Rozdział 29

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


W zasadzie moja chęć wyjścia do lasu była bzdurą... ale co z tego skoro jak tylko doszłam do drzwi wejściowych to wpadłam na wysokiego faceta, który ani myślał mnie wypuszczać z budynku a już tym bardziej po za jego teren.

Zamiast tego zaprowadził mnie prosto do dyrektora bo podobno... mnie szukał. Zbyt dużo czasu spędziłam w towarzystwie miłych i uległych magów... przez to nie umiałam kuźwa nawet zaprzeczyć, wyrwać się, wymigać. Jak głupia poszłam za nim i teraz stoimy w gabinecie dyrcia czekając aż ów facet się zjawi.

- Rosali... wagary tak?

Niski głos pana Wintera wyrażał teraz zmęczenie cała tą sprawą. Aż zrobiło mi się go trochę żal. No bo. Wziął mnie do tej szkoły i wiedząc jakie będą problemy powiedział bym nikomu nie zdradzała kim jestem, a ja... no w sumie to nie moja wina ale... no dobra trochę moja... Czy ja mogę przestać świrować?

- I to jest ta wiedźma nocy tak? Pan naprawdę uważa, że ta drobna osiemnastolatka przywołała by noc po kilku tygodniach nauki?

Nie podniosłam wzroku na mężczyznę od którego czułam znajomą aurę księżyca. Tak w sumie to bałam się na niego spojrzeć, co jeśli zobaczę tam kogoś kim nie chce się stać? Co jeśli wszyscy dookoła teraz widzą we mnie kogoś takiego jak ten tu właśnie mag? Drobna osiemnastolatka co nie jest zdolna do niczego. Zamknęłam oczy biorąc głębszy wdech.

- Dość mam poniżania mnie.

Teraz podnosząc wzrok na mężczyznę bez strachu czy niewinności. Byłam przepełniona dumą i nie zamierzałam tego zmieniać.

- Mam siedemnaście lat, nie osiemnaście. Jestem wiedźmą nocy i nie zamierzam więcej tego ukrywać. Nie wiem kim pan jest, ale nie mam ochoty na wykład. Już wystarczająco mam popsuty dzień.

Mężczyzna zaśmiał się próbując ukryć podziw, który na nim wywarłam.

- Faktycznie zachowanie młoda to ty masz godne nocnej wiedźmy. Ale czy będę dawał ci wykład czy nie to już nie od ciebie zależy. Musisz pojechać ze mną.

- Nigdzie z tobą nie jadę.

Obydwoje patrzyli się teraz na mnie z wyraźnym rozbawieniem. Najwyraźniej nie mam wyboru tak?

- A niby gdzie mielibyśmy pojechać?

- A co taka ciekawska? Kierunek i cel drogi zostaw mi, już wystarczy, że muszę cię niańczyć podczas całej tej sprawy.

Facet zaczynał mnie wkurzać, choć przypominał mi agenta 09. Brunet też zawsze tak mówił na początku, a i teraz czasem się zdarza.

- do póki nie będę wiedzieć dokąd jadę nigdzie nie pójdę.

Widziałam jak wysoki i barczysty mag wykręcił oczami i łapiąc mnie za nadgarstek wziął mnie na ręce w stylu tak zwanej ''panny młodej''. Potem zaczął po prostu siłą wynosić mnie, najpierw poza gabinet dyrektora, a potem poza teren całej akademii.

- Mógłbyś z łaski swojej przestać mnie nieść! Mam własne nogi!

- Jasne... a użyłabyś ich potem do ucieczki.

Ewentualnie do kopnięcia cię w krocze i powalenia na ziemie, ale nie, nie przejmuj się udaję nic nie ogarniającą silną dziewczynę.

- Postaw mnie!

Nie zadziałało. Sam tego chciał. Za pomocą magii bez słowa, bez znaku... po prostu poparzyłam go na co ten syknął i natychmiastowo mnie puścił sprawiając, że wylądowałam twardo na tyłku.

- Kurwa! Jak ty żeś to...?

Podniosłam się i nie czekając na jego reakcje najnormalniej w świecie wsiadłam do samochodu do którego wcześniej zmierzał ten facet. Oczywiście nie chciałam się dać tak po prostu wywieść nie wiadomo gdzie. Więc wyciągając mój telefon najszybciej jak umiałam zgodnie ze wskazówkami Boba zdalnie wyłączyłam dostęp do silnika. Oczywiście zrobiłam to tylko dlatego, że jest to samochód w większości elektryczny.

Nie minęła sekunda a na miejsce kierowcy siadł facet przyglądający mi się w zamyśleniu.

- Nie wiem co zrobiłaś... i jak... ale mam cię na oku.

Chciał nacisnąć przycisk uruchamiający silnik, ale ten nie zadziałał. Uśmiechnęłam się do siebie tryumfalnie, bo na tej lekcji bruneta kiepsko słuchałam.

- Co jest?

Od razu postanowiłam mu wyjaśnić o co chodzi.

- Mówiłam, że dopóki nie dowiem się gdzie jedziemy... nigdzie nie idę.

Jego wzrok po lekkim zaskoczeniu natychmiast przerzucił się na mój telefon i sięgnął by go oczywiście zabrać. Nie dałam mu. Głupek.

- No kobieto no!

Zaśmiałam się widząc jak wyprowadziłam go z równowagi. Mieszkając w akademii z setką magów dnia... w ogóle nie miałam okazji kogoś po wkurzać. A tu. Proszę tak mało trzeba.

- Oddawaj ten durny telefon.

- Jesteś strasznie nie miły. To gdzie jedziemy?

Teraz chyba dotarło do niego, że wygrałam bo westchnął prostując się w fotelu zmarszczył brwi.

- Zabieram cię do jednej z najbliższych siedzib FBI. Musimy sprawdzić co umiesz i ogarnąć co dalej z tobą zrobić... Oddawaj telefon.

Zamurowało mnie.

- Do siedziby FBI?

Pokiwał głową zapewne myśląc, że mu nie wierzę. Nonsens. Jego słowa sprawiły, że natychmiast odblokowałam dostęp do silnika i zamykając telefon zapięłam pasy. Facet nie wnikał. I bardzo dobrze. Po prostu zmierzył mnie przenikliwym wzrokiem i ruszył prosto do siedziby. Jak się cudnie złożyło.

+++++
Większość drggi przejechałam z zasłoniętymi oczami. Nie dziwi nic, skoro lokalizacja bazy jest tajna. Doskonale pamiętam jak skasowali mi kuźwa maila bo przesłałam sobie zdjęcie trasy. Przebolałam to już i teraz jestem zdania, że faktycznie lepiej by nikt nie wiedział gdzie jest baza.

Weszliśmy do głównego holu przez hangar. Ja zazwyczaj wjeżdżałam przez parking od tyłu. Z holu ruszyliśmy do windy a tam zauważyłam jak mag wciska najwyższy numerek biura dyrektora całej placówki. Tego samego, który mnie w to wszystko wplątał.

- Jedziemy do twojego szefa?

- Gorzej. Do szefa szefa mojego szefa.

Parsknęłam cicho śmiechem orientując się, że tym sposobem to ja jestem wyżej w szczeblach agencji niż on. Moim szefem był szef, szefa jego szefa. To ja mam większe przywileje niż on w tym budynku... a jestem tu na bank krócej. Dziwnie na moją twarz wpłynął uśmiech.

- Jesteśmy.

Po krótkim pukaniu obydwoje weszliśmy do znanego mi gabinetu. Za biurkiem siedział nie kto inny jak sam szef agencji, którego miałam zwyczaj nazywać miśkiem. Czemu? To wina jego wyglądu... jest podobny do... no właśnie, miśka. Postanowiłam nie dać dojść do słowa facetowi przede mną bo by mnie wygadał. A wiec zaczęła się gra.

Weszłam szybkim i pewnym krokiem do przodu zaczynając rozróbę zaraz po tym jak misiek na mnie spojrzał.

- Co to do cholery jasnej ma znaczyć? Gdzie ja jestem? Co tu robię? I jakim prawem zabieracie mnie z ważnych zajęć w akademii. Za kogo wy się uważacie? To szczyt wszystki...

Mina rozbawionego miśka i strachu w oczach maga nocy stojącego za mną sprawiła, że nie wytrzymałam i wybuchłam śmiechem. W sumie to tak jak i sam szef agencji zapewne orientując się co się zadziało.

- Sorki misiek... nie wyszło...

Starszy już mężczyzna wyszedł i pokręcił wciąż rozbawiony głową.

- Więcej lekcji z aktorstwa i opanowania, przekaże ekipie.

Teraz wciąż z uśmiechem zwrócił się do mojego towarzysza.

- Rozumiem, że to o tym mówił mi twój przełożony? Mieliście przywieść potencjalną wiedźmę nocy.

Mężczyzna pokiwał głową.

- Bez wątpienia to wiedźma o nocnej magii. Jej źrenice, moc... jest też sprytna. Podejrzewałbym nawet, że zna podstawowe zachowania naszych agentów.

- Twój instynkt cię nie myli agencie 016. Ta tu wiedźma jest przez nas szkolona od paru tygodni. A jeśli to wszystko to udajcie się teraz do Agenta 026.

Zwrócił się lekko w moją stronę by dokończyć.

- To dowódca i przełożony magów nocy w naszej agencji. Poradzisz sobie?

- Jasne.

Pokiwałam jeszcze głową po czym po prostu wyszłam idąc za agentem 016. Coś czułam, że to się tak szybko nie skończy. A dziś był dzień mojego treningu. Może przekonam chłopaków to zrobimy go wcześniej i będę mogła się wyspać?

- A wiec zostałaś już wprowadzona do agencji... Każdy mag nocy tu jest. Jest nas na tyle mało, że wszyscy przydają się agencji, na różnych częściach świata.

- Jasne...

- Mówiłaś, że masz siedemnaście lat?

Zmarszczyłam brwi i wychodząc z windy po prostu przytaknęłam.

- A więc to dopiero początki. Ta noc była wywołana magią kaptura... a ty byłaś w pobliżu i...

Postanowiłam mu przerwać bo gadał bzdury.

- Zajmuję się sprawą kaptura. I wiem... że ta noc była moją sprawką.

- Ty zajmujesz się tą sprawą? Wybacz, nie wierzę.

Wzruszyłam ramionami puszczając to mimo uszu.

- I nikt ci nie każe.

Przyszliśmy w końcu razem do Sali w której wyraźnie czuć było magię nocy. Dla mnie wiedźmy to jest naprawdę przyjemne uczucie. Tyle energii...

- A wiec to jest ta nasza wiedźma tak?

Każdy agent był w stroju dlatego i 016 go uruchomił jak tylko drzwi za nami się zamknęły.

- Raczej taka mała... trochę. To znaczy... za delikatna.

Niski głos kogoś z prawej strony wymusił na mnie lekki uśmiech. I postanowiłam się odezwać.

- Pozory mylą.

- Byłeś z nią u szefa?

Zignorowali mnie. No tak... bo jakby inaczej.

- Byłem i dowiedziałem się ciekawych rzeczy. Nasza młoda nocna wiedźma pracuje dla agencji już dobre kilka tygodni.

- Doprawdy...

Ich szef, bo zdecydowanie to był szef spojrzał teraz na mnie wyczekująco. Rozejrzałam się po minach reszty i wzdychając postanowiłam rozwiać ich wątpliwości. Jednym zwinnym ruchem włączyłam strój ukryty w nadajniku i zaczęłam odnowa.

- Agentka 04 , grupa do zadań specjalnych.

- O RZESZ KURWA MAĆ. To ten orzeł!

===================================================================================

Bez komentarza... poprostu... pozdrawiam KasiaAS. :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro