Rozdział 6: Jak smakuje krew?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Stella

Jake i ja oddaliliśmy się do swoich domów.

Na odchodne każdy z Nas się pożegnał.

Gdy weszłam do domu, rodziców nie było.

Godzina nie była wczesna, ale też nie późna, bo szesnasta pięćdziesiąt.

Zastanawiałam się czemu ich nie ma, lecz sensownego pomysłu nie znalazłam.

Usiadłam na kanapie i sięgnęłam po pilota. Następnie włączyłam jakikolwiek serial, który napotkałam wzrokiem na Netflixie.

Padło na ,,Plotkara".

Co prawda nigdy tego nie oglądałam, aczkolwiek słyszałam, że jest to ciekawe.

Zaraz sama się przekonam.

***

Minęły trzy godziny.

Serial bardzo ciekawy oraz wciągający i na pewno będę go kontynuowała w wolnym czasie.

Ale jedno mnie bardzo niepokoiło. Rodzice dalej nie wrócili z pracy.

Postanowiłam, że zadzwonię do nich i zapytam się, kiedy będą, ponieważ było kiedyś tak, że rodzice wrócili dopiero w nocy ze względu na dużą ilość zajęć.

Nie odebrali, ani tata, ani mama, ale zauważyłam pewną wiadomość od nieznanego numeru. Nie powiem, trochę się przeraziłam.

,,Hej, córcia! Piszę z telefonu koleżanki z pracy, razem z tatą rozładowały Nam się telefony, dlatego nie odbierzemy. Wrócimy późno, najwcześniej koło północy.
Obowiązkowo zjedz kolacje i ogarnij się do spanka, bo jutro szkoła!

Buźki, Mama z Tatą <3"

Tak jak byłam, przestraszona, to tak nagle ten cały strach prysł. Nawet nie wiecie jak się ucieszyłam po zobaczeniu tej wiadomości.

Zrobiłam to o co rodzicielka mnie poprosiła.

Zjadłam małą porcje owsianki, którą przed chwilą sama zrobiłam.

Usiadłam przy stole, puszczając serial, który swoją drogą naprawdę mnie wciągnął.

Rozkoszowałam się swoją kolacją. Gdy skończyłam jeść, zaniosłam brudne naczynie do zlewu, przy okazji biorąc z blatu kubek gorącej, czarnej herbaty.

Byłam niemiłosiernie zmęczona, dlatego czym prędzej dopiłam herbatę, odniosłam kubek i zgasiłam telewizor. Następnie udałam się pod prysznic.

Po zrobieniu wieczornej rutyny jak zwykle położyłam się na łóżku i praktycznie od razu oddałam się w objęcia Morfeusza...

***

Wstałam po trzecim budziku, czyli dziesięć minut po szóstej.

Ogarnęłam się w pokoju po czym zeszłam na dół do kuchni z zamiarem zrobienia sobie kanapki i wzięcia przekąski do szkoły.

Weszłam do kuchni i na stole ujrzałam karteczkę.

Od kogo?

Od Mamy.

,,Hej, Kochanie! Wiem, że nie widzieliśmy się od wczoraj, ale nie chcieliśmy Cię z tatą budzić, i poszliśmy spać, a teraz jesteśmy w pracy. Jeżeli chcesz możesz się dzisiaj spotkać z koleżankami, bo teraz mamy bardzo pracowite dni i nie wygląda na to, by w tym tygodniu miało się coś zmienić. Zjedz śniadanko.

Przepraszamy, bardzo Kochamy, buźki Mama z Tatą <3"

Nie powiem, trochę przykro.

Ale przynajmniej spotkam się dzisiaj z... Alice!

Z Jake'iem na pewno nie, ponieważ ma dzisiaj trening boksu.

Postanowiłam, że dzisiaj pojadę do szkoły deskorolką, być może o tym nie wiecie, ale jeżdżę najlepiej z dziewczyn i bardzo to lubię.

***

Gdy dojechałam do szkoły, złapałam deskorolkę w rękę i udałam się do szkoły, gdzie przed szatnią czekali na mnie: Alice, Jake, Ed i Isa.

Jak się okazało wczoraj, tym razem to Clara się rozchorowala i z Isą się minęła w szkole.

─ Hej, Moi Drodzy! ─ Przywitałam się z przyjaciółmi.

─ No hej! A wiesz, że miałam do Ciebie dzwonić byś wzięła deskorolkę? ─ Spytała Alice szczęśliwa.

─ Kochana, ja też! Ja miałam się Ciebie zapytać czy gdzieś się razem wybierzemy na tych deskorolkach! ─ Odpowiedziałam brunetce i zachichotałam razem z nią.

Oczywiście przywitałam się z resztą przyjaciół w szatni i weszliśmy razem po schodach do naszej sali, w której mieliśmy zacząć lekcje Języka Angielskiego.

***

Po tej lekcji mamy Wychowanie fizyczne...

Lubię tą lekcje, aczkolwiek nie o godzinie dziewiątej!

Pobiegłyśmy z dziewczynami do szatni, by się na spokojnie przebrać.

Rozbrzmiał dzwonek, wszystkie dziewczyny wyszły na salę gimnastyczną.

Oczywiście chłopcy już czekali na ławkach.

Nic nowego.

─ Dzień Dobry, Uczniowie. ─ Zabrzmiał głos naszego Wfisty, który swoją drogą był bardzo fajny. ─ Dzisiaj, wyjątkowo nie będzie żadnej gimnastyki i innych rzeczy na ocenę. Dziś, będą ,,Zabawy". Najpierw... Niech będzie zbijak na rozgrzewkę. Drużynę wybiera... Jacob i.... Edward.

To są ulubieńcy Pana.

─ Ja zaczynam! ─ Krzyknął Jake i już miał wskazywać na mnie, lecz Pan mu przeszkodził.

─ Teraz wybiera, Edward.

Ed zrobił minę, którą zrozumiał tylko Jake.

─ Ja wybieram... Stellę! ─ Krzyknął.

A Jake... Rzucił mu spojrzenie spode łba.

Wybierali tak, do momentu gdy wszystkie osoby nie zostały wybrane.

W drużynie Jake'a była Isa, a w Edwarda Ja i Alice.

Gra się rozpoczęła razem w gwizdkiem naszego WFisty.

Była połowa gry, schyliłam się po piłkę i gdy wstałam dostałam nią w twarz.

Od Jake.

OD JACOB'A!

Niemiłosiernie zabolała mnie głowa, bo ta piłka nie była najmiększa.

Puściłam piłkę i złapałam głowę za bolące miejsce.

Jake, podbiegł jako pierwszy z tamtej drużyny, bo przy mnie był już Ed i Alice. Coś do mnie mówili, lecz w pierwszej chwili nie za bardzo się na tym skupiałam.

Dopiero po chwili, gdy nauczyciel do mnie podszedł odpowiedziałam.

─ Stella? Wszystko dobrze? Gdzie Cię boli ta głowa? Potrzebujesz iść do higienistki? ─ Zadawał pytania nauczyciel.

─ Tak... Tylko trochę mnie głowa boli... Boli mnie tutaj ─ Wskazałam bolące miejsce po prawej stronie czoła. ─ Nie, nie potrzebuję. ─ Dokończyłam.

─ Choć, pomogę Ci wstać. ─ Postanowił nauczyciel, łapiąc mnie lekko za ramię.

Wstałam z pomocą nauczyciela i Jake'a, tylko po to by zaraz usiąść nie znów na zimnej podłodze, a na drewnianej ławce.

─ Jacob, Edward, ktokolwiek. Przynieście jej wodę. ─ Zarządził mężczyzna.

Jak na komendę dwaj chłopcy wstali, by podać mi picie.

Gdy ręka Jacoba podała mi moją wodę sięgnęłam po nią, unosząc głowę lekko do góry by podziękować.

─ Dziękuję, Jake. ─ Podziękowałam tak cichutko, że nie wiem czy ktoś mnie usłyszał.

Upiłam kilka łyków z butelki.

─ Już Ci lepiej? ─ Zapytał WFista.

─ Mhm, już mi lepiej, mogę grać. ─ Powiedziałam lekko ożywiona, ale mój entuzjazm zgasił Jake, Alice, Edward, Isa i sam nauczyciel w tym samym czasie.

─ Absolutnie nie Stello, chwilę tu posiedzisz, i dopiero wtedy, gdy zobaczę, że faktycznie lepiej się czujesz wypuszczę Cię znów na ćwiczenia.

─ No dobrze... ─ Niechętnie przytaknęłam nauczycielowi. A moim przyjaciołom rzuciłam spojrzenie ,,A Wy już się nie odzywajcie, bo nic mi nie jest i nie róbcie ze mnie kaleki!"

Przez jeden rzut piłką musiałam siedzieć na ławce przez piętnaście minut!

Na moje szczęście potem ubłagałam Pana, bym mogła zacząć ćwiczyć i udało mi się.

***

Po ostatniej lekcji zbiegłyśmy razem z Alice za rękę do szatni by zmienić buty i wziąć deskorolki.

Podczas lekcji gdzie siedziałyśmy razem ustaliłyśmy, że jedziemy do parku.

Wyszłyśmy ze szkoły i wskoczyłyśmy na deski.

─ Kierunek, park! ─ Krzyknęłam do przyjaciółki, która jechała tuż za mną.

─ Jasne! ─ Odkrzyknęła.

Tutaj pojawił się pierwszy zakręt.

─ Uwaga! Zakręt! ─ Ostrzegłam.

Alice na szczęście sobie poradziła. I uniknęłyśmy bólu.

─ Kolejny zakręt! ─ Kolejny raz ostrzegłam dziewczynę.

─ Stop!!! ─ Wydarla się Alice tak, że nie tylko ja ją usłyszałam, ale i cały park.

─ Boże... Co się stało? ─ Mówiąc to złapałam deskę w rękę i podeszłam do przyjaciółki.

─ Ja nie mogę... Źle sobie wykręciłam i spadłam z deskorolki. Troszkę mnie boli kostka i mam potwornie zdarte kolano. ─ Zaczęła żalić się dziewczyna.

Faktem było, że miała strasznie zdarte kolano. Na szczęście przemyślałam to, że, którejś z Nas może się coś stać i wzięłam z domu bandaże, chusteczki i wodę utlenioną.

─ Ty zawsze wszystko masz. ─ Przyjaciółka uśmiechnęła się do mnie.

─ Wiadomo. Ja przewiduje przyszłość! A poza tym przezorny, zawsze ubezpieczony. ─ Zaśmiałam się przy okazji odkażając dziewczynie kolano, na co ta syknęła z bólu.

─ Ja zawsze muszę coś sobie zrobić. ─ Westchnęła Alice.

─ Wiesz, dzięki temu uczymy się na błędach. Nie zawsze wszystko Nam się udaje. Co to by było za życie bez porażek? Ty, teraz wiesz, że musisz uważać na zakrętach. ─ Odpowiedziałam.

─ Ty to zawsze wszystko wiesz. Mądra jesteś. ─ Zaśmiała się.

─ Ej zastanawiałaś się kiedyś nad tym... ─ Dziewczyna przerwała mi.

─ Nad czym?

─ Jak smakuje krew? ─ Dokończyłam swoje zdanie.

Alice zamilkla.

─ ...Stella? ─ Wypowiedziała moje imię nie pewnie.

─ Hm?

─ Ty się dobrze czujesz?! ─ Lekko podniosła głos.

─ Jezu... Alice, przecież ja żartowałam, naprawdę, nigdy nie zastanawiałaś się nad tym? Serio? ─ Spytałam.

─ No... Tak szczerze to czasami o tym myślałam... Ale nie powiem, wystraszyłaś mnie troszkę, bo jeszcze jedno takie słowo a uciekałabym z bolącym kolanem gdzie pieprz rośnie! ─ Wytłumaczyła po czym zachichotala.

─ Dobra, dasz radę wstać i jechać? Jeszcze chwilę. I żadnych zakrętów już nie będzie, tylko prosta droga. ─ Powiedziałam.

─ Dam radę, nie rób ze mnie kaleki! ─ Lekko krzyknęła.

─ Będę robić z Ciebie taką kalekę jaką Ty zrobiłaś ze mnie dziś na WFie.

─ Ale ja się tylko o Ciebie troszczę, bo jesteś młodsza aż o trzy miesiące! ─ Zachichotała moja przyjaciółka.

─ Nie, to jest tylko trzy miesiące, a nie aż.

─ No okey, okey. Już się nie denerwuj. ─ Zażartowała Alice.

─ No to jedziemy. ─ Postanowiłam.

Po raz kolejny wskoczyłyśmy na deski.

I na szczęście tutaj dojechaliśmy bez kolejnego szwanku.

─ Stara, idziemy na lody? ─ Zapytałam i zrobiłam kocie oczka.

─ No dobrze, a masz jakieś pieniądze?

─ No oczywiście, a Ty?

─ No ja nie mam... ─ Odpowiedziała zażenowana.

─ No to Ci pożyczę, nie przejmuj się!

─ Dobra... Tam jak skręcimy w prawo jest taka super lodziarnia! Pyszne lody serwują! Chodźmy tam! ─ Wykrzyczała z entuzjazmem Alice.

─ Okeyy, wiem gdzie to jest!

─ Ej, Stella... Kto ostatni tam dobiegnie wykonuje karne pompki! ─ Krzyknęła i pognała do lodziarni ze swoją fioletową deską w ręku.

A ja za nią.

Ona chyba nie wie na co się wpisała.

Biegła tam z taką pewnością siebie, a w ostatniej chwili przegoniłam nią i dotarłam jako pierwsza.

─ Ej! To było nie fair! Ja mam chore kolano! ─ Zaczęła nieudolnie bronić się Alice.

─ Po pierwsze: Chory, to ty masz mózg, po drugie: Ja wystartowałam wtedy, kiedy ty już byłaś w połowie drogi! ─ Odpowiedziałam jej.

─ Obie jesteśmy chore na umyśle, udzieliło nam się od Jake'a i Eda. ─ Powiedziała. ─ Ale ja i tak uważam, że to jest nie fair. ─ Dodała o wiele ciszej.

Usłyszałam to, ale wolałam to przemilczeć.

I dobrze zrobiłam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro