Rozdział 11

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Laura bardzo chciałaby powiedzieć, że obudziły ją promienie, wstającego o poranku słońca, które padały na jej twarz, lecz niestety byłoby to kłamstwo. Obudził ją wrzask jej współkoatorki, który przestraszył ją w takim stopniu, że o mało nie spadła z łóżka.

Gwałtownie wypadła z łóżka po drodze łapiąc za różdżkę i rozglądając się w poszukiwaniu zagrożenia, ale jedyne co było dane jej ujrzeć wprawiło ją w osłupienie. Hermiona Granger, naczelna wiem-to-wszystko, podobno najmądrzejsza czarownica od "czasów" Roweny Ravenclaw miała przezabawny wyraz twarzy i fryzurę nie z tej ziemi. Włosy gryfonki były w jaskrawo zielonym kolorze, a w jej dłoniach, co mogło by wyjaśnić jej nagłą metamorfozę, znajdował się notatnik Laury. Nie było w nim nic ważnego, jednak Potter uważała, że dobrym pomysłem będzie obłożyć go zaklęciem chroniącym.

-No proszę, niby jesteś taka uczciwa, a tutaj coś takiego. Czyżby to Twoi przyjaciele, na czele z moim przygłupim bratem cię tu wysłali? -zapytała unosząc brew- A tak poza tym, twoje włosy i tak wyglądały jak katastrofa, nie było potrzeby się do tego farbować. -uśmiechnęła się wrednie panna Potter.

Laura wyrwała swój notatnik z rąk dziewczyny i obejrzała z każdej strony, gdyby zobaczyła chociażby jedno zagięcie lub ryskę, nie zawahałaby się potraktować dziewczyny gorszą klątwą niż zmieniający kolor włosy.

-Zrobisz coś z tym, czy będziesz tak tylko patrzeć? To twoja wina, że tak wyglądam! -wrzasnęła Granger, co na dziewczynie nie robiło już żadnego wrażenia, patrząc na wczorajszy dzień- Zabije cię przysięgam. -zaczęła iść w kierunku Laury, ale gdy chciała jej dotknąć wrzasnęła z bólu, chyba zapomniała o poparzonych palcach.

-Było nie dotykać moich rzeczy bez pozwolenia, nikt cię tego nie nauczył? -zapytała sarkastycznie podchodząc do swojego kufra.

-Nie było cię prawie całą noc, twój brat się martwił i chcieliśmy się tylko dowiedzieć gdzie byłaś! Zrób coś z tym, strasznie boli! -znowu wydarła się gryfonka, młoda Potter spojrzała krytycznym wzrokiem na palce swojej współlokatorki i pokręciła głową.

-To, że boli to już nie moja sprawa, będziesz miała nauczkę na przyszłość. A co do tego gdzie byłam -nachyliła się konspiracyjnie, zniżając głos do szeptu. - To nie twoja sprawa, a tym bardziej mojego brata, miłego dnia, widzimy się na śniadaniu.-uśmiechnęła się chytrze i wyszła z pomieszczenia.

Mogła zniwelować ból, ale po co? Niczego Granger by z tego nie wyniosła, a teraz może przestanie zbliżać się do jej rzeczy. Zapomniała tylko ostrzec dziewczynę, że po kilku godzinach straszliwie zacznie schodzić jej skóra, to akurat mała drobnostka, którą sama dodała.

Zastanawiało ją jednak, skąd jej brat wiedział, że nie ma jej w dormitorium, przecież chłopcy nie mają wstępu do części dziewczyn. Po chwili jednak domyśliła się, że Hermiona musiała obudzić się w nocy i zobaczyć, że jej łóżko jest nietknięte i nikt w nim nie śpi. Czuła się coraz bardziej rozwścieczona, jakim prawem wtrącają się w jej życie i co takiego chcieli znaleźć w jej rzeczach, a najważniejsze, kto ich przysłał? Te pytania męczyły ją przez całą drogę do wielkiej sali.

Przed drzwiami, przejrzała się w lusterku poprawiając włosy. Ubrana była w mundurek szkolny, dwa pierwsze guziki koszuli były rozpięte, a krawat wisiał luźno na jej szyi. Spódniczka również lekko zmieniła swój wygląd, teraz była do połowy ud, a nie za kolana jak według nauczycieli powinna, jednak Laura się tym nie przejmowała, transmutowała swoje buty w botki na obcasie. Ostatni raz spojrzała na siebie krytycznym wzrokiem, a następnie pewnym siebie krokiem weszła do wielkiej sali.

Czuła na sobie wzrok wszystkich zebranych. Była z siebie dumna. To był świetny pomysł, a do tego nikt, żaden z nauczycieli nie może odebrać jej punktów, ani wlepić szlabanu, ponieważ nie złamała szkolnego regulaminu. Nie było tam żadnego punktu zakazującego transmutowanie mundurków, był tylko jeden, który zaznaczał, że każdy uczeń ma mieć krawat, lecz nie było nic jak ma być zawiązany. Na twarzy miała lekki makijaż, który podkreślał jej urodę.

Przeszła do swojego miejsca, stukając obcasami o posadkę i gromiąc napalonych chłopaków wzrokiem. Zastanawiała się czy oni kiedyś z tego wyrosną, jednak w tamtym momencie jej rozmyślania zostały przerwane, przez wypalający w niej dziurę wzrok. Wiedziała do kogo należały te oczy, przez co po jej kręgosłupie przebiegły przyjemne dreszcze, ale jednak nie spojrzała w tamtym kierunku.

Nalała sobie herbaty i nie zdążyła nawet upić łyka, gdy obok niej pojawiła się szanowna profesor McSztywna, której twarz była czerwona ze złoście, przez co Laura uśmiechnęła się do siebie w duchu.

-Panno Potter, co to ma znaczyć?! Pani strój jest nieodpowiedni i łamie szkolny regulamin! Albo go Pani w tej chwili zmieni, albo dostanie Pani dwumiesięczny szlaban z profesorem Snape'm. - wręcz wykrzyczała wicedyrektorka.

Potter spojrzała na nią, uśmiechnęła się słodko i odpowiedziała.

-Z całym szacunkiem Pani profesor, ale nie złamałam żadnego z punktów regulaminu. -mówiąc to nastolatka podniosła się z zajmowanego przez siebie miejsca- Spódnica jest tylko lekko krótsza, a w regulaminie nie ma zakazu przerabiania ubrań na własną rękę, koszula została nie tknięta, kolanówki są na swoim miejscu. Moim zdaniem powinna być pani ze mnie dumna, tego rodzaju transmutacji uczyć będziemy się dopiero na siódmym roku. -powiedziała z uśmiechem, a McGonagal wyglądała jakby się zapowietrzyła i brakowało jej słów.

-A krawat? -zapytała z nadzieją, że znajdzie coś za co będzie mogła ukarać Potter.

-W regulaminie jest napisane, że krawat musi być, lecz nie jest napisane w jaki sposób mamy obowiązek go prezentować. - Tym razem jestem świetnie przygotowana i niczym mnie nie zagniesz. - przeleciało dziewczynie przez myśl.- Miłego dnia Pani profesor. -po raz ostatni spojrzała się na swoją nauczycielkę. Uśmiechając się triumfalnie ruszyła do wyjścia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro