Rozdział szósty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


-Cześć Harry, co robisz? – Lou zauważył chłopaka, siedzącego na dywanie wpatrującego się w obraz wiszący na ścianie.

Chciał z nim porozmawiać już wcześniej, ale wieczorem  występował i szczerze mówiąc, nie miał serca męczyć go swoją obecnością po koncercie. Natomiast od samego rana byli zabiegani, najpierw Lou starał się wytłumaczyć loczkowi, że nie może sam wychodzić sobie do fanów jak gdyby nigdy nic, ale niestety nie był dość skuteczny. Wystarczyło, że odszedł na chwilę, a po powrocie zastał Stylesa na zewnątrz robiącego sobie zdjęcia z grupką osób. Reszta ochroniarzy machnęła bezradnie rękoma, nie wiedząc co powiedzieć i jak wytłumaczyć się wściekłemu Tomlinsonowi. Teraz znalazł nareszcie wolną chwilkę i odkrył gdzie ukrywał się Harry, gdy nie mógł go odnaleźć. Przysiadł obok niego, chcąc zacząć niezobowiązującą rozmowę. Musiał w końcu zacząć rozmawiać z zielonookim, mieli przebywać ze sobą non stop, a tak naprawdę jeszcze ze sobą nie rozmawiali, Louisowi wydawało się to bardzo dziwne i postanowił, że musi to zmienić.

- Cześć Louis, siedzę – odpowiedział obojętnie Styles i nadal wpatrywał się w obraz.

- To akurat zauważyłem.

- To po co pytasz co robię?

- Ja... myślałem, że poza siedzeniem robisz coś jeszcze – wyjaśnił nieco zbity z tropu szatyn, bo nie tak miała wyglądać ich rozmowa, ale jeżeli tak ma być, trudno jakoś to przeżyję. 

- Obijam się prawda? Powinienem zając się czymś pożytecznym, Liam będzie zły, że nie ćwiczę, a Zayn wścieknie się, ponieważ miałem przejrzeć zdjęcia z ostatnich koncertów, które zrobił – powiedział beznamiętnym tonem głosu, na który Lou nieświadomie zadrżał. Czuł jakby rozmawiał z robotem pozbawionym jakichkolwiek emocji. To nie było przyjemne, siedzieć obok i nie mieć pojęcia co zrobić, by wywołać chociaż mały uśmiech na twarzy towarzysza. 

- Nie,  wcale się nie obijasz, po prostu odpoczywasz, jak każdy człowiek potrzebujesz chwili dla siebie. Tak myślę, więc może jednak sobie pójdę – chciał wstać, ale zatrzymał go głos chłopaka.

- Nie chcesz ze mną siedzieć prawda? Zastanawiam się kiedy odejdziesz tak jak Paul i zostawisz mi tylko nagraną wiadomość, hej Harry, znalazłem zastępstwo, odwiedzę cię w trasie, do zobaczenia dzieciaku. Zresztą nieważne, zajmę się tymi zdjęciami, muszę wybrać najlepsze, a później nie będę miał na to czasu – podniósł się z miejsca, a Lou wstał razem z nim, nadal wstrząśnięty słowami, które usłyszał. 

Czy nikt nie widział, że Harry ma jakieś problemy? Nie był psychologiem, jasne na swoich studiach miał wiele zajęć z tego zakresu, ale nie czuł się specjalistą, chociaż posiadanie matki, która była szkolnym psychologiem mogło trochę na niego wpłynąć. Zawsze zwracał uwagę na ludzi, którzy potrzebowali pomocy, może dlatego nie nadawał się do pracy w policji. Tam trzeba było być obojętnym i wykonywać metodycznie pewne czynności, a on chciałby zbawić świat. 

- Pójdę z Tobą.

- Po co?

- Pomogę, jeżeli tych zdjęć jest tak dużo, to przyda ci się wsparcie - zaoferował z uśmiechem i ruszył za chłopakiem, który w jego słowach doszukiwał się chyba jakiegoś podstępu.

- Nie musisz – odparł od razu młodszy, gdy dotarli pod drzwi jego pokoju.

- Ale chcę.

Harry popatrzył na niego w szoku, na jego twarzy malowało się takie zaskoczenie, którego Louis nie był wstanie zrozumieć, bo jak ten chłopak mógł czuć się zdziwiony tym, że ktoś chce spędzić z nim czas, to wydawało się niewyobrażalne, ale teraz gdy zaczął o tym myśleć, faktycznie Harry cały czas przebywał sam. Tak jakby nikogo nie obchodziło, to co się z nim dzieje. Cały ten show-business był inny niż pokazywano w telewizji i plotkarskich gazetach, w których zaczytywała się czasami jego mama.

- To będzie nudne, na każdym zdjęciu tylko moja twarz, nie chcesz na to patrzeć – chłopak starał się odwieźć go od pomysłu wspólnego spędzenia czasu, ale Lou już postanowił i nie dał zatrzasnąć sobie drzwi przed twarzą. 

- Pozwól Harry, że sam zdecyduję na co chcę popatrzeć i w tym momencie z przyjemnością popatrzę na twoją twarz - mrugnął do niego okiem i przepchnął się obok, wchodząc do hotelowego pokoju bez zaproszenia. 

***

Spędzanie czasu z kimś, okazało się nawet miłe, stwierdził Harry, gdy leżał w swoim łóżku po całym dniu oglądania zdjęć razem z Louisem. Bał się od momentu, gdy ochroniarz zaproponował mu pomoc, nie wiedział dlaczego ktoś chciałby zmarnować swój wolny czas na siedzenie właśnie z nim. Jednak okazało się, że było... miło. To chyba najlepsze słowo, by określić ich wspólnie spędzony dzień. Na początku czuł onieśmielenie i nie chciał się odzywać ani słowem, ale później obecność Louisa stopniowo przestała go paraliżować, szczególnie gdy mężczyzna zaczął go rozśmieszać, pokazując zabawne zdjęcia swoich przyjaciół na telefonie. Nie zaśmiał się ani razu, pozwolił sobie tylko na delikatny uśmiech wiedząc, że jego śmiech jest brzydki i tylko odepchnąłby tym Louisa. Pierwszy raz od niepamiętnych czasów, spędził miło wieczór i to tak bardzo go zaskoczyło, że nie mógł leżeć spokojnie. Chciał napisać coś na ten temat, jakąś radosną piosenkę, która nareszcie dawałaby nadzieję. Chciał tylko, by ktoś stał się dla niego światłem, które prowadziłoby go w ciemnościach jego duszy. Wiedział, że to nie będzie Louis, pewnie nigdy nikogo takiego nie pozna, ale myśl o tym, że może gdzieś znalazłaby się osoba, która chciałaby go poprowadzić, działała kojąco na jego zbolałe serce.

Pierwszy raz od dawna pisząc tekst nie płakał ze smutku, lecz ze szczęścia.

Nie przyjmij tego źle

wiedziałeś jaki jestem z każdą chwilą

Tylko czarne i smutne dni

Wybieram dziwne doskonałości w każdym nieznajomym

Czy rzeczy byłyby łatwiejsze gdyby robiono je w odpowiedni sposób?

Nie ma odpowiednich sposobów*

I gdy niby przypadkiem, podsunął Louisowi kartkę z nowym tekstem wcale nie czuł się tak, jakby odkrył przed kimś kawałek swojej duszy.

***

Siedział od kilku godzin ze swoją mamą, która cały czas coś do niego mówiła niezadowolonym głosem. Nawet nie wiedział, że postanowiła przylecieć i go odwiedzić. Na początku czuł oczywiście radość, ale gdy spędzał czas wysłuchując słów swojej rodzicielki, miał dość. Nie wiedział czym sobie na to zasłużył, co złego zrobił.

- Harry, czy ty mnie w ogóle słuchasz?! – kobieta podniosła głos tak, że loczek zadrżał słysząc ją wyraźnie.

- Tak mamo – powiedział cicho, przygryzając wargę - cały czas słucham.

- Mówiłam, że nie podoba mi się ten nowy ochroniarz, dlaczego on tak tutaj siedzi, nie może się czymś zająć, przecież jest w pracy – narzekała niezadowolona tak jak zawsze, a Harry podniósł wzrok napotykając szaro niebieskie oczy Louisa obserwujące go z troską. Czasami chciał wpatrywać się w nie bez przerwy, by odkryć jaki właściwie mają kolor, chociaż wydawało mu się, że to zależy od emocji szatyna. 

- To jego praca mamo, pilnowanie mnie.

- A co może ci się tutaj stać ze mną? Nie przesadzajmy Harry, nie jesteś aż tak sławny, żadna z ciebie wielka gwiazda - prychnęła pod nosem, przewracając oczami na głupotę syna.

- Wiem mamo – zgodził się z nią potulnie. Nie potrafił sprzeciwić się matce. 

- Właśnie, więc może powiesz mu coś, drażni mnie jego obecność, czuję jakby cały czas się na mnie gapił.

- Może pójdziemy gdzieś mamo, nie wiem na spacer lub ...

- Później Harry, zaplanowałam już sobie ten dzień, może jutro gdzieś się wybierzemy – powiedziała i wstała pospiesznie ze swojego miejsca – i zrób coś z tym ochroniarzem.  Zwolnij go jeżeli będzie trzeba, jest taki... natarczywy – ruszyła powoli w stronę wyjścia, ale przypomniała sobie o czymś i obróciła się w stronę syna – a Harry proszę cię przebierz się, jak ty wyglądasz? – westchnęła teatralnie i opuściła hotelową restaurację pozostawiając za sobą cieszę i zniszczenie.

Wpatrywał się w swoje dłonie ułożone na stoliku i ściskał je coraz mocniej, chcąc powstrzymać łzy, które już zbierały się pod powiekami. Chciał tylko ukryć się w swoim pokoju i nie wychodzić stamtąd już nigdy, nie wiedział dlaczego mama tutaj przyjechała. Po co się fatygowała, jeżeli nie chciała nawet spędzić z nim czasu? Usłyszał odgłos kroków i wiedział, że to Louis zbliża się do miejsca w którym siedział sam od kilku minut.

- Harry... – zaczął szatyn, ale loczek podniósł się gwałtownie i wyszedł z restauracji bez słowa.

***

Nie lubił mamy Harry'ego. Dobrze, to było niedopowiedzenie, nie cierpiał tej głupiej baby, która przyjechała tu sobie i zmąciła cały spokój, który udało mu się stworzyć. Wydawało mu się, że on i Harry są na dobrej drodze do tego, by zacząć jakąś normalną przyjacielską relację, ale pojawiła się Anne i wszystko zniszczyła.

Od dnia jej przyjazdu Harry zmienił się diametralnie i jeżeli na początku wydawał się Louisowi zamknięty w sobie i wycofany, to teraz był otoczony obronnym murem z każdej strony i szatyn naprawdę nie wiedział, jak ma go przekroczyć. Na pierwszy rzut oka można było dostrzec, że matka ma zły wpływ na Stylesa, który przy niej jakby kurczył się w sobie i znikał powoli. Gdy tylko chciał z nim porozmawiać, chłopak zamykał się u siebie w pokoju mówiąc, że jest zajęty i nikt nie ma mu przeszkadzać w tym także Louis. Poza tym wyczuł, że Anne go nie lubi i cóż odwzajemniał to jak najbardziej. Olałby ją i nie przejmował się jej gadaniem, gdyby nie widział wyraźnej krzywdy jaką sprawiała Harry'emu każdym swoim słowem. Jednak był tylko ochroniarzem i mimo, że chronienie loczka było jego głównym zajęciem, to nie wpadł jeszcze na pomysł, jak uratować go przed jego własną matką.

***

Anne siedziała w pokoju Harry'ego i patrzyła na swojego siedmioletniego syna, który obserwował ją uważnie swoimi zielonymi tęczówkami.

- Co się stało mamo?- zapytał chłopiec i przysiadł obok niej, chcąc się do niej przytulić.

- Nic takiego Harry, ale muszę ci coś wyjaśnić, coś związanego z twoim tatą – westchnęła cicho i przeczesała dłonią ciemne, splątane włosy chłopca.

- Mogę iść z tatą na łyżwy? Powiedział, że gdy tylko zrobi się zimno będziemy mogli iść, a jest już zima i spadł śnieg. To co mamo, mogę? – pytał szczęśliwym i przejętym głosem i Anne wiedziała, że musi  powiedzieć to co zaplanowała już jakiś czas temu.

- Skarbie posłuchaj mnie uważnie, wiem że będzie ci przykro, ale to ważne dobrze?

- Dobrze mamo – zgodził się od razu, ponieważ to była jego mama, która zawsze się nim opiekowała, więc musiał być grzeczny i miły.

- Twój tata nas zostawił Harry, wiesz o tym prawda? - zauważyła jak chłopiec przytakuje, więc postanowiła kontynuować – i wiesz kochanie, on za chwilę znajdzie sobie nową rodzinę, lepszą od nas i nie będzie już chciał żebyś był jego synem. Taki jest twój tata, wiesz nie jesteś ślicznym chłopcem Harry i twój ojciec będzie miał nowe dzieci i pewnie nowego synka, grzeczniejszego i ładniejszego od ciebie – patrzyła na chłopca, który miał łzy w oczach, a jego broda trzęsła się delikatnie – pamiętaj skarbie, tylko ja kocham cię naprawdę mocno, nikt więcej, a już na pewno nie twój tata. Rozumiesz?

- T-tak m-mamo – przytulił się do niej mocno i cichy płacz rozległ się w dziecięcym pokoju, a dźwięk łamanego serca, małego chłopca był głośniejszy niż wszystko inne dookoła.

***

Krążył po korcie w tą i z powrotem, czekając na Harry'ego, który miał się tutaj zjawić kilka minut temu, ale nadal go nie było. Zastanawiał się co mogło zatrzymać chłopaka, przecież umówili się już kilka dni temu na wspólną grę w tenisa, a teraz Styles go olał i nie przyszedł. Cóż postanowił, że nie będzie stał tutaj jak idiota i po prostu pójdzie i dowie się, co takiego zatrzymało loczka. 

Wjechał windą na odpowiednie piętro i skierował  prosto do pokoju zielonookiego, zapukał i nie słysząc odpowiedzi wszedł do środka. Rozejrzał się po sypialni i nigdzie nie zauważył chłopaka, a dookoła walały się ubrania, tak jakby ktoś zdecydował się wyrzucić całą zawartość szafy na podłogę. Chciał wyjść, ale zatrzymał go jakiś dźwięk dochodzący z łazienki, podszedł bliżej i przyłożył ucho do drzwi wsłuchując się uważnie. Nie pomylił się, z pomieszczenia dobiegał cichy szloch i Louis nie musiał widzieć Harry'ego żeby wiedzieć, że to on. Zastanawiał się co ma zrobić, wejść do środka i zobaczyć co się tam dzieje, czekać tutaj pod drzwiami i podsłuchiwać czy może posprzątać ten bałagan i zostawić loczka w spokoju, dając mu się wypłakać. Zdecydował się na ostatnią opcję.

Powoli składał ubrania i układał je do dużej szafy, starając się doprowadzić sypialnie młodszego do względnego porządku. Z pomieszczenia obok cały czas pobrzmiewał płacz i Louis martwił się coraz bardziej. Miał nadzieję, że Harry nie robi sobie żadnej krzywdy siedząc tam w samotności. Wiedział, że te łzy chłopaka są wywołane tylko przez jedną osobę, cudowną mamusię, która niszczyła tego kruchego chłopca z każdym swoim słowem.

Posprzątał i podszedł po raz ostatni do drzwi, położył swoją dłoń na ciemnym drewnie i westchnął cicho. Nie mógł tam wejść, Harry nie chciałby tego, tak bardzo jak Louis chciałby teraz przytulic go mocno do swojego ciała. Był zbyt miękki, przejmował się obcym chłopakiem, którego prawie nie znał, powinien sobie odpuścić, ale dobrze wiedział że tego nie zrobi. Nie teraz, gdy zrozumiał, że Harry to coś więcej niż gwiazda, która wychodzi na scenę każdego wieczora.



*Hozier - Someone New

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro