Rozdział 3: Niedowierzanie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Hermiona patrzyła na Draco, jakby oszalał. Z jej punktu widzenia, tak to wyglądało.

– Malfoy – zaczęła – porwałeś mnie, zamknąłeś w swoich lochach i naprawdę oczekujesz, że uwierzę w tą wymyśloną historyjkę, że zakochaliśmy się w sobie? To gorzej niż żałosne.

Nie zareagował tylko patrzył jasnymi oczami z obojętnym wyrazem twarzy. Pomijając oczy. Zawsze było coś w jego oczach, co ukrywał przed wszystkimi, a ją osobiście denerwowało.

– Wiedziałem, że mi nie uwierzysz – powiedział cicho.

Z jakiegoś powodu, to proste zdanie zdenerwowało ją. Zachowywał się bardzo dziwnie... Próbowała to sobie wyjaśnić tym, że dobry z niego aktor, ale coś było nie tak.

Patrzyła na niego, marszcząc brwi, zanim obróciła się do ściany, aby zasnąć. Przeklinała samą siebie, za to, że się zdenerwowała. Wiedziała, że on udaje, nie powinna mu wierzyć.

Prawda?

♥ ♥ ♥ ♥

Teraz to Draco nie mógł spać. Leżał na jawie, wpatrując się w nicość długo po tym jak Hermiona zapadła w łagodny sen. Miał nadzieję, że był tak spokojny, jak wyglądał.

Powinien po prostu spróbować o niej zapomnieć. Czy kiedykolwiek ją odzyska? Kiedy świnie zaczną latać jak to mówią mugole. Żył doskonale bez niej piętnaście z szesnastu lat. Czy mógłby teraz żyć bez niej?

Problem polegał na tym, że przyzwyczaił się do jej obecności. Nigdy wcześniej nie miał nikogo z kim mógłby porozmawiać, kogoś komu mógł się zwierzać, kto słuchał i się nim przejmował. Był dla niej kimś ważnym. Został wychowany tak, żeby wierzyć, że uczucia i lęki sprawiają, że jesteś słaby. Ale kiedy zwierzał się Hermionie, czuł się silniejszy. Nie mówił jej wszystkiego — w rzeczywistości nie powiedział jej wiele. Ale wiedział, że mógłby...

Teraz nie może.

Powinien był ją zawrócić, kiedy miał szansę. Nie chciał, żeby z nim szła, wiedział, że to dla niej zbyt niebezpieczne... ale ona chciała iść. Gryfońska odwaga — nie, to nie tylko gryfońska odwaga. To odwaga Hermiony.

(Początek wspomnienia)

Księżyc świecił w pełni, co miało swoje dobre i złe strony. Dobre, bo oświecał plac przed wejściem do Hogwartu — widać było każdy kamień, wyryty w kontraście czerni i bieli. Złe, bo sprawiał, że Zakazany Las wyglądał jeszcze bardziej strasznie.

Draco bał się wchodzić do Zakazanego Lasu od wydarzenia na pierwszym roku, kiedy to koło niego... coś piło krew jednorożca. Później dowiedział się, że to był Voldemort. Jego ojciec powiedział mu, że Czarny Pan był rozczarowany brakiem nerwów chłopaka i ostrzegł, że za to może zostać ukarany później.

Było dziwnie spokojnie, pomimo czekającego go spotkania. Wiatr czesał trawę, z dala widział ocean. Drzewa straciły liście, które ganiały się na wietrze. Suche powietrze i adrenalina wyostrzyły jego zmysły.

Bramy Hogwartu były strzeżone przez nowe oddziały, które zostały tu umieszczone po Turnieju Trójmagicznym. Z każdym krokiem zbliżał się do niech coraz bardziej. Krok, krok, krok. Wsłuchał się regularny dźwięk, kiedy jego stopy dotykały ziemi, dostosowany do rytmu bicia jego serca. Człowiek orkiestra – pomyślał ironicznie.

Krok, krok, krok. Uderzenie, uderzenie, uderzenie. Stały rytm, czasami zaburzony przez stosy liści, które mijał. Bramy były coraz bliżej.

Krok, krok, krok. Chrupnięcie, kiedy znowu przeszedł przez liście. Przerwał na chwilę, popatrzył na bramę, zastanawiając się, dlaczego nie może wrócić do szkoły. Dla Hermiony...

Chrupnięcie...

Draco natychmiast odwrócił się. – Kto tam? – Słyszał coś, był pewien, że... zobaczył kawałek stopy, która nie chciała iść przez liście. Zdziwił się, tym co zauważył. Malfoyowie nie słyszą rzeczy, których nie ma...

Nie wiedział kto go śledzi. To oznaczało, że osoba użyła zaklęcia niewidzialności albo ma na sobie pelerynę niewidkę. Tylko jedna osoba w szkole miała pelerynę, ale Draco nie wierzył, że to Harry za nim idzie. Albo Ron. Ponieważ zaklęcie niewidzialności jest trudne i niewiele osób potrafi je rzucić, no i ta osoba musi być przyjacielem Harry'ego...

– Hermiono, pokaż się.

Zdjęła pelerynę z głowy, marszcząc brwi. Światło księżyca oświecało jej twarz, tworząc symfonię światła i cienia, która była bardziej urodziwa niż najbardziej chwalonego artysty. – Skąd wiedziałeś, że to ja?

– To było oczywiste, moja droga Hermiono – zażartował, nie mogąc się oprzeć, mimo grożącego niebezpieczeństwa. – Dlaczego tu jesteś?

Spojrzała w dół, przypominała Draco niewłaściwie zachowujące się dziecko wyznające swoje winy nauczycielowi. – Kiedy oddawałeś swój esej na eliksiry, list wypadł na biurko i przeczytałam go...

– Nie powinnaś go czytać – założył ręce defensywnie. – To mój osobisty list, mógł być całkowicie niewinny...

– O tak, bo listy od Lucjusza są pełne przyjaźni i ojcowskiego ciepła, prawda?

Zapadła cisza. Hermiona owinęła się peleryną niewidką, bo było bardzo zimno, kiedy zerwał się wiatr. Liście wirowały wokół niej jak planety krążące wokół najbliższej gwiazdy.

– Idę z tobą – dodała.

– Nie idziesz.

– Tak. – Wyglądała na zdeterminowaną, jej twarz była niezmienna jak skała.

– Czy przeczytałaś tą część listu, w której mój ojciec powiedział, że cię zabije? – zapytał Draco. Bał się o Hermionę, a strach powodował u niego złość. – On może i to zrobi, uwierz mi. Nie pozwolę, żeby mój ojciec był gdziekolwiek w pobliżu ciebie. Jeśli postawisz nogę obok niego, zginiesz. Nie idziesz.

– Nie pozwolę ci iść samemu – stwierdziła. – Nie dbam o twojego ojca. Pójdę bez względu na to co powiesz.

Jakaś część umysłu Draco była niemal wzruszona faktem, że dziewczyna chce ryzykować własne życie, aby z nim iść. Jednak ciężko było odepchnąć na bok resztę umysłu, który krzyczał, że Gryfonka jest idiotycznie lekkomyślna i idzie na pewną śmierć.

– Nie idziesz – stwierdził nagle, po czym odwrócił się i pobiegł w stronę bramy. Jeśli uda mu się przebiec przez nie, zanim Hermiona go dogoni, mógł uruchomić świstoklik i przenieść się do domu ojca. Nie mógł pozwolić, aby się narażała, bez względu na to, jak bardzo tego chciała. Biegł, aby ocalić jej życie.

Jej kroki odbijały się tuż zanim, ale wiele treningów Quidditcha dawało mu większą szybkość. Wiatr smagał mu włosy, miał jasny cel — brama. Sięgnął po list do kieszeni, trzymał go mocno. Z każdą sekundą, był coraz bliżej bramy, aż przestał słyszeć odgłos stóp Hermiony.

Nagle usłyszał cichy krzyk za sobą. Zatrzymał się — w ręce trzymał list, jeden krok dzielił go od teleportacji. Hermiona poślizgnęła się na mokrych liściach i leciała wprost na niego jak tłuczek. Zanim zdążył się ruszyć, wpadła na niego, przewracając go... poza bramę. Poczuł szarpnięcie w brzuchu, ramię Hermiony trzymało się jego bioder, gdzie przytrzymała się zatrzymując upadek. Przeklinał ją w myślach każdym słowem jakie znał. Jeśli umrze dziś wieczorem, to będzie całkowicie i tylko jego wina...

(Koniec wspomnienia)

Trudno było w to uwierzyć, że kilka godzin temu zaryzykowała, aby go chronić w tak idiotyczny, lekkomyślny, nieodpowiedzialny, bezsensowny, głupi, odważny, miły i opiekuńczy sposób. Jak to się stało, że stracił tyle w ciągu kilku godzin? Życie nie zmienia się tak szybko, nie obraca się do góry nogami w ciągu tak krótkiego czasu.

Godzinami patrzył w nicość, na próżno starając się myśleć o czymś innym. Ale jego myśli wracały do chwil powodujących ból wewnątrz niego i lukę, która miała być wypełniona miłością Hermiony. Ale luka była pusta, przepływał przez nią niekończący się strumień bólu i straty.

Czuł się dziwnie, jakby było dwóch Draconów. Jeden został złapany przez falę straty i rzucony na okropne wody. Drugi siedział gdzieś w jego umyśle bez uczuć i empatii, analizujący i próbujący zrozumieć wszystko co się stało.

Nie wiedział ile czasu minęło. Może kilka minut albo pół dnia. Promienie słońca odbijały się na suficie, dzieląc go na kawałki.

Nagle usłyszał ostry zgrzyt otwartych drzwi, który obudził Hermionę. Draco otworzył jedno oko i zobaczył skrzata. Jak on się nazywał? Śpiewka?

– Śpiewka przyniosła posiłek – pisnęła. Niosła dwie miski z podejrzanie zabarwioną zupą. Hermiona usiadła, uśmiechając się.

– Dziękuję – powiedziała, biorąc miskę. Draco poznał wzór: to były drogie miski jego matki, które dostała od starego przyjaciela, ale wyrzuciła je, bo nie mogła znieść nadruku z róż. Wspomniany przyjaciel nigdy później nie pojawił się w Malfoy Manor. Narcyza była dość kapryśna, jeśli chodzi o prezenty.

Draco wziął miskę z ukłonem. – Dziękuję – powiedział, obserwując Hermionę kątem oka. Zatrzymała się, w połowie łyku i spojrzała na niego znad krawędzi miski, zanim zorientowała się co zrobił i wróciła do jedzenia.

Śpiewka była bardzo uradowana podziękowaniami, szczególnie od Malfoya i wyglądała, jakby Boże Narodzenie przyszło wcześniej. – Nie ma za co – powiedziała z szerokim uśmiechem, który większość ludzi uznałoby za słodki, ale Draco stwierdził, że jest przerażający.

Mieszając łyżką, wziął ostrożnie łyk zupy, i stwierdził, że nie jest taka zła — zapach niczego sobie, smakowała dobrze. Zjadł szybko i postawił miskę na podłodze.

Zapadła cisza, z wyjątkiem cichych odgłosów siorbania wydawanych przez dziewczynę. Nienawidziła jeść w pośpiechu. Widział tysiące razy w Wielkiej Sali, obserwując ją z drugiej części Sali, że jadła powoli i schludnie. Spieszyła się jedynie wtedy, gdy chciała szybko iść do biblioteki, zacząć odrabiać lekcje albo miała się z kimś spotkać po posiłku...

– Więc, Śpiewko – zaczęła – jak się masz? Czy jedzenie się spaliło?

Śpiewka skinęła głową. – Tak, panienko Hermiono. Mistrz Lucjusz był bardzo zły na Śpiewkę... – Podniosła swoje ubranie i pokazała wielkie stopy pokryte pęcherzami i oparzeniami. Draco, który wiedział, jaki jest jego ojciec, gdy się zdenerwuje, poczuł nić sympatii do stworzenia.

– Och, biedactwo! – krzyknęła Hermiona. – Czy to boli? Gdybym tylko miała różdżkę! Mogłabym je wyleczyć... Jak Lucjusz mógł zrobić coś takiego! Och, to... to...

– Nie bolą za bardzo, panienko... – zaczęła skrzatka, próbując ją uspokoić i ewentualnie uciąć kilka bardzo brutalnych przekleństw. – Mistrz Lucjusz jest bardzo okrutnym człowiekiem... – Śpiewka spojrzała szeroko otwartymi oczami w stronę Draco, który oparł się o ścianę, patrząc niezwykle groźnie.

Hermiona westchnęła. – Zawsze jesteś taka tajemnicza, kiedy zaczynasz mówić o Malfoyu. Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć?

Mówiła o nim, jakby nie było go w pokoju, ale on nadal nie mógł przestać jej kochać. Zastanawiał się, czy kiedykolwiek będzie w stanie żyć lub wędrować po świecie w tym szalonym oszołomieniu.

– To sprawa Mistrza Draco... – chłopak zauważył, że skrzatka była zmieszana. Może to z powodu szerokości oczu – wydawało ci się, że patrzą na ciebie i odkrywają tym jednym spojrzeniem wszystkie swoje tajemnice, przy okazji odnotowując wszelkie zagniecenia i plamy na odzieży...

– Jeśli chodzi o sprawę Lucjusza i zaklęcie usuwające pamięć, to już jej o tym powiedziałem, ale mi nie uwierzyła. – stwierdził Draco. Jego charakterystyczny sarkazm wdarł się do jego głosu, co było pewnym znakiem tego, że przestał wierzyć w cud.

– Panienka Hermiona... nie wierzy? – zapytała Śpiewka.

– Och, na litość boską! – krzyknęła Hermiona. – Skończ z tymi bzdurami! Wiesz, że nie jestem głupia.

– Ale na pewno panienka Hermiona wie, że coś jest nie tak? ­– zapytała Śpiewka. – Śpiewka podsłuchała Mistrza Lucjusza jak mówił.... że ma luki w pamięci, z ważnych wydarzeń...

– Nie mam żadnych luk w mojej pamięci!

– Kto uratował cię kiedy Mistrz Lucjusz pierwszy raz cię porwał? Kto stanął na drodze zaklęcia uśmiercającego, kiedy Mistrz Lucjusz próbował cię zabić?

Hermiona otwierała i zamykała usta z zaskoczenia. – Ron i Harry mnie uratowali...

– Ale ktoś był tam z nimi! – Śpiewka była w całkowitej ekstazie.

– Nie możesz serio myśleć, że w to uwierzę? W obu chwilach byłam torturowana, byłam pod wpływem stresu, nie możesz się spodziewać, że wszystko pamiętam... jest logiczne wytłumaczenie tej sytuacji, a ty próbujesz mnie zmylić.

Draco poczuł, że dziewczyna zachowuje się jak ktoś kto zaczyna wątpić w swoje własne argumenty i przeszedł przez niego dziki dreszcz nadziei. Hermiona postanowiła zmienić taktykę. – Czy Lucjusz kazał ci kłamać? – spytała ze współczuciem. – wiem, że potrafisz go zignorować, masz pełną władzę nad sobą... a on nie ma władzy nad tobą!

– Śpiewka nie kłamie panienko Hermiono. Śpiewka mówi prawdę! I... – ciągnęła wyraźnie ożywiona – Mistrz Lucjusz ma wiele władzy nade mną, a mówienie kilku rzeczy przeciwko niemu, to moje małe zwycięstwo...

Draco przez chwilę próbował odczytać wyraz twarzy Hermiony: była sympatyczna i współczuła stworzeniu. Uderzyło go to, że Hermiona jest jedyną osobą, której emocje potrafił odczytać z twarzy. Koncepcja ojca przekazującego swoje emocje na twarzy była śmieszna, podobnie było z matką i resztą Ślizgonów.

Hermiona była inna. Wszystkie swoje emocje przelewała na twarz. Można było z niej czytać jak z otwartej książki. To było coś niepowtarzalnego i Draco wiedział, że znalazł drogę, która doprowadziła go do innego szczęśliwego świata.

Ale teraz, patrzenie na jej współczującą twarz, było prawie bolesne. Czuł, że stracił drogę do jej świata. Zdał sobie sprawę, że nie miał tam wstępu.

– Nienawidzę Lucjusza – powiedziała Hermiona cicho. Wyraz jej twarzy znów się zmienił na smutny i zamyślony. Pochyliła głowę i wpatrywała się w jeden punkt. – Nienawidzę go, bo jest okrutny dla każdego. Nienawidzę jego lochu, nienawidzę jego domu i nienawidzę jego całej rodziny i nienawidzę uprzedzeń. – Mówiła spokojnym tonem. Śpiewka pokręciła głową ze smutkiem.

– Nie nienawidzisz całej rodziny. Nie nienawidzisz Mistrza Draco. – powiedziała skrzatka ze smutkiem. Draco przez chwilę zastanawiał się, dlaczego to powiedziała — przecież nie jest już częścią rodziny Lucjusza.

– Ależ tak – stwierdziła beznamiętnie Hermiona. Myślała, tylko połowicznie włączała się do rozmowy. Draco widział ją w takim stanie, kiedy pracowali razem i nagle zdał sobie sprawę, że nie zwracała uwagi na to co mówił, bo całkowicie była zagubiona w pracy. Zmarszczyła brwi. – Dlaczego mówisz na niego Mistrz?

– Mistrz Lucjusz nakazał mi traktować Mistrza Draco jakby był moim panem – powiedziała Śpiewka. – To było dawno temu, zanim upadł... zanim Mistrz Lucjusz wściekł się na niego.

Hermiona skinęła głową, zagubiona w myślach. Draco zawsze zastanawiał się, co myśli, kiedy tak się zachowuje. Wyglądała na zrelaksowaną, nie całkowicie, jej zmysły podążały za myślami...

I nagle ujrzał olśnienie na jej twarzy. Chwila ciszy wystarczyła na doskonały pomysł. Jej oczy lśniły.

– Jeżeli musisz traktować go jako swojego pana ­– powiedziała, a Draco poczuł, że ukuło go serce – czy to nie znaczy, że jeśli teoretycznie da ci ubranie, będziesz wolna?

Śpiewka wpatrywała się w nią szeroko otwartymi oczami. – Może...

Dwie pary oczu spojrzały na Draco. – Malfoy, zdejmij skarpetkę. – Głos Hermiony był nieczuły jak stal. Chłopak poczuł jego ostrze. Jak mogła go tak traktować? To nie była ta Hermiona, którą znał. To była ta, która nie umiała go kochać.

Działając tak, jakby go to nie obchodziło, starannie schylił się w stronę buta i ściągnął jedną śmierdzącą skarpetkę, po czym podał ją Śpiewce. Skrzat patrzył na skarpetkę z szeroko otwartymi oczami i drżącymi rękami. Trzymała ją kurczowo przy piersi, po czym pisnęła. – Jestem wolna! Jestem wolna!

Wskazała na drzwi i otworzyła je szeroko.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro