruszyła dalej znalazła się nagle w innej części miasta, gdzie dookoła wszystko płonęło. Stała wśród tych płomieni niewzruszona.

Czuła, że ogień nie zrobi jej krzywdy. Wszystko dookoła stało w płomieniach, a ona stała nadal tak jak wcześniej. Ruszyła przed siebie idąc przez ogień. Idącą tak nie czuła nawet bijącego ciepła od żywiołu.

Jej oczom ukazał się Erebor, którego wrota były zniszczone. Obraz się zmienił, stałam w tym samym miejscu tylko, że tym razem wrota były zamknięte przez głazy, a przed górą stały wojska orków.

- Elanor.- usłyszała za sobą.

Obróciła się i jej oczom ukazała kobieta. Piękna białowłosa elfka, która wydawała jej się być znajoma. Ubrana była w piękną jasno szarą suknię z długim rękawem i błyszczącą ciągnącą się pelerynę. We włosach miała srebrny diadem. Jej twarz wydawała się Elanor bardzo znajoma, a jednak tak obca i daleka.

- Naneth?- zapytała szeptem.

- Tak, to ja córeczko.- powiedziała z uśmiechem.

Do oczu młodej elfki napłynęły łzy. Kobieta widząc łzy córki rozłożyła ramiona, która czym prędzej podeszła do niej wpadając w jej ramiona. Elanor pozwoliła łzą lecieć. Czuła jak kobieta ją przytula i głaszczę po włosach, chcą ja uspokoić. Księżniczka zaczęła płakać jak dziecko.

- Już spokojnie, jestem tu.- mówiła spokojnym kojącym głosem.

- Jak to jest możliwe? - zapytała odsuwając się od niej na odległość ramion.

- To nie jest teraz najważniejsze kochanie. Ważne jest twoje przeznaczenie. Musisz poprowadzić kompanie Thorina do Góry, aby odzyskali swój dom. Nadszedł czas, aby rządy Smauga się skończyły.

- Czy to co widziałam, to jest przyszłość? Czeka nas wojna?- zapytała z przerażeniem.

Elerrína westchnęła ciężką zastanawiając się co odpowiedzieć córce.

- Przeznaczenia się nie zmieni. To się już zaczęło i nie skończy szybko i nie bez ofiar.

- Jakich ofiar?- zapytała nierozumiejąc.

- Ty wiesz co zostało znalezione. Zło się obudziło i to co stanie się przed Ereborem to dopiero początek wielkiej wojny.

- Chodzi o pierścień, prawda? Zło się obudziło i zrobi wszystko, aby go zdobyć. Jak temu zapobiec?

- Gra niedługo się zacznie, jak na razie karty są rozdawane i tylko od was zależy jak ich użyjecie.

Nagle zaczęło się robić coraz jaśniej i wszystko zaczęło znikać.

- Co się dzieje?- zapytała oglądając się dokoła.

- Budzisz się.

- Co? Nie mamo, ale ja mam tyle pytań na których nie znam odpowiedzi.

- Córeczko.- powiedziała biorąc jej twarz w dłonie- Wszystkie odpowiedzi masz w swoim sercu.

- Nie zostawiaj mnie proszę.- powiedziała przytulając się do elfki.

- Nigdy cię nie zostawiłam. Zawsze byłam i będę w twoim sercu, twoim, twojego brata i ojca. Zasze będę z wami pamiętaj o tym moja Słoneczna Gwiazdo.- powiedziała, a jej głos stawał się coraz bardziej odległy.

Elanor otworzyłam oczy oddychając ciężko. Znowu miała dziwny sen, choć tym razem nie był on dziwny, a raczej no właśnie? Jaki?

To była jej mama to ona pojawiała się w jej snach i to jej głos słyszała. Było to dla niej niezwykłe zobaczyć ją i przytulić. Choć to był tylko sen, to wydawać się mogło, że było to prawdziwe.

Nastał nowy dzień. Słońce wstało tak jak całe miasto gotowe, aby pożegnać swoich gości. Za chwilę mieli wyruszyć w dalszą drogę, by dotrzeć na koniec jeziora.

Krasnoludy zostały wyposażone w wszystko co było im potrzebne, w tym broń, ubrania i łódź. Białowłosej także proponowano danie broni, jednak kiedy ta oznajmiła, że posiada własną wzbudziła tym niemałe zdziwienie i obawę. Przez cały czas przebywania w mieście miała broń i mogła w jakimś stopniu mogła jej użyć przeciw żołnierzom.

Ubranie także chciano jej dać nowe, ale elfka kolejny raz odmówiła i wróciła do domu Barda, aby przebrać się w swój suchy już strój. Przy okazji wymieniła jeszcze parę zdań z mężczyzną, który życzył jej bezpiecznej drogi.

Wróciła do reszty w idealnym momencie. Kompania wychodziła właśnie z domu rządcy gotowi do drogi. Elanor stanęła przed nimi, a Thorin widząc ją zatrzymał się, a wraz z nim reszta.

- Co tu robisz? Myślałem, że odeszłaś, że wróciłaś do tego swojego królestwa.- powiedział

- Coś ci obiecałam Thorinie i zamierzam dotrzymać słowa, dlatego czy ci się to podoba, czy nie płytę z wami.- powiedziała twardo.

Krasnolud nic nie odpowiedział jedynie wyminął ją i ruszył dalej ignorując jej słowa. Nadal był na nią zły i nie zamierzał jej przebaczyć, ale chcą czy nie chcą musiał przyznać, że była bardzo uparta. Pomimo niechęci z strony większości krasnoludów to i tak nie odpuściła trwała przy nich.

- Dobrze, że jesteś.- odparł Balin zatrzymując się obok niej.

Krasnoludy i hobbit ruszyli za synem Thraina, a elfka ruszyła jako ostatnia. Szli do łodzi idąc korytarzem stworzonym przez mieszkańców miasta, którzy zebrali się, aby pożegnać kompanię.

- Jednego brakuje. Gdzie Bofur?- zauważył i zapytał Balin.

- Jeśli nie przyjdzie zostawimy go.- stwierdził Thorin.

- Musimy znaleźć wejście przed nocą, nie stać nas na czekanie.- zauważył siwobrody.

Po kolei zaczęli wchodzić do łodzi, jednak kiedy Kili już miał wejść zatrzymał go Thorin.

- Ty nie. Spieszymy się będziesz nas spowalniał.

- Co? Płynę z wami.- upierał się.

- Nie.

- Muszę tam być, kiedy otworzymy drzwi. Kiedy pierwszy raz ujrzymy sale naszych ojców.

- Zostaniesz tutaj, odpoczniesz. Dołączysz, gdy będziesz zdrowy.

Wszyscy oprócz Thorina i Killiego byli już w łodzi. Elanor zrobiło się żal młodego krasnoluda i martwiła się o niego. Był bardzo blady co nie wróżyło nic dobrego. Do tego jego noga nie wyglądała najlepiej. Chciał mu jakoś pomóc, ale nie była w stanie.

- Zostanę z nim. Nie opuszczenia rannego.- powiedział Oin wchodząc na most.

- Wuju od dziecka słuchaliśmy opowieści o Górze. Ty nam o niej mówiłeś. Nie możesz mu teraz zabronić. Będę go niósł jeśli trzeba.- odezwał się Fili.

- Kiedy będziesz królem zrozumiesz, że nie mogę ryzykować wyprawy dla jednego krasnoluda. Nawet dla siostrzeńca.- mówił bardzo poważnie.

Fili nie zamierzał tego tak zostawić. Postanowił wyjść z łodzi i zostać.

- Fili nie bądź głupcem twoje miejsce jest przy kompani.

- Moje miejsce jest przy bracie.- odparł.

Orkiestra zaczęła grać, a władca wyszedł na podest wygłosić mowę.

- Przynieście nam odmianę losu!- powiedział jedynie.

Kompania odbiła od brzegu. Ludzie wiwatowali, a krasnoludy machały do nich z uśmiechem. Białowłosa siedziała z tyłu obserwując wszystko. Odwróciła się w stronę trójki krasnoludów i posłała im uśmiech. Zauważyła jak Kili upada, ale w ostatniej chwili podtrzymali go Oin i Fili.

Po odpłynięciu władca ruszył w drogę powrotną do swego domu. Już planował co zrobi z obiecanym złotem, a jeśli wyprawa się nie powiedzie to przynajmniej smok będzie miał co jeść. Był zadowolony z tego że udało mu się pozbyć krasnoludów, którym nie miał nawet zamiaru pomóc gdyby nie obiecana nagroda.

- Zaczekajcie. Pomóżcie nam mój brat jest chory.- proszę Fili powstrzymując wraz z Bofurem brata.

- Czy to jest zaraźliwe?- zapytał z przestrachem rządca- Odsuńcie się! Nie pozwól im się zbliżać!- zwrócił się do Alfrida zasłaniając twarz.

- Proszę potrzebne nam lekarstwo.- odezwał się Oin.

- Czy wyglądam na aptekarza? Jeszcze wam mało? Nasz pan jest zajęty nie ma czasu dla chorych krasnoludów, znikajcie.- odezwał się Alfrid z obrzydzeniem.

Krasnoludy zostały przepędzone spod domu rządcy. Zrozumieli wtedy, że dali się łatwo oszukać na mile słowa władcy dlatego musieli zwrócić się do ostatniej osoby, która mogła im jakoś pomóc. Tym samym znaleźli się pod domem Barda.

- Nie. Mam dość krasnoludów odejdźcie.- powiedział widząc ich.

Zamierzał zamknąć drzwi, kiedy zatrzymał go Bofur.

- Nie proszę. Nikt nie chce nam pomóc. Kili jest chory, bardzo chory.- powiedział odsuwając się ukazując czarnowłosego krasnoluda.

Bard widząc w jakim stanie jest przypomniał sobie słowa Elanor i to jak mówiła, że w razie jego złego stanu zdrowia krasnoluda im pomógł. Stał chwilę zastanawiając się jednak pamiętając to z jaką troska mówiła elfka wpuścił ich. Nie chciał jej zawieść. Nie znał jej zbyt długo jednak miał w sobie coś co przekonało go do pomocy synom Durina.

°•☆•°

Ciężko mi to przychodzi, ale jestem zmuszona zawiesić na jakiś czas historię Elanor.
Jednak obiecuję, że nie na długo. We wrześniu znowu wrócę do pisania i publikowania.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro