17. Pierwszy pośredni pocałunek

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Connor

– Na pewno sobie poradzicie? – Esther spytała po raz tysięczny, gdy tylko podarowała swojej córce setny pocałunek w czoło.

– Tak, mamo – odparła Sheila wyraźnie znudzonym głosem.

Tego dnia nasi rodzice wyjeżdżali na tydzień do spa. I jak moi stali od dziesięciu minut pod swoim autem, po rzuceniu mi cichej prośby o niespalenie domu i danie spokoju Sheili, tak państwo Bennett na zmianę ściskali córkę, jakby nie potrafili się z nią rozstać. Lecz patrząc na to, że dziewczyna od zawsze była oczkiem w głowie wszystkich, wcale im się nie dziwiłem.

– Daj jej już spokój – rzuciła w końcu mama do swojej przyjaciółki. Ta jednak wywróciła oczami, niespecjalnie przejmując się jej słowami. – Wiem, że jesteście domatorami. Ale serio, kwiaty wam nie zwiędną.

– Ale tu chodzi o Sheilę – zaprotestował Wayne, kładąc dłoń na ramieniu córki. – Chcemy mieć pewność, że ze wszystkim da sobie radę.

– Pieprzenie – prychnął mój tata, opierając się o drzwi auta. – Myszka nie ma pięciu lat. A poza tym zawsze ma pomoc w postaci Connora. – Mrugnął do mnie porozumiewawczo.

Uśmiechnąłem się podstępnie, lecz mój ojciec nie zdołał tego wychwycić, skupiając się na rozmowie z wyraźnie zniecierpliwioną żoną.

W rzeczywistości ten tydzień miałem zamiar poświęcić na zdobycie serca Sheili poprzez miłe aktywności. Niestety po tym, gdy nieproszony zakłóciłem jej spokój, kiedy jechała na deskorolce, zaczęliśmy się unikać. Dziewczyna ukrywała się w swoim pokoju, czyniąc go swoim schronieniem.

A tym razem numer z koszulką, która niby przypadkowo zapodziała się w praniu, nie miał prawa zadziałać.

Musiałem przyznać przed sobą, że nasze spotkanie rzeczywiście było dziwne. Kiedy niezobowiązująco zacząłem temat naszej przeszłości, nie sądziłem, że moje parę słów będzie istną lawiną, która zaczęła spadać na nasze głowy. To wyjątkowo lekkomyślne pytanie było niczym klucz do części wspomnień, które dotychczas trzymałem szczelnie zamknięte w jednej z dalszych części umysłu. Poczułem to. Podobnie jak dziewczyna, która w jednej chwili posmutniała, a do momentu, gdy rozeszliśmy się do swoich pokoi, uparcie milczała.

Bolało ją to. Zresztą tak samo, jak mnie.

Z tym że zamiast szukać wspólnej cząstki dzielonego bólu, postanowiliśmy walczyć z nim na własną rękę.

Tydzień bez rodziców był dla mnie wręcz idealną okazją, żeby spróbować odpuścić sobie złośliwości względem Sheili. Wiedziałem, że nie będzie to łatwe. Ale patrząc na to, że pomału jej obecność przestawała mi ciążyć do tego stopnia, że z własnej woli dołączyłem do niej na desce, byłem pewny, że dam radę.

– Poradzimy sobie – zapewniła Sheila, robiąc krok w moją stronę i kładąc dłoń na moim ramieniu.

Od razu powiodłem wzrokiem w to miejsce. Jej palce zaciskały się na mojej koszulce, a usta wygięły w przekonującym uśmiechu. Uchyliłem usta na jej nagły gest. Zanim jednak zdążyłem go przerwać, dziewczyna zabrała swoją dłoń, a ja miałem wrażenie, że jej dotyk utrwalił się niczym tatuaż.

To było... wyjątkowo dziwne.

– Dokładnie – poparłem ją, zauważając podejrzliwe spojrzenia rodziców, które skakały między naszymi sylwetkami. – Numer alarmowy znamy. Będzie dobrze.

– Wayne, może jednak zosta...

– Pa, uważajcie na siebie – mama przerwała swojej przyjaciółce, delikatnie popychając ją w stronę auta. – Będziemy dzwonić – dodała, zanim zajęła swoje miejsce.

– Miłego wyjazdu. – Uśmiechnąłem się szeroko.

Wraz z Sheilą odpowiedzieliśmy na ostatnie pożegnania, a następnie patrzyliśmy, jak czerwone volvo opuszcza podjazd, pozostawiając po sobie ciszę.

W tym momencie przyszedł czas na dalszą część planu rozkochania w sobie dziewczyny, która wciąż stała na podjeździe w kompletnym zamyśleniu. Nie było czasu na błędy. Musiałem przejść do konkretnym działań, jeśli chciałem zakończyć to wszystko w przyszłym miesiącu.

– Co nie, że są irytujący? – Spojrzałem na Sheilę, której usta wygięły się w delikatnym uśmiechu.

– Zawsze tacy byli.

Dziewczyna wróciła do środka, nawet na mnie nie czekając. Szybko podążyłem za nią, dopiero teraz zauważając, jak cichy stał się dom bez naszych rodziców. Salon, który dotychczas tętnił życiem, wydawał się pusty. Nawet na stoliku kawowym nie stały żadne przekąski czy kolorowe kubki z resztką zimnej już kawy.

Byłem tylko ja i Sheila. I choć wydawałoby się, że znajdowaliśmy się w spokojnym miejscu, w rzeczywistości staliśmy pośrodku chaosu, który wypełniał nasze umysły.

– Sheila – zatrzymałem ją, kiedy zaczęła wspinać się po schodach. Bennett uniosła pytająco brew. – Może zaprosimy Noel i Josha? – zaproponowałem nagle.

Dziewczyna zmierzyła mnie uważnym spojrzeniem, jakby chciała odczytać moje prawdziwe zamiary. Nie wiedziała jednak, że sam nie miałem pojęcia, dlaczego wyszedłem z akurat taką propozycją. Chciałem jedynie znaleźć pretekst do spędzenia z nią więcej czasu. I może ten wcale nie był aż taki zły.

– Dobry pomysł. – Kiwnęła głową. – Ale jeśli usłyszę za ścianą...

Zaczęła, a moje oczy wytrzeszczały się coraz bardziej z każdym słowem.

Czy ona naprawdę pomyślała, że chciałem wykorzystać sytuację do przeżycia upojnej chwili z jej przyjaciółką?

– Nawet nie przeszło mi to przez myśl, zboczeńcu – odparłem zgodnie z prawdą, trącając ją delikatnie w ramię. – Spędzimy miło wieczór, a potem pójdziemy spać. – Wzruszyłem ramionami, jakby była to oczywista kwestia. – Osobno – dodałem pospiesznie.

Sheila pokręciła głową, wydobywając z siebie krótki śmiech.

– Niech będzie – odparła w końcu. – Napiszę do nich.

Następnie odwróciła się z zamiarem udania się na górę. Lecz w tym samym czasie jej wypowiedź przypomniała mi o ważnej sprawie, którą musiałem z nią załatwić.

– Czekaj. – Chwyciłem ją za łokieć.

Dziewczyna stanęła jak wryta, a następnie spojrzała w miejsce, gdzie nasze ciała się stykały. Puściłem ją w momencie, gdy nerwowo przygryzła wargę. Po chwili przerzuciła mnie swoje pytające spojrzenie.

– Nie mam twojego numeru – wydusiłem z siebie.

– Mogę dać ci telefon, żebyś się wpisał – stwierdziła. – Ale nie rozumiem. Po co ci on?

– Wiesz, będziemy tydzień sami i dobrze by było, gdybyśmy mogli się skontaktować. – Wzruszyłem ramionami. – W razie czego.

Sheila wyciągnęła z kieszeni telefon. Odblokowała go i wybrała opcję utworzenia nowego kontaktu. Następnie ostrożnie przekazała mi urządzenie, zawieszając wzrok na swojej ciemnej obudowie we wzorze w jasnoróżowe chabry. Przejąłem je, przeklinając w głowie moment, w którym przypadkiem zahaczyłem palcami o jej dłoń. Kątem oka zauważyłem, że to przypadkowe dotknięcie wprawiło dziewczynę w zakłopotanie.

A co najgorsze, mnie również. A wcale nie powinno.

Nie zastanawiając się długo, wpisałem dobrze znany mi ciąg cyfr i zapisałem kontakt. Zwróciłem dziewczynie własność, lecz tym razem specjalnie ułożyłem dłoń po jednej stronie telefonu, zwracając go w kierunku Sheili drugą. Tak na wszelki wypadek.

– Nie musiałeś się aż tak wysilać i wpisywać swoje imię i nazwisko – stwierdziła, spoglądając w ekran. – Wystarczyło dodać emotkę klauna, wiedziałabym kto to.

– Bardzo śmieszne – prychnąłem.

Sheila uśmiechnęła się lekko i ponownie zaczęła pokonywać kolejne stopnie. Mój wzrok mimowolnie podążył za jej sylwetką, chcąc odprowadzić ją do korytarza na piętrze. Jednak Bennett, zaalarmowana moim spojrzeniem, odwróciła się w połowie drogi.

– Coś jeszcze?

Przygryzłem wargę.

Opanuj się, Connor – skarciłem się w myślach.

– Zapomniałem powiedzieć, żebyś napisała mi jakąś wiadomość, żebym też mógł cię wpisać – wymyśliłem na poczekaniu.

– Jasne – odparła.

A następnie naprawdę zniknęła z mojego zasięgu wzroku. Odetchnąłem z ulgą. Zdecydowanie nasze rozmowy stały się zbyt niezręczne, za co winę od razu zrzuciłem na nasze spotkanie sprzed niecałego tygodnia.

Rozmyślanie przerwał mi dźwięk wiadomości, który wydobył się z mojego telefonu. Podszedłem do stołu, gdzie wcześniej go zostawiłem, odblokowując urządzenie.

Nieznany: Trzymaj swoją wiadomość, kretynie

Uśmiechnąłem się pod nosem, widząc to urocze przezwisko. Od razu zapisałem ją w kontaktach.

Wtedy pierwszy raz od samego początku swojej zemsty w mojej głowie pojawiły się niechciane wątpliwości. I wcale nie chodziło o Sheilę.

Chodziło o mnie. I moje serce, które doskonale wiedziało, że jeden krok za daleko może zniszczyć mur, który odciął mnie od uczuć.

Czułem, że nie powinienem zbliżać się do Sheili. Nie, kiedy wydawało mi się, że w pewnym stopniu wciąż miała na mnie pewien wpływ, którego siły nie byłem w stanie określić.

A ja nie mogłem pozwolić na to, by historia zatoczyła koło. Wolałem przeżyć ją w podobny sposób, jedynie odwracając role. Tak, by to Sheila znalazła się na przegranej pozycji.

Lecz strach przed powtórnym zranieniem odezwał się w mojej głowie, wpuszczając do niej falę wątpliwości.

Ale było już za późno. Zaszedłem za daleko, by poddać się w tym miejscu. Musiałem doprowadzić swój plan do końca. Choćby cena jego wykonania miała być wysoka.

~ ✿ ❀ ~ ✿ ❀ ~ ✿ ❀ ~

Joshua i Noel pojawili się w domu Bennettów pod wieczór. Przynieśli ze sobą jakieś słone przekąski i gazowane napoje, a ja i Sheila oddaliśmy im część pieniędzy. Choć początkowo rozmowy inicjowała głównie Kelley, która tego samego dnia zdążyła odwiedzić kosmetyczkę, fryzjera, a do jej domu zapukał, cytując niczego sobie kurier, z czasem atmosfera znacznie się rozluźniła. Do tego stopnia, że kiedy dziewczyny zajmowały się robieniem lemoniady, ja i Joshua wybieraliśmy film, który moglibyśmy później obejrzeć.

– Myślisz, że horror będzie w porządku? – spytał chłopak, przeszukując wspomnianą kategorię na Netflixie.

– Dla mnie spoko – odpowiedziałem, wygodniej układając się na kanapie.

– Żadnych horrorów! – dotarł do nas głos Noel.

– Słyszałeś? – zwrócił się do mnie Josh, a jego usta uformowały się w złośliwym uśmiechu. – Kocha horrory.

– Zdecydowanie.

Olson zajął się szukaniem odpowiedniego filmu, a ja zacząłem przeglądać media społecznościowe. I tak zgodziłbym się na oglądanie wszystkiego. Nie było gatunku, którego nie mogłem znieść do tego stopnia, by nie móc poświęcić dla niego jednego wieczoru.

– Kto pozwolił im wybierać... – jęknęła Noel. – Idioci.

– Wybierz coś lepszego – odpowiedział jej kuzyn, odwracając się w jej stronę.

– Obejrzyjmy coś od Marvela – rzuciła.

Josh parsknął pod nosem, na co spiorunowałem go wzrokiem.

Mógł zrobić wszystko. Ale obrażanie Marvela przekraczało wszelkie granice.

– Daj spokój – zwrócił się do mnie. – Nie gadaj, że jesteś po jej stronie.

– W zasadzie obejrzałbym Thora – wypaliłem z niewielkim uśmiechem.

Chłopak westchnął, a następnie spojrzał przelotnie na Bennett, prawdopodobnie szukając w niej ostatniej deski ratunku.

– Sheilaaa...

– Wszystko tylko nie horrory – odparła jedynie.

Uśmiechnąłem się pod nosem.

Szach mat, Olson.

– Przegłosowane! – powiedziała Noel i z triumfalnym uśmiechem dosiadła się do nas, stawiając na stoliku dwie szklanki wypełnione orzeźwiającym napojem.

Jej śladem podążyła Sheila. Usiadła obok Joshuy i obdarzyła go lekkim uśmiechem. Ten przełożył ramię przez oparcie, przysuwając się bliżej. Chwilę ich obserwowałem, ostatecznie skupiając się na lemoniadzie.

Choć myślałem, że mam nad nim tę przewagę, że mieszkałem tymczasowo z Bennett w jednym domu, zdałem sobie sprawę, że Joshua miał w sobie coś, czego ja nie miałem i nie mogłem już mieć. Czystą kartę, którą Sheila była gotowa wypełnić nowymi wspomnieniami ze swoim udziałem. Moja zapełniona była scenami z dzieciństwa, a skażona jedną, której skutki ciągnęły się za nami aż do końca.

– Wszystko dobrze? – spytała Noel, dyskretnie przysuwając się w moją stronę. – Jeśli lemoniada ci nie smakuje...

Pokręciłem głową, a następnie upiłem łyka na potwierdzenie swoich słów. Jednak gdy w ustach poczułem słodki posmak, który zdecydowanie zdominował ten kwaśny, spojrzałem w stronę dziewczyny, której cukier był specjalnością.

– Jest w porządku – mruknąłem, nie do końca zgodnie z prawdą.

Sheila, jakby zdała sobie sprawę, że musiałem posmakować jej specjału, posłała mi złośliwy uśmiech. Dlatego, dając pokaz swojej dojrzałości, wystawiłem w jej stronę środkowego palca.

– Wy chyba nigdy się nie dogadacie – stwierdziła Noel.

– No co ty. Przecież się uwielbiamy – rzuciłem sarkastycznie. – To tylko takie... przyjacielskie złośliwości.

Dziewczyna zaśmiała się, po czym również upiła łyka napoju. Skrzywiła się, co oznaczało, że w jej szklance znajdowała się idealnie kwaśna lemoniada.

– Mogę łyka? – spytałem, wskazując na szklankę.

Noel kiwnęła głową, podając mi naczynie. Nachyliłem się i już po chwili poczułem szczypanie na języku.

Więc tak się bawimy, Sheilo.

– Właśnie zaliczyliśmy pierwszy pośredni pocałunek. – Noel klasnęła w dłonie, wyrywając mnie z zamyślenia. Spojrzałem na nią z konsternacją. – Jak się z tym czujesz?

– Szczerze? – Dziewczyna spojrzała na mnie wyczekująco. – Mam to gdzieś.

Przez krótki moment żałowałem, że nie zdążyłem ugryźć się w język. Lecz kiedy zauważyłem cień rozbawienia na twarzy dziewczyny, uznałem, że również odbierała całą sytuację jako żart.

– Teraz rozumiesz, dlaczego umyłam szklankę, kiedy mi ją wyrwałeś, gdy widzieliśmy się po raz drugi – zwróciła się do mnie Sheila.

– No tak. W końcu musisz chronić swoje usta – wtrąciła Noel ze śmiechem.

Sheila pokręciła głową, a jej policzki lekko się zarumieniły. Aby zamaskować zawstydzenie, upiła łyka lemoniady, starając się zakryć swoimi jasnymi pasmami włosów.

Niepotrzebnie.

– Dobra, mieliśmy oglądać film – powiedziała nagle, tym samym zmieniając temat. – Na co się w końcu zdecydowaliście?

– Głosuję na Thora – stwierdziła Noel, a następnie położyła swoją dłoń na moim ramieniu na znak poparcia.

– Niech będzie – mruknął niechętnie Joshua, który cały czas trzymał pilota.

Chłopak zgodnie z prośbą moją i Noel włączył najnowszą część, choć prawdopodobnie nie znał poprzednich. Podobnie jak Sheila, która poprosiła Noel, by ta od czasu do czasu wytłumaczyła jakieś ewentualne niezrozumiałe kwestie.

Wbrew zamierzeniom, tamtego wieczoru wcale nie skupiłem się na zemście. W obliczu rozmów, przerywanych śmiechem, nie miała ona większego znaczenia. Całkowicie dałem się pochłonąć czasowi spędzonemu z ludźmi, którzy przyjęli mnie do siebie, rozpalając iskrę nadziei na to, że może wcale nie było za późno na nawiązanie przyjaźni.

I choć z początku pod tę myśl podpiąłem jedynie Noel i Josha, kiedy rzucałem przelotne spojrzenia w pełni skupionej na filmie, wciąż nieco zawstydzonej wcześniejszą rozmową blondynce, na moment uwierzyłem w to, że może nie wszystko zostało bezpowrotnie stracone.

A potem wróciłem do swojego planu. Automatycznie zapominając o wcześniejszej, naprawdę naiwnej myśli.

==

Hej!

Rozdział 17 za nami. Trochę nudnawy, ale cóż, czasem musi być jakaś cisza przed burzą, prawda?

Dziękuję wam za aktywność, wyświetlenia, gwiazdki i komentarze! <3

Powiem wam, że przez szkołę niestety coraz częściej odchodzę od pisania lemoniady. Strasznie żałuję, że nie udało mi się skończyć jej na wakacjach, bo kompletnie nie czuję już tego vibe'u :// ale nic, jestem pewna, że wspólnie dobrniemy do końca, bo przed nami największa akcja.

Do następnego! <3


Tiktok: @ametsa.watt

Twitter: _ametsa_

#SSLZwattpad

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro