8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Laura

Chciałabym powiedzieć, że obudziły mnie promienie słoneczne wpadające przez nie zasłonięte kotary ale byłoby to kłamstwem. Obudził mnie wrzask mojej współlokatorki. Podniosłam się gwałtownie a to co zobaczyłam wprawiło mnie w osłupienie. Hermiona Granger, naczelna kujonka Hogwartu i podobno najmądrzejsza czarownica od "czasów" Roweny Ravenclaw miała teraz jaskrawo zielone włosy, w dłoniach które miała całe poparzone trzymała mój notatnik, w którym tak na prawdę nie było nic ważnego. Po prostu nie chciałam aby ktoś widział moje bohomazy stąd te zaklęcia chroniące.
-No proszę. Niby taka szlachetna jesteś a nie wiesz, że cudzych rzeczy się nie rusza?- Zapytałam wściekła ze słyszalną ironią w głosie po czym wyrwałam jej mój notatnik i spojrzałam na nią wzrokiem godnym bazyliszka.
-Zrób coś z tym a nie? - powiedziała machając rękami aby najprawdopodobniej złagodzić ból spowodowany oparzeniami.
-Trzeba było nie ruszać cudzych rzeczy. Nie nauczyli Cię tego w domu?- zapytałam sarkastycznie podchodząc do mojego kufra.
-Nie było Cię w nocy. Twój brat się o Ciebie martwił. Zrób coś, żeby to przestało tak boleć!- wręcz krzyczała na mnie. Wróciłam późno, po ciszy nocnej ale to nie jej sprawa! A tym bardziej mojego brata!

Machnęłam różdżką i już ją nie bolały oparzenia. Co nie znaczy, że one zniknęły. Do zaklęcia dodałam też coś od siebie i udało mi się zrobić tak, że z miejsc oparzonych po kilku godzinach będzie bardzo schodzić skóra. Nie będzie to bolesne ale będzie brzydko wyglądać.
-A skąd niby mój brat wiedział, że mnie nie ma? Chłopcy nie mając wstępu do dormitorium dziewcząt.- powiedziałam sarkastycznie
-Bo.. No.. Ja się obudziłam w nocy i Ciebie nie było i bałam się o Ciebie. Z resztą Harry też się bał. Szukał Ciebie pół nocy.- potok słów poleciał z jej ust. Przewróciłam oczami i nie skomentowałam tego. Popatrzyłam na nią z pogardą i machnęłam różdżką szepcząc zaklęcia ochronne na resztę moich rzeczy. Rozejrzałam się po pokoju i zaciskając dłoń w pięści, żeby nie wybuchnąć podeszłam do Granger i kucnęłam na podłodze obok niej. Szał był widoczny w moich oczach. Sięgnęłam po lusterko dwukierunkowe i zabrałam je. Leżało koło mojej współlokatorki. 
-Nigdy. Więcej. Nie. Dotykaj. Moich. Rzeczy. - syczałam praktycznie będąc na granicy furii.  - Bo inaczej to się skończy dużo gorzej.- dokończyłam wypowiedź ze sztucznym uśmieszkiem.- Przekaż to także swojej świcie.- dodałam, machnęłam różdżką doprowadzając moje rzeczy do porządku i weszłam do łazienki z mundurkiem, różdżką i lusterkiem.

Ostatni raz przejrzałam się w lusterku poprawiając włosy. Miałam na sobie mundurek szkolny. No powiedzmy. Pierwsze dwa guziki koszuli zostawiłam odpięte i w pasałam ją w spódnicę, którą trochę poszarpałam na dole tak, że teraz sięga do połowy uda a nie lekko za kolana. Białą kolanówką zmieniłam kolor na czarne a te okropne buty transmutowałam w czarne botki na dziesięciocentymetrowych obcasach. Założyłam na to szatę, którą zostawiłam odpiętą. Krawat przypięłam agrafką po lewej stronie mojej szaty. Najlepsze jest to, że nauczyciele nie mogą mi wlepić szlabanu bo nie nagięłam regulaminu szkoły. Nie było tam nic o zakazie transmutowaniu ubrać czy butów, ani przerabianiu rzeczy. Był punkt, że każdy uczeń ma nosić krawat. Ale nie wspominali o tym, że musi mieć go zawiązanego na szyi. Na twarzy miałam lekki makijaż a lusterko zmniejszyłam i zawiesiłam jako zawieszka do łańcuszka, który z kolei miałam na szyi, oczywiście zabezpieczony był zaklęciami. Włosy miałam rozpuszczone.  Uśmiechnęłam się sama do siebie i zgarniając po drodze torbę z książkami wyszłam z dormitorium i pokoju wspólnego kierując się do Wielkiej Sali.

Przeszłam próg WS i stukając obcasami o podłogę poszłam usiąść na moje miejsce przy stole, moją twarz wciąż zdobił iście ślizgoński uśmiech. Nie musiałam długo czekać aż McSztywna się pofatyguje do mojej osoby.
-Panno Potter, co to za strój? To nie jest mundurek szkolny!- wręcz krzyczała oburzona, stojąc nade mną. Uśmiechnęłam się tylko uroczo i odpowiedziałam.
-Pani profesor z całym szacunkiem ale nie nagięłam regulaminu. - mówiąc to wstałam z miejsca stojąc równocześnie na przeciwko McCnotki. -Spódnicę tylko lekko poszarpałam, w regulaminie nie ma zakazu o przerabianiu ubrań na własną rękę, koszula została nietknięta, kolanówką tylko zmieniłam kolor. Buty przetransmutowałam w ładniejsze a regulamin nie zabrania tego. Po za tym pani powinna być ze mnie dumna, ten rodzaj transmutacji uczy się dopiero pod koniec siódmego roku.- powiedziałam z uśmiechem a wicedyrektorce zabrakło słów.
-A krawat?- zapytała próbując się na siłę do czegoś doczepić. Ojj nie tym razem.
-W regulaminie pisze, że każdy uczeń powinien nosić krawat, nie ma tam wzmianki o tym, czy ma być on zawiązany na szyi czy tak jak ja mam przyczepiony do szaty. - powiedziałam i zgarniając tosta i torbę wyszłam z Wielkiej Sali z uśmiechem satysfakcji. Widziałam jeszcze jak McSztywna odchodzi zła jak osa. Ojj mogę być pewna, że zostanę przepytana na transmutacji.

***

769 słów

Taki trochę bardzie luźniejszy rozdział. Mam nadzieję, że się wam podoba <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro