Rᴏᴢᴅᴢɪᴀᴌ 25
Wjechaliśmy do Lagras. Było tam parę koni, ale nikogo z gangu nie było widać.
Zeszliśmy z swoich rumaków. McCall zawołał:
- Peter! Gerald! Wyłaźcie!
Zapadła cisza. Widać było, że Jonathan był mocno zdeterminowany, dlatego dodał:
- Mój gang będzie wasz jeśli wyjdziecie i mnie zabijecie!
Wtem z starej drewnianej chaty wyszedł masywny mężczyzna z opaską na oku.
- Ty żyjesz... - Powiedział Gerald.
- Żyje Wicker - Syknął McCall. - Gdzie jest McWenchester?
- Tutaj - usłyszeliśmy głos. Peter właśnie wyszedł z drugiego domku z rewolwerem w ręku. - Co ty tutaj robisz McCall?
- Zabiliście Sandera! - krzyknął McCall z wyrzutem do nich.
- Dostał podczas napadu... - zaczął Wicker. - Nic nie mogliśmy nic poradzić...
Wtem Peter wycelował w głowę McCalla, ja byłam szybsza i wystrzeliłam mu broń z dłoni. McCall to zauważył i wyciągnął rewolwer, po czym wystrzelił do McWenchestera kulkę. Gerald prędko schował się za drzewem i wyciągnął broń by do nas strzelać.
- Wyłaź Wicker! - krzyknął McCall chowając się ze mną za skrzynią.- Zrobię to szybko, obiecuję!
- Pieprz się! - Warknął Gerald.
- Sadie! Leć do tych chat, weź Richarda i wywab go zza tego drzewa - Powiedział do mnie McCall szeptem.
Wstałam zza skrzyni ruszyłam do domku. Zobaczyłam związanych ludzi, jednego z nich poznałam. To był ten ochroniarz, więc rozwiązałam mu ręce.
- To ty... - Powiedział gdy był już wolny.
- Tak to ja - dałam mu karabin powtarzalny który miałam na ramieniu.
- Dzięki, Sadie... - Powiedział przeładowując broń.
- Nie ma za Co - wyjęłam broń. - Teraz chodź za mną.
Wyszliśmy tylnymi drzwiami chaty. Podeszliśmy po cichu do drzewa za którym był Wicker. Nawet nas nie zauważył więc zaczęliśmy w jego kierunku strzelać...
Wicker zaczął uciekać, lecz wtedy McCall postrzelił go w nogę, ten upadł, a jego pistolet wypadł gdzieś w bagno.
- Cholera! - krzyknął Gerald powoli wstając z ziemi. Gdy już mu się udało dostał kolejną kulkę.
McCall podszedł do leżącego mężczyzny. Wycelował mu w głowę i wystrzelił, po czym zrzucił jego ciało do bagna by zjedli go aligatory.
Jeszcze żyjący Peter McWenchester, wsiadł na konia i odjechał. McCall próbował to jeszcze trafić, ale był za daleko.
- Dobrze Cię widzieć Richard - Powiedział McCall i przytulil go jakby byli braćmi. - Co ja bym zrobił gdyby nie twój list.
- Związali nas i próbowali ugadać się z tymi pinkertonami by wsadzić nas do więzienia... - Powiedział Richard.
- Bydlaki... - Warknął McCall. - Uwolnij ich Rick, po czym wyznacz kogoś by znalazł nową kryjówkę...
- Jasne szefie - oznajmił.
- Jak skończysz przyjedź do Saloonu do Saint Denis. Spróbujemy wytropić tego McWenchestera....
- Czemu akurat do Saint Denis? - spytałam.
- Moim zdaniem jakbym miał kulkę i miałbym poinformować Pinkertonom o tym, że szef wrócił i z planu nici, pojechałbym tam - podrapał się po brodzie.
Wsiedliśmy na konie i ruszyliśmy galopem do Saint Denis...
Sorry, że taki krótki, ale zaraz przedostatni rozdział więc nie chciałbym robić zaraz finału więc...
Cze!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro