Rozdział trzynasty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


To były ostatnie dni trasy i Louis zaczął się zastanawiać, co takiego będzie robił, gdy to wszystko dobiegnie końca. Pomyślał o powrocie do Londynu, do swojego małego, przytulnego mieszkania gdzie wszystko miało swoje wyznaczone miejsce i nikt nie plątał mu się pod nogami. To była niezwykle miła perspektywa. Jeżeli miał być szczery, troszkę trudniej myślało mu się o powrocie do sklepu, ale cóż, w życiu nie można mieć wszystkiego. Ciekawiło go, co po tym całym koncertowaniu ma w planach Harry. Nie miał pojęcia, co robią gwiazdy podczas wakacji. Z głupich gazet plotkarskich, które uwielbiała czytać Lottie, pamiętał, że zazwyczaj wtedy imprezują, upijają się i prowadzą beztroskie życie celebrytów, tyle że Harry nie pasował do tego wszystkiego. Gdyby Lou nie poznał mamy chłopaka, pewnie miałby nadzieję na to, że ten spędzi wolne dni odpoczywając w rodzinnym domu, ale teraz nie wyobrażał sobie, by Styles wybrał się w odwiedziny do Anne. Kobieta wydawała mu się toksycznym człowiekiem, pozbawionym jakiejkolwiek empatii i dobroci. Była totalnym przeciwieństwem jego mamy, która emanowała taką miłością, ciepłem i troszczyła się dosłownie o wszystkich i wszystko. Czasami Louis zastanawiał się, jak to robiła. Potrafiła załagodzić spory pomiędzy wszystkimi dzieciakami w domu, udobruchać ojca, który jak na wojskowego przystało, miał trudny charakter...

Ostatnie dni wydawały się dziwnie spokojne, wręcz idylliczne i  czekał tylko, kiedy coś się wydarzy i zmąci ten przyjemny okres. Nie musiał wyczekiwać zbyt długo. Kilka dni później, gdy obudził się, wykonał poranną toaletę, postanowił odwiedzić Harry'ego i gdy tylko otworzył swoje drzwi, zobaczył małą kopertę, niepozornie leżącą na dywanie. Zmieszany i zaskoczony pochylił się i wziął niespodziankę do rąk, przyglądając się jej z bliska. Pierwsze, co przyszło mu do głowy to myśl, że może Harry napisał coś do niego, ale wiedział, że w takim wypadku po prostu podałby mu kartkę, a nie bawił się w podrzucanie liścików. Otworzył kopertę i zobaczył wiadomość napisaną w ten sam sposób jak listy, które otrzymywał Harry od swojego cichego wielbiciela, a raczej dręczyciela, jak lubił go nazywać w myślach Lou. Prześledził tekst wzrokiem i już wiedział, że nadszedł ten moment, gdy psychofan stał się  niebezpieczny i zaczynał popadać w chorą obsesję, która nie wróżyła niczego dobrego.

Napiszę krótko Tomlinson, trzymaj się z daleka od mojego chłopaka. Harry należy do mnie, tylko do mnie, więc jeżeli jeszcze raz zobaczę, jak kładziesz na nim swojego łapy, pożałujecie tego obaj. Tylko ja go kocham, więc przestań zgrywać bohatera i udawać, że się o niego martwisz. Jesteś tylko ochroniarzem, więc nawet nie staraj się wskoczyć do jego łóżka. Obserwuję twój każdy krok, nawet teraz widzę, jak czytasz ten list. Zwolnij się i zniknij z życia Harry'ego, dobrze ci radzę. Jeżeli tego nie zrobisz... cóż, Harry będzie cierpiał.

Louis nie poczuł nagle strachu, w końcu nie był jakimś tam pierwszym facetem, który udawał, że zna się na swojej pracy, był w tej branży nie od dziś, ale ten psychol groził Harry'emu. Nie wiedział, co ma teraz zrobić, jednak był pewien, że nie zdezerteruje, nie zostawi chłopaka samego. Najwidoczniej czekały go kolejne nieprzyjemne noce, spędzone na korytarzu przed drzwiami Stylesa, jakoś to przeżyje, byleby Harry mógł spokojnie spać. Wcisnął list do swojej torby, postanawiając, że nie pokaże go nikomu i wymaszerował z pokoju, zmierzając w stronę sypialni bruneta.

***

Harry siedział na dywanie w swoim pokoju, wpatrując się w widok za oknem. Był świadomy tego, że trasa się kończy, wszyscy rozjadą się do swoich domów i zaczną żyć normalnym, poukładanym życiem, a on co? Wróci do swojego pustego mieszkania, zamknie się tam na kilka tygodni i będzie starał nie zwariować bardziej niż dotychczas. Czasami miał dość życia w trasie, ale gdy myślał o perspektywie samotnego życia w czterech ścianach, czuł, że wolałby już zawsze być na scenie wśród tłumu ludzi.

Zastanawiał się, co będzie robił Louis. Uświadomił sobie, jak mało wie na jego temat, nie miał nawet pojęcia, czym zajmował się wcześniej. Siedząc i rozmyślając, zrozumiał, że najbardziej będzie tęsknił za swoim ochroniarzem, który chodził za nim krok w krok i spędzał z nim każdą wolną chwilę. Nie chciał znów być sam, wiedział, że odpychał od siebie wszystkich ludzi: Gemmę, która troszczyła się o niego i martwiła, Nialla, który okazał się świetnym facetem i starał z nim przyjaźnić, mamę, która jako jedyna go kochała i Louisa, pomagającego mu bardziej niż Paul kiedykolwiek. Był beznadziejny, nikt nie musiał mu o tym przypominać, ci ludzie byli dla niego tak dobrzy, a on traktował ich źle, ponieważ był rozwydrzoną gwiazdką. Jego mama miała rację, był niewdzięczny.

Usłyszał pukanie, a później oczywiście drzwi otworzyły się i do środka wszedł nie kto inny, jak Louis. Przed chwilą wydawało mu się, że tęskni za widokiem mężczyzny, ale teraz gdy go zobaczył, chciał tylko, by ten wyniósł się  jak najdalej i zostawił go w spokoju.

-Cześć Harry, co tam porabia moja ulubiona gwiazda? – zapytał lekko starszy i przysiadł obok niego, trącając kolanem jego nogę.

-Ty nie lubisz gwiazd Louis – przypomniał mu zimnym głosem, nie patrząc w jego stronę.

-Lubię ciebie – zauważył rozbawiony szatyn i poklepał go po ramieniu, ale ten strącił jego dłoń z niezadowoleniem.

-Nie dotykaj mnie.

-Co tutaj robisz? – Louis zignorował niemiłe słowa Harry'ego i postanowił dalej kontynuować rozmowę z chłopakiem, ale ten najwyraźniej nie miał na to ochoty.

-Nie twoja sprawa, a teraz idź sobie stąd – zażądał niesympatycznym głosem, w którym pobrzmiewała jakaś wrogość, której Lou nie słyszał wcześniej u wokalisty. – Nie słyszałeś? Idź, nie chcę cię tutaj, tylko mi przeszkadzasz – odepchnął go na tyle mocno, że szatyn cofnął się o krok.

-Co się dzieje Harry? Stało się coś? – zapytał nadal opanowanym głosem, ale zaczynał się niepokoić, nie widział nigdy wcześniej chłopaka w takim stanie.

-Spadaj Louis, mam cię już dosyć, serio trasa się kończy, możesz sobie odpuścić udawanie troskliwego ochroniarza. Dziękuję bardzo było miło, a teraz cześć.

Louis patrzył na niego zszokowany, nie mając pojęcia, co się stało i dlaczego chłopak jest tak agresywny i złośliwy. Wiedział, że Harry po prostu taki nie jest. Wydawał się spokojny i uroczy z natury, a nie buntowniczy i wredny.

-Dobrze, w takim razie zostawię cię na razie samego, odpocznij sobie, a ja załatwię kilka spraw i do ciebie wrócę – powiedział i skierował się w stronę drzwi.

-Nie wracaj – zaczął mówić nerwowo loczek – nie chcę cię tutaj.

-Dobrze ,wrócę za godzinę – wyszedł zamykając za sobą drzwi. Nie miał pojęcia, co się przed chwilą stało, ale postanowił, że nie będzie się teraz tym przejmował i zajmie się pracą.

***

Drzwi za Louisem zamknęły się cicho, a Harry patrzył w jeden punkt za oknem, starając nie płakać. Nie wiedział, dlaczego tak się zachował, przecież Louis był miły, martwił się, troszczył i Harry'emu wydawało się, że traktuję go jak przyjaciela. Nie rozumiał swojego zachowania. Dzień zaczął się dobrze, później pomyślał o końcu trasy i wpadł w ten ponury nastrój. Myślał o Louisie i chciał go zobaczyć, a gdy chłopak w końcu przyszedł, krzyczał na niego i wyrzucił z pokoju.

Łzy spływały po jego policzkach, wytyczając mokry ślad, a ciało drżało od powstrzymywanego szlochu. Nie chciał być tak popieprzony, czuł się jak jakaś marionetka, którą steruję los i jego chory umysł. Co chwilę, gdy tylko zaczynał czuć się normalnie, gdy jego świat zaczynał być ułożony, wszystko rozpadało się. Los dawał mu coś, by za chwilę to odebrać i zadrwić z niego okrutnie. Miał dość siebie i swojego życia, chciał tylko być taki jak inni, żyć tak jak normalni ludzie, nie czuć tylu rzeczy, nie krzywdzić siebie. Chciał być szczęśliwy. Zastanawiał się, czy będzie mu to kiedykolwiek dane.

***

To był ostatni dzień trasy po Stanach i wszystkim udzielił się entuzjazm i radość, wszystkim poza Harrym, który snuł się po hotelu z nieobecnym spojrzeniem. Reszta ekipy kazała Louisowi przestać się martwić, mówiąc, że Styles zachowuję się tak za każdym razem, gdy kończą trasę koncertową, więc to żadna nowość.

Nie rozmawiał z nim od chwili, w której ten wygonił go z pokoju, czyli dokładnie jeden dzień, ponieważ Harry zabarykadował się w pomieszczeniu i nie reagował na jego prośby. Dziś szatyn stanął przed drzwiami zdeterminowany, by wyważyć je, jeżeli będzie taka potrzeba, ale po naciśnięciu klamki, te otworzyły się cicho. Wszedł do pokoju i zastał chłopaka siedzącego na dużym łóżku, wpatrującego się w niego z rozpaczą. Dla kogoś innego ten widok mógłby być normalny, ale nie dla niego. Stał i patrzył na samotną postać i bał się, że jeden jego ruch może spowodować, że ten chłopiec się rozpadnie i Lou nie będzie potrafił go poskładać. Jego twarz rozdzierało tyle cierpienia i bólu. Szatyn nie spodziewał się, że ktoś może odczuwać tego aż tyle. Odważył się zrobić krok w stronę chłopaka, a ten nagle poderwał się z miejsca i wpadł w jego ramiona, przytulając się mocno całym ciałem. Wtulił twarz w jego szyję i mimo, że to Louis był niższy w tym momencie, to Harry wydawał się być tak drobny i kruchy, że zatonął w ramionach szatyna.

-Co się dzieje okruszku? – pogłaskał go po splątanych włosach i przytulił mocniej, czując pod palcami, jak szczupły jest Styles. Usłyszał jego cichy płacz i zrobił kilka kroków w stronę łóżka, siadając i przyciągając Harry'ego na swoje kolana, ale ten odsunął się szybko i usiadł obok. Louis nie wiedział, co nim kierowało, ale usiadł za zielonookim i pozwolił sobie objąć go od tyłu. W momencie gdy poczuł, jak Harry obraca się i ponowni przylega do niego, wiedział, że zrobił dobrze. – Hej okruszku... Harry... powiesz mi, co się stało? – zapytał, gdy usłyszał spokojny oddech chłopaka i ten uspokoił się na tyle, by nie płakać. Wiedział, że muszą porozmawiać.

-Przepraszam – wyszeptał, kryjąc twarz w koszulce Louisa – przepraszam, nie chciałem być taki niemiły, nie chciałem cię wygonić z pokoju, nie wiem, dlaczego to zrobiłem, przepraszam Louis, przepraszam – mówił gorączkowo, nie pozwalając mu dojść do słowa. 

-Nic się nie stało – zapewnił  z pewnością w głosie – naprawdę Hazz, nic się nie stało.

-Byłem taki wredny, ja taki nie jestem, a teraz pewnie myślisz sobie o mnie, jak o jakiejś rozpuszczonej gwiazdeczce i ...

-Harry – chwycił twarz chłopaka w swoje dłonie i zmusił go, by spojrzał na niego – posłuchaj mnie, nic się nie stało, miałeś zły dzień, chciałeś być sam, rozumiem to naprawdę. U mnie jest w porządku, a u ciebie?

-T-tak też w porządku... chyba, ale nie jesteś zły? – zielone tęczówki wpatrywały się w niego z niedowierzaniem i lękiem – dlaczego nie jesteś zły?

-A dlaczego miałbym być? – pogłaskał go po policzku – wszystko jest dobrze Harry, było, minęło tak? – poczekał aż przytaknie i uśmiechnął się do niego delikatnie. – Dobrze, więc dziś ostatni dzień trasy, cieszysz się, że to już koniec?

-Nie – burknął niezadowolonym głosem – ale to nie jest ważne, wszyscy się cieszą prawda? Też bym się cieszył na ich miejscu – powiedział cicho, bawiąc się nerwowo swoimi palcami – nie pytaj, dlaczego się nie cieszę, proszę – popatrzył błagalnie na Louisa, który skinął głową, nie zadając żadnych pytań, tak jak prosił.

Siedzieli w ciszy, gdy rozdzwonił się telefon Stylesa. Chłopak zerknął na wyświetlacz i odrzucił połączenie, Louis nie musiał nawet pytać, kto dzwonił. Gdy Harry odłożył telefon na bok, Tomlinson postanowił, że nadszedł czas na poważną rozmowę.

-Harry, nie denerwuj się, ale muszę zapytać, dlaczego nie odbierasz telefonów od swojego taty? – popatrzył na chłopaka, który spiął się na moment, po czym spuścił głowę tak, że włosy opadły na jego czoło, zasłaniając zielone tęczówki. Wydawał się pokonany i przeraźliwie smutny.

-Powiem ci, ale nie chcę o tym rozmawiać –zaczął cichym głosem – ja i mój tata – skrzywił się przy ostatnim słowie i Louis wyciągnął w jego stronę dłoń, którą ten z pewnym zawahaniem pochwycił – my nie utrzymujemy ze sobą kontaktu, zostawił nas, gdy byłem mały i od tego czasu w zasadzie się z nim nie widziałem. On ma nową rodzinę i nie chce kontaktu ze mną i Gemmą. To tyle, koniec historii – wzruszył ramionami i podniósł głowę, patrząc na Louisa, który zastanawiał się nad tym, co przed chwilą usłyszał.

-Harry, mogę zadać jedno pytanie? –zapytał, marszcząc brwi. Coś mu definitywnie nie pasowało w tym, co opowiedział młodszy. Gdy i skinął ledwo zauważalnie głową, odezwał się ponownie – mówisz, że twój tata nie chce utrzymywać z tobą kontaktu, ale przecież dzwoni do ciebie każdego dnia po kilka razy, to chyba świadczy, że chce z tobą porozmawiać prawda?

-Nie obchodzi mnie, czego on teraz chce – powiedział krótko Styles głosem, w którym nie dało się usłyszeć nawet cienia sympatii – on nie jest już moim ojcem, nie chcę go znać ani widzieć. To moja mama mnie wychowała i to jej zawdzięczam wszystko, więc nie chcę z nim rozmawiać, on dla mnie nie istnieje. Skończyliśmy? – zapytał Harry, a Lou chciał tylko nim potrząsnąć i powiedzieć, że to jego matka go zniszczyła i to co jej zawdzięcza, to zniszczona psychika, zaburzenia odżywiania, niska samoocena i myśli samobójcze, nic poza tym, ale wiedział też, że Harry tego nie zrozumie i Louis nawet mu się nie dziwił. Gdy jest się samotnym, człowiek chce mieć poczucie, że na świecie jest ktoś, kto się troszczy i martwi. Dla Harry'ego tym kimś była Anne, jego mama. Kim był Louis, by odbierać mu coś tak ważnego, jak poczucie bycia chcianym?

***

Pakował się, wrzucając na oślep ubrania do swojej torby. Cały czas myślał o Harrym i jego ojcu. Musiał coś z tym zrobić i nie, nie chodziło o to, że wtrąca się w nie swoje sprawy, po prostu się martwił, sam miał cudowną rodzinę i życzyłby każdemu tak dobrych relacji z najbliższymi ludźmi. Wiedział, że nie wskóra niczego z młodym Stylesem, dlatego postanowił wykorzystać to, że wykradł z telefonu loczka numer jego siostry i skontaktować się z nią. Nie miał zamiaru odwlekać tego w nieskończoność, więc wybrał odpowiedni numer i zadzwonił.

-Słucham? – w słuchawce rozległ się męski głos i Louis zmarszczył czoło, ponieważ był pewien, że dzwonił do Gemmy.

-Przepraszam, czy dodzwoniłem się do Gemmy Styles?

-Teoretycznie tak, ale do Gemmy Horan, już nie Styles, tyle że praktycznie teraz przy telefonie Nial Horan jej mąż, a z kim mam przyjemność?

-Boże!  Z całym szacunkiem, ale mogłeś powiedzieć to prościej – zaśmiał się Louis i od razu polubił tego całego Nialla, który był szwagrem Harry'ego – możesz podać mi do telefonu Gemmę?

-Możesz przypomnieć swoje nazwisko – poprosił rozbawiony mężczyzna, a Lou parsknął śmiechem.

-Louis Tomlinson, jestem ochroniarzem Harry'ego Stylesa – wyjaśnił i zerknął niecierpliwie na zegarek.

-Och... chodzi o Harry'ego? Już wołam Gemmę – mężczyzna odsunął telefon i Louis mógł usłyszeć, jak wykrzykuję imię swojej żony, a po chwili w słuchawce rozległ się mocny, kobiecy głos.

-Słucham?

-Cześć, z tej strony Lou, jestem ochroniarzem Harry'ego i chciałem z tobą porozmawiać o waszym ojcu – powiedział prosto z mostu. To nie był dobry czas na owijanie w bawełnę. 

-O tacie? Co się stało? Coś z Harrym? – zapytała zaniepokojona i Lou od razu ją polubił, troszczyła się o brata, a to było najważniejsze. 

-Nic się nie stało, ale myślę, że Harry ma sporo problemów, a jeden z nich dotyczy waszego ojca.

-Wiem, ale to dłuższa rozmowa i Harry pewnie nie chciałby, żebyśmy o tym rozmawiali.

-Tak, ale co ty na to, żeby spotkać się za kilka dni i porozmawiać w cztery oczy? To pozostanie oczywiście miedzy nami – zaproponował szybko, wiedząc, że tylko Gemma może pomóc mu naprawić chociaż trochę relację chłopaka z ojcem.

-Tak, możemy się spotkać – zgodziła się od razu – jesteś nowym ochroniarzem mojego brata?

-Tak.

-I troszczysz się o niego?

-Dokładnie tak – przytaknął z uśmiechem na twarzy, ponieważ naprawdę martwił się o tego dzieciaka.

-To dosyć niecodzienne – zauważyła, ale jej głos brzmiał miło i przyjaźnie. – Z chęcią cię poznam, to do zobaczenia tak?

-Do zobaczenia – pożegnał się i wrzucił telefon do torby.

Rozejrzał się po pokoju, patrząc uważnie, by niczego nie zapomnieć. Wydawało mu się, że ma wszystko, więc wyszedł zarzucając torbę na ramię i kierując się w stronę Harry'ego, który gramolił się właśnie ze swojego pokoju z torbami. Uśmiechnął się do niego i z rozbawieniem obserwował, jak loczek stara się iść z gracją, potykając się co chwilkę.

-Poczekaj mała gapo, pomogę ci – podszedł i chwycił jedną torbę, biorąc ja od Stylesa, który prychnął oburzony.

-Nie jestem dziewczyną, poradzę sobie sam Lou - wyciągnął dłoń, by odebrać mu swój bagaż, ale szatyn odsunął się ze śmiechem.

-Nie marudź i chodź gapciu, czas wrócić do domu – powiedział i żwawym krokiem maszerował w stronę drzwi, by jak najprędzej opuścić hotel i powrócić do szarej londyńskiej rzeczywistości.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro