Rozdział 34

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

?

Cieszyłem się na myśl, że to ostatni dzień szkoły, a później przerwa świąteczna. Same święta były mi obojętne, ale przynajmniej oszczędzę sobie oglądania tych denerwujących mord. Nie wiem jakim cudem jeszcze nie zmieniłem szkoły po raz kolejny.

Moje życie nie było zbyt kolorowe. Zawsze miałem problem, żeby wpasować się do swoich rówieśników. Nie rozumiałem nawet dlaczego. Przecież byłem taki sam jak wszyscy, no może nie w stu procentach, ale na moje oko - nie różniło nas zbyt wiele.

Kiedyś jak byłem mały, mama mówiła mi, że nie mogę być zbyt dobry dla świata, bo on sam w sobie jest okrutny. Jako sześcio/siedmiolatek nie wiedziałem co miała na myśli. Zrozumiałem doskonale, jak tylko poszedłem do szkoły.

Dzieciaki już po twoim ubiorze są w stanie stwierdzić czy jesteś bogaty, czy może jednak biedny. Czy wychowujesz się w pełnej, normalnej rodzinie, czy też nie.

A to wszystko za sprawą tajemniczego rentgena w ich oczach. Szkoda, że sam go nie posiadałem - zdecydowanie łatwiej, by się tym posługiwało niż Spotted: Warszawę.

To było piękne jak jedna durna strona na Facebooku podzieliła szkołę na dwie jednostki.

Byli uczniowie, którzy cieszyli się z jej istnienia i pomagali mi ją współtworzyć. Wysyłali różne ciekawe informacje, a niektórzy nawet wzorowali się na moich postach i pisali jako ja, więc robiłem kopiuj-wklej i gotowe.

Po drugiej stronie stali najwięksi przeciwnicy Spotted, a zarazem jego gwiazdy, które za wszelką cenę starały się dowiedzieć kim jestem i w jaki sposób się mnie pozbyć, żeby niektórzy nie wiedzieli tego co muszą.

Niestety, udało im się, a później odebrali mi moje ukochane dzieło i przypisali jako swoje. Jednak nie mogło odbyć się bez kary. Nie byłbym sobą, gdybym puścił im to płazem.

Patrząc na to, że byłem odludkiem. Nikt nie zwracał uwagi na to, kiedy byłem w szkole, a kiedy nie. Mogłem zatem 24/7 prowadzić stronę i nikt nie podejrzewał, że to ja. Coś pięknego, naprawdę.

Ciekawe czy ktokolwiek chociaż pamięta moje imię, bo nauczyciele czasami patrzyli na mnie, jakby nigdy w życiu mnie nie widzieli. Tak samo było, kiedy stanąłem oko w oko z Robertem Biedroniem, przewodniczącym naszego szkolnego samorządu.

- Musisz wrzucić swój telefon do skrzynki. - powiedział swoim przemiłym, aż do porzygania głosem - Od dzisiaj w szkole jest nowa zasada.

- To koniecznie? - spytałem marszcząc brwi.

- Spokojnie, nic mu się nie stanie. Oddamy ci go po lekcjach. - uspokajał mnie, a ja jedyne co chciałem zrobić to zaśmiać mu się w twarz.

Gdybyś ty tylko wiedział kim ja jestem i co robię człowieku. Wątpię, żebyś był w stanie tak normalnie ze mną rozmawiać.

Koniec końców oddałem mu telefon i wszedłem do środka. Zauważyłem Trzaska, który podglądał swoją miłość i jej nowego tygrysa.

Rafał zapewne myślał, że poszedł po prostu w odstawkę, bo Dudzie zachciało się obracać Kosiniaka w swojej sypialni. Może tak to wyglądało, ale nie do końca tak było.

Tusk będąc „dobrym" kuzynem zabrał go na swoje pierwsze w życiu balety, z okazji osiemnastych urodzin. Państwo Trzaskowscy niekoniecznie byli tym faktem zachwyceni, ale ich syn uznał, że przecież może wyrwać się w nocy tak, aby jego rodzice się o niczym nie dowiedzieli.

Donald zdecydowanie zadbał o to, żeby tamta noc była niezapomniana. Jedyne co po niej zostało to urwany film Rafała, ale też parę ciekawych zdjęć, które znalazły się niedawno w moim posiadaniu.

Teraz pytanie: dlaczego do tej pory nikt ich nie zobaczył?

Tusk chciał się odegrać za to, że tamta dwójka myślała, że wepchnie go w ręce Kaczyńskiego i to od Andrzeja zależało czy ludzie zobaczą jego kochanka (tak właściwie to nie wiem jak go nazwać, bo ich relacja była nieźle pokręcona) w objęciach dużo starszych od niego, prostytutek z Ukrainy.

Jedynym sposobem, żeby nikt się nie dowiedział, było traktowanie Rafała jak powietrze. Zapewne trudno było mu się przestawić na tryb ignoranta, jak conajmiej raz dziennie robił mu aferę o byle co.

Byłem pod wrażeniem, bo naprawdę wychodziło mu to lepiej niż przypuszczałem.

- A ty na co się gapisz pierwszaku? - burknął Trzaskowski mierząc mnie wzrokiem - Pilnuj swojego nosa.

- Chodzimy razem do jednej klasy. - poprawiłem.

- Ta, cokolwiek. - wywrócił oczami wzdychając ciężko - Po prostu spieprzaj póki jestem cierpliwy.

- Oczywiście.

Przytaknąłem i zgodnie z jego prośbą, a raczej rozkazem - dałem mu święty spokój. Andrzej widząc mnie krzyknął, żebym się do nich przyłączył, ale nawet nie spojrzałem w jego stronę. Palant.

Wszyscy uczniowie biegali z sali do sali, żeby ich wigilia miała ręce i nogi. Jedynie Krzysztof Bosak nie wykazywał chęci pomocy. Nasz ukochany malarz siedział na parapecie, ze swoim rysownikiem. Ciekawe czy ma tam naszkicowanego Roberta pozującego do aktu, albo i aktów.

- Co rysujesz? - zaczepiła go Pawłowicz, a on jedynie pokazał jej ostrożnie stronę - To trochę smutny rysunek. Nie powinieneś rysować czegoś co ma w sobie ciepło?

- Jedyne ciepło, z jakim mi się kojarzą święta, to te z grzejnika. - skomentował i musiałem przyznać, że zrobiło mi to dzień.

Jakieś trzy dziewczyny przemierzały właśnie korytarz. Dlaczego baby jak zwykle musiały się odwalać na takie rzeczy? Przecież i tak nikt nie zwróci uwagi na ich mocniejszy makijaż, ani sukienkę. Wigilia klasowa jest po to, żeby się najeść za darmo - przynajmniej w moim przypadku, bo nigdy niczego nie przynoszę.

W końcu wszystko było gotowe, więc każda klasa poszła do swojej sali i zaczęliśmy świętowanie. Na początku zaczęło się od prezentów. Trafiłem na Korwina, więc uznałem, że idealnym prezentem dla niego będą kondomy. Ja z kolei dostałem prezent w postaci świątecznego sweterka i dużej czekolady od naszego wychowawcy, z którym mieliśmy wychowanie fizyczne.

Nareszcie, kiedy wszyscy się najedli, inni zaczęli sprzątać ten syf, a ja chciałem zwinąć się do domu. Przecież i tak nikt nie zwróci uwagi, jak zniknę. O ile niektórzy w ogóle mnie widzą.

- Hej! - usłyszałem głos Bosaka - Poczekaj chwilę!

Zapewne było to do mnie, ale postanowiłem go zignorować. Jednak tamten nie dał tak łatwo za wygraną i podbiegł do mnie.

- Mówiłem do ciebie. - zaczął iść obok.

- Nie wiedziałem. - uśmiechnąłem się głupio.

- To twoja komórka prawda? - spytał wyjmując urządzenie z kieszeni, a ja jedynie przytaknąłem - Możemy załatwić to spokojnie. Pójdziesz ze mną, zadamy ci parę pytań i nasze drogi się rozejdą. Co ty na to?

Nie sądziłem, że będą aż tacy sprytni. Co prawda dużo zdążyłem osiągnąć, ale wszystko ma swój koniec. Przez chwilę pomyślałem, że się wyprę i zrzucę wszystko na kogoś innego, ale przecież powinienem być dumny. Byli ludzie, którzy uwielbiali to co robię.

*

Nie liczyłem, że kiedykolwiek usiądę w Starbucksie razem z Biedroniem, Bosakiem, Dudą i Trzaskowskim. To było dziwne doświadczenie, a zarazem przyjemne.

Niby przegrałem, ale i tak czułem się jakbym wygrał. Rozbiłem jeden związek, który wydawał się być tym, co przetrwa wszystko. Stworzyłem też parę nowych.. i byłem głównym tematem szkoły. Czego chcieć więcej?

- Myślałem, że to Korwin. - skomentował Krzysztof.

- Ja tak właściwie nie wiedziałem kogo obstawić. - dodał Rafał.

- Ja obstawiałem Kruka. - słysząc nazwisko naszego nauczyciela chemii, wszyscy spojrzeliśmy na niego - No co? Nic nie poradzę na to, że Błażej ma nierówno pod sufitem.

- Szczerze? Nie wiem czy powinienem ci pogratulować, czy na ciebie nakrzyczeć. - przyznał Robert - W końcu strona już nie istnieje, ale to nie zmienia faktu, że była.

- Co tak właściwie cię gryzie? - spytałem układając się wygodnie na krześle.

- Dlaczego to robiłeś? - spojrzał mi prosto w oczy - Przecież wiedziałeś, że to rani innych.

- Raniłem innych, tak jak inni ranili mnie. Czy jest coś złego w wymierzaniu sprawiedliwości na własną rękę? Wiele osób znajduje w tym pewnego rodzaju terapię.

- Owszem, jest. - wtrącił Trzask - Zrobiłeś ze mnie niewiadomo jaką pizdę. To ja byłem samcem alfa w tamtej, skończonej już relacji i całe szczęście, ale wracając. Nie żyłeś z nami, więc nie miałeś prawa publikować takich rzeczy. Mógłbym równie dobrze zgłosić to na po.. - urwał słysząc śmiech Andrzeja - Powiedziałem coś śmiesznego? - spytał piorunując go wzrokiem.

- Nie słuchaj go Franciszek. - skomentował Duda - Po prostu szkoda nerwów.

- Mam na imię Szymon. - poprawiłem.

- Dobra. Kotłownia.

- Hołownia. - znów musiałem dokonać korekty.

Widzicie? Byłem tak niezauważalny przez innych, że nawet nie wiedzieli jak się nazywam.

- Jeden pies. - machnął ręką - Powiedz mi lepiej jak wpadłeś na pomysł ze stroną.

- Teraz wszystkich łączy Facebook, a w internecie łatwo jest zostać anonimowym. Do czasu. - uciąłem krótko - A wy? Jak mnie znaleźliście?

- Mieliśmy trochę dużo telefonów, ale włączyliśmy w każdym dźwięk, żeby ułatwić sobie zadanie. - zaczął opowiadać Bosak - Chyba domyślasz się, że wysłaliśmy wiadomość do konta, które podałeś na Spotted jako druga skrzynka odbiorcza.

No proszę, proszę. Jednak nie byli tacy głupi, za jakich ich miałem. Za to ja mogłem nie tworzyć specjalnie drugiego konta, do którego było przydzielone Spotted. No cóż, nic nie może być idealnie zaplanowane. Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem.

- I co teraz? - zaciekawiłem się - Powiecie wszystkim, że to ja?

- Ja bym najchętniej tak zrobił. - przyznał Duda.

- Ale tak nie zrobimy. - odparł Biedroń - Po prostu puścimy to w nie pamięć.. i w sumie tyle. Chyba, że masz lepszy pomysł.

- Ten jest jak najbardziej okej. - przytaknąłem.

Widziałem po minie Trzaska i Dudy, że ten pomysł nie przypadł im do gustu. Nic dziwnego. Zapewne w swoich głowach mieli wiele okropnych scen, w których grałem główną rolę.. ale nie zdziwiła mnie postawa Roberta. Coś czułem, że nie będzie chciał tego załatwiać w inny sposób, niż ten najspokojniejszy.

- Roberto, czy ty jesteś normalny? - spytał Andrzej - Bo mi się wydaję, że na mózg cię jebło.

- Wyrażaj się. - skomentował Bosak.

- Ja siebie wyrażam w stu procentach, nie widać? - wstał z krzesła - Jestem wkurwiony i to nawet bardzo, a wiecie dlaczego? No śmiało, spytajcie.

Rafał bez słowa złapał go za nadgarstek i pociągnął mocno w dół, żeby tamten usiadł.. i podziałało.

Przeszło mi przez myśl, żeby ich pogodzić, ale uznałem, że nie jestem im nic winien, więc po prostu wyszedłem z kawiarni. W tle słyszałem jeszcze Dudę, który zapraszał mnie na solo i inne takie.

Mój cel życiowy został osiągnięty - zrobiłem zamieszanie wokół swojej nudnej i dla nikogo cokolwiek znaczącej osoby. Tyle mi wystarczyło. Niczego więcej nie potrzebowałem.

...

Ktoś obstawiał kogoś innego jako Spottera?

P.S. Epilog może pojawić się dziś albo jutro i koniec tego cyrku🤪

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro