Tacy sami

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Oluś, zdałam na pięć. Jestem magistrem ekonomii- poinformowała przez telefon, a ja wręcz słyszałem, jak się uśmiecha. Nad tą pracą siedziała dobrych kilkanaście miesięcy. Studiowała zdalnie, więc się nie ujawniała.Nie umiem policzyć, ile razy w czasie pisania po nocach krzyczała, że za chwilę wypieprzy laptop przez okno.Tak naprawdę, całe te studia i obrona magisterki, były decyzją czysto spontaniczną. Pola po prostu któregoś dnia wypaliła znad telefonu ,,zrobię magistra!". No i zrobiła,idąc w pewnym stopniu w ślady przyrodniej siostry z Forks, Kiany Masen, od niedawna doktor nauk prawnych.


-Dobra, otwieram szampana- obiecałem.


***


Po przemianie, z niepełnosprawności Poli nie zostało praktycznie nic. Mówię ,,praktycznie", bo wszystko, co było z nią nie tak pod względem neurologicznym, zupełnie ustąpiło. Zostało tylko jedno. Jej mięśnie cały czas są sztywne i twarde od napięcia. Nie jestem specjalistą(i raczej nigdy nie nim nie zostanę),ale myślę, że to nie tyle pozostałość po porażeniu, co jakaś dziwna forma przyzwyczajenia. A skoro już jesteśmy w temacie przyzwyczajeń mojej żony, na początku naszej znajomości odkryłem, że Pola przywykła do czegoś, do czego wcale nie powinna. Do samotności. Pamiętam nasz pierwszy raz. Jak sama się później przyznała, potrzebowała tego. Ale nie dla samego aktu. Nie. Pola potrzebowała bardzo, bardzo bliskiego kontaktu fizycznego, prawie tak samo, jak jeszcze jakiś czas temu potrzebowała tlenu.Przez prawie całe życie nie miała obok siebie nikogo, kto mógłby ją przytulić, pocieszyć w trudnym momencie, powiedzieć, że jest piękna czy po prostu życzyć jej miłego dnia, kiedy wychodziła z domu.


***


-Alexander...-zaczęła, zerkając na mnie spod długich rzęs.


-Tak?


-Powiedz mi coś, tylko nie kłam.


-Mam się bać?


-Jeśli nie masz nic nie ukrycia, to nie powinieneś.


-Dobra... to co byś chciała usłyszeć?


-Co pomyślałeś, kiedy pierwszy raz mnie zobaczyłeś- sprecyzowała, a mi przed oczami pojawił się ten obraz. Dziewczyna, choć bardzo ładna, przyciągała uwagę czymś zupełnie innym. Nogami pooranymi przez blizny, chodem tak nienaturalnym, że samo patrzenie sprawiało ból, rękami wygiętymi specyficznie w nadgarstkach i skierowanymi w dół i tym pogubionym i wystraszonym spojrzeniem. 


-Wiesz, nie jestem pewien, czy chciałabyś to wiedzieć- próbowałem się wykręcać, ale niemal natychmiast poczułem na sobie jej pełne irytacji spojrzenie. Patrzę na nią. Ściągnęła brwi i zacisnęła szczękę, przez co rysy jej twarzy znacznie pociemniały. Robiła to zawsze, kiedy chciała dać mi niewerbalnie do zrozumienia, że jest na mnie zła.


-Chcę- syknęła.


-To...pomyślałem sobie, że masz przesrane w życiu i ktoś na górze musi cię średnio lubić- wyznałem dyplomatycznie.


-W porządku.Czyli ty też.


-Co ja też?


-Nie od razu widziałeś we mnie normalnego człowieka. Jak każdy, kto widział mnie na oczy pierwszy raz.


-Czekaj, bo nie rozumiem. Co ty mi chcesz teraz powiedzieć?


-Że odkąd pamiętam, mało kto widział we mnie człowieka od razu. Raz nawet usłyszałam, że mnie nie trzeba poznawać. Wystarczy mi się tylko przyjrzeć i już się mnie nie lubi.Albo, że poskakałam trochę,zrobiłam jeden czy dwa szpagaty i ot, wielka tancerka. A taniec to gówno, nie sport.


-Ale ty wiesz, że to nieprawda, nie?


-Teraz już tak. Jest taka pięcioetapowa skala, jeśli chodzi o porażenie..


-Skala GMFM?- domyśliłem się.


Pokiwała głową. Widziałem tą skalę. Dzięki niej specjaliści oceniają poziom funkcjonowania dzieciaków z porażeniem. Pierwszy to ten, w którym nie występują praktycznie żadne problemy.W drugim, dzieciak potrzebuje pomocy, na przykład przy schodzeniu ze schodów. W trzecim, używa balkonika lub innych tego typu rzeczy.Czwarty można określić jednym słowem: wózek .To jeszcze nie jest najgorsze. Ostatni poziom, piąty, to ta, brzydko mówiąc, roślinka. Dla mnie życie takiego dziecka nie jest de facto życiem. Jest wegetacją. Wieloletnim cierpieniem i podświadomym czekaniem na śmierć. Tak przynajmniej uważam.


-Skąd  wiesz?- uniosła brwi.


-Od znanego i cenionego neurologa. Doktora Google- zaśmiałem się.- Gdzie ty byłaś na tej skali?


-Hmm. Myślę, że byłam bardzo dobrze wyćwiczoną trójką i niewiele mi brakowało do dwójki. Teraz już raczej jedynka.


-Irytowałaś się kiedyś na chorobę?


-Żebyś wiedział, jak! Ale Hawking kiedyś powiedział,, Irytowanie się na moją niepełnosprawność byłoby stratą czasu. Ludzie nie mają czasu dla kogoś, kto zawsze się złości lub narzeka. Trzeba iść ze swoim życiem do przodu, i myślę, że udawało mi się to nieźle"- wyrecytowała.


-Ten Hawking? Od teorii o czarnej dziurze?


-Tak. Facet miał łeb jak sklep...-westchnęła- Tak jak ja. Tylko  u mnie półki puste.


-W Polsce jest jakaś aktorka orędująca niepełnosprawnym, nie?-rzuciłem, ignorując jej wywód.


-Jest. Miałam wielką przyjemność z nią porozmawiać i...napić się herbaty- uśmiechnęła się rozmarzona. Wybuchnąłem śmiechem.


-Z czego się śmiejesz?! To była najlepsza herbata mojego życia!


-To co to była za herbata? Ze złota?


-Nie. Najzwyklejsza na świecie, czarna z cytryną.


-Więc czemu była najlepszą w twoim życiu?


-Bo piłam ją w towarzystwie wspaniałej osoby, która od początku widziała we mnie człowieka.  Z problemami, ale jednak człowieka. Powiedziała mi wtedy, żebym sobie zapamiętała, że nie jestem niepełnosprawnością, tylko kobietą. Inną niż wszystkie inne.


-Nie mogę się nie zgodzić.




Hej!

Pomysł na tego one shota wpadł do mojej głowy...wczoraj późnym wieczorem. Napisałam go pod wpływem chwili i tego, że dalej uwielbiam Polę i po obejrzeniu któryś raz w życiu ,,Teorii wszystkiego"( stąd przytoczenie przez Polę słów Stephena Hawkinga, którego osobiście uważam za jedną z największych moich inspiracji).Pisząc to,chcę pokazać, że  Niepełnosprawni też są ludzi takimi samymi jak inni i tak powinno się na nich patrzeć. 

Niedługo startuję też z moją pierwszą autorską książką o podobnej tematyce, także wyczekujcie;)

Trzymajcie się!

P.

PS. Czy ktoś z Was wie, o jakiej polskiej aktorce była mowa?:)

Piszcie w komentarzach!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro