po gałęziach pomyka

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Wyglądasz jak dmuchana piłka plażowa – oświadczył Taehyung zamiast powitania, z rozbawieniem spoglądając na czekającego pod domem kolegę. Jego pasiasta biało-błękitna koszulka przywodziła na myśl piasek i port i dziecięce czapki marynarskie, sprzedawane na nadbrzeżnych kramach jako pamiątki z wakacji. Wyglądał w niej świeżo i młodo, jakby był gotów lada moment wskoczyć na pierwszy napotkany kuter rybacki i ruszyć na podbój horyzontu.

- A ty jak biała łódź sunąca po zarośniętym zielenią korycie rzeki – odparł siedzący na schodach Jungkook, zupełnie zbijając go z tropu. – No co? – zapytał, widząc jego minę. – Zawsze tak wyglądasz. Przynajmniej moim zdaniem... - Młodszy spuścił wzrok, paznokciami prawej dłoni skubiąc jedno z ramion plecaka. Nie znali się zbyt długo, ale Taehyung już zdążył zauważyć, że nerwowy Jungkook to stały punkt programu. Chłopak na początku zawsze sporo milczał i łatwo się peszył, co wskazywało na jego naturalną nieśmiałość. Jednak z biegiem spędzonych razem minut i godzin Jungkook rozkwitał. Wystarczyło tylko dać mu trochę czasu.

- Znów nie poszedłeś do szkoły? – zapytał Taehyung, zmieniając temat. Jungkook podniósł się ze schodów, otrzepał spodnie i zarzucił plecak na ramię. Ruszyli ścieżką w stronę miasta.

- Mówiłem ci już, że robię to, na co mam ochotę – stwierdził nieco mrukliwie, jak zwykle nieskory do poruszania tego tematu. Taehyung nie czuł się do końca dobrze z faktem, że przez niego kolega nieustannie wagaruje. Z drugiej strony, z tym pochmurnym spojrzeniem, które Jungkook właśnie mu posyłał, czuł się chyba jeszcze gorzej.

Uśmiechnął się przebiegle i trącił kolegę w ramię.

- Czy to znaczy, że masz ochotę na nieustanne spędzanie czasu ze mną? – rzucił zaczepnie, pół-żartem, pół-serio. Jungkook wsadził ręce w kieszenie, wzroku nie odrywając od ścieżki przed nimi.

- Na to wygląda – odparł nieco suchym tonem, który sprawił, że Taehyungowi odechciało się szukać dokuczliwej odpowiedzi.

Przez jakiś czas szli w milczeniu.

- Co chcesz dzisiaj robić? – zapytał w końcu Jungkook, tym razem już swobodniejszym tonem, zerkając na kolegę spod kosmyków niesfornej grzywki.

Taehyung się zamyślił. Mogli robić tyle rzeczy. Zadziwiające, jak Jungkook odblokowywał w nim coś, do czego on sam od lat nie potrafił się dostać. Te dziwne pokłady energii, których jako dzieciak miał niekończącą się ilość, a które z wiekiem, z życiem, zaczęły słabnąć i niknąć w oczach, kurcząc się do wielkości jednego złotego ziarnka piasku na każdy dzień, choć żeby cokolwiek zrobić potrzebował ich setki i tysiące co godzinę. Taehyung postanowił z tej nagłej szansy skorzystać, póki trwała.

Sięgnął do przewieszonej przez ramię torby, upewniając się, że zabrał ze sobą aparat. Wciąż nie był pewien, co dokładnie zamierza zrobić, ale nie przyjechał do tego zapomnianego przez świat miasteczka zupełnie bez powodu. Chciał coś sprawdzić. Czegoś spróbować. A Jungkook mógł mu w tym pomóc.

- Zabierz mnie w jakieś ładne miejsce – poprosił w końcu. Jeon uniósł brew i spojrzał na niego pytająco, ale Taehyung tylko wzruszył ramionami. – Jestem turystą, prawda? A ty moim przewodnikiem. Przewodnicy pokazują turystom ładne miejsca, to chyba naturalne...

Młodszy nie wyglądał na przekonanego, ale nie dociekał. Skręcił w boczną ścieżkę, nim jeszcze zdążyli na dobre zagłębić się między budynki starego miasta. Była dużo węższa i bardziej zarośnięta, jakby rzadko ktoś decydował się nią chodzić. Taehyung rozglądał się na boki, próbując określić ich położenie, ale coraz wyższe zarośla skutecznie mu to utrudniały.

- Idziemy wzdłuż klifów? – zapytał, zastanawiając się, czy to co słyszy, to wciąż szum oceanu, czy też tylko wprawiane przez nich w ruch wysokie trawy. Był ciekaw, dokąd Jungkook go zaprowadzi. Miał cichą nadzieję, że mimo niekonkretności jego zachcianki, jakimś sposobem trafią w jedno z tych miejsc, z powodu których tu przyjechał. Tych pięknych, smutnych miejsc, które dotąd oglądał jedynie cudzymi oczami. A może to nie była nadzieja, tylko przeczucie. Albo po prostu zwykłe, głupie, ludzkie pragnienie.

- Tak – odparł Jungkook, nie zwalniając kroku. Zdawał się znać tę okolicę, jak własną kieszeń.

- A gdzie kończy się ta ścieżka? – Taehyung czuł, jak grunt zaczyna się obniżać i skręcać łagodnie w lewo. W stronę oceanu. Jungkook spojrzał na niego przez ramię.

- Zobaczysz – powiedział z tajemniczym uśmiechem, jednocześnie przytrzymując w górze chylące się nad ścieżką długie łodygi, tak żeby Taehyung mógł swobodnie przejść.

- Doris też zabierasz na takie dzikie randki na łonie natury? – zażartował starszy, próbując pokryć własne dziwne zakłopotanie, które nie wiedzieć skąd się nagle wzięło. Może to przez tę scenerię. Było cicho i byli sami, gdzieś na krańcu prawdziwego świata, oddzieleni od reszty ludzkości grubymi ścianami zieleni. Jungkook wcale nie wyglądał, jak plażowa piłka. Taehyung wcześniej nie dostrzegł, jak szerokie są jego plecy i jak silne musi mieć ramiona. Stąpając w ślad za nim pośród bujnych traw nie czuł się ani jak żagiel, ani jak biała łódź wśród zieleni. Zwykł myśleć obrazami, metaforami i porównaniami, bo tak było mu łatwiej, niż nazywać rzeczywistość po imieniu. Ale w tamtej chwili czuł się po prostu jak nastolatek, któremu odrobinę zbyt mocno podoba się uśmiech idącego przed nim chłopca.

- Nie – odparł Jungkook, ponownie przepuszczając kolegę, tym razem depcząc przy tym zdradliwe kępy rosnących przy ścieżce pokrzyw. – Możesz czuć się wyjątkowy – powiedział, nie patrząc Taehyungowi w oczy.

Starszy przez chwilę zastanawiał się, czy powinien uznać to za żart, czy za komplement. Nim jednak zdążył na cokolwiek się zdecydować, idący przed nim Jungkook zniknął mu z pola widzenia, zbiegając kilkanaście kroków w dół, po niewielkiej stromiźnie ścieżki. Taehyung podążył za jego śladem i chwilę później stał na kamienistej plaży, w oniemieniu chłonąc rozciągający się przed nimi widok.

To było coś w rodzaju niewielkiej, skalistej zatoczki. Rozrzucone u stóp klifów kamienie ciągnęły się zwartym pasem przez kilka metrów, aż w końcu łagodnie zapadały się pod dziwnie spokojną w tej części wybrzeża wodę. Mewy i albatrosy odpoczywały na plaży, albo spacerowały na granicy lądu i oceanu, dziobiąc falującą taflę w poszukiwaniu pożywienia. Ale tym, co naprawdę zapierało dech w piersi była skalna formacja, widoczna kawałek dalej. Przypominała wielką kamienną bramę zawieszoną nad zatoką, jak wrota do innego świata. Spieniona woda wirowała dziko u jej stóp, migocząc w blasku porannego słońca.

- I co? Wystarczająco ładnie? – zapytał Jungkook, przyglądając się jego reakcji z szerokim uśmiechem na twarzy. Taehyung bez słowa pokiwał głową, wciąż nie wierząc w to, co widzi. – Wiedziałem, że ci się spodoba – powiedział z dumą.

- Dlaczego? – Taehyung wreszcie oderwał wzrok od krajobrazu i spojrzał koledze w oczy. Jungkook nerwowo podrapał się w kark.

- Cóż, jest takie estetyczne i melancholijne – stwierdził, wzruszając ramionami, jakby chciał zbyć własne słowa. Nie czekając na odpowiedź przeskoczył po kilku kamieniach i odwrócił się w stronę Taehyunga. – Chcesz podejść bliżej bramy?

Ale starszy już po omacku sięgał po aparat, wzroku nie odrywając od widniejącej przed nim scenerii. Nie mógł uwierzyć, że naprawdę znalazł obraz, którego szukał, i o którym myślał od tylu lat. Podobnie, jak nie mógł uwierzyć w to, że postanowił uwiecznić w jego ramach tego śmiesznego chłopca w pasiastej koszulce. Chłopca, który wyglądał, jak dmuchana piłka, dziecięca zabawka, którą ktoś zapomniał zabrać z plaży. Chłopca, który w żadnym stopniu nie pasował do surowego majestatu samotnej, kamiennej bramy, do jej ostrych brzegów i żłobionej dłutem wiatru, nierównej fasady starych blizn.

- Nie ruszaj się – powiedział Taehyung, przysuwając oko do wizjera. Zrobił tylko jedno zdjęcie. Jakby dawał światu tylko jedną szansę na ożywienie dawno już zapomnianego obrazu czyjegoś życia. Czyjejś młodości.

- Czemu...? – zapytał Jungkook, po tym jak chwilę później Kim wreszcie do niego dołączył. Kiedy Taehyung nie odpowiedział, wyciągnął rękę po aparat. – Mogę zobaczyć?

- To nic szczególnego. – Taehyung wzruszył ramionami. – Pewnie lepiej wyglądałoby bez ciebie... - dodał, naraz żałując, że nie kazał mu się odsunąć z kadru. Przyjechał tu szukać krajobrazów, a nie ludzi. Zamiast tego znalazł rozkołysany czerwony mak wśród trawy. Błękitny latawiec na sznurku. Pasiastą piłkę plażową. A to wszystko w postaci chłopca w żółtej koszulce, którego poznał na skraju klifu, na granicy rzeczywistości, sekundy przed osunięciem się w niebyt, jak te drobne kamyki kruszące się i opadające prosto w oceaniczną głębię.

Śmiesznego chłopca, który postanowił zostać jego kotwicą.

Jungkook wyjął z jego ręki aparat i w skupieniu przyjrzał się zrobionemu zdjęciu. Na jego ustach pojawił się nikły ślad uśmiechu.

- Muszę nieskromnie stwierdzić, że się z tobą nie zgadzam – powiedział zdecydowanym tonem. – Beze mnie to zdjęcie byłoby puste. I nie chodzi tu o mnie konkretnie – dodał szybko, widząc nieprzekonaną minę kolegi. – Po prostu ludzka obecność nieco łagodzi smutek krajobrazu.

- I to mnie właśnie martwi – westchnął Taehyung, chowając jednak aparat z powrotem do torby. Wykorzystał już swoją szansę na dziś. – Zawsze wyobrażałem sobie to miejsce jako absolutny koniec świata. Co dmuchana plażowa piłka robi na absolutnym końcu świata?

- To, co wszyscy – odparł Jungkook. – Szuka swojego miejsca.

Taehyung spojrzał na niego z wahaniem w oczach, ale kiedy młodszy uśmiechnął się łagodnie i wyciągnął do niego dłoń, nie potrafił jej nie przyjąć. Jungkook poprowadził go przez kamienistą plażę, aż znaleźli się najbliżej kamiennej bramy, jak to było tylko możliwe z lądu. Taehyung poczuł wiatr, targający jego koszulą i drobinki wody rozbijające się na skórze jego dłoni i twarzy. Jungkook stał blisko, starszy czuł ciepło jego ramienia.

Taehyung zamknął oczy, na chwilę poddając się dzikim, rozszalałym podmuchom oceanicznego wiatru. Gdzieś w nim wciąż żyła nadzieja, że ten wiatr go porwie, rozszarpie na strzępy, że przepchnie go przez skalistą bramę, ku wielkiej głębinie, ku słodkiej zgubie przekwitającego kwiatu i gwałtownej goryczy urwanej w połowie melodii.

Nagle poczuł, jak Jungkook z powrotem delikatnie wsuwa jego dłoń w objęcie swojej, jakby chciał go znów przytrzymać przy ziemi.

Jakby naprawdę był jego kotwicą.

*

- Mówiłeś, że miejscowi nie chodzą na klify – zagadnął Taehyung, strzepując z butów wilgotne źdźbła trawy. Spacer przez zarośla przypłacił dokładnie tym, czego się obawiał. Skórzane buty lśniły od rosy, a koszula cała była wymięta. Tym razem jednak, w przeciwieństwie do ich pierwszego spotkania, Jungkook nie komentował jego wyglądu. Wyjął tylko niedbale kilka źdźbeł trawy z pomiędzy kosmyków jego włosów, po czym stanął z boku, czekając aż Taehyung sam doprowadzi się do porządku.

- Bo nie chodzą – odparł, wsadzając ręce w kieszenie. Starszy poprawił torbę na ramieniu i obaj ruszyli w stronę miasteczka z zamiarem zjedzenia drugiego śniadania. Wyprawy na kraniec świata wzmagały apetyt.

- A ty? Czemu tak często tu bywasz? – nie dawał za wygraną, uważnie przyglądając się nieco przesadnie neutralnej minie Jungkooka. Młodszy zawsze się tak zachowywał, kiedy rozmowa zaczynała krążyć wokół niewygodnych dla niego tematów. Jakby próbował Taehyunga zniechęcić do dalszego drążenia. Nie działało.

- Zupełnie nieczęsto – sprostował, wbijając wzrok w chodnik. – Czasem patroluję.

- Patrolujesz? – Starszy uniósł brew. Takiej odpowiedzi się nie spodziewał. Z drugiej strony, czy miał prawo czegokolwiek się spodziewać, bądź nie spodziewać? Ledwo się znali. Jungkook niechętnie skinął głową.

- Sprawdzam, czy nikt nie próbuje... spaść – powiedział z wahaniem, tym razem unosząc wzrok i zerkając na Taehyunga, jakby obawiał się jego reakcji. I to właśnie to skonfliktowane spojrzenie zdradziło mu, że Jungkook jeszcze nigdy nikomu o tym nie mówił. Starszy wypuścił powietrze z płuc, zastanawiając się, jak odpowiedzieć. Okoliczności ich pierwszego spotkania nagle stały się dużo mniej zagadkowe. Można wręcz powiedzieć, że Taehyung był dokładnie tym, czego Jungkook w tamtej chwili szukał. Niedoszłym topielcem. Idiotą, który zbyt lekko ważył swoje życie.

- I ilu udało ci się w ten sposób uratować? – zapytał w końcu, uznając że lepiej póki co nie dociekać w kwestii powodów kierujących zachowaniem Jungkooka. Młodszy niespodziewanie obdarował go przekornym, nieco nawet psotnym uśmiechem, który nadawał jego twarzy dziwnie przystojnego wyrazu.

- Tylko jednego – powiedział znacząco, i przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu, jakby rozmowa z poziomu werbalnego przeniosła się w sferę spojrzeń. W końcu Taehyung otworzył usta.

- Jungkook – odezwał się niespodziewany głos, wyrywając ich obu z tego dziwnego stanu, w który nie wiedzieć jak i kiedy wpadli. Taehyung zamrugał gwałtownie oczami i spojrzał przed siebie. Na chodniku kilka kroków od nich stała dziewczyna w szkolnym mundurku. Dłonie zaciskała na ramionach plecaka, a jej wzrok, choć dryfował między ich dwójką, za każdym razem wracał jednak do Jungkooka i to na nim się zatrzymywał. Było w nim coś, co Taehyung znał aż za dobrze. Coś, co wcale mu się nie spodobało.

- Dayoung. Nie jesteś w szkole? – Jungkook już nie miał przekornej, czy psotnej miny. Spoglądał na dziewczynę z czymś na kształt rezerwy.

- Mogłabym ci zadać to samo pytanie – odparła Dayoung, przelotnie zerkając na stojącego z boku Taehyunga. – Myślałam, że jesteś chory. Zastanawiałam się nawet, czy nie zanieść ci lekcji...

- Jak widzisz, jestem cały i zdrów. Nie ma potrzeby się o mnie martwić. – Jego słowa, choć wypowiedziane spokojnym, neutralnym tonem, zabrzmiały niemal opryskliwie.

- Nie martwię się – zaprzeczyła Dayoung, nieco zbyt gwałtownie i chyba nie do końca zgodnie z prawdą. – Tylko... zastanawiam.

- Nad czym? – Jungkook przestąpił z nogi na nogę, jakby tylko czekał na moment, aż będzie mógł okręcić się na pięcie i odejść, byle dalej od tej niespodziewanej sytuacji. Dayoung zerknęła na Taehyunga z czymś na kształt wrogiej niepewności w oczach, jakby się zastanawiała, kim on w ogóle jest i czemu Jungkook włóczy się z nim po miasteczku, zamiast chodzić do szkoły. Jakby obwiniała go o nieodpowiedzialne zachowanie kolegi. Taehyung nie odwrócił wzroku.

- Nad tym, co twój ojciec powie, kiedy to odkryje – powiedziała w końcu, wracając spojrzeniem do Jungkooka. Chłopak wzdrygnął się nieznacznie. Dziewczyna wyraźnie przekroczyła pewną granicę, którą Taehyung obawiał się naruszać.

- Nie odkryje – odparł, zaciskając szczęki. – Poza tym to nie twoja sprawa.

Dayoung te słowa nie odstraszyły. Wręcz przeciwnie, podeszła parę kroków bliżej, aż Jungkook ledwo zapanował nad wyraźnym odruchem cofnięcia się w tył.

- Może być moja – powiedziała, spoglądając na kolegę wyzywająco. Kiedy ten nie zareagował, wyzwanie zmieniło się w groźbę. – Wróć do szkoły, Jungkook. Tak będzie dla ciebie lepiej.

Po tych słowach poklepała milczącego kolegę po ramieniu, po czym bez słów pożegnania ruszyła chodnikiem, chwilę później znikając za zakrętem.

- W porządku? – zapytał Taehyung, przyglądając się Jungkookowi. Pasiasta koszulka wisiała na nim, jak przebita w trakcie zabawy piłka. Nie wyglądał w porządku.

- Jasne – odparł po chwili, mrugając oczami i z powrotem ruszając przed siebie. Starszy nie spuszczał z niego wzroku przez całą drogę, a kiedy dotarli do kawiarenki, postawił mu wielki kawałek szarlotki z bitą śmietaną, która co prawda nie mogła naprawić świata, ale mogła przynajmniej na chwilę go osłodzić.

Bo młodość miała smak goryczy i Jungkook zdawał się o tym wiedzieć tak samo dobrze, jak Taehyung. A może nawet lepiej.

*

///can i delete myself

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro