Rᴏᴢᴅᴢɪᴀᴌ 14
Dojechałam do Colter o po ranku. Noc spędziłam w Valentine. W Colter nikogo nie było, nastały tutaj chwilowe roztopy, przez co nie było tutaj tak zimno.
Zaskoczyłam z mojego konia i rozejrzałam się po okolicy. Zero śladów życia, tylko jakieś butelki z Alkocholem.
- Jest tu kto?! - zawołałam. Nikt się nie odezwał. Sięgnęłam po broń i ruszyłam do pierwszego lepszego budynku.
W środku znalazłam kartkę z napisem: "Jesteśmy na górze Hagen, Juan"
Więc wsiadłam na konia i ruszyłam do Big Valley.
Po drodze rozmyślałam w którym momencie zaatakować tych dwóch, Jonathana i Juana. Na pewno gdy będą razem, bez nikogo innego oprócz mnie. Po walce z O'Driscolami, być może jak będziemy uciekać.
Wjechałam właśnie do West Elizabeth, gdy zobaczyłam, że nadjeżdza patrol Pinkertonów.
Zatrzymali się obok mnie.
- Witam, panią - zdjeli swe meloniki z głów. - niecodzienny wygląd, że kobieta nosi pas z bronią.
Nie zwracałem na nich uwagi, po prostu jechałam dalej.... A oni za mną.
- Może powinna go pani zwrócić mężu? - zapytał Agent.
- Mój mąż nie żyje - przyśpieszyłam kłusem.
- Proszę się zatrzymać! Jest pani aresztowana! - krzyknął jeden Pinkerton.
- Za co?! - zapytałam się ich zdziwiona.
- Za to, że jest Pani podejrzana o zabójstwo 58 osób w stanie New Hanover, 53 w Nowym Austin, 15 w San Perito i 77 W Lemoyne! - krzyknął Agent.
Zatrzymałam konia, poprawiłam kapelusz. Spojrzałam mu w oczy.
- Jesteś Sadie Adler, prawda? - zapytał.
- Nie.... - Westchnęłam i ruszyłam dalej. Tak Ci już za mną nie jechali.
- Jesteś poszukiwana, pani Adler! 1000 dolarów z Ciebie dają w Blackwater! Jeszcze Cię dorwiemy!
Ruszyłam galopem by od zgubić. Nawet się nie obejrzałam, a już byłam w Big Valley.
Zatrzymałam się w Strawberry, zsiadłam z konia i ruszyłam do hotelu się przespać.
Wszystko w tym mieście już się ystatkowalo od ostatniego tygodnia. Ludzie stąd myśleli, że to Pinkertoni załatwili Los Pistoleros i w sumie dobrze, bo przyciągało by to na nas uwagę.
Zapłaciłam za nocleg i kąpiel w wannie. Pierw ruszyłam się umyć. Zdjęłam ubrania i wlazłam do ciepłej wody, która ukojała mój umysł.
Myślałam tylko o jednym, jak cofnę to co zrobiłam? Szukają mnie już wszędzie, na zachodzie, na wschodzie, na północy, na południu...
Wykąpana ruszyłam się położyć spać....
Rankiem o 7 wstałam. Ubrałem się w białą koszulę, moje kowbojki, całkiem nowe spodnie i kapelusz. Wyszłam z pokoju zapinając pas z bronią, po czym ruszyłam po schodach na dół. -
- Fajnie się spało? - zapytał właściciel Hotelu.
Nie odpowiedziałam. Po prostu wyszłam i ruszyłam w dalszą drogę.
Po kilku godzinach byłam na Mount Hagen. Było tam potężne obozowisko. Wszędzie były jakieś namioty. Gdy wjechałam do ich obozu, zsiadłam z konia.
Strażnik we mnie celował więc podniosłam ręce do góry.
- A Ty to kto?! - Zapytał się mnie.
- Przysyła mnie Juan Hernandez - Odpowiedziałam. - Mam spłacić jego dług...
- Chodź - Powiedział cały czas we mnie celując.
Szłam przez obozowiska do jakiejś małej chatki, wókół których było pełno skrzynek z dynamitem, amunicją oraz bronią. Wszyscy się na mnie dziwnie patrzyli.
- Jonathan! Masz gościa! - krzyknął ten strażnik.
Nagle z chaty wyszedł mężczyzna, którego nie raz widziałam w obozie gangu El Hernandez.
Był ubrany w białą futro, biały kapelusz, a jego pas z bronią lśnił złotem i grawerunkami.
Podszedł do mnie powoli, zapalając cygaro.
- Mówisz, że jest od Hernandeza? - spytał go strażnik.
- Tak, Jonathan - oznajmił strażnik.
McCall wyrzucił cygaro w śnieg i poprawił kapelusz.
- Rozumiem, czyli Juan chce spłacić swój dług dając mi pieprzoną dziwkę?! - wybuchnął śmiechem.
- Licz się ze słowami, Kurwa! - Oburzyłam się sięgając po broń. - Paniusię sobie daruję, ale pieprzone dziwka to przegięcie!
Chwyciłam broń i wycelowałam w McCalla. Strażnik szybko zareagował i odbezpieczył swoją strzelbę.
- Juan przysłał mnie bym Ci pomogła w napadach - schowałam broń do kabury.
- I co będziesz robiła z tymi co będą do Ciebie strzelać, co? - zapytał mnie. - Przelecisz ich?!
- Pierdol się! - krzyknęłam na niego.
- O to ty się pierdol! I powiedz Hernandezowi, by się pocałow..... - urwał. Kula którą wystrzeliłam w jego stronę trafiła w kapelusz. Ten zleciał mu z głowy i upadł na śnieg, a potem poleciał w dół za pomocą wiatru.
Strażnik już chciał mnie zastrzelić, ale również przestrzeliłam mu kapelusz i broń.
Jonathan za nie mówił. Wziął głęboki wdech i wydech, po czym podszedł do mnie.
- Dziś wieczorem jest spotkanie. Rozgość się tutaj, po czym przyjdź. - wrócił do chaty. - I wisisz mi i mojemu koledze kapelusze!
Schowałam rewolwer do wolnej kabury i ruszyłam rozbić sobie namiot...
Wieczorem, gdy nastała pora spotkania ruszyłam do chaty, paląc papierosa.
- A więc tak. - Jonathan rozłożył mapę West Elizabeth i New Hanover przed zgromadzonymi. - Pojutrze planujemy napad w Blackwater. Znacie szczegóły. Kasjerzy, potem goście, następnie skarbiec. Sejfy są standardowej firmy American Banks. Będą tam za pewne sztabki złota, ostatnie obligacje firmy Blackwater & Strawberry Indrustries warte conajmniej tysiąc dolarów i firmy West Elizabeth & New Hanover Z.O.O warte pięć tysięcy. No dobra, ale za nim zrobimy skok, musimy przetestować panią Adler - gdy wypowiedział moje imię wszyscy się na mnie spojrzeli. - Sander... weźmiesz panią Adler oraz wóz z bronią i zawieziesz ją do Fortu Wallece na kupno. W razie czego zobaczymy jak, pani Adler radzi sobie w walce.
Po chwili skończyło się spotkanie i każdy wrócił do swoich namiotów.
Macie rozdział 14.
Sorry bo miałabyć przerwa, ale chwilowo nie mogę się powstrzymać by przestać pisać Łowczynię Nagród
Cze!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro