Podkładki

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Prosta odpowiedź — unikanie.

Nazbierało jej się wiele dni urlopu, a szef zawsze powtarzał, że nie musi go informować, jeśli chce wziąć dzień wolny, ale kiedy pojawiła się w jego kominku przez sieć Fiuu, by mu powiedzieć, że musi to zrobić, był tak zaniepokojony, jakby miała swego rodzaju załamanie nerwowe i kazał jej wziąć urlop do końca tygodnia.

Ginny wpadła w poniedziałek po pracy z paczką czekoladowych żab i zszokowaną miną. Po tym, jak Hermiona dokładnie wyjaśniła, że wszystko z nią w porządku i nie zamierza opuścić czarodziejskiego świata na rzecz życia w mugolskim klasztorze, Ginny opadła na sofę i spojrzała na nią uważnie.

— Dobra — powiedziała — co się wydarzyło w weekend?

— Nic — skłamała Hermiona. — Chciałam mieć tylko trochę wolnego, to wszystko.

— Trollowa bzdura — oświadczyła Ginny, kładąc stopy na kanapie poprawiając spodnie, aby jej rosnący brzuch miał więcej miejsca. — Nigdy nie chcesz mieć wolnego. Próbowałaś przyjść do pracy w Nowy Rok.

— Jestem po prostu napędzana — mruknęła Hermiona, a Ginny roześmiała się.

— Tak jasne — powiedziała. — No weź, wiem, że coś jest nie tak.

A potem wszystko się wydało. Ginny z trudem powstrzymywała śmiech, gdy Hermiona opowiadała o wydarzeniach z jej randki z Cormacem, ale jej chichot szybko zamienił się w niedowierzanie, gdy doszła do czasu spędzonego z Draco.

— Lubi cię — powiedziała natychmiast Ginny.

— Której części z „odrzucił mnie" nie usłyszałaś? — zapytała żałośnie Hermiona, odgryzając łeb czekoladowej żabie.

— Och, dobrze cię słyszałam — odpowiedziała Ginny. — Ale słyszałam także coś bardzo interesującego od Daphne Greengrass o niedawnej randce jej siostry z Draco. Tuż przed tym jak na niego wpadłaś.

Oczy Hermiony rozszerzyły się jak spodki.

— Serio?!

— Tak — powiedziała Ginny, wyraźnie zachwycona. — Najwyraźniej wszystko skończyło się płaczem, bo nie mógł przestać mówić o... tobie.

Cisza między nimi była ogłuszająca.

— On co?!

— Tak! — Ginny uśmiechnęła się. — Na randce z jedną z najbardziej rozchwytywanych młodych kobiet ze świata czarodziejów Draco Malfoy nie mógł przestać mówić o tobie.

Hermiona zarumieniła się wściekle.

— To nieprawda. Powiedział, że mam przerażającą osobowość biurową.

Ginny milczała chwilę za długo.

— O Boże, ty też tak sądzisz?!

Młodsza kobieta spojrzała na nią ostrożnie.

— Cóż, wiesz, hm... niektórzy ludzie mogą uważać kobiety takie jak ty za... onieśmielające.

— Co masz na myśli, mówiąc kobiety takie jak ja?!

— Mam na myśli... ambitne. Napędzane. Nie bojące się mówić, co myślą.

Hermiona opuściła głowę na zagłówek sofy.

— Świetnie — sapnęła. — Większość mężczyzn uważa mnie za przerażającą. I chociaż Draco taki nie jest, nadal nie może znieść myśli umawiania się ze mną.

— Może po prostu się denerwuje — powiedziała Ginny z namysłem, ale Hermiona pokręciła głową.

— Proszę Gin. Nie chcę o tym myśleć. Zresztą i tak go nie lubię, to było tylko głupie zauroczenie. Wezmę tydzień wolnego od pracy, zapomnę o tym wszystkim i w poniedziałek będę gotowa pójść do pracy i jak zawsze się z nim pokłócić.

Ginny skinęła głową ze zrozumieniem, a Hermiona odetchnęła z ulgą.

— Świetnie — oświadczyła. — Zaproponowałabym ci wino, ale oczywiście nie będzie to możliwe przez następne kilka miesięcy. Więc zamiast tego nastawię wodę na herbatę i możesz mi opowiedzieć o pokoju dziecinnym, który podobno razem z Harrym dekorujecie dla małego Pottera.

Ginny rozpromieniła się.


~*~*~*~*~*~*~*~


Hermiona uznała, że tydzień bez pracy — i także bez Draco — jest cudownie odświeżający.

Pomiędzy próbą nauki szydełkowania (celem był koc dla jej przyszłego chrześniaka, ale jak dotąd udało jej się wyprodukować niewiele więcej niż plątaninę wełny) i doskonaleniem różnego rodzaju zaklęć ogrodniczych, udało jej się odciąć od myśli związanych z jej współpracownikiem.

Zanim nadszedł następny poniedziałek, czuła się bardziej niż gotowa, by zignorować Draco i wszelkie docinki jakie może jej zaserwować.


~*~*~*~*~*~*~*~


— W końcu wróciłaś.

Natychmiast podniosła wzrok i kopnęła się mentalnie.

Cholera.

Draco stał, jak zwykle, w drzwiach jej biura, z rękami w kieszeniach i nieczytelnym wyrazem twarzy, gdy na nią patrzył. I zrobił coś z jej wnętrznościami, przebijając się przez tamę, nad którą tak ciężko pracowała.

Cokolwiek to było, to zauroczenie nie zniknęło.

A desperackie pragnienie wyciągnięcia ręki i dotknięcia go szarpnęło struny jej serca.

— Cóż, zauważyłeś — powiedziała stanowczo, wiedząc, że brakowało jej ognia między nimi, ale nie mogła nic z tym zrobić.

— Jak ci minął tydzień? — próbował.

— Wspaniale — wycedziła.

Zapadła między nimi cisza pełna napięcia, a Draco spróbował się uśmiechnąć.

— Nie zamierzasz spytać, jak mnie minął...

Hermiona chwyciła pobliską podkładkę (jasnoróżową, ozdobioną rysunkowym Pufkiem) i cisnęła nią w jego kierunku, a ta odbiła się nieszkodliwie od futryny i spadła, aby dołączyć do małego stosu pocisków o podobnym przeznaczeniu leżących na podłodze.

Spojrzał na nie.

— Jak często rzucasz we mnie rzeczami?

— Prawie za każdym razem, gdy bezpodstawnie przychodzisz do mojego biura — odpowiedziała krótko. — Więc dość często.

Na jego twarzy pojawił się uśmiech, a serce Hermiony podskoczyło.

— Myślałem...

— Możesz to robić gdzieś indziej, a nie w moim biurze? — zapytała szybko.

Zamrugał.

— Myślałem o trzeciej wskazówce dla ciebie. Dotyczących umawiania się na randki.

Hermiona krew zalała, umartwienie pękło w jej żyłach.

— Nie mogę w to uwierzyć! — wypaliła. — Kiedy to do ciebie dotrze?! Nie obchodzi mnie, co masz do powiedzenia! — Chwyciła się czegoś — czegokolwiek— by zyskać przewagę. — Właściwie to mam randkę w ten weekend i nie potrzebowałam żadnej z twoich głupich rad! Ponieważ w przeciwieństwie do ciebie on jest miły i słodki i nie myśli, że jestem onieśmielająca!

Draco wzdrygnął się.

— Więc jeśli nie masz nic przeciwko — warknęła — chciałabym, abyś wyszedł z mojego biura i zostawił mnie w spokoju, najlepiej na zawsze.

Uniosła różdżkę i drzwi zatrzasnęły się tuż przed jego twarzą.

Patrzyła tam, ciężko oddychając z uczuciem zadowolenia buzującym w jej krwi.

Nie na długo.

— Kurwa.


~*~*~*~*~*~*~*~


— Ginny, potrzebuję twojej pomocy! — załkała, wbiegając do gabinetu młodszej kobiety w Departamencie Magicznych Gier i Sportów, przewracając kilka mioteł i stos dokumentów. — Znajdź mi kogoś, kto pójdzie ze mną na randkę w ten weekend.

Ginny obróciła się na krześle i przełknęła makaron, najwyraźniej nie zaskoczona nagłym pojawieniem się Hermiony.

— Draco Malfoy — powiedziała.

— Nie!

Ginny zachichotała.

— Mówię poważnie — oświadczyła Hermiona. — Właśnie nakrzyczałam na Draco i powiedziałam mu, że mam randkę w ten weekend.

— A masz?

— Oczywiście, że nie!

Ginny była bliska śmiechu, a Hermiona rzuciła się na pobliskie krzesło, kładąc twarz na biurku.

— Proszę, pomóż — wymamrotała.

— Dobra — powiedziała Ginny. — Co u licha cię opętało, że powiedziałaś Malfoyowi, że masz randkę?

Jęknęła w biurko.

— Spanikowałam.

— Myślałam, że panujesz nad sobą.

Wiem, ja pierdolę.

Ginny ochronnie położyła ręce na brzuchu, wyglądając na zgorszoną.

— Proszę — powiedziała. — Nie przy Potterze Juniorze.

— Jestem pewna, że Potter Junior jest narażony na znacznie gorsze rzeczy od twoich braci — wymigała się Hermiona, ponownie się prostując. — Myślisz, że możesz mi pomóc?

Ginny zacisnęła usta.

— Potrzebujesz faceta na randkę.

— Tak.

— Kogoś dostępnego w bardzo krótkim czasie.

— Tak.

— Kogoś, kto sprawi, że Draco będzie zazdrosny.

— Nie powiedziałam, że... — Zauważyła wyraz twarzy Ginny i westchnęła. — Dobra, dobra, to może być bonus.

A potem Ginny spojrzała na miotły, które Hermiona przewróciła.

— Myślę, że mam pomysł.


~*~*~*~*~*~*~*~


— Hermijonina!

Wiktor Krum wyglądał tak, jak zawsze z gęstymi brwiami nad ciemnymi oczami i wyostrzonym spojrzeniem, które zawsze miękło na jej widok. Od dawna o nim nie myślała, ale ciepłe, nostalgiczne wspomnienie ich młodzieńczego romansu jarzyło się pod jej skórą jak blask świecy.

Uśmiechnęła się do niego czule.

— Jak się masz, Wiktorze?

Zaoferował jej uścisk, a ona szczęśliwie z tego skorzystała.

— Lepiej, widząc cię, tak myślę — powiedział.

— Jak minął sezon w quidditcha w tym roku? — zapytała go, gdy usadowili się przy stole restauracji, uśmiechając się do siebie nad kieliszkami.

— Nieźle — odpowiedział. — Ale mam dość gadania o quidditchu w pracy. — Posłał jej uśmiech. — Porozmawiajmy o tobie.

A Hermiona zarumieniła się.


~*~*~*~*~*~*~*~


To było niesamowicie słodkie ze strony Wiktora, że zgodził się na spotkanie w tak krótkim czasie. Ginny wykorzystując możliwości swojego Departamentu, szybko ustaliła miejsce pobytu niektórych międzynarodowych graczy quidditcha, dała cynk Hermionie i szybka sowa wystarczyła, by zorganizować tę kolację.

Siedzieli na zewnątrz na tarasie restauracji, w której Hermiona nigdy wcześniej nie była, ale gorąco polecali ją Potterowie. Atmosfera była cudowna, światła wokół nich ciepłe i lekko przygaszone, a Wiktor był dżentelmenem, zadawał jej właściwe pytania, opowiadał ciekawe historie i poświęcał jej szczerą, niepodzielną uwagę.

To było... miłe.

Było.

Hermiona zignorowała głos z tyłu głowy, który przypominał jej, że miłe niekoniecznie było tym, czego chciała.

Mimo tego wieczór przebiegał w miarę dobrze.

Tak było, dopóki nad jej głową nie przeleciała duża sowa i upuściła niewielki list na kolana kobiety, po czym natychmiast odleciała.

Hermiona spojrzała w dół, po czym na Wiktora, czując, że jej policzki płoną.

— Bardzo przepraszam!

— Nic nie szkodzi — powiedział, machając ręką ze zrozumieniem. — Wiem, że jesteś zajętą kobietą. Proszę, śmiało.

Hermiona walczyła ze sobą przez chwilę, zanim poddała się i otworzyła list.


Wskazówka numer 37: połóż łokcie na stole.


— Coś się stało? — zapytał Wiktor?

Przełknęła szok, który wezbrał się w jej gardle na słowa Draco.

— Nie, nic a nic. — Usunęła list i z determinacją pochyliła się do przodu, trzymając łokcie z dala od stołu. — Bardzo za to przepraszam — powiedziała. — O czym mówiłeś?

Znów pogrążyli się w rozmowie; miłej, cywilizowanej rozmowie. Rodzaju rozmowy, która była łatwa, prosta i niewymagająca.

Mimo to nie mogła powstrzymać przyjemnego szarpnięcia w żołądku, gdy niecałe dziesięć minut później na jej kolanach wylądował drugi list.


Wskazówka numer 38: zamów najtańsze wino z menu.


Poczuła wściekłość w żołądku, ale jednocześnie... niepowstrzymaną intrygę.

— Proszę pani, nie zezwalamy na dostarczanie sowich przesyłek, gdy inni goście jedzą — powiedział przechodzący kelner i Hermiona przygryzła wargę, próbując usunąć wszystkie emocje oprócz złości na Draco.

Zamierzała go zabić. Tym razem naprawdę.

— Ktoś sobie ze mnie żartuje — powiedziała Wiktorowi, który miał tyle uprzejmości w sobie, że kiwnął głową i wrócił do poprzedniej rozmowy na temat ostatnich reform edukacyjnych w Durmstrangu, jakby tego rodzaju rzeczy zdarzały się codziennie.

Gdy w połowie drugiego dania dotarł trzeci list, Hermiona natychmiast wepchnęła go do torebki, gdzie leżał przez dwie minuty, zanim wygrała kobieca ciekawość i rozpieczętowała go pomimo rozczarowanego wyrazu twarzy Wiktora.


Wskazówki 39 do 44: włóż rękę do szklanki; uderz sztućcami o podłogę; wyzywaj swojego partnera; nie zgadzaj się ze wszystkim, co mówi; zaproś kogoś innego na randkę; powiedz mu, że potem jesteś umówiona z kimś innym.


Jej szczęka opadła.

— Nalegam — powiedział nagle kelner. — Jeśli nie może się pani powstrzymać tych listów, będziemy zmuszeni panią wyprosić.

— Wiem, wiem — mruknęła szybko Hermiona, wpychając pergamin do torebki — przepraszam...

— Czy jesteś pewna, że chcesz tu być? — zapytał cicho Wiktor, a poczucie winy zebrało się w jej piersi.

— To się więcej nie powtórzy — zapewniła obu mężczyzn. — Bardzo przepraszam.

Zaciekle grzebała w swoim makaronie, zdecydowana wyrzucić z głowy wszystkie myśli o Draco. Ale w miarę upływu czasu gdy ona i Viktor rozmawiali jak starzy przyjaciele, nawet gdy się uśmiechała, śmiała i rumieniła, nie mogła przestać myśleć o listach.

Przesyłał jej złe rady.

Co to oznaczało?

Nagle zdała sobie sprawę, że bez względu na to, jak przystojny był Wiktor, jak cierpliwy, miły i uprzejmy był z jakiegoś powodu nadal wolałaby siedzieć tu z Draco, kłócąc się, drażniąc i rzucając sobie nawzajem wyzwania aż zabrakłoby im tchu.

Była stracona.

I gdy tylko doszła do tego wniosku, na stół spadł kolejny list.

Spojrzała bezradnie na Wiktora.

— Musisz? — zapytał zrezygnowany, a ona wzdrygnęła się, już znając odpowiedź.

— Przepraszam — powiedziała, rzucając mu ostatnie desperackie spojrzenie zanim sięgnęła po kopertę.


Wskazówka numer 45: wybiegnij z restauracji.


Czy on... chciał, żeby wyszła?

Najwyraźniej zbyt długo milczała.

— Hermijonino — powiedział Wiktor, kładąc garść monet na stole i wstając. — Idę do domu.

Poczucie winy ogarnęło ją jak imadło. I dotarło do niej, że to będzie jej trzecia nieudana randka w tym roku. Trzy randki, na które nigdy nie powinna była iść, trzy randki, które zakończyły się katastrofą i wszystkie z winy Draco. Bez wyjątków.

— Wiktor, poczekaj...

Był już poza zasięgiem jej wzroku.

Chwyciła torebkę i zerwała się na równe nogi z zamiarem podążenia za nim, aż „hej!" od nękającego ją kelnera kazało jej wrócić, by uregulować resztę rachunku. Potem wybiegła z restauracji, próbując znaleźć Wiktora, zdecydowana by go przeprosić, wyrzucić Draco z pamięci, przepychając się przez drzwi i...

Wpadła prosto w ramiona kogoś o miękkich, platynowych włosach i zdumionym wyrazie twarzy.

— Ty! — syknęła, odrywając się od Draco, który patrzył na nią z niedowierzaniem. — Co ty tutaj robisz?!

Draco zamrugał, jakby nie był pewien, czy rzeczywiście da mu czas na odpowiedź.

— Ginny powiedziała mi gdzie...

— Zabiję ją — powiedziała Hermiona, a wściekłość i upokorzenie bulgotały w jej piersi, gdy odwróciła się i odeszła od niego na kilka kroków. — Nie mogę uwierzyć...

— Wow, poczekaj...

— Nie! — wrzasnęła, odwracając się, by na niego spojrzeć. — To wszystko twoja wina! Ciągle mnie nakręcasz. Utknęliśmy razem na tej głupiej randce w ciemno i nie mogłeś być miły nawet przez pięć minut! A potem ciągle się ze mnie śmiałeś i popisywałeś swoim życiem miłosnym, że byłam zmuszona umówić się z cholernym Cormacem McLaggenem, a w końcu gdy zaczęłam myśleć, że może wcale nie jesteś taki zły, nękałeś mnie podczas gdy byłam na idealnej randce, bo co, nie mogłeś znieść myśli, że umówiłam się z kimś, kto naprawdę mnie lubi?! Jasno dałeś mi do zrozumienia, że nie jestem dla ciebie wystarczająco dobra, więc co jeszcze potrzebujesz, by udowodnić swoją rację?!

— Hermiono, czy mogłabyś po prostu posłuchać...

— Nie! — krzyknęła. — Mam cię dość! Wysyłasz mi okropne „wskazówki", gdy jestem z kimś innym? W co ty sobie pogrywasz?!

I chociaż mógł powiedzieć wiele, zdecydował się na coś, co sprawiło, że wbiło ją w ziemię.

— Próbowałem przeprosić — powiedział.

Była prawie pewna, że świat przestał się kręcić.

— Ty co?

— Miałaś rację. Nigdy nie powinienem był mówić, że to nie była randka.

Ulica wokół nich była zatłoczona, ale Hermiona czuła, że w uszach dzwoni jej cisza.

— Więc dlaczego tego nie zrobiłeś? — Odetchnęła.

Zrobił krok ku niej.

— Byłem przerażony.

Zaśmiała się drętwo.

— Och tak, racja, bo jestem tak cholernie onieśmielająca...

— Nie! — wybuchnął, a ona ponownie zamarła. — Nie. Nie onieśmielasz. Nie mnie. Uwielbiam to, że jesteś taka silna i krnąbrna, i że nigdy nie wycofujesz się z kłótni. — Wziął oddech, podczas gdy serce Hermiony łomotało w piersi. — Łatwiej było nie myśleć, dlaczego tak bardzo lubiłem się z tobą droczyć — powiedział cicho. — I przeraziło mnie to, gdy zdałem sobie sprawę, że jest coś, co lubię jeszcze bardziej.

Nie wiedziała, kto podszedł bliżej, ale stał ledwie dwa centymetry od niej.

— Naprawdę przepraszam — mruknął. — za wszystko.

— Masz zabawny sposób na okazywanie tego — powiedziała niemal bez tchu. — Te wszystkie złe rady...

Przełknął ślinę.

— To nie były złe rady...

— Och i sugerowanie, żebym wybiegła z restauracji...

— To właśnie na mnie zadziałało.

Spojrzała na niego.

— Co?

— Wszystko, co ci dzisiaj wysłałem. To były rzeczy, które zrobiłaś, przez które się z tobą drażniłem i tak, na papierze brzmią jak okropne rady. Ale to właśnie one... sprawiły, że bardziej cię lubię.

Jej wściekłość złagodniała, ostygła i malała coraz bardziej w jej klatce piersiowej, aż nie była pewna, czy w ogóle pamięta, dlaczego w ogóle się na niego złościła.

Stał tak blisko.

— Draco? — zapytała cicho. — Gdy przyszedłeś do mojego biura w tym tygodniu, powiedziałeś, że masz dla mnie trzecią radę dotyczącą randek.

Zamrugał w milczeniu.

— Co to było?

Spojrzał w dół, mając zaczerwienione policzki.

— Chodziło o... to miało być... „zapytaj mnie ponownie" — wyznał.

— Zapytać o co?

— Czy tamten wieczór był randką.

Serce utkwiło jej w gardle, puls niemal palił w opuszkach palców.

— Cóż — wydyszała. — A był?

Jego dłoń musnęła jej palce, gdy nerwowo przełknął ślinę.

— Chcę, żeby tak było.

Serce Hermiony eksplodowało nadzieją, a żyły wypełniły się możliwościami.

— Potrzebuję jeszcze jednej rady — mruknęła drżącym głosem.

Draco skinął głową, jego oczy były tak szare i szeroko otwarte.

— Draco — wydyszała. — Jak mogę sprawić, że mnie pocałujesz?

Nie mogła przestać wpatrywać się w jego usta.

Desperacka przerwa.

— Właśnie tak — szepnął.

A potem — tam — delikatne muśnięcie niezdecydowanych ust i całe powietrze opuściło płuca Hermiony, gdy zarzuciła mu ręce na szyję i odwzajemniła pocałunek.


_____________

Hej! To znowu ja i kolejny rozdział tłumaczenia. Jak wrażenia? Zadowoleni i chętni na więcej? Tak jak pisałam wcześniej, świetnie się bawiłam przy tym tłumaczeniu, które jest mega komiczne, ale jednocześnie super urocze. Dajcie znać, co myślicie o tej części.

Ostatni rozdział opublikuję w piątek. Trochę się stresuję, bo to pierwsza scena +18, którą tłumaczyłam bez bety... ale może będziecie wyrozumiali. ;)

Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro