ღ FOUR ღ

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rozdział miał być wczoraj, ale w piątki leżę w wannie. Zapraszam do czytania XD

x

Leżę w wannie wypełnionej wodą, aż po brzegi. Oddycham spokojnie, a ciało drży. Bez większego namysłu zamykam oczy, a ciało zaczyna bezwładnie opadać. Nim zdołam się obejrzeć moja twarz znajduje się pod taflą, lekko chłodnawej, cieczy. Mija chwila, a ja czuje jak z każdą sekundą brakuje mi coraz bardziej powietrza.

Kiedy na Ciebie patrzę brakuje mi tchu. Duszę się, a Twój wzrok przeszywa mnie na wylot. Żyjesz w słodkiej nieświadomości, a ja umieram z każdym dniem. Krwawię w środku jak i na zewnątrz. Nie radzę sobie, a moje myśli robią się okropne. Brzydzę się samego siebie. Mam ochotę umrzeć. Panikuje kiedy jesteś blisko. Nie wiem co ze sobą zrobić. Moje ciało dygocze, a serce bije jak szalone. Jednak Ty tego nie widzisz.

A może nie chcesz widzieć?

Podnoszę się szybko biorąc głęboki oddech. Dyszę ciężko, a przy okazji kaszlę poprzez wodę, która dostała się do moich nozdrzy. Z moich włosów skapują pojedyncze krople, a dłonie zaciskam na bokach wanny.

W końcu wstaje i owijam się ręcznikiem. Opieram się o umywalkę i spoglądam na swoje odbicie w lustrze. Błądzę wzrokiem po swej mizernej posturze. Spoglądam na nadgarstki pełne blizn, obojętny wyraz twarzy oraz oczy wołające o pomoc. Uśmiecham się lekko panicznie i odwracam tyłem. Zakładam przygotowane ubrania i wypuszczam wodę z wanny.

Szybko suszę włosy i je przeczesuje. Następnie wychodzę z pomieszczenia i przemierzam korytarz. Szybkim krokiem zmierzam do swojego pokoju. Spoglądam na zegarek wskazujący godzinę wpół do czwartej. Nie czując zmęczenia nakładam na siebie bluzę i schodzę na dół.

Siadam na zimnej podłodze i zakładam buty. Przez moment patrzę pusto w jeno miejsce. Z amoku wyrywa mnie hałas dochodzący obok. Podnoszę głowę i widzę Kamilka. Spogląda na mnie pytająco, a ja po prostu się podnoszę. Otrzepuje spodnie z kurzu. Bez słowa wychodzę i zaczynam iść prosto przed siebie.

Błądzę ulicami, a otacza mnie mrok. Chłodny wiatr muska moją twarz. Nie wiem nawet, która jest godzina. Telefon został w domu. Potrzebuje wyciszenia. Jednak gdzie nie ucieknę, myśli mnie gonią. Zarzucają sieć i duszą.

Kocham Cię. Słowo, które przyprawia mnie o dreszcze. Boje się, że w jakiś sposób dowiesz się prawdy. Znikniesz z mojego życia, a ja nawet nie zdążę się wytłumaczyć. Tylko co tutaj jest do wyjaśniania? Miłość da się usprawiedliwić?

𝚡

Skapują na mnie krople, a ciało przeszywa chłód. Drżę z zimna, a przylepiające się ubrania wcale nie pomagają. Stoję w smudze deszczu i nie wiem co robić. Odczuwam zmęczenie, a jednak nie chce wracać do domu.

Spuszczam głowę w dół, a wzrok wbijam w przemoknięte buty. Na około mnie powolnie pojawia się kałuża. W moich uszach odbija się tylko dźwięk spadających kropli oraz przytłumione bicie serca.

Z każdym dniem zastanawiam się, czy nasza więź dalej istnieje. Czy swoim zachowaniem nie zacząłem jej przerywać. Myślę nad tym, że w każdym momencie możesz wyrzucić mnie ze swojego życia. Zamienić na kogoś lepszego. Zostawić samego.

Tak postępują przyjaciele?

W końcu ruszam z miejsca. Przecieram twarz rękawem, aby ta na nowa mogła stać się mokra. Spokojnym krokiem zmierzam w stronę domu. Ociągam się. Mam ochotę dalej spacerować, aczkolwiek zmęczenie nadchodzi coraz to większymi krokami. Nie chce z nim walczyć. Mój organizm i tak jest wyczerpany.

Wspólne filmy z Tobą są fantastyczne. Świetnie się bawię. Z tobą jak i chłopakami. Jednak często odrzucam od siebie tą radość. Nad moją głową wiszą mroczne chmury. Chce dobrze spędzić czas razem z wami, jednak blokują mnie własne myśli. Czuje się skołowany tym, że sam sobie utrudniam funkcjonowanie. Nikt nie jest winny. Nikt oprócz mnie.

Chłopaka, który nie umie w uczucia.

Znajduje się niedaleko domu. Nie wiem nawet dlaczego, ale przez ten czas w moich oczach zdążyły zagościć łzy. Jest mi ciężko. Nie potrafię udźwignąć tego co sam wykopałem. Powoli tracę kontrolę nawet nad samym sobą.

Wchodzę do domu. Zatrzaskuje drzwi, a gdzieś w głębi słyszę szelest. Przechodzi przeze mnie dreszcz. Ściągam buty i kładę je na wycieraczkę. Nie chce, aby woda z nich, skapywała na podłogę. Wzdycham cicho i przemierzam przedsionek. Kątem oka spoglądam na zegar wskazujący siódmą. Gdzieś z boku miga mi czyjś ruch. Nie zwracam na to szczególnej uwagi. Kieruję się w stronę schodów. Jedyne o czym marzę to o ściągnięciu przemoczonych ubrań, które wciąż utrzymują na moim ciele temperaturę ujemną.

Zaczynam się powoli wspinać. Jednak przeszkadza mi w tym chrząknięcie z prawej strony. Odwracam w tamtą stronę głowę i patrzę na Filipa z kubkiem, jak mniemam kawy, w dłoni. W jego oczach, czy też wyrazie twarzy widzę niezadowolenie. Jednak pewien jestem, iż pod tą skórą jawi się ciekawość oraz troska.

— Czemu nie śpisz? — przerywam ciszę.

— Mógłbym zapytać o to samo — bierze łyk napoju.

— Będziesz się teraz bawić w moją matkę, czy mogę sobie już iść? — pytam zmęczony.

— Mógłbyś chociaż telefon zabrać ze sobą — prycha.

— Nie mam humoru, Filip.

— Ostatnio wcale go nie masz. Martwię się o Ciebie. Dalej pamiętam to co mówiłeś, że nie radzisz sobie, że opowiesz mi to kiedy poukładasz to sobie.

W moich oczach znów goszczą łzy, a na twarz wstępuje delikatny uśmiech bólu. Chłopak marszczy brwi i odkładał kubek na bok. Już po chwili stoi przede mną. Lustruje mnie wzrokiem, a ja mam ochotę wybuchnąć płaczem. Nie wiem co robić. Gubię się.

W końcu obejmuje mnie. Nie wiele myśląc kładę dłonie na jego plecach. Zaciskam pięści na jego bluzie i czuje jak przyciąga mnie do siebie. Cały drżę.

— Nie wiem jak Ci pomóc kiedy mi o tym nie mówisz — mówi cicho. — Zawsze będę Twoim oparciem. Nie oddalaj się ode mnie.

Odpycham Cię? Sam nie wiem. Tak bardzo Cię pragnę, że zsyłam Twoje uczucia na drugi plan. Jesteś niczym cień. Podążasz za mną. Jednak ja chce Cię obok, tuż przed sobą. Oglądać Twoją twarz. Doprowadzasz mnie do palpitacji serca. Zawsze umiesz poprawić mi humor. Masz piękny uśmiech, cudowny ton głosu, śliczne wnętrze, a słaby wzrok. Nie widzisz co ze mną robisz. Jak moja dusza brnie ku Tobie.

A może nie chcesz tego widzieć? Ukrywam się zbyt dobrze?

Powiedz mi, proszę.

Ranie Cię?

Bo ja siebie tak.

Uratujesz mnie?

_____
1017

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro