Rᴏᴢᴅᴢɪᴀᴌ 4
- Presidos ŻYJE?! - krzyknął nagle Juan wychodząc ze swoiego namiotu. Za nim wyszedł inny, starszy Meksykanin, który był jego doradcą.
Wstałam z krzesła i chowając nóż, który czyściłam udałam się do Hernandeza.
- Co się stało? - zapytałam.
- Cholerny Archibald Presidos żyje, Panno Adler - Odpowiedział starszy Meksykaniec biorąc cygaro do ust.
- Pani Adler - Westchnęłam z jego nieudolności Amerykańskiego.
- Nie ważne - Skomentował. Miał mówić coś dalej, ale Hernandez zaczął.
- JAK ON DO DIABLA PRZEŻYŁ, CHILE?
- Może Po prostu go wtedy nie było, Juan - Odpowiedział. Co ciekawe, był jako jedynym mężczyzną w gangu, który powiedział do niego po imieniu. - Pewnie był w Armadillo i pił Whisky, tak myślę, albo pojechał do swojego kuzyna w Big Valley.
Juan poprawił kapelusz i spokojnie spytał.
- Co teraz, Carlos?
- Teraz najepiej zajmijmy się Del Lobo i naszymi pieniędzmi. Później załatwimy Presidos'a. Pewnie McCall nam pomoże
- No dobra. To co sugerujesz - Wziął to za ramię i wprowadził do namiotu z którego chwilę temu wyszedł. - Pani Adler, zapraszam!
Poszłam za nimi, rzecz jasna.
- Cóż. Jakoś za bardzo nie walczyłam w wojnie gangów. W sumie... był tylko jeden gang, którego nienawidzę, aż do dziś. O'Driscoll'e. - Powiedziałam.
- Czyli pochodzi pani ze wschodu - Oznajmił Hernandez.
- Bardziej z północy. Miałam ranczo w Ambarino. O'Driscoll'e napadli na mnie i mojego męża.
- Ta. O'Driscoll'e.... swego czasu ingerowali w Ambarino. Przecież walczyli z The Snow Twins niedaleko Colter. Teraz to obóz Gangu McCall'a, nie Carlos. - Opowiedział Juan.
Carlos przytaknął.
- No dobra. Gadałem wczoraj z Jim'em Casslem w Armadillo. Ma informacje gdzie nasze pieniądze. Chce się spotkać w Pike's Basin - Odpowiedział Chile.
- Świetnie. Czyli jesteśmy narażeni na El Chapo, tak? - zapytał go.
- Możliwe - Oznajmił. - Pamiętaj, że El Chapo ma dwudziestu ludzi.
- Niech ci Skurwiele Spierdalają do Meksyku - Warknął.
- Jedźmy już, Juan. - Zaproponował.
- No dobra. Chodź - Ruszyli do koni. - Pani Adler! Jedzie pani z nami?
- Pewnie - Pobiegłam do Hery.
Wyruszyliśmy galopem w kierunku Pike's Basin. Słońce zaszło za chmurą.
- To miło, że jeszcze pani z nami jest, pani Adler - Powiedział w końcu Carlos.
Nie zdradzałam nikomu po co tu naprawdę jestem, rzecz jasna.
- Jestem tu, bo potrzebujecie kobiecej ręki. Poza tym. Również mam sprawy do załatwienia i liczę, że po tym wszystkim mi pomożecie - Odpowiedziałam zapalając papierosa.
- Jakie to sprawy, Adler? - spytał Juan. - Chcesz dostać się do Kolumbii? Marihuana? Sprawy z Colm'em Delgado, czy może bardziej O'Driscoll'e.
- O'Driscoll'e. - Odchrząknełam.
- W tym nie możemy pomóc - Oznajmił Hernandez.
- Czemu do cholery? - zapytałam.
- To nie nasz teren złotko. Chociaż... możemy mieć pewien układ....
- Gadaj.
- Pomożesz mi z Los Pistoleros w San Perito, moze nawet jak ci dobrze wyjdzie ruszymy na ich ostatnią grupę w Big Valley. Również z Del Lobo. Odzyskany pieniądze i wytoczymy im wojnę. El Chapo też, lecz gdy ich nastraszymy, pewnie uciekną do Meksyku. Po tym wszystkim pomożesz Jonathan'owi McCall'owi. Ma on ostatnio parę ładnych napadów na oku. Problemy z prawem, Bimbrownikami, Łowcami Nagród, Ostatnimi Indianami, Rewolwerowcami, Rodziną Greyów. Jedynym zdaniem Cholernie duża masa problemów. Gdy to załatwisz, kochana. Zaaatakujemy tych O'Driscoll'ów, a ty będziesz strzelać pierwsza.
- To brzmi interesująco, Panie Hernandez. - Wyznałam.
Po kilku minutach, byliśmy już w Pike Basin. Czekał tam na nas starszy Mężczyzna z niezłą brodą i rewolwerami w pasie.
Juan zszedł z konia jako pierwszy. Drugi zszedł Carlos. Ostatnia ja.
Gdy Brodacz nas zobaczył wstał i podszedł do Juana z wyciągniętą dłonią. Wymienili się spojrzeniami. Juan podał mu dłoń, lecz zrobił to jakby całą sytuacja była napięta, a on miałby wyciągnąć rewolwery i go zabić.
- Hola compadre! - Meksykaniec poklepał Juana po plecach i przytulił. Gadali po hiszpańsku. - ¿Qué edad tiene? ¿Dos? ¿Hornear? De todos modos, escuché que te robaron
- Del Lobo - Odpowiedział zaciskając pięści.
- ¡Maldito Del Lobo! - Warknął Brodacz. - ¿Estamos aquí por algo que no es Juan? Tengo informacion.
- Hablar - Syknął Hernadez.
- Bien. El viejo Angelo Guelani decidió atacar su campamento mientras atacaba a Los Pistoleros. Tuvo suerte. Tenía tres personas, ¿entiendes? ¡Tres jodidos! - Wykrzyczał. - Sé dónde escondieron el dinero, Juan Hernández. Para eso estamos aquí, ¿no?
¿Qué deseas a cambio? - spytał Hernandez.
El 30 por ciento del botín del próximo robo para mí, ¿de acuerdo? - Wydumał Brodacz.
Bueno. Hablar. - Odpowiedział Juan.
El dinero está escondido en Tumbleewed. El armero lo sost..... - Nagle ktoś odstrzelił Brodaczowi głowę.
- Kurwa! - krzyknął Hernandez i wyjął broń, po czym schowaliśmy się za głazami. - Jebane El Chapo!
Zaczęli do nas strzelać, lecz po sekundzie przestali. Ktoś do nas z góry krzyknął.
- Hernandez! Przyszliśmy po Ciebie!
- Spierdalaj do Meksyku, El Chapo! - Krzyknął do niego Hernandez. - Za nim was wszystkich powybijam.
- Chcę pójść na układ, Hernandez. Oddajesz nam naszego kolegę z więzienia w Armadillo, a my przeniesiemy się do Meksyku, zgoda?!
Juan spojrzał na mnie.
- Oddam ci kolegę, El Chapo! - krzyknął Hernandez. - Zgoda?!
- Spotykamy się w Stacji Mercer, Amigo! Do zobaczenia!
Wszyscy którzydo nas strzelali odeszli. Juan schował rewolwery, tak samo ja i Carlos.
- To co będzie pierwsze, Carlos? - spytał staruszka Hernandez.
- Myślę, że El Chapo, Juan - Odpowiedział.
- To wogóle co ten Brodacz powiedział? - zapytałam.
- Pieniądze ukryte są u rusznikarza w Tumbleewed - Wyznał. - Ruszajmy do obozu.
Wróciliśmy na konie. W czasie podróży, Carlos i Juan mowili coś do siebie po Meksykańsku. Ja raczej myślałam o Prerii i prowadzeniu konia.
Dotarliśmy w obozu. Hernandez krzyknął.
- Kochani! Jutro mamy robotę z naszymi pieniędzmi. Rusznikarz w Tumbleewed trzyma nasz łup. Miłej nocy Panowie i Panie! Miłego dnia!
Mam nadzieję że podobało się. O błędach piszcie w komentarzach! Pozdro 27Sztosik
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro