Rozdział 17: Krwawienie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Słońce zachodziło, gdy Hermiona wyszła na zewnątrz, starannie zamykając za sobą drzwi frontowe. Nikt nie zauważył jej wyjścia. Nie było nikogo, kto mógłby to zauważyć. W sumie to wyglądało tak, jakby szła na wieczorny spacer.

Poprawiając swój zimowy płaszcz, aby ochronić się przed zimnem, Hermiona szła przez plac otaczający Hogwart. Panowała dziwna cisza. Ptaki nie śpiewały. Nikt nie krzyczał. Szumiał tylko wiatr, który brzmiał jak krzyk śmierci wydostający się przez drzewa. Zadrżała.

Jestem pewny, że po drodze nic Ci się nie stanie. Tak Draco napisał w swoim liście. Wierzyła w to. Jeśli powiedział, że nie grozi jej niebezpieczeństwo, to tak będzie... Nie naraziłby jej na to. Prawda? Nie, znała go bardzo dobrze.

Więc, dlaczego się bała?

Panowała niesamowita atmosfera. To było jak film: zachodzące słońce czerwone jak krew, krzyk wiatru, dziwna, nienaturalna cisza... Ponadto była zaniepokojona listem Draco.

Wszystko co mogę powiedzieć, to, to, że jesteś w wielkim niebezpieczeństwie.

Ale co było tym niebezpieczeństwem i dlaczego się pogorszyło? Dlaczego chciał natychmiast z nią porozmawiać, tak daleko od budynku szkoły?

Szkoła jest zbyt niebezpieczna, dopóki nie dowiemy się, kim są wrogowie. Jego słowa brzmiały złowieszczo i pilnie, chociaż nie wiedziała, jakie to kłopoty, ufała mu. On... kochał ją, dziwnie było myśleć, że nie jest tym, który powoduje jej niebezpieczeństwo.

Jego list był irytująco skryty i brakowało w nim wielu informacji, ale napisał, że... to byłoby zbyt niebezpieczne, jeżeli ten list zostałby przechwycony. Powie jej wszystko, kiedy się spotkają, jeszcze chwilę musi poczekać...

Bramy pojawiły się przed jej oczami, wznosiły się złowrogo. Wydawało się, że promieniuje od nich chłód, powodujący gęsią skórkę na rękach Hermiony. Gdy do nich dotarła, zobaczyła, że wrota są lekko uchylone. Otwór był na tyle szeroki, że zdołała przejść. Zawiał wiatr i rozejrzała się, zdając sobie sprawę, ze nikogo tu nie ma.

– Draco? – zapytała zdziwiona.

A potem była tylko ciemność.

♥ ♥ ♥ ♥

– Co? – zapytał Ron, marszcząc brwi.

Draco spojrzał na nich, poczuł suchość w ustach. Przełknął ślinę. – Nie napisałem tego.

Dwóch Gryfonów zmarszczyło brwi. – Co masz na myśli? – zapytał Harry. – Jeśli ty tego nie napisałeś, to kto?

– Och, daj spokój, to nie jest takie trudne – odpowiedział Draco sarkastycznym tonem. – Kto kogo znamy, chce zabić Hermionę? Kto chce się jej pozbyć z Hogwartu?

– Twój ojciec – odpowiedział Harry, marszcząc brwi i pocierając swoją bliznę. – Ale nie mamy pewności, że to on...

– Kto inny mógłby? - warknął Draco, zaskakując samego siebie swoją gwałtownością. – Pomyśl o tym!

Rzucił list na najbliższy stół, patrząc na niego złowrogo i przeczytał kolejny raz. To był jego charakter pisma, jego sposób pisania listów... Słowa zdawały się kpić z niego, śmiały się z niego, siedząc niewinnie na papierze. Wystarczyło użyć prostego zaklęcia, żeby pismo wyglądało jak jego. Przyrząd. Przyrząd, zaprojektowany tak, aby zwabić Hermionę z dala od szkoły.

Aby zwabić ją po śmierć.

– Idę po nią – powiedział cicho, prostując się. Dwukrotnie złożył list i wepchnął go do wąskiej kieszeni.

– Tak jak my – powiedział Ron dzielnie, jak typowy Gryfon, a Harry skinął głową.

– Nie, nie idziecie – oznajmił Draco odwracając się w ich stronę. Jego srebrne oczy płonęły. – To jest sprawa między mną i moim ojcem.

– Hermiona jest też naszą przyjaciółką... – zaczął Harry.

– Muszę zrobić to sam – przerwał mu Draco. Nie wiedział dlaczego nie chce ich pomocy. Jeśli ratowałby Hermionę z rąk swojego ojca, potrzebowałby wsparcia. Ale... był zły. – Mam tego dość. Wkurza mnie to, że on chce kontrolować moje życie, próbując zmusić mnie do bycia kimś kim nie jestem. Mówi mi, kto ma być moim przyjacielem, jaka powinna być moja przyszłość, co powinienem myśleć... – urwał gorzko.

Zapadła cisza.

– Nadal idziemy – powiedział Ron stanowczo.

– Bez względu na to co powiesz – dodał Harry trochę delikatniej.

– Nie idziecie – powtórzył Draco. – Nie ma czasu na kłótnie. Hermiona... nie ma czasu.

– Nie możesz nas powstrzymać – zauważył Ron.

– Czyżby? – zapytał Draco. Nie patrząc na nich, wyszedł z sali, zatrzaskując za sobą drzwi.

Kiedy dwie sekundy później Harry i Ron podbiegli do drzwi, Draco zniknął.

♥ ♥ ♥ ♥

Piętnaście minut później Draco zatrzasnął ciężkie drzwi Hogwartu i wybiegł na zewnątrz. Niebo miało złowieszczy kolor — nie czarny, ale fioletowy. Księżyc w kształcie cienkiego sierpa, oświecał otoczenie, gwiazdy układały się w dziwne konstelacje.

Dwie sylwetki szybowały przez niebiosa, łatwe do rozpoznania: dwóch mężczyzn na miotłach, kierujących się w stronę Malfoy Manor. Nie oczekiwał, że pozostaną w tyle, ale nie miało to jakiegoś znaczenia. Będzie tam przed nimi. Miał nadzieję, że zanim noc się skończy, razem z Hermioną wróci do szkoły.

Większość z tych myśli tworzyła się w części jego mózgu, z której wycofał się zdrowy rozsądek. Było w nim wiele emocji: gniew, strach, niepokój, panika i inne.

Wyścig myśli trwał w najlepsze. Minuty były jak wieczność, uczucia wirowały w nim jak wicher podczas burzy. Mnogość krzyków, paniki, gniewu, nienawiści i miłości powoli go ogarniały i mieszały się w nim. Były połączone jak tłum ludzi, którzy krzyczą jednym głosem, gotowi do akcji, zjednoczeni w jednym celu.

Kierując się tym odurzającym koktajlem, Ślizgon przebiegł przez teren, smuga jasnych włosów odbijała się na czarnych szatach. Nie zatrzymał się dopóki nie dotarł do bramy, zatrzymując się na chwilę, aby pchnąć wrota. Nie było nikogo.

Ale tam, na ziemi, w brudzie zauważył słabe oznaki ostatnich śladów. Rozproszony pył świadczył o tym, że ktoś tu upadł, prawdopodobnie stracił przytomność. A potem kolejne ślady biegnące do upadłego ciała. I nic więcej.

Przez chwilę przetwarzał informacje, a kiedy zdał sobie sprawę co się stało – przyszedł zbyt późno, żeby ją uratować – wpadł w szał. Dlaczego ona? Dlaczego ja? Dlaczego on to robi? Dlaczego się zakochałem? Gdybym tego nie zrobił, byłaby bezpieczna i szczęśliwa i nie przechodziłbym przez to, ojciec nadal by mi rozkazywał, to działało...

Ale rozsądek podpowiadał, że w przeszłości nie był szczęśliwy.

Obezwładniony na chwilę, wrzasnął gotowy do działania. Na pozór spokojny i opanowany sięgnął do kieszeni. Kilka minut wcześniej włożył do niej list od ojca. Ten, który służył za przynętę. Ten, który skusił Hermionę do pójścia z nim do Manor. Ten, który spowodował utratę pamięci Hermiony.

Ten, który był świstoklikiem do Malfoy Manor.

Włożył rękę do kieszeni i zniknął.

♥ ♥ ♥ ♥

Hermiona obudziła się w bogatym i żywym pokoju. Ściany pomalowane głęboką zielenią, pokryto obrazami w krzykliwych złotych ramach. Nad kominkiem z delikatnego zielonego marmuru wisiały dwa ostre miecze. Okna były długie, otoczone ciemnozielonymi aksamitnymi zasłonami. Pokój był prawie pusty z wyjątkiem kilku krzeseł i drogiego stołu.

Jednak pierwszą rzeczą, jaką zobaczyła była podłoga, na której leżał gruby perski dywan. Oszołomiona kolorami, próbowała zastanowić się, gdzie jest.

Jej wzrok wylądował na parze nóg.

Stopy ubrane były w czarne skórzane buty, eleganckie i najwyższej jakości, ale bez szaleństw. Nie było wzorów, bo nie były konieczne. Wszystko było rozważne i z klasą. Krzyczały z bogactwa, ale tym samym były zimne, nieskazitelnie czyste, ale pozbawione osobowości.

Hermiona spojrzała w górę jak zahipnotyzowana. Zatrzymała się na twarzy, a raczej na wyrazie twarzy, która patrzyła na nią jak ślimak duszący się solą. Obrzydzenie mieszało się z zainteresowaniem.

Lucjusz Malfoy.

– Hermiona Granger, szlama – powiedział z pogardą. – Znów się spotykamy.

Zamrugała, uzmysłowiając sobie gdzie się znajduje i przypominając sobie ucieczkę.

– Porwałeś mnie – splunęła. – Zawsze tak robisz.

– To stwierdzenie jest trochę banalne, nie sądzisz? – zapytał, obserwując swoją różdżkę i badając drewno. – Mogę zapewnić, że będę. A co do porwania, to dość śmieszne pojęcie. Przeniesiemy cię do Zakazanego Lasu pewnej nocy i tam rozszarpią cię zwierzęta. Będziesz tak głęboko w lesie, że będą się bali szukać twojego ciała. Ile zajęłoby im znalezienie ciebie? Tygodnie, miesiące, lata? – Uśmiechnął się okrutnie, jego oczy błysnęły złowrogo. – Co za tragedia.

Pokręciła głową. – Draco będzie wiedział, co zrobiłeś, Harry i Ron także. Zostawiłam list na mojej poduszce. Oni wiedzą, że to ty. Wystarczy rzucić zaklęcia, żeby dowiedzieć się kto go napisał...

– Oczywiście list – Zaczął kręcić różdżkę w palcach. – Co za obciążający dowód. Tyle tylko, że spali się w pył. – Zatrzymał się, odwracając wzrok od różdżki i spojrzał na Hermionę. – Eliksir Posiadania, to pewnie twój pomysł. Muszę przyznać, że sprytny pomysł. Taka szkoda, że nigdy się nie dowiesz, co z niego wyszło...

Więc to teraz. Umrze. Dziwne, że nie czuła się zdenerwowana albo zła, po prostu... było jej żal. Nigdy nie zda OWTMów. Nigdy nie dostanie pracy, nie wyjdzie za mąż. Nigdy nie zobaczy swoich rodziców lub przyjaciół... Harry'ego, Rona i Draco. Nigdy... cóż nigdy nie zrobi wielu rzeczy. Nigdy nie zakocha się w nim ponownie. Nigdy, nigdy, nigdy.

– Jeżeli chcesz mnie zabić, zrób to teraz – powiedziała głucho. – Avada Kedavra zabije mnie w oka mgnieniu...

– Ale dlaczego nie rozciągnąć tej chwili, aby trwała dłużej? – zapytał z okrutnym i zimnym uśmiechem. Jego oczy błysnęły.

Sanguinem Funde!

♥ ♥ ♥ ♥

Stopy Draco odbijały się od kamiennej podłogi korytarza. Wyprostował się, jego myśli dzwoniły w uszach. Ta część Manor musiała być prywatnym skrzydłem Lucjusza: nie rozpoznawał jej, był tu jeden raz, kiedy Hermiona straciła pamięć...

Z szarpnięciem poczuł nagłe porażenie prądem, mrowienie i ogień bólu Hermiony, rozpaczliwie wzywającej pomocy. Zanim jego stopa dotknęła ziemi, usłyszał krzyk pełen bólu i zatrzymanie serca. Emocje paliły się w nim, każda walczyła o swoje miejsce, a jego napędzał strach. Biegł w kierunku krzyku, wystraszył się, kiedy nie słyszał jej krzyku, jej ból wzrastał...

Wpadł przez drzwi, stając twarzą w twarz z okrutnym widokiem. Jego ojciec stał, uśmiechając się z zadowoleniem, z podniesioną różdżką. Na podłodze leżała mniejsza postać o białej skórze i brązowych włosach. Wszędzie było pełno krwi.... Oczy miała zamknięte, ciało nieruchome...

Hermiona. Martwa.

Sanguinem Funde — pochodzi z łaciny, a oznacza „Zacznij krwawić"

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro