Rᴏᴢᴅᴢɪᴀᴌ 5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Hernandez czyścił broń. Dokładniej karabin Lancaster z gwintowaną lufą.
Chwilę temu do Armadillo wjechało trzech jego ludzi. Rocco Guligi, Diego Martinez oraz Chris Flamenco. Czekał na nich. Mieli oni wypuścić El Chapo i przywieźć go tutaj.

Chwilę potem Juan Hernandez miał wyruszyć z nim na spotkanie z Liderem El Chapo. Szykował się na coś takiego od paru godzin.

Odłożył broń na bok i wstał z krzesła. Wszedł do namiotu. Zauważył w oddali jego trzech ludzi. Gdy wjechali do obozu okazało się, że jeden jest ranny. Reszta całą tak samo jak więzień.

Juan wyszedł ze swojego namiotu wziął więźnia na plecy i zapakował go na swojego konia.

- Pani Adler! Panie Carlos! Panie Kane! - Wywrzeszczał. - Ruszajcie do Tumbleewed z panem Flamenco i Martinezem. Nie mamy czasu do stracenia.

Gdy lider wyruszył szybko wskoczyłam na konia tak samo jak inni. Wyruszyliśmy galopem jadąc przez pustynię Nowego Austin. Kurzyło się za nami niesamowicie. Wyglądało to tak jakbyśmy byli kawalerią. Pięć osób zmierzających do Tumbleewed wypatrzyli Del Lobo.

- Nawet się niespodziewana w jakie gowmo wdepli.... - Powiedział Lider Del Lobo patrząc przez lunetę. - Jeżeli nie ma tam Hernandeza jesteśmy w....

Nagle do bram Fortu Mercer zawitali 45 ludzi z gangu El Hernandez. Rozpoczęła się strzelanina.....

Juan dojechał do stacji Mercer powoli. Czekał tam El Chapo z dwóch jego ludźmi. Zatrzymał konia i zżucił więźnia z rumaka plując mu w twarz.

- Zjeżdżaj do Meksyku, Dupku - Warknął.

Ci szybko wyjęli broń. Juan oddał w ich kierunku kilka celnych strzałów.....

Wybuchy i strzały gromiły z Fortu Mercer. Ludzie Hernandeza ponieśli małe straty. Zaś Del Lobo, wogóle nie przygotowane padały na ziemię jak liście w listopadzie.

Gdy zostało paru ludzi i sam Lider do Fortu Mercer zawitał patrol Del Lobo....

Wyjechaliśmy do Tumbleewed. Zatrzymaliśmy się przed Rusznikarzem. Ubrani w maski i zaopatrzeni w rewolwery weszliśmy do Rusznikarza. Carlos zamknął drzwi.

- Gdzie pieniądze?! - Zapytał Carlos.

- Nic wam nie powiem! - krzyknął.

- Martinez. Zmuś go do mówienia.....

Hernandez wyruszył z krwawiącym Liderem na koniu z Stacji Mercer. Wyruszył na sam środek Rio Bravo. Wielkiej pustyni. Juan zostawił go tam. Na pastwę losu. Dla sępów i udaru słonecznego. Jechał teraz do Fortu Mercer. Słyszał tam głośne strzały.

Ci z Fortu mieli przesrane. Nagle dołączyło do walki pięciesięciu Del Lobo z patroli. Tymczasem Lider Del Lobo uciekł że swoimi kompanami w kierunku Elizabeth Zachodniego.

Juan zaczął ich ścigać...

Margines kopnął go w twarz gdy sprzedawca broni palnej wylądował na ziemi. Flamenco go podniósł i przytrzymaj by Diego mógł bić go dalej.

- Gdzie pieniądze? - spytał ostatni raz Carlos.

- Może już przestańmy! Tego gościu zaraz zdechnie - Powstrzymał Diego przed uderzeniem Alan Kane. - Zacznijmy szukać.

Lecz Martinez go odepchnął i uderzył w twarz Rusznikarza. Przestał oddychać.

- Idź z panią Adler szukać - Oznajmił Carlos. - My będziemy tutaj....

Juan ścigał ich aż po Tall Trees. Wtedy ich konie się zmęczyły i zżuciły ich z siodeł.

Juan zatrzymał się przed nimi. Wyjął lornetkę i ujrzał jak ci leżą w piachu, a konie gnają mu drzewom.

Ruszył do nich. Nie spodziewał się, że to pułapka....

Ludzie z Fortu Mercer zabili 15 jeźdźców podczas gdy ich zostało 25.
Już mieli się wycofywać, lecz postanowili użyć Gatlinga i dynamitów. Po całym Forcie rozległy się strzały i głośne wybuchy po stanie Nowego Austin.

W ten sposób zabili trzydziestu. Mieli już przewagę....

Pobiegłam za ladę. Przejrzałam wszystkie deski, szafki. Nic. Wtedy ruszyliśmy do domku z noclegiem. W szafkach nie było nic. Nawet w podłodze. Wtedy Postanowiłam odsunąć szafę.

- Przejście! Jest przejście! Weszłam do dziury w ścianie powoli idąc w bok. Na końcu tego widziałam cztery torby z pieniędzmi. - Chodźcie tu! Mam waszą zgubę!

Wzięłam torby i wyrzuciłem je w ramiona Carlosa i Kane'a. Reszta wzięłam ja.

- Chodźcie szybko! Szeryf i jego ludzie się zbliżają....

Juan podjechał bliżej i bliżej.... wtem. Ktoś go trafił. Przestrzelił klatkę piersiową. Jego koń zżuciły go z siodła, lecz jego noga utknęła w strzemieniu. Ruszył w dal razem z rumakiem ciągnącym go po pustyni.

Tymczasem Lider Del Lobo, który strzeli do niego z Karabinu wstał razem z kompanami i przywołał konia. Gdy byli już w siodłach udali się do Lemoyne....

Fort Mercer ucichł. El Hernandez wygrali tą trudną bitwę. Wyszło ich z bram Fortecy dwudziestu. Stracili ludzi, lecz przeżyli. Zniszczyli Del Lobo. Nie wiedzieli, że ich lider uciekł.....

Szeryf Freeman zapukał do drzwi Rusznikarza. Carlos krzyknął

- Zamknięte!

Szybko wyszłam na zewnątrz z Kane'em i Martinezem. Zapakowalismy worki z pieniędzmi na konie, które przywołaliśmy.

- Wszystko w porządku, proszę pana? - zapytał Carlosa.

- Jasne.... - odszedł od drzwi idąc powoli do wyjścia.

- Idźcie do tylnego wyjścia - rozkazał szeryf. Wtem Rusznikarz ledwo żywy krzyknął.

- NAPAD!!!

Gdy stróżowie prawa doszli na tyły byliśmy już na koniach. Zaczęli do nas strzelać, lecz to ja zastrzeliłam ich.

Szeryf doszedł na tyły Sklepu ostatni. Z Dubeltówką w rękach Syknął.

- Cholera....

Ludzie z Fortu Mercer dojechali do obozu jako pierwsi. Drudzy byliśmy my. Czekaliśmy na Hernandeza.... który po chwili przyjechał na koniu, który to ciągnął. Wszyscy zanieśli go do łóżka i Carlos, który był lekarzem odkaził ranę i zabandarzował Lidera.

Hernandez w trakcie tego zapytał swojemu doradcy

- El Chapo wyruszają do Meksyku. Del Lobo zostali zniszczeni, a my mamy swoje pieniądze. Tylko lider Del Lobo uciekł. Będziemy ich szukać?

- Odpoczywaj.... - Wyszedł z namiotu.

Tak o to jest rozdział 5 Sadie Adler! Mam nadzieję, że się podobało!

Cze!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro