Rozdział VII - Przemyślenia na kacu

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tym razem odwiedziliśmy inne miejsce. Znajdowało się spory kawałek od domu Olki, ale miało ładniejszy wystrój – czerwone ledowe napisy były jedynym źródłem światła, a fotele zostały obite skórą. Odwiedziliśmy to miejsce pierwszy raz. W papierowej koronie, z napisem: solenizant, którą kazała mi włożyć przyjaciółka, czułem się jak skończony debil, ale przynajmniej wszyscy podchodzili do mnie i częstowali alkoholem. Zdążyłem więc w ciągu dwóch godzin poznać parę lesbijek, które poleciły mi pojechać do sąsiedniego miasta do gej-klubu. Stwierdziłem, że to może być ciekawa przygoda, więc nawet zapisałem adres.

Po dziewczynach podszedł do mnie starszy facet, wyglądał na jakieś pięćdziesiąt lat. Postawił przede mną szklankę whisky i oznajmił, że muszę to wypić, bo inaczej nie zostanę prawdziwym mężczyzną. Byłem chyba jeszcze rzeczywiście za młody na smak tego alkoholu, więc pozbyłem się go ze szklanki najszybciej jak mogłem.

Patryk podszedł do barmana i już zaraz każdy chętny trzymał w dłoni plastikowy kubek z szampanem. Cała chorda pijanych ludzi zaczęła mi śpiewać sto lat. Nie bardzo wiedząc, co powinienem zrobić, kierowany wypitymi procentami, które zdążyły mi już namieszać w głowie, zdjąłem buty i wskoczyłem na stolik, co wywołało salwę śmiechu. Na koniec piosenki ukłoniłem się przed wszystkimi i zagwizdałem na palcach.

Poniosła nas muzyka. Patryk kleił się do Olki bardziej niż zwykle. Najwyraźniej zamierzał zaprosić ją w końcu na studniówkę. Ja czepiłem się grupki jakichś motocyklistek i razem płakaliśmy, trzymając się za ręce, gdy DJ puścił „Photograph" Sheerana na prośbę jednej z par. Brakowało nam tylko podniesionych zapalniczek. Bujaliśmy się w prawo i w lewo, bo na więcej nie było nas stać.

Nie piłem jakoś dużo, ale po wymieszaniu różnorakich alkoholi czułem się poskładany. Co prawda nie straciłem świadomości, ale gdy usiadłem, pomyślałem sobie, że lepiej, bym na razie nie podnosił tyłka.

Przyglądałem się tańczącym ludziom. Chociaż może tańczącym to za dużo powiedziane – wszyscy skakali, jakby rytm puszczanej przez DJ'a muzyki wcale nie miał znaczenia. Ci bardziej pijani potykali się o własne nogi, wpadali na innych, później lądowali na podłodze, próbując się podnieść.

Jednak nic nie zdziwiło mnie bardziej niż Artur wchodzący do klubu. Rozejrzał się po tłumie i nielicznych ludziach zajmujących miejsca przy ścianach, aż w końcu dostrzegł mnie. Poczułem, jak żołądek podchodzi mi do gardła. Chcąc powstrzymać wymioty, wypiłem połowę drinka.

Dwojny usiadł obok, plecami oparł się o ścianę. Nogi rozłożył tak szeroko, że jego kolano stykało się z moim.

— Zastanawiałem się, dlaczego Ola do mnie napisała. Uczniowie raczej nie odzywają się do nauczycieli, gdy nie muszą, zwłaszcza w środku nocy. Ale ona tylko wysłała mi adres. Zastanawiałem się, czy mam się pod niego udać, a że to niedaleko mojego domu, to pomyślałem sobie, czemu nie?

— Ola do pana napisała? — ściągnąłem brwi.

— Zgadza się. Nie wiem, jaki miała w tym cel.

— Ja również.

Próbowałem znaleźć jej błyszczący kapelusik wśród tłumu, ale gdzieś mi zniknął. Tak samo jak rude włosy Patryka. Z całą pewnością coś uknuli.

— Masz urodziny? — zapytał, wskazując podbródkiem koronę leżącą na stoiku. W odpowiedzi kiwnąłem głową. — To wszystkiego najlepszego.

Uśmiechnął się szeroko. Nie był trzeźwy. W jego oczach odbijało się ledowe światło, a wokół unosił się zapach perfum.

Nie minęła chwila, gdy przyciągnął mnie swoimi wielkimi ramionami, mocno ściskając.

— Nie myślałem, że będę mógł przeżywać z tobą tę chwilę... — wymamrotał niezgrabnie.

— Tak, ja też. — Rzeczywiście nie sądziłem, że ktoś zaprosi belfra na moją osiemnastkę. Czułem się niezręcznie w jego uścisku, ale na szczęście po chwili odsunął się na bezpieczną odległość.

— Osiemnaście lat. Wspaniały wiek. Pamiętam, że ja nie świętowałem swojej imprezy tak hucznie. Zaszyliśmy się z chłopakami w szopie i opróżniliśmy kilka butelek wódki. Później spaliśmy na sianie, bo baliśmy się wrócić do domu. Ach, to był naprawdę wspaniały czas. Wypijmy więc za to! — Sięgnął po jedną z pustych szklanek stojących przed nami na stoliku. Nie miałem pojęcia, kto z niej wcześniej pił. Wlał do niej zarówno alkoholu, jak i coli.

— Myślę, że nie powinienem z panem pić — stwierdziłem resztkami samokontroli. — Nie wiem, czy w ogóle powinienem jeszcze pić. Jest pan moim nauczycielem, a to, co robimy, jest w ogóle niestosowne.

— Wiesz, czego nauczyły mnie stosowne rzeczy? — patrzył na mnie lekko nieprzytomnym wzrokiem. Pokręciłem głową w odpowiedzi. — Że nigdy nie są tym, czego chcemy, mocno nas ograniczają. A życie jest zbyt krótkie, żeby się ograniczać. Nigdy nie wiesz, kiedy się skończy. Dlatego staram się nawiązywać dobre relacje z uczniami. Jeżeli nie będę lubił swojej pracy, to po cholerę mam tam chodzić? Ale wyżyć z czegoś trzeba, a bycie fizykiem nie przydaje się w zbyt wielu zawodach. — Upił przed chwilą zrobionego drinka. — Jak to mówią, lepiej żałować tego, co się zrobiło, niż tego, że się w ogóle nie spróbowało. Nie chcę już niczego żałować, Nick.

Wyglądał na znacznie bardziej zagubionego ode mnie, tak jakby to wszystko było rozpaczliwym wołaniem o wsparcie. Podniosłem więc kieliszek, stuknąłem nim o jego szklankę, po czym wlałem w siebie kolejną dawkę wódki.

Skoro tylko raz ma się osiemnaste urodziny, to nie powinienem się powstrzymywać, prawda?

Prawda?

***

Niezbyt wiele pamiętałem z kolejnych godzin spędzonych w klubie. Patryk z Olką przysiedli się do naszego stolika, trochę rozmawialiśmy. W pewnym momencie Maj przestała sięgać po kieliszek, żywo rozmawiając z Dwojnym, ale nie pamiętałem, o czym była ta rozmowa. Wiedziałem jedynie, że z ukrywanej zazdrości wchodziłem im co chwila w zdanie, starając się dorzucić coś interesującego, przy okazji robiąc z siebie niedojrzałego dzieciaka, który nie umie pięciu minut usiedzieć grzecznie w ciszy. Nikt nie lubi gaduł.

Później pamiętam epizod w łazience w domu Oli, gdy stała nade mną z mokrym ręcznikiem i wycierała mi twarz. Uśmiechała się delikatnie, troskliwie.

— Nie sądziłam, że potrafisz doprowadzić się do takiego stanu. — W jej głosie nie było nawet nutki sarkazmu czy śmiechu, po prostu mi współczuła.

— Przepraszam... Wiesz, że jesteś najlepsza?

— Wiem, to dlatego jestem waszą przyjaciółką. Najlepsi trzymają się razem, nie?

Przebrała mnie w czystą koszulkę i położyła spać, tak jak zrobiłaby to dobra mama. Na dobranoc przygładziła moje włosy, a potem przykryła ciepłym, puchatym kocem.

— Dobranoc, śpij dobrze.

— Dobranoc.

Rano zaś obudziłem się z wielkim kacem. Pierwszy raz w życiu czułem się tak okropnie, że jesienne, liche promienie słońca przyprawiały mnie o ból głowy. Próbowałem sobie przypomnieć, o czym rozmawialiśmy z Arturem, jednak mój mózg nie zarejestrował żadnego słowa. Pamiętałem tylko nieschodzący z jego ust uśmiech. No i moją cudowną Olę.

Ani jej, ani Patryka nie było już w pokoju, gdy powoli zwlekałem się z łóżka, starając się nie potknąć o poukładane na podłodze książki. Kac morderca i dla mnie nie miał tym razem serca. Poszedłem w pierwszej kolejności do łazienki, gdzie przyjrzałem się swojej lekko podpuchniętej po całej nocy picia twarzy. Bycie pełnoletnim wcale nie sprawiło, ze stałem się bardziej odpowiedzialny – wręcz przeciwnie; doprowadziło mnie do totalnego zapomnienia o bożym świecie.

W domu Oli unosił się zapach świeżo parzonej kawy. Moi najlepsi przyjaciele siedzieli przy stole w kuchni i o czymś rozmawiali, śmiejąc się przy tym cichutko.

— O, już nie śpisz — odezwał się pełnym głosem Patryk. On też wczoraj wypił naprawdę dużo, ale wyglądał o niebo lepiej ode mnie. — Siadaj, zaraz zrobimy ci śniadanie.

— Nie trzeba, dam sobie radę... — próbowałem lamentować, ale Olka już szła do mnie z kubkiem kawy.

— Nie wątpię, ale to wciąż ciąg dalszy urodzinowego prezentu. W przyszły weekend zaszczycisz nas swoimi popisowymi naleśnikami, teraz pozwól, że przygotuję ci najlepszą na świecie jajecznicę według panny Maj! — Poszła do części kuchennej, a jej nucenie niemiłosiernie głośno dudniło w moich uszach. Nie chciałem być jednak niegrzeczny, więc siedziałem cicho, cierpiąc katusze.

Dom Oli był naprawdę sporym budynkiem. Nigdy nie zwiedziłem całego, ponieważ chodzenie po garderobach i pralniach nie interesowało nas na tyle, by zrobić sobie po nich spacer. Rodzice dziewczyny mieli jednak niezwykłe wyczucie stylu, które – jak się domyślałem – skopiowali ze wszystkich zagranicznych magazynów. Praktycznie wszystko prócz dodatków było w domu Oli białe. No, i nie licząc jej pokoju, który mienił się najróżniejszymi kolorami ze względu na tęczowo poukładane książki i poduszki porozrzucane w każdym kącie. W salonie połączonym z kuchnią biel przełamywały dębowe meble, w łazience zaś szarość oraz nutka czerwieni.

Najbardziej bolał mnie jednak fakt, że w tak bogato urządzonym domu nie było ani jednej żywej rośliny. Wszystkie sukulenty i paprocie zostały wykonane z plastiku i powsadzane w ozdobne doniczki. Rozumiałem, ze państwo Maj należeli do zapracowanych ludzi, jednakże nie mogłem uwierzyć w to, że podlanie raz na dwa tygodnie kaktusów stanowiło dla któregokolwiek z nich problem.

Gdy tak siedziałem przy stole, Patryk włączył telewizję. Przełączył na FOX, gdzie leciały akurat powtórki czwartego sezonu Kości. Mieliśmy kiedyś taką fazę, że obejrzeliśmy wszystkie dwanaście sezonów w ciągu miesiąca. Odcinek opowiadał o szesnastolatku, który zapłodnił połowę damskiej drużyny siatkarskiej. Gwoli ścisłości – niezbyt przystojnym i wątłym szesnastolatku.

Zawsze najbardziej lubiłem Bones – jej szczerość do bólu i biologiczne podejście do życia były czymś, czego zawsze mi brakowało. A mogłem być orłem w fizyce, wyjaśniać wszystko za pomocą równań i błyszczeć na forach dla uzdolnionych. Tymczasem okłamywałem samego siebie i uciekałem z jedynych lekcji, które powinny mi się w przyszłości przydać.

— Życie jest do bani — wyjęczałem, kładąc głowę na białym obrusie.

— Nie przesadzaj, całe jeszcze przed tobą — zaśmiała się Olka, stawiając przede mną talerz z jajecznicą i koszyczek z chlebem. — A teraz jedz, póki ciepłe, bo odgrzewane jajka nie są tak dobre jak świeże.

Śniadanie, nawet jeżeli niezbyt wyszukane, było naprawdę bardzo smaczne. Jajecznica na maśle należała do moich ulubionych szybkich dań. A Ola dodała do niej pokrojoną szynkę, cebulę oraz paprykę. Kawa postawiła mnie na nogi.

Usiedliśmy wszyscy na kanapie, a ja zacząłem dopytywać, co dokładnie stało się wczoraj.

Patryk zaczął opowiadać, jak to razem z Olą obserwowali, jak robimy się z Arturem coraz bardziej śmiali, siedząc coraz bliżej siebie i równo popijając stojącą na stoliku wódkę. Stwierdzili więc, że najwyższa pora wkroczyć do akcji, aby nasza relacja nie poszła do przodu aż tak szybko, tym bardziej, że jeszcze nie było pewności, czy Artur woli chłopców. Olka rzuciła coś o tym, że nigdy nie wiadomo, czy belfer nie ma złych zamiarów. Ale skoro przyszedł do klubu na jej SMSa, to postanowiła go trochę podpytać. Ich rozmowa dotyczyła oczywiście najbardziej gejowskich seriali i książek, jakie powstały, ale Dwojny nie wiedział, o czym dziewczyna do niego mówi. Maj doszła więc do wniosku, że musi być cholernie dobry w łóżku, skoro nie jest zniewieściały i ma nadzieję, że jeżeli już do czegoś między nami dojdzie, to streszczę jej wszystko ze szczegółami.

— Rany, tak bardzo chciałabym mieć romans z nauczycielem. Wiecie, ile książek napisano o namiętnym seksie nastolatki ze starszym facetem? Oni wszyscy mają już takie doświadczenie, że ktoś taki jak ja osiągnąłby orgazm w zaledwie kilka chwil. — Rozmarzyła się lekko, wpatrując się w telewizor.

— Nie chciałabyś tego przeżywać z kimś, kto się dopiero uczy? — Podchodziłem z lekkim sceptyzmem do jej fascynacji relacją uczeń-nauczyciel. — To musi być dopiero wspaniałe uczucie, gdy uczycie się siebie nawzajem. Osobiście chyba wolałbym pierwszy raz pójść do łóżka z kimś, kto jest tak samo zażenowany jak ja.

— Z jednej strony tak, a z drugiej – zdecydowanej większości chłopców wydaje się, że seks wygląda jak na filmach porno, że jak już dobiorą się którejś do majtek, to mogą się nazwać ogierami i że trzy pchnięcia wystarczą, by zadowolić kobietę, podczas gdy to nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. — Westchnęła. — Ktoś, kto już miał łóżkowe doświadczenia, zachowuje się zazwyczaj delikatniej, wie, co to gra wstępna i potrafi kontrolować swoje zapędy samca alfa.

— Mam więc nadzieję, że wszystkim nam przyjdzie przeżyć taki pierwszy raz, o jakim marzymy — wtrącił się Patryk.

Wiedziałem, dlaczego to zrobił. Patryk jako jedyny z naszej trójki miał jakikolwiek kontakt z płcią przeciwną. Już prawie ściągnął jej majtki, gdy ta się rozpłakała i powiedziała, że nie da rady, że się boi i że nie chce zostać nastoletnią matką. Chłopak miał wtedy piętnaście lat, a dziewczyna była dwa lata starsza i – jak twierdziła – kręcili ją rudowłosi chłopcy. Wybiegła więc z płaczem, a Patryk obiecał sobie, że nie zrobi już tak drastycznego pierwszego kroku.

Wszyscy byliśmy troszkę dziwni, ale to czyniło nas tak zżytą paczką.

— Wiesz już, z kim idziesz na studniówkę? — zaczepiła w końcu temat Olka.

— Myślę, że zaproszę Julkę. Ostatnio spędzała z nami trochę więcej czasu. Uważam, że to ładna dziewczyna, a chłopcy się za nią raczej nie oglądają. Mam wrażenie, że ich przytłacza. Dobrze czuję się w jej towarzystwie. Tylko zastrzegę, by nie robiła sobie nadziei, bo to przyjacielska propozycja.

— O nie! — Patryk dramatycznie złapał się za serce. — Biedne, płochliwe dziewczyny, które już kupiły sukienki pod kolor twoich oczu!

— Ich faceci będą musieli więc kupić pasujący krawat, co znaczy, że będziemy razem wyglądać jak para — zaśmiałem się.

— To będziemy siedzieć razem! Lubię Julkę, jest trochę nerdem, ale ciebie też nie rozumiem, gdy zaczynasz mówić swoim skomplikowanym językiem, więc to żaden problem — wzruszyła ramionami Olka.

Maj miała tę niezaprzeczalną zdolność do roztapiania mojego skutego lodem serca za pomocą swojego delikatnego uśmiechu. Mógłbym się w niej zakochać.

Oprócz bycia przytulanką Ola miała jeszcze posiadała jeszcze jedną bardzo pomocną w życiu umiejętność – potrafiła gotować. Jej specjalność stanowiły dania jednogarnkowe. W tę skacowaną niedzielę, jako jedyna trzymająca się bez bólu na nogach, przygotowała nam zapiekankę kalafiorową z mięsem mielonym i dużą ilością żółtego sera. Stwierdziła, że faceci potrzebują mięsa i owszem, walałaby, gdybyśmy zjedli samego kalafiora, ale nie chciała, by kupione mięso się popsuło. Starała się jeść bardziej wegetariańsko, ale nigdy nie truła nam o tym, że powinniśmy zmienić dietę.

Można by powiedzieć, że Aleksandra Maj była chodzącym ideałem. Jednak każdy miał swoje wady – Olka należała do bałaganiar. Owszem, przygotowała obiad, ale wszystkie naczynia wylądowały brudne w zlewie. Nie potrafiła po sobie sprzątać, nie odnosiła szklanek, do każdej porcji kawy brała nowy kubek, a kupka rzeczy do zmywania rosła i rosła.

Dochodziła dwudziesta, gdy doszliśmy z Patrykiem do wniosku, że czas najwyższy wracać do domu. A raczej gdy na dworze zrobiło się już ciemno i mój przyjaciel stwierdził, że może prowadzić bez obawy o alkohol w wydychanym powietrzu.

Śmiechem-żartem, ale wciąż nie mogłem powiedzieć, czy rzeczywiście wytrzeźwiałem.

Wzrok mojej mamy, gdy tylko wszedłem do salonu, nie był zbyt przychylny, ale nie powiedziała ani słowa na temat tego, jak wyglądałem. Zapytała, jak minęła mi impreza, a gdy powiedziałem, że w końcu legalnie wszedłem do klubu i legalnie kupowałem alkohol, zgromiła mnie spojrzeniem. Wolałem nie wspominać o swoich lukach w pamięci i wymiotowaniu w domu Olki, bo jeszcze zaczęłaby wyobrażać sobie jakieś niestworzone rzeczy.

W moim pokoju panował lekki chaos, ale szybko zdołałem go ogarnąć. Napisałem do Julki z prośbą o notatki z lekcji, mając nadzieję, że mi odmówi, jednak już po chwili wysłała mi cały zestaw zdjęć. Usiadłem więc grzecznie i zacząłem przepisywać wszystko, co nauczyciele dyktowali przez trzy dni mojej nieobecności, w międzyczasie pisząc z Patrykiem.

Nie myślałeś o tym, by skorzystać z jakiegoś czatu dla gejów? napisał, gdy temat zszedł na to, jak bardzo nie chciałem iść na fizykę. Może gdybyś znalazł sobie kogoś, zapomniałbyś o Dwojnym.

Ten rudzielec jednak miał łeb na karku. Wcześniej nie przyszło mi to nawet na myśl. Dostęp do Internetu dawał mi niezliczoną ilość opcji poznania kogoś, kto mógłby namieszać mi w głowie bardziej niż nauczyciel.

Pierwszym portalem, na który zdecydowałem się wejść, była czateria, jednakże szybko stamtąd zwiałem, bo widok członka należącego do sześćdziesięcioletniego faceta, który szczerzył się do kamery nie był tym, czego oczekiwałem. Później spróbowałem szukać szczęścia na 6obcy – drugim portalem, który przyszedł mi na myśl. Jednak nikt nie chciał nawiązać ze mną zbyt długiego kontaktu, gdy okazywało się, że szukam kolegi, a nie koleżanki.

Nieco zrozpaczony natrafiłem wreszcie na stronę queer.pl. Założyłem konto, uzupełniłem dane na profilu, wrzuciłem nawet jedno ze swoich zdjęć, aby potencjalny zainteresowany mógł wiedzieć, jak wyglądam. Trochę poszperałem, poklikałem „podoba mi się" przy zdjęciach kilku przystojnych chłopców, dodałem nawet jakiś komentarz. Bałem się zacząć rozmowę, bo jednak była to dla mnie totalna nowość. Wróciłem wiec do nauki, a na stronę wróciłem przed jedenastą wieczorem, gdy leżałem już w łóżku.

Miałem jedną wiadomość, która wcale nie była automatem.

Cześć! Jak się masz? :)

Serce zabiło mi szybciej, jak jakiemuś dzieciakowi. Wszedłem na profil Chemsey'a i przejrzałem go – trochę z niepewności, trochę z rozwagi. Zdjęcia, które umieścił, przedstawiały przeciętnego chłopaka w okularach, który robił głupie miny do praktycznie każdego zdjęcia. Nie był jednak brzydki.

Postanowiłem mu odpisać.

Hej. Dobrze, a ty? – wyklikałem na klawiaturze telefonu.

Też. Fajnie, że Cię nie spłoszyłem taką szybką wiadomością. Poza tym jest tak późno, że nie liczyłem na odpowiedź jeszcze dziś.

Zaczęliśmy wymieniać się wiadomościami, aż w końcu zasnąłem z telefonem.



Wyrobiłam się z dodaniem rozdziału na Mikołajki! Znów wróciła mi wena, mam rozplanowane trzy kolejne rozdziały krok po kroku, choć akcja będzie leciała ciut szybciej, niż na początku planowałam. A przynajmniej na razie.

Ho-ho-ho! Życzę wam tony śniegu za oknem! <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro