ღ NINEღ

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jest czwarta nad ranem, a mój wzrok spoczywa na suficie. Nie potrafię zasnąć. Słońce powoli wstaje, a ja leżę bezsilny. Dłonie trzymam na klatce piersiowej. Nie mam pojęcia co ze sobą zrobić. Brakuje mi ciepła i bliskości. Patrzę w bok, a jedyne co widzę to pustkę.

Chce złapać Cię za rękę. Trzymać mocno i nie puszczać. I choć wiem, że nie zawsze byłoby kolorowo za każdym razem cierpiałbym do póki byśmy się nie pogodzili.

To uczucie wyniszcza mnie. Powoli, ale skutecznie. Błądzę korytarzami życia, szukam celu, jakiejś poszlaki, a zaznaje tylko rozczarowania. Potykam się i duszę. Cała ta sytuacja owija się w okół mej szyi niczym wąż. Zaciska i zabiera tlen.

W końcu wstaje i człapie do łazienki. Zamykam cicho drzwi i podchodzę do umywalki. Mój organizm jest na tyle wyczerpany, że z mojego nosa zaczyna skapywać krew. Wbijam wzrok w swoje odbicie, a do oczu napływają łzy.

Nie kochany.

Odrzucany.

Nienormalny.

Buduję w okół siebie ten mur chociaż nie chcę. To zaczęło się zupełnie przypadkiem. Nie mogłem tego zatrzymać.

Czekam, aż ktoś mnie wybawi.

Tylko co jeśli dla mnie nie ma już ratunku?

Obracam między palcami metalowym przedmiotem. Moje głowa jest pusta, a równocześnie zawalona myślami. Na delikatnej skórze pojawia się nowe cięcie. Przez ciało przechodzi ból, a po ręce płynie szkarłatna ciecz. Z każdą chwilą coraz więcej.

Jest mi słabo.

Powoli odpływam.

Wyjmuję z szafki bandaż i owijam nim swoje nadgarstki. Myje umywalkę i chowam wszystko. Wyciągam tabletki nasenne i biorę dwie. Popijam je wodą z kranu i wracam do swojego pokoju. Cały świat mi się kręci. Chce wymiotować.

Gdzie ja jestem?

Co robię ze swoim życiem?

Co poszło nie tak?

Przykrywam się kołdrą i wtulam twarz w poduszkę. Odgłosy z zewnątrz zaczynają się zlewać w jedno. W końcu zanikają, a w uszach słyszę piszczenie. Odpływam. Zapadam w upragniony sen. Chociaż na chwilę.

𝚡

Podnoszę się do siadu i przecieram twarz rękoma. Patrzę na godzinę, która wskazuje dwunastą. W dalszym ciągu odczuwam zmęczenie.

Podnoszę się i przebieram. Zakładam spodnie, koszulkę, a na to luźną bluzę. Przez moje ciało przechodzi przeszywający ból. Podciągam rękawy i zerkam na przesiąknięte bandaże. Wzdycham cicho i zmieniam je na świeże.

Dalej to robię.

Głupota nie zna granic.

Zwłaszcza moja.

Schodzę na dół i wchodzę do kuchni. Przy blacie widzę Filipa, który z niemrawą miną patrzy na różne składniki przed sobą. Staje obok niego i przelatuje po wszystkim wzrokiem. Nie mam pojęcia po co mu to.

— Co chcesz zrobić? — pytam.

— Ciasto, ale coś mi nie wychodzi. Wiesz jakie są moje umiejętności co do wypieków.

— Mogę Ci pomóc jeśli chcesz — proponuje.

— No, ba. Przynajmniej coś razem porobimy.

— Koks.

Uśmiecham się mimowolnie. Czytam przepis wygrzebany przez Yoshiego i potrzebne składniki daje na jedną stronę. Myje ręce, a Filip zaraz po mnie. Zaczynamy odmierzać wszystko i dodawać po kolei do miski. W końcu przychodzi pora na mąkę. Oczywiście nie może się to skończyć inaczej. Już po chwili stoję cały obsypany białym proszkiem. Przecieram lekko oczy czując go na skórze. Patrzę na chłopaka po czym i on dostaje w twarz skrobią.

Cała podłoga jak i szafki pokryte są białym pyłem. Tak samo nasze ubrania jak i ciało. Zaczynamy się śmiać, a Filip przypomina przy tym fokę. Oboje wiemy, że gdyby byłby tu Paweł to by nas zabił. Jednak teraz liczył się tylko wspólnie spędzony czas. Ten śmiech, brak skrępowania i ucieczek. W końcu relacja, która zawsze nas łączyła. Miła atmosfera i uśmiech, który nie chce z nas zejść.

Po kilkunastu minutach śmiania się kończymy masę na ciasto. Przelewamy je do formy i dodajemy kawałki truskawek i kinderków, bo bez nich nie da się obejść.

— Ty to musisz wszędzie dać te czekoladki, co? — uśmiecha się starszy.

— Nie moja wina, że są koks.

— Niech Ci będzie.

Jako, że jesteśmy debilami zapominamy włączyć piekarnik. Dlatego też nastawiamy go, aby się nagrzał. Równocześnie, szybko przebieramy się i obmywamy z mąki. Następnie wstawiamy blachę do pieca i czekając na gotowy wypiek zaczynamy sprzątać.

𝚡

Podwijam lekko rękawy i zakładam rękawice. Otwieram urządzenie i przekręcam włącznik tak, aby paliło się tylko światło. Przysuwam do siebie kratę, na której ułożony jest biszkopt. Sięgam po niego ostrożnie. Niestety jakimś cudem dotykam, bokiem ręki, rozgrzanego metalu. Na ciele od razu czuje ból. Klnę dość głośno, a obok mnie zjawa się Filip. Odkładam ciasto na blat i ze łzami w oczach patrzę na oparzenie.

— Chodź, pokaż to.

Yoshi od razu przyciąga mnie bliżej. Siadam na podłodze, a starszy kuca biorąc moją dłoń. Lustruje ją wzrokiem i każe ściągnąć bluzę. Po tych słowach od razu opuszcza pomieszczenie. Nie wiedząc zbytnio jak się zachować po prostu zdejmuje materiał, tak jak prosił chłopak.

Nieprzyjemne pieczenie nasila się. Na całe szczęście do kuchni wraca niższy. W dłoni trzyma jakiś sprej oraz bandaż. Z zamrażarki wyciąga lód. Delikatnie przykłada zamarzniętą wodę do zaczerwienionej skóry, a ja syczę.

— Bardzo boli? — pyta.

Kiwam tylko głową zaciskając zęby. Już po chwili kostki się rozmrażają przez co zimna ciecz spływa po moim ciele. W kącikach oczu czuje napływające łzy. Chłopak zabiera ode mnie lód i podchodzi do zlewu. Pod wodę wkłada opatrunek i moczy go. Następnie wraca do mnie i psika oparzenie sprejem chłodzącym. Następnie owija moją rękę zimnym bandażem. Związuje go i przygląda mi się uważnie.

Nagle jego wzrok zjeżdża niżej. Zatrzymuje się na nadgarstku, a ja czuje jak robi mi się ciepło. Czuje jak jego palce delikatnie zaciskają się na mojej dłoni. Przełykam gulę w gardle. Chce się ruszyć, ale paraliżuje mnie strach.

Starszy lekko drżącymi rękoma odwija zmięty i zarazem poplamiony materiał z mojej skóry. Na światło dzienne wychodzą moje blizny. Te stare jak i świeże. Czuję jak przechodzi mnie dreszcz. W uszach odbija się cisza. Boje się cokolwiek powiedzieć. To nie tak miało być. Chłopak delikatnie przesuwa kciukiem po ranach.

— Dlaczego? — pyta cicho.

Nie wiem co powiedzieć. Milczę, a niższy podnosi głowę. Patrzy mi w oczy. Widać, że jest lekko zagubiony. W końcu, kto na co dzień jest w takiej sytuacji? Cisza pomiędzy nami trwa jeszcze krótki moment.

— Proszę, powiedz mi, dlaczego? — powtarza.

— Możemy porozmawiać w pokoju? — odpowiadam cicho spuszczając głowę.

Ten tylko przytakuje i wstaje. Pomaga mi się podnieść i w niezręcznej ciszy wybywamy na górę. Z każdym postawionym krokiem czuje się jakbym szedł na ścięcie. Pełen świadomości, że nie ucieknę tak łatwo.

Ukrywałem się. Długie rękawy, odwracanie rąk. Nigdy nie zostawiałem tego na widoku. Nikt, nic nie zauważył. Przez ten mały wypadek cała ta bariera się posypała. Przedarłeś się przez jedne z drzwi, które postawiłem. Boje się jednak, że teraz jeszcze łatwiej pójdzie Ci z kolejnymi. Pragnę tego, a zarazem szukam coraz więcej kłódek.

Serce bije mi jak szalone. Tym razem nie tylko z powodu Twojej obecności. Opatula mnie strach. Chcesz wysłuchać co mnie do tego skłoniło. Czemu z nikim o tym nie porozmawiałem. Jednak ja sam tego nie wiem. Szukam odpowiedzi, a równocześnie inni chcą ją ze mnie wyciągnąć.

Wchodzimy do mojego pokoju. Siadamy na łóżku. Filip po turecku gdzieś na środku, a ja obok jednak nogi stawiam na panelach. Wzdycham cicho i lekko drżę. Zjada mnie stres.

— Nie powiedziałeś mi — zaczął. — Obiecałeś, że zawsze będziesz ze mną szczery. Liczyłem na Ciebie, a Ty na mnie. W którym momencie to się popsuło? Czemu po prostu nie przyszedłeś porozmawiać? Powtarzałem, że zawsze przy Tobie będę. Więc, dlaczego? — w jego głosie słyszalny jest smutek.

— Filip... To nie tak — wyduszam z siebie.

— To jak? — odwracam się i patrzę mu w oczy. — Co poszło nie tak? Damian, ja się po prostu martwię. Nie mogę przejść obok tego obojętnie. Zależy mi na Tobie. Nie chce Cię stracić.

— Przepraszam — do moich oczu napłynęły łzy. — Nie mogłem sobie poradzić.

— Dlaczego do mnie nie przyszedłeś? Jak to się zaczęło? — spojrzał na mnie smutno.

— Bałem się. Po prostu nie wiedziałem co powiedzieć. Tak cholernie brzydzę się sobą. Zaczęło się tak niewinnie. Nie mogę poradzić sobie z uczuciami. To wszystko krąży we mnie. Nie wiem co robić.

Na moich policzkach pojawiają się pierwsze łzy. Pociągam nosem patrząc na chłopaka. Ten robi niepewny gest do przodu i przyciąga mnie do siebie. Odruchowo kładę  głowę na jego kolanach. Odwrócony jestem w jego stronę. Nie mogąc się powstrzymać po prostu się rozklejam. Od razu czuje na swojej głowie dłoń. Filip zaczyna głaskać mnie po włosach, a moje ciało się trzęsie.

— Damian... Co Cię do tego doprowadziło? — szepcze.

Ty. Moja nieporadność. Nie umiałem zabić tego szerzącego się uczucia. Opanowało mnie. Zalęgło się niczym chwast. Wbiło korzenie i rozkwita. Chciałbym cofnąć czas. Zapobiec temu. Jednak, czy co innego nie spowodowałoby mego cierpienia? Może zaatakowałaby mnie pustka? Opanowujące zimno dające znak, iż do końca będę samotny.

— Proszę, wytłumacz mi. Chce Ci pomóc — deklaruje delikatnie, wyciągając mnie z myśli.

— Zagubiłem się w tym wszystkim. Próbowałem skleić to w całość, ale ciągle się potykam, nie umiałem poprosić o pomoc — łkam. — Proszę, powiedz, że mnie nie zostawisz.

— Damian — mówi miękko. — Nigdy bym Cię nie odrzucił. Jesteś dla mnie ważny. Powiesz mi co Cię do tego skłoniło? — dalej gładzi moje włosy.

— Nie wiem jak Ci to wytłumaczyć. Nie potrafię nazwać tych emocji. Zagórowały nade mną. Ciągle mnie przygniatają.

Przecieram policzki, które już po chwili znów zalane są łzami. Chłopak dalej głaszcze moją głowę, a ja czuje ciepło, którego tak bardzo mi brakuje.

— Następnym razem przyjdź do mnie, dobrze? Pomogę Ci najlepiej jak będę umiał.

— Dziękuję Ci, że jesteś — szepczę.

Starszy bawi się moimi włosami jeszcze chwilę, a ja wypłakuje się w jego bluzkę. W końcu kładzie się obok mnie i patrzy prosto w oczy. Wyciąga w moją stronę dłoń i ściera delikatnie ciecz z policzków. Uśmiecha się pocieszająco i chwyta moją rękę. Splata nasze palce razem, a kciukiem gładzi blizny.

Pociągam nosem i odruchowo się przytulam. Potrzebuje tego. Nie doznaje odmowy. Filip sam opatula mnie ramionami i przyciąga do siebie. Leżymy wtuleni w siebie, a ja powoli się uspokajam. Między nami panuje przyjemna dla ucha cisza.

Kocham Cię.

Nie zostawiaj mnie.

Jesteś całym moim światem.

Zaakceptujesz to?

____
1640

Nie pamietam czy sprawdzany
Jak cringe to sorry XDD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro