Rozdział 14

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Rano wszystko poszło jak w zegarku. O siódmej pobudka i śniadanie. Ostatnie pakowanie i pożegnanie z rodziną. O dziwo zarówno mama jak i tata mnie przytulili. Cieszy mnie to. Nie olali mnie jeszcze tak całkowicie. Wciąż nie mogłam uwierzyć też w to, że kilka dni temu wiedzieli o wszystkim, o magii, o akademii, a teraz tylko przez jeden czar potrafili o wszystkim zapomnieć.

O dziewiątej czekałam na samochód i wsiadłam od razu jak się pojawił. Wpierw oczywiście wsadzając moje bagaże do bagażnika. Każdy przywitał mnie uśmiechem i czymś na kształt pocieszenia. Nie koniecznie chciałam jechać do tej akademii, ale chyba o tym nie wiedzą, skąd więc ten wyraz twarzy?

Jedziemy już co najmniej godzinę, a ja od początku gapie się w okno. Reszta o czymś gada, śmieję się. Jak normalne nastolatki, a nie czarownicy. Moje myśli krążyły wokół dokumentów jakie były na pendrive od agencji. Nie wiem jak to ma wszystko działać, w sumie to nic nie wiem. Zgodziłam się na to wszystko nie wiedząc na co się piszę.

Każdy prawie dokument był o zaginięciach. O tajemnicach miasteczka Horfix, w którym jest akademia dla magicznych. Czytając to czułam się źle... Nikt mi nic nie wspomniał, że będę się zajmować zaginięciami, morderstwami czy choćby zagłębiać się w tematy tak głębokie i poważne. Mogłam to przewidzieć, oczywiście, ale czy na początek nie powinnam tylko segregować takich dokumentów?

- Ej Różyczka co tak cicho siedzisz? Martwisz się?

Mark siedział na miejscu pasażera obok Rina, który prowadził samochód. Czyli dokładnie na skos ode mnie.

- Mówiłam, nie nazywaj mnie Różyczką.

- Bo co?

Wszystkie moje uczucia jakby się nagle spotęgowały. Kurwa. Nie odezwałam się by nie palnąć głupoty. Coś jest z moimi rękami... cała się trzęsę. Dosłownie. Mark się zaśmiał, a wraz z nim reszta.

- Nie dąsaj się. Będzie fajnie. Ja dobrze wspominam pobyt w akademii i...

Nie słuchałam go. A mówił dużo. Skupiłam całą swoją uwagę na dłoniach. Schowałam je szybko krzyżując ręce na klatce piersiowej. Miałam ochotę komuś przywalić lub wyskoczyć z pędzącego samochodu.

- Daleko jeszcze?

Asia zadawała to pytanie już od ponad godziny. A mówiłam, że jedziemy już właśnie około godziny? Tak, coś tam mówiłam.

- Spokojnie Asia, za godzinę będziemy na miejscu.

- Godzinę?!

Moje nerwy znowu wzrosły kiedy dziewczyna krzyknęła więc zacisnęłam powieki odkręcając głowę w stronę okna.

- A czego się spodziewałaś? Że akademia jest dwie minuty od miasta?

Rin najwyraźniej nie miał ochoty słuchać kłótni Marka i Asi, o ile nie Marka i Dina bo chłopak rwał się już do pomocy dziewczynie.

- Miałam nadzieję, że nie jest dalej niż godzina drogi...

Wszyscy na chwilę ucichli. Wtedy uspokoiłam się i delikatnie otworzyłam mocno zaciśnięte wcześniej oczy.

- Rose wszystko gra?

Lekko zaskoczona spojrzałam na przednie lusterko gdzie z sekundy na sekundę pojawiały się oczy Rina i znikały by mógł obserwować drogę. Widziałam w nich troskę więc uśmiechnęłam się by się nie martwił.

- Wszystko gra. Dzięki.

- Na pewno? Od początku drogi na ciebie zerkam i nie widzę by było okej.

Dziwne uczucie złości powróciło, a ja fuknęłam na chłopaka za kierownicą.

- Po prostu się nie interesuj.

Teraz to już wszyscy patrzyli na mnie zaskoczeni. A złość powiększała się z sekundy na sekundę. Co to jest? Czemu to pojawiło się teraz? Westchnęłam decydując się na sen. Pół nocy zarwałam by przejrzeć te dokumenty, musze to nadrobić i będzie okej.

Tak jak mówiłam tak zrobiłam i po chwili po prostu zasypiałam.

+++++

- Ej Różyczko?

Jęknęłam nie zadowolona słysząc to przezwisko.

- Kurwa czemu Różyczko?

- Jesteś ładna i masz kolce. Dziś widzę naprawdę ostre kolce. Jesteśmy. Więc z łaski swojej wyjdź z samochodu i idź się zarejestruj.

Otworzyłam oczy i widząc, że jako jedyna nie wyszłam jeszcze z samochodu zrobiłam to o co prosił mnie Mark.

Moim oczom ukazał się budynek akademii. Ogromny beżowy budynek ozdobiony białym marmurem. Ślicznie to współgrało. Zbudowany z trzech głównych części. Centralna, wejście było na wprost, tam znajdowały się o ile pamiętam z opisów chłopaków wszystkie lekcje, apele... tam tez była jadalnia i pokoje nauczycieli na najwyższym, czwartym piętrze.

Dwa skrzydła. Lewe i prawe skierowane w naszą stronę tworzyły razem z centralna częścią swego rodzaju zakątek. Coś jak pół prostokontu. Po lewo akademik dla wiedźm, a po prawo dla czarodziejów. Po środku tego wszystkiego przed wejściem był chodniczek i ławki na których już teraz siedziało mnóstwo ludzi.

- Podoba się?

Zerknęłam na Rina, który trzymał w ręku swoją i moją torbę. Pokiwałam twierdząco głową.

- Naprawdę tu ładnie.

- I po co było tak się wściekać?

Zaskoczona zmarszczyłam brwi. To nie ja, to on zaczął. Wzięłam od niego mój bagaż i ruszyłam za Dinem i Asią, którzy byli już w wejściu do ogromnego budynku.

Zaraz po wejściu skierowałam się do pani za biureczkiem podpisanym ,,rejestracja''. Ustawiłam się za Asią i czekałam na swoją kolej. Jednocześnie rozglądałam się po pomieszczeniu. Jasny przestrzenny hol, był naprawdę ładny... jednak dla mnie za jasny. Było tu mnóstwo żółci i bieli połączonej z beżowymi ścianami... może i jestem wiedźmą nocy, ale założę się, że zwykły człowiek tez by tak uważał. Za jasno. Wiedźmy i czarodzieje dnia kochają słońce i światło. Jak ja tu wytrzymam? Za dużo tego... nie dobrze mi.

- Panienka ma imię...

Odwróciłam się widząc panią za biurkiem. Jak się okazało kolejka minęła.

- Rosalin. Rosalin Hood.

Kobieta szybko odnalazła moje nazwisko na liście i z uśmiechem podała mi kopertę.

- To wszystkie dane ci potrzebne. Plan lekcji, karta do pokoju, regulamin, zasady, mapka.

Już chciałam odejść kiedy kobieta znów się odezwała.

- Jeszcze jedno panienko Hood. Dyrektor prosił by panienka po przybyciu najpierw udała się do jego gabinetu. To na trzecim piętrze.

Zaskoczona pokiwałam głową i skierowałam się zamiast do drzwi i do lewego skrzydła to na trzecie piętro. Mogłam się domyślić, że będzie chciał wiedzieć czemu siedemnastolatka jest na pierwszym roku. Może już wie, że nie jestem jak inne wiedźmy? Przekonamy się.

Kiedy weszłam gdzie chciałam to zaczęłam przyglądać się napisom na drzwiach. Cieszyłam się tez w duchu, że walizkę zostawiłam na dole bo tachanie jej na trzecie piętro było by katuszą.

Widząc srebrne literki na drzwiach głoszące, ze za drzwiami jest gabinet dyrektora postanowiłam zapukać. Złapałam za klamkę i od razu poczułam ciepło na dłoni. Drzwi same się otworzyły. To znaczy nie same, bo to ciepło... pewnie dyrektor użył zaklęcia bo wyczułam delikatny zapach jagód.

Nie myśląc dłużej o drzwiach weszłam do środka i uśmiechnęłam się nie pewnie do mężczyzny siedzącego za ciemnym biurkiem.

- Dzień dobry. Ja jestem Rosali Hood, miałam się do pana stawić jak przyjadę.

Jego wzrok momentalnie zostawił papiery i przeniósł się na mnie. Był zaskoczony. Nie tego się spodziewał.

- Tak, tak, chciałem wiedzieć czy to co znalazłem w dokumentach to prawda. Rosali masz skończone osiemnaście lat? Masz znamię na lewej dłoni?

Pokręciłam przecząco głową na co zmarszczył brwi.

- Tak myślałem. Nie czuję od ciebie magii. Może i jesteś wiedźmą ale myślę, że jeśli nie masz jeszcze znamienia to nie ma tu o czym mówić.

Wiedziałam do czego dąży. Musiałam wytłumaczyć.

- Mam znamię.

Mężczyzna niepewnie zerknął na moją lewą dłoń. Nie czekając aż zaprzeczy podeszłam i pokazałam prawą dłoń.

- Dojrzałam wcześniej, mam siedemnaście lat i jestem wiedźmą nocy dyrektorze.

Chciał wziąć moją dłoń, ale odsunęłam się nie chcąc by to zrobił. Byłam nie ufnym człowiekiem.

- Nie możliwe. Nocna magia jest nieużywana przez kobiety od kilkudziesięciu już lat.

Po chwili dłuższego patrzenia się w niewidzialną przestrzeń otrząsną się.

- Możesz chodzić w słońcu, nie męczy cię?

- Em... mam wisiorek, który mnie chroni...

- Fascynujące.

Zwolniłam delikatnie swój oddech, który teraz znowu dziwnie przyspieszył tak jak w samochodzie.

- Dobrze.

Teraz głos dyrektora był poważniejszy, głośniejszy. Bardziej pewny czy coś.

- W takim razie będę cię obserwował, powodzenia i witam w akademii.

Nie do końca wiedziałam co mam zrobić. Więc tylko podziękowałam i wyszłam z gabinetu kierując się na dół i do skrzydła dla wiedźm. To była dziwna rozmowa. Nie wiem co o tym sądzić. Czy powie to komuś, czy nauczyciele będą wiedzieć? Czy dam sobie radę?

+++++

Wciągnęłam swoje torby na drugie piętro. Asia miała rację, mamy wspólny pokój. Agent 13 się pomylił i tyle. Będę musiała się wyuczyć kolejnych instrukcji wymykania się z akademiku. Nie ważne.

Numer pokoju... ,,32'' , mi się podoba. Ponoć są sprawdzane w celu utrzymania porządku. Nie byłam nigdy jakąś bałaganiarą, ale też nie codziennie mam porządek. No i miałam ze sobą kilka rzeczy, które dostałam z agencji, lepiej je schowam. Zobaczymy jak to będzie.

Pokój był ogólnie bardzo ładny... ale... za jasny kuźwa. Wszystko tu jest za jasne. Dopasowali to miejsce do wiedźm i magów dnia, zapomnieli, że ktoś taki jak ja mógłby się pojawić. Oczywiście buntować się nie będę, ale jakbym kiedyś znalazła zaklęcie na zmianę koloru ścian to nie będę się długo zastanawiać, nawet jeśli to się równa z bolesną wypaloną blizną na brzuchu czy czymś tam.

Dwa łóżka, jedno po lewo, drugie po prawo. Moje było to po lewo. Szafki z jasnego drewna stały symetrycznie do siebie obok wejścia. Kolejne biurko. Było na wprost pomiędzy łóżkami pod oknem. Miło wyglądały dwa miejsca siedzące i było nieco dłuższe niż te przeciętne biurka dla jednej osoby, które są pewnie w każdym normalnym domu. Oprócz tego była jeszcze półka nad każdym z łóżek. I tyle. Reszty nie ma. No chyba, że drzwi do łazienki. Tak miałyśmy łazienkę. Asia już się rozpakowała, a ja? Ja już chce wracać. To będzie kiepski rok.


================================================================================

No i jesteśmy w akademii. :D

Następne rozdziały będzie wstawiała autorka- KasiaAS  a ja już się z wami żegnam i życzę miłego dalszego czytania :*

Pozdrawiam Asia- przyjaciółka autorki ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro