Rozdział 11: Kolorowy Zachód Słońca

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nastał wieczór. To był wspaniały zimowy zachód słońca, który zwiastował ostrą i lodowatą noc. Sople lodu tworzące się na drzewach, lśniły w ostatnich promieniach słońca jak stalaktyty, a całe błonia pokryte były szronem.

Niebo było jak malarski raj: czerń z wielką łatwością łączyła się z głębokim fioletem i kobaltem. Bliżej słońca widać było odcienie chabrowego błękitu, na którym majestatycznie płynęły chmury w subtelnych odcieniach szarości i bieli. Blisko horyzontu różowe i złote chmury towarzyszyły słońcu otoczonemu złotą aureolą.

Hermiona i Draco spacerowali wokół jeziora i obserwowali niebo. Mróz skrzypiał im pod nogami, oświecały ich ostatnie promienie słońca.

Nie rozmawiali o czymś szczególnym: o szkole, książkach, które czytają lub o zachodzie słońca. To tak, jakby mówić o czymś zupełnie innym, aby zaakceptować prawdę.

Draco miał teorię, że istnieje niewidzialny zestaw życiowych zasad. Niektóre były oczywiste, jak ta, że Ślizgoni nie lubią Gryfonów — on był wyjątkiem. Większość z nich była subtelniejsza i była związana z manierami, tematami tabu, uprzejmością i zażenowaniem. Te zasady najbardziej go irytowały, bo nie widział powodu ich istnienia.

Teraz jedna z tych zasad wchodziła w grę — ta która zabraniała mówić o swojej przeszłości lub o ojcu Draco. Cóż, był Ślizgonem. Te zasady zostały wymyślone dla niego.

– Martwisz się moim ojcem? – zapytał, starając się brzmieć normalnie, o ile było to możliwe. Hermiona rzuciła mu ostre spojrzenie z ukosa.

– Tak, oczywiście – odparła ostrożnie. – Ale myślę, że Harry i Ron martwią się bardziej niż ja. I... – zaryzykowała – myślę, że ty też się martwisz.

Draco trzymał fason, kiedy spojrzał jej w oczy. Nie chciał, żeby zobaczyła, jak bardzo się o nią boi. Po tym wszystkim, do czego jego ojciec jest zdolny... wiedział, że może ją zabić, powoli i boleśnie. Mógłby zabić ją najbardziej brutalnie jak tylko się da, aby ukarać Draco. Dlatego, że lubił jak ktoś cierpi.

Opuścił wzrok i odpowiedział. – Trzeba mieć się na baczności. On — jego agent — może zaatakować w każdej chwili.

Hermiona skinęła głową. – Czy masz jakiś pomysł, kto to może być? Osoba, która pomoże Voldemortowi mnie zabić?

– Powiedział, że to ktoś, kogo nikt nie będzie się spodziewał... Co generalnie niewiele nam mówi. Ale przynajmniej wiemy, że to nie będzie nikt ze Slytherinu, bo tego byśmy się spodziewali.

– Niestety, wciąż musimy brać pod uwagę większość szkoły – westchnęła Hermiona. – Nie mówmy teraz o tym. Porozmawiajmy o... Och, nie wiem. Powiedz mi coś. Coś, co zapomniałam.

Draco myślał. – Słyszałaś historię o kanarkowych kremówkach? – Widząc negatywne ruchy głowy Hermiony, kontynuował. – Nienawidzę przypominać sobie tego incydentu, jednak muszę przyznać, że ma swoją zabawną stronę...

♥ ♥ ♥ ♥

Hermiona przeglądała swoją torbę, szukając książki, którą wypożyczyła z biblioteki. Gdzie była ta przeklęta książka? To musiało być prawem natury, że to co chcesz znaleźć, jest na samym dnie...

Wreszcie znalazła: mała, smukła książka z fioletową i złotą osłoną i pokryta mugolskim tworzywem sztucznym. Na okładce był złoty tytuł: Zaklęcia pamięci: Jak mugolskie leki mogą ograniczyć ich skutki uboczne Sylvii Grayson.

Przewracając pierwszą stronę, zaczęła czytać.

Zaklęcia pamięci w dużej mierze różnią się od mugolskiej amnezji. Zaklęcia te są dość skomplikowane i mogą usunąć jedno lub wszystkie wspomnienia danej osoby. Im więcej wspomnień osoba straci, tym łatwiej może je odzyskać. Sytuacje z życia, mogą wrócić do naszej pamięci. Mogą w tym pomóc mugolskim leki na amnezję, które zostały zaprojektowane tak, aby ułatwić odzyskiwanie pamięci.

Pół godziny później Hermiona odłożyła książkę. Technicznie wydawało się to dość łatwe: wystarczyło skoncentrować się bardzo mocno, pozwalając podświadomości zwymiotować wspomnienia.

W pokoju wspólnym było cicho: prawie pusto, większość ludzi szykowało się już do szkoły na następny dzień. Ogień wyciszał się, powodując w pokoju spokojną i przyjazną atmosferę.

Więc dlaczego miałaby nie spróbować? Najwyżej się nie uda... ale jest cicho, lepszych warunków nie będzie.

Skupiła się, próbując przypomnieć sobie sytuację, którą dzisiaj opowiedział jej Draco. Z pewnością Draco-kanarek to dość szczególne wydarzenie?

Skupiła swoje myśli na tym, co musiało się wtedy dziać, nie wyobrażając sobie rzeczy. Stoły były tam, a oni siedzieli tutaj...

Piętnaście minut koncentracji później, Hermiona zaczynała czuć się głupio. Do tej pory nic się nie działo i już zaczynała wątpić... Ziewając, podniosła książkę i wrzuciła ją do torby. Pora spać...

A potem, coś zamigotało w jej umyśle i zobaczyła...

Kanarka, bledszego niż większość ptaków, patrzącego na nią z irytacją. Ona śmiała się z jego wyrazu twarzy, bo pomimo piór, wciąż wyglądał jak Draco...

Zanim Hermiona się zorientowała, wspomnienie zniknęło. Czy to było wspomnienie? Czuła, że tak...

Czując się dziwnie wstrząśnięta, wepchnęła swoje pergaminy do torby i udała się do swojego pokoju, zastanawiając się, czy to było wspomnienie czy jej wyobraźnia. Będzie musiała kogoś oto zapytać.

♥ ♥ ♥ ♥

– Jak długa jest twoja praca domowa? – zapytał Ron Hermionę, unosząc brwi. – Jestem pewien, że moja jest za krótka, prosił o co najmniej cztery stopy, ale na mojej brakuje co najmniej cala. Sądzisz, że zaniży mi za to ocenę?

– To Snape, oczywiście, że zaniży ocenę – zauważyła Hermiona. Szli pustym korytarzem, z torbami przewieszonymi przez ramię i kierowali się w stronę klasy eliksirów. – To nie jest najlepszy czas, żeby zaczynać się tym martwić. Powinieneś napisać trochę więcej ostatniej nocy.

– Tak, ale nie mogłem nic znaleźć! – krzyknął Ron ze złością.

Hermiona uniosła brwi — w taki sam sposób jak robił to Draco, jednak nie miała o tym pojęcia. – Nie mogłeś nic znaleźć czy nie szukałeś?

Harry wszedł w słowo. – Szukał, byłem z nim. Nawet wypożyczył kilka książek, kiedy nie patrzyłaś.

– Cóż, po prostu oddaj to co masz i miej nadzieję, że nie będzie czytał – powiedziała Hermiona. – Ja napisałam na cztery i pół stopy, oczywiście dał nam na to jedynie dwa dni, napisałabym więcej, gdybym miała czas...

Hermiona otworzyła swoją torbę i zaczęła szukać eseju na eliksiry. Był tam arkusz słownictwa na runy, test z zaklęć z ostatniego tygodnia z oceną 120% i starannie zapisane notatki o wsiąkiewkach z opieki nad magicznymi stworzeniami...

Wnętrzności Hermiony zamarły, gdy zdała sobie sprawę, że nie ma eseju.

– Nie ma go! – zawołała rozpaczliwie, przeszukując torbę.

– Co? - zapytał Harry, odwracając się w jej stronę. – Gdzie jest?

– Nie wiem! – dziewczyna była roztrzęsiona, przeszukując torbę jak wicher. – Gdzie on może być... Och, Snape mnie zabije!

– Uspokój się – powiedział Ron. – Może go gdzieś zostawiłaś? W dormitorium? W pokoju wspólnym?

Hermiona pomyślała. – Tak... szukałam książki z biblioteki w mojej torbie i wyjęłam większość rzeczy... położyłam je na stoliku obok kominka. Ale... nie mam czasu, żeby po niego teraz iść! Spóźnię się! Snape się wścieknie!

– Oszaleje jeśli nie będziesz miała pracy domowej – zauważył Harry. – Powiedział, że to bardzo ważne, bo będzie o tym na letnich egzaminach...

– Idź po to! – powiedział jej Ron. – Idź teraz! Pośpiesz się!

Hermiona skinęła głową i z pełną prędkością pobiegła korytarzem. Harry spojrzał na zegarek.

– Pięć minut do dzwonka.

– Nie zdąży – powiedział Ron ponuro.

– Cóż, przynajmniej będzie miała swoją pracę domową – zauważył Harry i ruszyli razem na eliksiry.

♥ ♥ ♥ ♥

Hermiona wrzuciła pergamin z esejem do torby, zanim wybiegła z pokoju wspólnego. Jak mogła być tak nieostrożna? Powinna sprawdzić, upewnić się, że ma ten esej... idiotka!

Jej kroki dudniły po korytarzach, kiedy ścigała się z czasem, żeby zdążyć na czas. Tętno waliło w uszach, mieszając się z jej cichymi prośbami proszę niech dzwonek nie dzwoni, proszę niech dzwonek nie dzwoni, proszę niech dzwonek nie dzwoni!

Korytarze były puste, niewiele ludzi widziało jej wyścig z czasem. Dobrze, że sala eliksirów nie była tak daleko! Poprawiła torbę na ramieniu, bo zsunęła się kiedy biegła. Szybciej, szybciej, szybciej!

Biegła tak szybko, że w końcu się poślizgnęła i wylądowała na drewnianej podłodze. Skrzywiła się, czując drzazgi w nogach i dłoniach.

– Och – mruknęła do siebie, kiedy się zatrzymała. Ta przeklęta torba zsunęła się w dół i pas owinął się na jej nadgarstku. Uwolniła ręce i spróbowała wstać.

Dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że nie poślizgnęła się. Ktoś zaatakował ją prostym zaklęciem łączącym nogi.

Podniosła głowę i chwyciła torbę, sięgając po różdżkę. – Pokaż się. Wiem, że ktoś tam jest – powiedziała, brzmiąc dużo mniej przerażona niż była. Każdy cień wydawał się mieć złowrogi wygląd, każde drzwi były potencjalnym miejscem, skąd mógłby wyskoczyć potwór. Co mogło ją zaatakować? Chwyciła mocniej różdżkę.

– Pozdrowienia, panno Granger. – Głos dochodził zza jej pleców i głowa Hermiony odwróciła się, aby zobaczyć jego właściciela. Głos był mrożący krew w żyłach: pełen chłodu i złośliwości. Nie mogła rozpoznać postaci ukrytej w czarne szaty. Kaptur był naciągnięty na twarz i z postawy ciała, Hermiona wiedziała, że szczycił się tym, że może stać.

– Kim jesteś? – prychnęła, starając się zyskać na czasie. Ukradkiem wyciągnęła różdżkę w torebki i wymamrotała przeciwzaklęcie, uwalniając swoje nogi. Trzymała je sztywno, zdając sobie sprawę, że to może być elementem zaskoczenia.

– A dlaczego mam ci powiedzieć? – powiedział głos, dziwnie znajomy. Hermiona próbowała go dopasować.

– Nie wiem – wzruszyła niedbale ramionami. – Może dlatego, że... Convulsio! – krzyknęła, atakując postać bez ostrzeżenia. Ręka postaci — jedyna część ciała, którą widziała — zaczęła się trząść i dziewczyna usłyszała okrzyk bólu. Z ponurym uśmiechem, wspięła się na nogi, przed unieruchomieniem wroga. Wszystko skończy się za sekundę...

Ale pomimo skurczów ręki, postać podniosła różdżkę i wycelowała w Hermionę. – Speculum! – krzyknęła, a dziewczyna wzdrygnęła się, w oczekiwaniu na ból...

Ale nie czuła go. Czy coś przegapiła? Wyprostowała się, uniosła rękę z różdżką... by odkryć, że jej lewa ręka jest po prawej stronie. Co więcej, była w niej różdżka. Obróciła się w stronę napastnika, którego uśmieszek Hermiona wyczuwała. Jej ramię przesunęło się w lewo, z dala od postaci.

Ledwo miała czas, aby uświadomić sobie co się dzieje, kiedy zobaczyła odbicie w lustrze i usłyszała Acidus! Krzyknęła i poczuła wybuch bólu w ramieniu. Upadła na podłogę, dysząc i słysząc smutny chichot napastnika, dźwięczący w jej uszach.

kilka łacińskich słów:

convulsio - konwulsja, wymioty

speculum - lustro

acidus - kwas


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro