Rozdział czwarty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Leżał na dywanie w swoim pokoju i przeglądał listy od fanów, skierowane do Harry'ego. Cóż rozumiał, że można kogoś uwielbiać, sam przecież gdy był nastolatkiem miał swoich idoli, których wielbił ponad wszystko, ale to co teraz czytał było jednak przesadą. Miał już za sobą około trzydzieści listów typowo miłosnych od których mdliło go i czuł niesmak. Zerknął okiem na kolejny trzymany w dłoni i odrzucił go na bok, gdy tylko przeczytał początek, który brzmiał mniej więcej Jesteś miłością mojego życia, mimo że jeszcze się nie poznaliśmy wiem, że jesteś moją bratnią duszą i gdy tylko...

- bla bla bla gdy tylko nasze oczy się spotkają, będziesz wiedział, że jestem twoją jedyną – mówił do siebie, śmiejąc się pod nosem.

To było naprawdę niezdrowe, takie uwielbienie skierowane w stronę zupełnie obcej osoby, o której tak naprawdę nic się nie wie, ale cóż ślepa miłość, czy coś w tym stylu. Z drugiej strony rozczulały go urocze kartki od małych dziewczynek, które tak nieudolnie starały się wyrazić, co czują do Stylesa. Wziął do ręki kolejne wypociny, jakiejś fanki i gdy zaczął czytać, zamarł, ponieważ to był list od mężczyzny i nie brzmiał tak idiotycznie i infantylnie, jak te pozostałe. Miał w sobie też coś, co zaniepokoiło Louisa, słowa zrobię wszystko byś był mój, wiem że potrzebujesz tylko mnie by być naprawdę szczęśliwym. Jesteś dla mnie wszystkim, gdziekolwiek pójdziesz, odnajdę Cię. Nigdzie się przede mną nie ukryjesz. Gdzie ty, tam ja.

- Dobrze, to brzmi dość... przerażająco – stwierdził poważnym głosem i uważnie przeczytał list do końca, odkładając go na oddzielny stosik.

Następnie śmiał się głośno, czytając listy w których znalazły się opowiadania napisane przez fanki, na temat ich fikcyjnego spotkania ze Stylesam. Znalazł jeszcze kilka takich historii i stwierdził, że zdecydowanie to będzie jego jutrzejsza lektura do poduszki, a później pokaże je Harry'emu, może chłopak też chciał się z tego pośmiać. Została mu jeszcze ostatnia koperta, otworzył ją szybko, ziewając głośno, a oczy zamykały mu się ze zmęczenia, gdy na zegarze dochodziła druga w nocy. Treść listu postawiła go od razu na nogi, a całe zmęczenie odeszło na bok, ponieważ to nie było wyznanie miłości, ani zabawna historia, przed jego oczami leżała wiadomość w której napisane były wyraźne pogróżki. Prześledził tekst po raz kolejny i potarł zmęczoną twarz dłońmi. Nie wiedział, że to zaszło tak daleko, zastanawiał się czy Harry ma o tym wszystkim pojęcie czy może jest cudownie nieświadomy tego, że jakiś psychofan grozi, że go zabije za to, że postanowił być gejem.

- Tak jakby miał jakiś wybór – parsknął cicho Lou, ale wcale nie miał ochoty na żarty, bo ta sytuacja nie była zabawna. Ktoś groził Harry'emu i wydawało się, że ta osoba ma dość konkretne poglądy na pewne tematy związane z młodą gwiazdą.

List oczywiście nie był podpisany, ale nie wiedząc czemu, szatyn pomyślał, że stoi za tym kobieta. Treść nie wydawała się homofobiczna mimo, że poruszała kwestię orientacji Harry'ego, całość pobrzmiewała raczej, jak złamane serce dziewczyny, której miłość życia okazała się homoseksualna. Ostatnie na co miał ochotę, to walka z jakąś porąbaną, śmiertelnie wierzącą w swoją miłość panną, która postanowiła wybić Harry'emu gejostwo z głowy. Nie pisał się na coś takiego, miał ochotę zrezygnować, ale nie tego nauczył go ojciec. Pomyślał o Londynie i przypomniał sobie o Nicku, do którego jeszcze nie zadzwonił. Zostawił wszystkie listy poukładane w małe stosy i wspiął się na duże łóżko, układając się wygodnie, po czym chwycił telefon w dłoń i wybrał numer przyjaciela.

- I co? Już zapomniałeś o nas szaraczkach z Londynu, panie światowy? - przywitał go Nick z drwiną w głosie.

- Bardzo zabawne Grimshaw, uśmiałem się serio, chcesz coś jeszcze dodać, czy mogę się rozłączyć? – zapytał od razu, a po drugiej stronie rozległ się głośny śmiech mężczyzny. Nie przyznałby się do tego głośno, ale miło było usłyszeć znajomy głos. 

- Cóż w zasadzie to możemy pogadać, jeżeli znalazłeś dla mnie wolną chwilkę w swoim napiętym grafiku ochroniarza super gwiazdy – powiedział z wyraźnym rozbawieniem. 

- Ta chwila zaraz się kończy, więc korzystaj póki możesz ofiaro – wtrącił Louis, ale uśmiechał się radośnie, bo naprawdę stęsknił się za tym przekomarzaniem z najlepszym kumplem. Ekipa Harry'ego była w porządku, ale jakoś nie palił się do rozpoczynania nowych znajomości, a sam Styles nie był na razie zbyt rozmowny, chociaż Lou planował to zmienić.

- Ofiaro? Zapamiętam sobie to co powiedziałeś i wykorzystam gdy znowu się zobaczymy – zagroził poważnym głosem.

- Chyba nie możesz zrobić nic gorszego niż postrzelić mnie – wytknął mu tak jak zwykle  i już wyobraził sobie, jak Grimshaw przewraca oczami, słysząc jego słowa. Nie miał zamiaru mu tego zapomnieć. 

- Hmm wiesz, tym razem mogę trafić tak naprawdę.

- Świetnie, życzę powodzenia i bądź świadom tego, że tym razem ci oddam, a tak poza tym, to co słychać w mieście? – zmienił temat, nim zaczęliby kłócić się zupełnie na poważnie, chociaż w ich wykonaniu nie istniało chyba coś takiego jak kłótnia na poważnie.

- W porządku, w pracy zawalili mnie papierkową robotą i chyba się zwolnię. Może znasz już jakąś gwiazdę, która szuka ochroniarza, a może ten twój Harry już się tobą znudził i szuka kogoś nowego, bo jeżeli tak, to ja jestem jak najbardziej chętny. Możesz mnie zareklamować, masz moje zdjęcia czy coś prawda?

- Czy ja przypominam Ci może portal randkowy? – przerwał mu szybko nim ten zdążył się zagalopować, a Nick zachichotał cicho.

- Tak cię tylko drażnię celowo, udaje mi się? – zapytał z nadzieją w głosie i Tomlinson po raz kolejny zaczął się zastanawiać, dlaczego się przyjaźnią.

- Jak zwykle – mruknął krótko.

- To co jaka jest ta twoja nowa praca? Znośna czy cudowna?

- Znośna, ale trochę poplątana szczerze mówiąc i obawiam się, że będę potrzebował twojej pomocy prędzej czy później - wiedział, że kumpel będzie marudził, ale później pomoże mu tak jak zawsze. Byli zgranym duetem chociaż mogło wydawać się zupełnie inaczej. 

- Dlaczego?

- Ponieważ jesteś policjantem głupku, chociaż nadal w to nie wierzę, a mi będą potrzebne dane pewnych osób, ale na razie nie martw się tym.

- Jak zwykle będę do twych usług mój panie.

- Jezu Nick, rozłączam się, jesteś głupszy niż to dozwolone, zadzwonię za kilka dni chyba, że...

- Chyba że stęsknisz się za mym słodkim, niczym miód głosem i będziesz usychać z tęsknoty – wtrącił jak zwykle zabawny Nick. 

- Tak coś w tym stylu, to na razie – rozłączył się i gdy tylko odłożył telefon na szafkę nocną pogrążył się w mocnym śnie. 

***

Zayn przeglądał zdjęcia, które zrobił na dzisiejszym koncercie, a Liam leżał obok niego i pisał coś zawzięcie w swoim notesie, nie zwracając na nic uwagi.

- Co robisz? – zapytał nagle brunet i zerknął przez ramię szatyna, na jego notatki.

- Muszę stworzyć nowy zestaw ćwiczeń dla Harry'ego, te stare chyba się nie sprawdzają, zresztą sam nie wiem, chyba nie przykłada się wystarczająco i to jego wina, zabiorę się za niego od jutra i nie będzie żadnych wymówek, że jest zmęczony czy coś – mówił złym głosem i kreślił coś szybko - Co sądzisz o tym nowym ochroniarzu? – zapytał mimochodem, nie odrywając się od pracy. W jego głosie pobrzmiewało niezadowolenie. 

- Nie wiem, wydaje się w porządku, chociaż teraz po tych dwóch dniach stwierdzam, że jest inny niż Paul i trochę dziwnie się przy nim czuję. Jakby niekomfortowo – powiedział Zayn i wyłączył swój aparat, odkładając go na szafkę nocną – a ty co sądzisz? – popatrzył na swojego chłopaka, który także odrzucił na bok zeszyt i długopis, którym notował i rozłożył się wygodnie na łóżku, przyciągając Malika bliżej siebie.

- Nie podoba mi się, patrzy na wszystkich takim oceniającym wzrokiem, jakby tylko chciał doszukać się w nas czegoś złego. I ciągle jest w pobliżu, naprawdę tego nie rozumiem, przecież nic złego się nie dzieje, więc mógłby trochę odpuścić. Coś czuję, że Hazz też będzie miał go niedługo dosyć. Paul dawał mu swobodę i chłopak mógł robić, to co chciał i kiedy chciał, a z tego co słyszałem, ten ma jakieś swoje chore zasady, do których Styles musi zacząć się stosować. Zobaczymy, co z tego wyjdzie, ale wydaje mi się, że ten cały Louis zniknie szybciej niż się pojawił.

- Chciałbym żeby Paul wrócił – dodał cicho brunet, przytulając się do mężczyzny - na koncercie Louis wypytywał mnie skąd Harry bierze inspiracje do  swoich piosenek.

- Co za głupie pytanie? Zresztą co nas to obchodzi, wystarczy że utwory są dobre, a fani je kochają, nic więcej się nie liczy no nie?

- Pewnie, tak jak mówiłeś ten facet jest dziwny, chyba musimy mieć na niego oko. Nie wiadomo, co mu chodzi po głowie. W sumie to nic o nim nie wiemy, ciekawe czy Paul go w ogóle sprawdził.

- Masz rację, musimy patrzeć mu na ręce, a może zrobi coś głupiego i się go pozbędziemy.

***

Siedział przed oknem, a obok niego na tacy, leżał talerz z jedzeniem oraz kubek z sokiem pomarańczowym. Czuł, że musi coś w siebie wdusić, ponieważ na dzisiejszym koncercie zaczęło kręcić mu się w głowie, a świat wirujący  przed oczami to ostatnia rzecz, której teraz chciał.

Zerknął na jedzenie, które na niego czekało i z trudem przełknął ślinę. Zamówił sobie coś z hotelowego menu, ale teraz gdy patrzył na delikatny filet z łososia marynowany w syropie z sosny czuł, że zwymiotuje na sam widok. Zaczął oddychać powoli przez usta, chcąc się uspokoić i przestać myśleć o tym jak jest gruby.

- Dasz rade to zjeść, wygląda całkiem smacznie, przecież to tylko ryba, nic więcej tylko zwykła ryba – wmawiał sobie cichym głosem, ale nie był wstanie nawet zerknąć w kierunku talerza. Wyciągnął drżącą dłoń w stronę szklanki i szybko wypił całą jej zawartość – już nie jestem taki głodny – stwierdził i zignorował dźwięki, które wydawał jego żołądek, domagający się pożywienia.

Wstał zabierając ze sobą talerz i całą jego zawartość spuścił w toalecie, nawet na nią nie patrząc. Już nie czuł się głodny, teraz było dobrze, mógł iść spokojnie spać. Jutro zje lekkie śniadanie i będzie w porządku, tak jak zawsze. Wyszedł z łazienki, zrzucając z siebie po drodze ubrania i wsunął się pod zimną kołdrę. Dreszcze przeszły przez jego nagie ciało, ale zignorował je, wtulając się mocniej w poduszkę. Usłyszał jak jego telefon dzwoni, chwycił go szybko, spojrzał na wyświetlacz i gdy zobaczył jedno imię, wyłączył go szybko i odrzucił na bok. Przymknął powieki, chcąc jak najszybciej zasnąć, ale niestety jak na złość żaden sen nie przychodził, wprost przeciwnie, tyle myśli szalało teraz w jego głowie, nie był wstanie skupić się nawet na jednej rzeczy, a co dopiero wyciszyć umysł na tyle, by zasnąć.

- Musiał zadzwonić akurat teraz – wyszeptał sam do siebie i zdenerwowany przetarł oczy z których zaczęły wypływać niechciane łzy.

Był wykończony, nie wyspał się porządnie od dawna i zaczynał czuć tego skutki, był ospały i bez siły, a czekały go kolejne pracowite dni podczas których musiał funkcjonować bez zarzutów. Wiedział, że może się uspokoić tylko dzięki jednej rzeczy, popatrzył na swoje dłonie i zjechał wzrokiem w dół na nadgarstki, zagryzł mocno wargi i zamknął oczy. Nie mógł tego zrobić, nie teraz, gdy miał obok siebie Louisa, który obserwował go non stop. Jeżeli ktoś by się dowiedział, to byłaby tragedia, wszyscy by go znienawidzili i odsunęli się od niego. Gemma zabroniłaby mu spotykać się z Leo, a mama wstydziłaby się za niego jeszcze bardziej. Byłby zakałą rodziny, jeszcze większą niż teraz. Musiał się powstrzymać, nie mógł tego zrobić, nie teraz, może później, ale nie teraz....

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro