Rozdział 2: Rose

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Hermiona jęknęła głośno, chodząc po swoim małym mieszkaniu. Harry siedział na kanapie, obserwując ją nerwowo. Ginny była w kuchni i przygotowywała coś zimnego do picia dla Hermiony.

— Jesteś pewna, że nie chcesz usiąść? Zmęczysz się całym tym tempem — zapytał Harry, zaniepokojony o swoją przyjaciółkę.

Hermiona uśmiechnęła się do niego; dłoń spoczywała na jej spuchniętym, twardym brzuchu.

— Lepiej jest się poruszać, a nie tylko siedzieć albo leżeć na plecach przez cały czas.

— Ale to całe chodzenie doprowadza mnie do szału — powiedział Harry, pocierając skronie.

— Więc nie patrz! — krzyknęła Hermiona, gdy poczuła kolejny skurcz.

Przestała chodzić, żeby wziąć kilka głębokich wdechów, próbując rytmicznie oddychać.

— Ginny! — krzyknął Harry. — Kolejny!

— Idę, idę! — powiedziała Ginny, wybiegając z kuchni do salonu i stawiając szklankę wody na stoliku do kawy.

Podeszła do boku Hermiony, masując jej plecy i oddychając równo. Kiedy było po wszystkim, Ginny podała jej szklankę wody.

— Dziękuję, Gin — mruknęła Hermiona, pijąc łapczywie.

— Teraz są coraz częstsze. Ostatnie trzy były co pięć minut — oświadczył Harry, zapisując czas w notatniku.

— Niedługo zostaniesz mamusią — powiedziała podekscytowana Ginny, odsuwając wilgotne włosy z twarzy Hermiony.

Ta zachichotała nerwowo, kontynuując spacer.

— Naprawdę musi to robić? — spytał Harry Ginny.

— Ruch pomaga wszystko przyspieszyć — wyjaśniła po prostu. Usiadła obok niego, szybko całując go w policzek. — Nie musisz tu zostawać, Harry. Wiem, że to może być niezręczne, zwłaszcza dla mężczyzn.

— Nie jest mi niezręcznie... — powiedział z oburzeniem.

Hermiona rzuciła ironiczne „Ha!", gdy przechodziła obok nich, kontynuując spacer.

— Naprawdę! — burknął, krzyżując ramiona. — Chciałbym tylko móc pomóc w jakiś sposób, poza zapisywaniem czasu skurczów.

— Wierz mi, Harry, wolałabym, żeby w tym momencie ktoś inny był na moim miejscu — wymamrotała Hermiona.

Harry już miał coś powiedzieć, kiedy kominek zaświecił się zielonymi płomieniami i weszła pani Weasley.

— Cześć, mamo — powiedziała Ginny, wstając z kanapy i przytulając matkę.

— Jak idzie? — zapytała. — Co ile występują skurcze?

— Mniej więcej co pięć minut — poinformowała Ginny.

— Dobrze, dobrze. Niedługo się zacznie — powiedziała Molly, kładąc torbę na podłodze, zdejmując płaszcz i wieszając go na haczyku przy kominku.

— Giiinyyy! — jęknęła Hermiona, gdy nadszedł kolejny skurcz.

Ginny podbiegła do Hermiony. Trzymała ją za rękę i masowała plecy, odliczając oddechy, podczas gdy Harry mierzył czas.

— Ten nadszedł cztery minuty od ostatniego i trwał niecałą minutę — powiedział Harry, kiedy było po wszystkim.

— Myślę, że już czas, by wszystko przygotować — zaproponowała spokojnie pani Weasley, starając się ukryć nerwy.

Chwyciła swoją torbę i udała się do sypialni Hermiony.

Ginny pomogła Hermionie iść na tyły kamienicy, a Harry szedł za nimi.

— Nie jestem na to gotowa — rzuciła nagle Hermiona; panika pojawiła się na jej twarzy.

— Cóż, trochę na to za późno — odpowiedziała Ginny delikatnie. — To dziecko niedługo się urodzi, czy ci się to podoba, czy nie...

Hermiona jęknęła.

— Chciałabym, żeby Ron tu był... — mruknęła cicho.

— Wiem, kochanie. Ja też. — Ginny objęła przyjaciółkę i delikatnie ją przytuliła.

Przeszły krótkim korytarzem do sypialni, gdzie pani Weasley była zajęta ustawianiem nadmuchiwanej wanny z ciepłą wodą.

Ginny spojrzała na Harry'ego.

— Myślę, że tu już nie będziesz potrzebny — powiedziała przepraszającym tonem.

— W porządku. Zaopiekuj się nią, dobrze? — poprosił.

Gdy skinęła głową, pocałował ją szybko, po czym cicho zamknął za sobą drzwi.

Ginny i pani Weasley pomogły Hermionie rozebrać się i wejść do wanny. Od razu poczuła się lepiej, gdy pozwoliła wodzie ukoić obolałe ciało. Nie trwało to jednak długo, bo uderzył ją kolejny skurcz, mocniejszy niż kiedykolwiek. Gdy dochodziła do siebie po ostatnim, zaraz nadszedł następny.

— Już czas, kochanie — powiedziała uspokajająco pani Weasley. — Po prostu oddychaj, Hermiono. Oddychaj. A kiedy ci powiem, przyj, dobrze?

Hermiona niepewnie skinęła głową.

— Dobrze, kochanie. Na trzy. Raz. Dwa. Trzy. Przyj!


~*~*~*~*~*~*~*~*~*~


— Och, Hermiono... jest cudowna — powiedziała Ginny, trzymając w ramionach maleńkie, zawinięte dziecko.

Hermiona obserwowała ze swojego łóżka, jak Ginny nosi dziecko, kołysząc się delikatnie na boki, podczas gdy Harry z brodą opartą na ramieniu Ginny patrzył czule na jej córkę.

Córka.

Nie mogła w to uwierzyć. Przez cały ten czas mogła przysiąc, że ma chłopca. Wybrała nawet imiona: Ronald Hugo.

Nie mogła być jednak szczęśliwsza i była już zakochana w swojej córeczce.

— Mogę ją teraz potrzymać? — zapytał Harry.

Ginny zachichotała, kładąc śpiącego noworodka w ramionach Harry'ego.

— Witaj, maleńka. Tu twój wujek, Harry. A przynajmniej nim będę, kiedy poślubię twoją ciocię, Ginny — powiedział cicho.

Ginny uśmiechnęła się czule do Harry'ego. Oświadczył się jej kilka dni po pogrzebie Rona. Trzeba było bardzo go przekonywać, by nie poszli i nie wzięli ślubu od razu, ale powstrzymali się i zaplanowali porządny ślub.

— Mogę odzyskać swoją córkę, proszę? — zapytała Hermiona, uśmiechając się, gdy jej ramiona wyciągnęły się wyczekująco w kierunku Harry'ego.

Pocałował czubek główki dziecka, zanim oddał je matce, po czym złożył pocałunek na włosach przyjaciółki.

— Dobrze się spisałaś, Hermiono. A przynajmniej tak mi powiedziano — powiedział, uśmiechając się do niej.

Ginny skinęła głową na potwierdzenie.

— Świetnie sobie poradziła.

Kiedy Hermiona trzymała swoje dziecko, mała zaczęła się budzić i wiercić, wbijając usta w jej koszulę.

— Wygląda na to, że ktoś jest głodny — wymamrotała Hermiona, zaczynając ściągać ubranie, żeby móc nakarmić dziecko.

— Na mnie już pora — powiedział Harry, odwracając się do wyjścia.

— Harry, nie musisz wychodzić. To naturalna sprawa — zażartowała Hermiona.

Harry odwrócił się, gdy dotarł do drzwi.

— Wiem. Po prostu... to coś, do czego muszę się przyzwyczaić — wyjaśnił, wyglądając na zakłopotanego.

— Zdajesz sobie sprawę, że kiedy będziemy mieć dzieci, będę robiła to samo, prawda? Zamierzasz uciekać za każdym razem, gdy będę karmić? — spytała Ginny z rękami na biodrach.

— Cóż, nie... ale to co innego.

— Niby jak? — spytały razem Ginny i Hermiona.

— Cóż... zostaniesz moją żoną. Inaczej jest, kiedy moja przyjaciółka... — powiedział Harry, a niezręczność narastała z każdą sekundą.

— To jest inne tylko wtedy, gdy patrzysz na to seksualnie — powiedziała Ginny.

Harry spojrzał między obiema kobietami, otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale rozmyślił się i po prostu wyszedł z pokoju.

Hermiona i Ginny wymieniły spojrzenia i zaczęły się śmiać.

Kilka godzin później pani Weasley powoli otworzyła drzwi, by sprawdzić, co u Hermiony i dziecka.

— Nie śpię — wymamrotała sennie Hermiona.

— Jak się czujesz, kochanie? — spytała czule kobieta, podchodząc do Hermiony; jej dziecko spało w kołysce obok łóżka.

— Myślę, że dobrze. Lepiej niż się spodziewałam. — Sięgnęła po dłoń pani Weasley. — Dziękuję za wszystko, pani Weasley.

Ta w odpowiedzi ucałowała dłoń Hermiony.

— Nie ma za co, kochanie. Czy przypadkiem nie prosiłam, żebyś mówiła do mnie Molly?

— Przepraszam, pani... znaczy, Molly. To z przyzwyczajenia — wyjaśniła, uśmiechając się.

— Masz ochotę na towarzystwo? — zapytała ją kobieta.

— Kto tu jest?

— Myślę, że lepszym pytaniem byłoby, kogo tu nie ma — odpowiedziała Molly, chichocząc.

Hermiona również się roześmiała, potrząsając głową.

— Dobrze, niech wejdą.

— Wszyscy? — spytała Molly.

Hermiona wzruszyła ramionami.

— Dopilnuj, żeby wszyscy umyli ręce! — zawołała, kiedy Molly poszła do gości.

Pokój wypełnił się resztą rodziny Weasleyów, rodzicami Hermiony i bliską przyjaciółką, Luną Lovegood, która aktualnie trzymała mały tobołek.

— Jak ma na imię? — spytała z ciekawością Luna.

Hermiona uśmiechnęła się nerwowo i potrząsnęła głową, niepewna.

Z roztargnieniem sięgnęła po łańcuszek na szyi i bawiła się zwisającym z niego pierścionkiem. W trzecim trymestrze jej dłonie spuchły do tego stopnia, że noszenie pierścionka, który dał jej Ron, zaczynało odcinać krążenie. Nie chciała jednak przestać go nosić, więc postanowiła założyć go na szyję.

Spojrzała na pierścionek z czułością i właśnie wtedy wiedziała, jakie imię nadać swojej córce.

— Rose — powiedziała z przekonaniem. Potem spojrzała na jedną ze swoich najlepszych przyjaciółek i dodała: — Rose Ginevra Granger.


____________

Witajcie :) mamy poniedziałek więc i kolejny rozdział. Nadal jest smutno, ale pojawił się mały promyczek w postaci Rose. Jestem przekonana, że mała nie raz zmiękczy Wasze serca. Przynajmniej u mnie tak jest, jak tłumaczę rozdziały z nią. Sami zobaczycie w czwartek. Dajcie znać, co sądzicie o rozdziale. I przy okazji dziękuję za taki dobry odbiór tej historii! Dzięki, że jesteście ❤

Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłego tygodnia. Enjoy!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro