9

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Laura

Pierwsza lekcja Obrony Przed Czarną Magią a ja nawet nie wiem kto będzie jej uczył w tym roku. Czemu tego nie wiem? Bo byłam tak bardzo inteligentna, że nawet nie spojrzałam na stół nauczycielski ani ty bardziej nie uważałam na uczcie powitalnej. Brawo ja.

Nareszcie doszłam pod salę i pierwsze co rzuciło mi się w oczy to ślizgoni i gryfoni. Rozejrzałam się i natrafiłam spojrzeniem na moją wspaniałą współlokatorkę która gadała z resztą złotego trio.
-Masz natychmiast odczarować Mionę!- rozkazał mój ukochany braciszek gdy tylko mnie zauważył. Spojrzałam na niego jak na kompletnego idiotę którym z resztą jest.
-Mogła nie grzebać w moich rzeczach. - syknęłam w jego stronę.
-Odczaruj ją!- krzyknął Ronald Wesley.
-Dobra, dobra nie piekl się tak Ronaldzie bo ci żyłka pęknie. A podobno jesteś najmądrzejszą czarownicą od czasów Roweny Rivenclaw a nawet głupiego zaklęcia koloryzującego włosy nie potrafisz zdjąć a podobno jesteś takaaa mądraa..- powiedziałam przeciągając ostatnie literki i od niechcenia  machnęłam różdżką ściągając zaklęcie koloryzujące włosy. Ironia w moim głosie była bardzo słyszalna sądząc po czerwonej twarzy Granger. Ślizgoni którzy od jakiegoś czasu przysłuchiwali się naszej rozmowie śmiali się jakby ktoś ich zaklęciem rozśmieszającym potraktował.
-I czego się śmiejecie?- zapytał Rudzielec obrońca a reszta tylko jeszcze bardziej się śmiała. Naszą miłą konwersacje przerwały otwierające się drzwi które oznaczało, żebyśmy weszli do sali. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to jakaś różowa ropucha. Skrzywiłam się z obrzydzenia patrząc na nią. Zdecydowanie za dużo różu!

OPCM była koszmarem. Ona w ogóle nie uczy czarować ani się bronić! Hogwart schodzi na psy normalnie. Reszta lekcji to nuda nie licząc transmutacji gdzie przez ponad pół lekcji McCnotka mnie pytała. Peszek, znałam odpowiedź na wszystko. Nie umie się pogodzić z porażką.

Przebrałam się w czarne jeansy i ciemnozieloną, dużą bluzę z kapturem. Wyciągnęłam mapę, aby zobaczyć gdzie jest Kira, ale moją uwagę przykuło coś innego. W damskiej, nieużywanej łazience pojawiły się dwa nazwiska. Niby nic dziwnego gdyby nie pisało tam Ron Wesley i Ariadna Malfoy.  Bądźmy szczerzy, Ron nie znosi ślizgonów nienawidzi a ona chyba jest ślizgonką. Nie kojarzę jej więc pewnie jest młodsza. Nie myśląc więcej włożyłam mapę do kieszeni bluzy i nie zmieniając butów na obcasie na płaskie po prostu wyszłam szybkim krokiem z dormitorium. Po niecałych pięciu minutach idąc tajnymi przejściami doszłam do łazienki Jęczącej Marty. Już na korytarzu było słychać płacz dziewczyny. Nie zastanawiając się więcej po prostu otworzyłam drzwi a to co zobaczyłam zwaliło mnie z nóg. Blondynka leżała na podłodze z podwiniętą koszulą która była w niektórych miejscach podarta. Rudzielec natomiast trzymał jej ręce nad głową i nie reagował na jej protesty i płacz.
-Drętwota!- krzyknęłam a chłopak padł nieruchoma na blondynkę. - Vingardium Leviosa.- przelewitowałam chłopaka z dziewczyny i puściłam z paru metrów na ziemie. Dziewczyna od razu się skuliła podciągając nogi do klatki piersiowej. Podeszłam do niej powoli a ona zaczęła się cofać.- Nic Ci nie zrobię, popatrz na mnie. Jestem Laura a ty?- zapytałam mimo iż wiedziałam kim jest.
-Aria.- odpowiedziała niepewnie ocierając łzy z policzków. - Dzię.... Dziękuje.- powiedziała jąkając się. Jej koszulka była cała poszarpana i w niektórych miejscach podziurawiona. Wyciągnęłam z bluzy pergamin i ją zdjęłam zostając tylko w jasnofioletowej koszulce z białymi, małymi kotwicami i podałam bluzę dziewczynie.
-Załóż.- powiedziałam a ta przyjęła ją z wdzięcznością. - Musimy iść do nietoperza.- powiedziałam a na jej twarzy mimo smutku widziałam lekki uśmiech.
-Nie.. Nie mów mu proszę. On mnie zabije.- powiedziała i zaczęła się niekontrolowanie trząść. Przytuliłam ją tylko do siebie a ta wybuchła płaczem.
-Czy to nie pierwsza taka sytuacja?- zapytałam ją gdy się uspokoiła co zajęło jej więcej niż pół godziny.
-Nie, ale nigdy wcześniej nie próbował mnie... Nie próbował mnie..- próbowała dokończyć a ja ją tylko mocniej do siebie przytuliłam.
-Rozumiem, ale musimy iść do Snape. On Ci pomoże a ze swojej strony mogę Ci zagwarantować, że będzie on miał piekło. Rude diabły mu to zagwarantują.- powiedziałam a ta tylko pokiwała głową na znak zgody. Chociaż niechętnie ale zgodziła się, żeby iść do Snape. - Dasz radę pójść sama?- zapytałam wiedząc, że jej ręce i brzuch są posiniaczone co wcześniej zauważyłam.
-Tak. - odrzekła niepewnie.- Aaa czy...- zaczęła ale urwała w pół zdania
-Możesz spokojnie spytać. Nic Ci nie zrobię. - powiedziałam wkładając pergamin do tylniej kieszeni i biorąc do ręki różdżkę.
-Czy to ty mogłabyś to powiedzieć wujkowi? Yy znaczy Snape'owi?- zapytała szybko się poprawiając.
-Tak Aria, nie musisz się martwić nie zostawię Cię z tym samej.- powiedziałam rzucając niewerbalne Vingardium Leviosa na Wesleya. Prowadząc dziewczynę przez tajne korytarze do lochów co jakiś czas upuszczałam Rona na ziemie z całkiem dużej wysokości albo waliłam nim, niby przypadkiem o ściany tajnych tuneli.- Mam nadzieję, że wiedzę o  tym tajnym przejściu zostawisz dla siebie.- mruknęłam do niej lekko się uśmiechając.

***
771 słów.
Jak wam się podoba?- Trochę śmieszny na początku, potem drastyczny ale mam nadzieję, że wam się podoba. <3 Piszcie jak wam się podoba <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro