12. Stay with me/ Never let me go

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Obrazek ukradziony z Twittera!

Minęły trzy długie miesiące od kiedy serce Franka zatrzymało się, łamiąc tym samym to należące do Way'a. Na szczęście udało się go uratować, przez co Gerard dziękował wszystkim bogom o jakich kiedykolwiek słyszał.

Gerard wstał z łóżka o 7:32. Przetarł rękami twarz i przeżucił nogi na jedną stronę.Stanął przed lustrem. W połączeniu z jego świeżo farbowanymi włosami, blada skóra i cienie pod oczami były jeszcze bardziej widoczne. Gee wrócił do czarnego. Czerwone wydały mu się zbyt krzykliwe i radosne. Nie pasowały. Wziął z szafy czerwoną bluzę, tą w ktorej przed wypadkiem spał Frankie,skórzaną kurtkę i obcisłe spodnie. Kiedy umył zęby, wziął swój szkicownik i wyszedł z domu. Wszedł jeszcze do kawiarni (A/N:nie, nie Starbucksa) i wziął na wynosiła dwie kawy. Zawsze przynosił do szpitala dwie. Jedną dla siebie, a drugą dla Franka. I tak zawsze wypijał obie,ale kupował je bo miał nadzieję, że kiedyś to się przyda

Przychodził codziennie, nie chodził do szkoły, a sprawę oprawców Frania zgłosił policji, która ich zatrzymała. Nie mieli alibi, kilka osób widziało ich w budynku szkoły, masa ludzi widziała na dachu trzy sylwetki, lekarze wykluczyli próbę samobójczą, nagrania z monitoringu na korytarzach pokazują, jak gonili Iero na dach i w co Way wierzył najbardziej, Frank potwierdzi że to ich wina. Chociaż to szło dobrze i już niedługo ci cholerni kretyni zapłacą za to co zrobili jego słoneczku.

Gdy Gerard szedł dzisiaj do szpitala miał jakiejś dziwne przeczucie że stanie się coś złego, jednak zignorował je. Niestety po wejściu do sali w której leżał Frankie, jego przeczucia spełniły się. Lekarz rozmawiał z elegancko ubraną, dosyć niską kobietą o czarnych włosach.-Co tu się dzieje? Doktorze Wentz o co tu chodzi?!- zapytał z histerią w głosie Way. -Gerard, to pani Iero. Matka Franka. Przedstawiłem jej wszystkie informacje dotyczące stanu Franka...- lekarz przez próbował wyjaśnić, jednak młodszy nie miał ochoty go słuchać.- Co pan zrobił?! Przecierz oni go zostawili w cholernym szpitalu! Ani razu go nie odwiedzili! Nie obchodziło ich co się z nim dzieje, a teraz nagle troskliwi rodzice?!- Gee wrzeszczał na biednego Pete'a.- A kim ty niby jesteś gówniarzu żeby decydować o tym co mogę wiedzieć na temat mojego dziecka i oceniać jak go wychowuję!- kobieta odwróciła się do niego z miną rasowej suki, która wie wszystko najlepiej. - Jestem jego chłopakiem, pomogłem mu wyjść z psychiatryka i nie ma szans żeby zabrała mi go jakaś głupia baba która nagle przypomniała sobie że ma dziecko!-Powiedzieć, że Way był wściekły to za mało. Ludzkość nie wymyśliła jeszcze odpowiedniego słowa określającego stan Gerarda. -Więc dodatkowo jest pedałem? Tym bardziej nalegam na odłączenie aparatury, zajmuje potrzebne miejsce i przynosi mi wstyd. Proszę przynieść dokumenty, zaraz je podpiszę.-kobieta mówiła głosem kompletnie wypranym z emocji.-C..co? O..odłączyć?! Nie! Proszę! D..doktorze! Nie..nie może pan! Ni..nie...-Way krzyczał przez łzy, miał nadzieję że się przesłyszał.-Przykro mi Gerry...Zaraz pójdę po dokumenty pani Iero.-Gee złapał Petera za rękę.-Proszę tego nie robić, ja....on..on się obudzi, naprawdę! Proszę...-Lekarz spojrzał smutno na zdesperowanego i bliskiego histerii chłopaka.-Naprawdę mi przykro...-Wentz wyszedł, a Way został sam z Lindą. -P..proszę tego nie robić...on się obudzi..naprawdę...proszę..- Próbował przekonać kobietę, jednak ta uśmiechnęła się szyderczo i skrzyżowała ręce na piersi.- Nie. Wreszcie mam szansę pozbyć się mojego największego błędu.Był wpadką i gdyby nie to że matka zabroniła mi go wyskrobać nie byłoby tu tego pedała.Żałuję że nie zrobiłam tej  aborcji. Nigdy nie chciałam być matką, kiedy udało mi się wsadzić tego gówniarza do psychiatryka byłam najszczęśliwszą kobietą na świecie. Nie obchodzi mnie co z nim będzie. Najlepiej, żeby zdechł.- wszystkie te straszne rzeczy powiedziała z uśmiechem na wymalowanych czerwoną szminką ustach. -J..jak pani może?! Frankie...C..o on pani zrobił?! Nie... Proszę,ja się nim zajmę...ty..tylko proszę tego nie robić...- Gerard niemal ns kolanach błagał kobietę, która była w stanie z zimną krwią podpisać wyrok na miłość jego życia.-Myślisz, że interesuje mnie co masz do powiedzenia? Zrobię co będę chciała!- Roześmiała mu się w twarz. Wtedy wszedł lekarz niosąc papiery które w oczach Gerarda były najbardziej ohydnymi i odrażającymi kartkami papieru jakie w życiu widział . Usiadł na krześle obok łóżka i złapał rękę swojej księżniczki. Kiedy zobaczył panią Iero podpisującą dokumenty pozwalające na zabicie Franka, wtulił się w niego, przyciskając głowę do klatki piersiowej młodszego chłopaka. Zamknął oczy, nie chciał patrzeć jak lekarz ze współczującym wyrazem twarzy podchodzi i zabiera mu chłopaka, który znaczył dla niego najwięcej na świecie. Ze łzami płynącymi po policzkach czekał, aż w pomieszczeniu zapadnie całkowita cisza. I stało się. Załkał po czym pomieszczenie wypełniła śmiertelna, okropna cisza, przerwana krótkim śmiechem kobiety. Gee wtulił się mocniej i wtedy poczół jak ciało pod nim unosi się i opada rozpoczynając równomierny cykl. Way myślał, że to halucynacja, jednak zdziwiony okrzyk Lindy i dłoń która znalazła się w jego włosach sprawiły że Gerard uniósł głowę i napotkał parę ślicznych, miodowych tęczówek patrzących na niego z miłością. -Frankie..-pociągnął nosem a z jego oczu spłynęło jeszcze więcej łez. Iero uśmiechnął się, chciał coś powiedzieć jednak Way nie pozwolił mu na to uciszając go pocałunkiem. Gerard całował go na oczach homofobicznej matki chłopaka i lekarza, jednak nie obchodziło go to w najmniejszym stopniu. Był szczęśliwy, jego słoneczko wróciło! Frankie naturalnie oddał pocałunek, kładąc szczópłą dłoń na czerwonym od płaczu i emocji policzku Czarnowłosego. Wreszcie oderwali się od siebie.-Zmieniłeś kolor włosów.-stwierdził przeczesując kłaki Gerarda. -Tak, tamten..po prostu potrzebowałem coś zmienić.- odpowiedział z uśmiechem.-Pasują ci. Zresztą, wyglądał byś dobrze nawet gdybyś osiwiał.(A/N: Gerard w szarych włosach to złoto i diamenty) Gee zaśmiał się i przytulił do swojej księżniczki. Natomiast Frank oplótł go rękami jak mała ośmiorniczka i nie miał zamiaru już nigdy go wypuścić. -Gerry, to nie jest sen, prawda?-Zapytał ze łzami w oczach. -Nie Frankie. Wszystko jest już dobrze.-Uspokoił go starszy. -Jesteście obrzydliwi. A ty...ty nie jesteś moim synem!-Wrzasnęła kobieta z obrzydzeniem na wymalowanej twrzy. -Nie chcę nim być. Możesz powiedzieć co chcesz, kocham Gee i zrobię wszystko żeby z nim być,mamo- Odpowiedział Frank. Oburzona kobieta wyszła z sali.-Ja też cię kocham Frankie- wyszeptał Way i przytulił młodszego.-No to może was teraz zostawię. Tylko Gerry, nie męcz go zbytnio, wysiłek fizyczny jest dla niego nie wskazany-powiedział Pete po czym mrugnął do niego i z dziwnym uśmiechem skierował się do drzwi. -Idę pogadać z twoim bratem.-rzucił wychodząc i zachichotał na widok zaczerwienionych twarzy obu chłopców.-Aha,Ok.-powiedział Frank, na co Gee trzepnął go w rękę- za każdym razem, kiedy mówisz "Aha" ginie jednorożec. Uświadomił mnie mój brat- westchnął starszy Way.-Ok, ale ty też właśnie jednego zabiłeś.-zaśmiał się Frank.-OH cicho bądź, to samo mi powiedział-obaj roześmiali się i przytuleni zasnęli.

***

-Pete? Co się stało? Czemu się tak uśmiechasz? I czemu tamta kobieta wybiegła wyglądając jak uosobienie wściekłości?-zapytał Mikey trzymając w rękach dwa kubki niby-kawy. Żałował, że nie pomyślał i tak jak Gerard nie kupił sobie i swojemu chłopakowi kawy w kawiarni.-Frank się obudził!-wykrzyknął mężczyzna i uśmiechnął się.-Żartujesz?! Co z Gerardem? Jak zareagował? A ta kobieta? Papiery? Co się stało? Peteeee! Powiedz mi wszystko!- Mikey przyskoczył do lekarza i obiął go owijając ręce wokół jego szji.-Spokojnie Moikey, opowiem ci wszystko jak pójdziemy napić się czegoś lepszego niż kawa w tym cholernym automacie- powiedział i pocałował czoło blondyna.-Jestem niepełnoletni, ale jak ty stawiasz...-Zaśmiał się Way.-Głupi. Miałem na myśli kawę, a postawić to ty mi możesz, ale coś innego.-Wyszeptał do ucha blondynowi, który natychmiast oblał się rumieńcem przypominającym kolorem wiśnie.-Chodź już.-zaśmiał się starszy. -No idę, idę...-wymamrotał zawstydzony Mikey.




No więc to koniec. Mam nadzieję, że podobała się końcówka z Petekey'em^^
To ma ponad 1280 słów i Wow, to najdłuższy rozdział ever. Mam nadzieję
ż

e się podobało. Jak są jakieś błędy, to sorry, ale jestem za leniwa żeby sprawdzać 1200 słów xD.

Oto Gee z szarymi włosami, gdyby ktoś nie widział tego cudu

Luv u❤💕💖💗💞

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro