Rozdział 4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Następnego dnia ominęło mnie śniadanie, zaspałam. Długo szwendałam się po mieście i nie mogłam zasnąć w nocy. Nie wiem czy to przez te wszystkie dziwne sytuacje, czy może przez atmosferę panującą ostatnio wokół mnie. Czuję się bardziej przybita niż wcześniej.

- Rozi ty w ogóle nie myślisz!

Karcący wyraz twarzy Moniki ściągnął mnie na ziemię.

- Przepraszam.

Dziewczyna westchnęła podnosząc się z mojego łóżka.

- Żadne przepraszam, miałyśmy się uczyć, masz problemy... a ty nawet nie raczysz mnie wysłuchać. Wychodzę. I tak zaraz będziesz jechać na ten cały obiad...

Zabrała bluzę i swoja torebkę, po czym ruszyła do wyjścia w ostatniej chwili się odwracając w moją stronę.

- Musisz mi opowiedzieć o tym jej wnuczku.

Skrzywiłam się i kiwnęłam głową odprowadzając ją do drzwi frontowych. Monia tak jak ja nie wierzyła, że pani Kasia może mieć wnuka.

- Dzięki wielkie za korepetycję.

- Nie wiem czy bym je tak nazwała, ale jasne, nie ma sprawy. Ja zawsze chętnie.

Jej uśmiech mnie po prostu powalał. Ile bym dała by móc tak jak ona witać każdy problem z uśmiechem na twarzy. Pomachałam jej na pożegnanie i ruszyłam do kuchni gdzie gadała z Dorotą mama.

- Mamo wiesz ile lat ma ten jej wnuk? Nie wiem jak się ubrać bardziej na elegancko czy na wygodnie do biegania za dzieckiem.

- Zdecydowanie na elegancko, wnuk Kasi jest w wieku Dorotki.

Obydwie z siostrą podskoczyłyśmy z nie małego zdziwienia.

- Jak to? Ona jest taka młoda...

Mama zamyśliła się chwilę po czym wzruszyła ramionami.

- O ile mi wiadomo ma już swoje lata, tylko młodo wygląda. A teraz sio na górę i się przebierać!

Szybko zrobiłam co chciała i wróciłam do pokoju. Ogarnęłam szybko popcorn z łóżka, który oczywiście zjadłyśmy z Monią i pochowałam książki na półkę. Wtedy przyszedł czas na to by wybrać strój.

Zdecydowałam się na czarne spodnie, rurki i beżową bluzkę na ramiączka z koronką z tyłu i pięknym jeleniem z przodu. Na to balerinki w kolorze spodni i soczewek. Rozczesałam włosy i rozpuściłam by luźno opadały na moje ramiona. No i oczywiście nie mogłam zapomnieć o bluzie której rękawy tak wyciągnęłam że spokojnie zakrywały mój nadgarstek i blizny na nim będące. Fakt że nie chciałam by ktoś je widział zmusił mnie do tego bym nauczyła się jeść lewą ręką. Teraz w sumie wychodzi mi to już z łatwością, dlatego liczę, że w ogóle nie dojdzie do tego by ktoś zauważył blizny.

Kiedy wybiła ta godzina upewniłam się, że pod koszulką mam wisiorek od księżyca i zeszłam na dół gdzie czekała na mnie mama z Dorotą.

- Ile mamy czekać Rose? Nie chcemy się spóźnić.

- No przecież już idę.

Weszłam do samochodu siadając z tyłu za fotelem kierowcy na którym zasiadła mama. Ruszyłyśmy dość szybko wyjeżdżając na drogę. Do domu pani Kasia było zaledwie pięć minut drogi, ale i tak trzeba doliczyć jeszcze dziesięć bo trzeba znaleźć parking. Na podwórku nie ma miejsca, a przed bramą nie wolno. Grrrr.

- Lepiej było iść na piechotę.

Zgodziłam się w myślach z Dorotą i ruszyłam na jakże wyczekiwany przed moją siostrę od trzydziestu minut obiad. Tak. Widomość o chłopaku w jej wieku zdecydowanie ją poruszyła.

Do środka wpuściła nas oczywiście pani Kasia. Uśmiechnęła się widząc nas i ręką pokazała drogę do jadalni gdzie przygotowany był stół. Usiadłam daleko od okna, nie wiem czemu coraz bardziej drażni mnie słońce.

- Tak się cieszę, że już jesteście.

Szczupła kobietka usiadła teraz do stołu uśmiechając się delikatnie.

- Rinor zaraz przyjdzie, ma ważną sprawę. Dosłownie kilka minut.

Rinor... ładne imię, takie rzadkie...

- No dobrze to może opowiadajcie moje drogie jak tam u was. Dawno nie rozmawiałyśmy tak wszystkie razem.

Moja mama rozgadała się oj rozgadała. Ogólnie z niej to taka papla i gaduła. Wspomniała coś o koszykówce i o pięknej pogodzie ostatnio... aż mi się chciało walnąć czołem o stół i zasnąć. Nie było mi to dane bo mamie przerwała Dorota.

- A Rinor uprawia jakieś sporty?

Wciąż uśmiechnięta pani Kasia zwróciła teraz twarz w naszą stronę. Ja nie wiem jak można się tak ciągle uśmiechać? To trochę straszne. Monika dużo się uśmiecha, ale robi to naturalnie, przyjemnie a pani Kasia... Jej uśmiech jest jakiś niepokojący.

- Och tak... kocha grę w piłkę nożną. Jest w tym świetny, a oprócz tego to biega czasami... i kiedyś trenował koszykówkę i siatkówkę, choć to szybko przerwał... Och no i oczywiście jazda konna. To jest to co wychodzi mu najlepiej.

Dopiero ostatni wymieniony sport mnie zainteresował. Kochałam skakać razem z koniem przez przeszkody, jeszcze pamiętam wciąż rosnącą poprzeczkę... w końcu udało się skoczyć cały piękny metr. Później jakoś przestałam i chyba łącznie to już trzy lata nie jeździłam.

Moje rozmyślenia i gadanie Doroty przerwał dźwięk zamykania drzwi.

- Jestem babciu!

- Och choć, choć, goście już czekają!

Nie musiałyśmy czekać sekundy jak do pokoju wszedł tak długo zapowiadany wnuczek roześmianej pani Kasi. Dorota o mało co nie spadła z krzesła a mnie zamurowało. Tam stał ten chłopak ze szkoły. Czarnowłosy kapitan drużyny... obecny cel mojej siostruni i jeden z trzech który ma bliznę na ręku jak ja. Nie wierzę.

- Bardzo was przepraszam za spóźnienie, ale straszne korki na mieście a musiałem coś ważnego załatwić.

Moja mama oczywiście nie świadoma zaskoczenia swoich córek uśmiechnęła się.

- Och, nic nie szkodzi Rinorze. Miło cię poznać.

Skinął głową i usiadł do stołu obok Doroty, naprzeciwko mnie.

- Po prostu Rin.

Moja mama pokiwała głową i jeszcze raz się uśmiechnęła. Po tym wszystkim od razu pani Kasia podała do stołu i zaczęliśmy posiłek. Naprawdę pyszny posiłek. Przez cały czas usilnie trzymałam swoja prawą dłoń w rękawie bluzy i pod stołem. Jednocześnie obserwowałam blizny na swobodnie wyciągniętej dłoni Rina. Mogłam odczytać część z zapisanych tam słów, to ten sam dziwny alfabet którym zapisane są też zdania na moim ręku. Ciekawe...

Nie tylko mnie one zafascynowały bo po skończonym deserze w końcu odezwała się moja mama.

- Wybacz śmiałość... ale Rin jestem ciekawa jak zyskałeś tak straszne blizny.

Lekko zdrętwiał i spojrzał na swoją babcię. No nie powiem też byłam cholernie ciekawa. Tylko czemu szukał odpowiedzi w oczach swojej babci? Ma to wypisane gdzieś na twarzy? Wątpię by tam mieściło się cokolwiek oprócz uśmiechu ale również spojrzałam by się upewnić.

Tak serio... na jej twarzy była wymalowana mina mówiąca, że coś się świeci. To nie był już uśmiech, to nawet nie była miła mina. Aż nie mogę uwierzyć.

- Widzisz Helen po to właśnie was zaprosiłam. Kiedyś znałam twoja matkę, wiem co nieco o waszej rodzinie.

Moja mama ( czyli Helen) zmarszczyła brwi i patrzyła się tępym wzrokiem na swoją znajomą.

- Nie rozumiem, co nasza rodzina ma do blizn na ręku twojego wnuka.

- Och twoja matka zbyt wcześnie zmarła by wam o tym powiedzieć.

Teraz zwróciła się do Doroty.

- Skarbie powiedz zdarzyły ci się ostatnio dziwne rzeczy? Miewałaś problemy z zasypianiem? Bolała cię głowa lub nie miałaś siły?

Dziewczyna od razu się zamyśliła po chwili dopiero odpowiadając.

- Wczoraj dziwnie szybko zmęczyłam się przy odrabianiu lekcji, czy to coś znaczy?

Tajemniczy wzrok wymieniony pomiędzy panią Kasią a Rinem przyprawił mnie o dreszcze. I wtedy znowu wyraz twarzy pani Kasi się rozpromienił ukazując piękny uśmiech.

- Może Rin pokaże ci górę. Jest tam kilka fajnych rzeczy.

Od razu się ożywiła podnosząc się z krzesła i podskakując delikatnie.

- Och tak, z największą przyjemnością.

Rin wyglądał na lekko niezadowolonego kiedy wychodził razem z moją siostrą więc tylko lekko się uśmiechnęłam.

- A ty Rose?

Znów zdrętwiałam.

- Słucham?

Uśmiech tej pani naprawdę mi przeszkadzał. Chodzące słoneczko po prostu. Ale mnie to wkurza.

- Och, pytam czy jakieś dziwne rzeczy ci się może nie przytrafiły ostatnio.

Szybko przeszłam moje ostatnie kilka dni w myślach. Bóle brzucha, bóle głowy , zmęczenie, rozmowa z księżycem, dziwny naszyjnik, zmiana kształtu źrenic, cholernie mocny ból blizny na nadgarstku, dziwne wybuchy złości, głownie na słońce, które tak nawiasem mówiąc chyba się na mnie uwzięło i na siłę chce mnie usmażyć.

- Nie, wszystko w całkowitym porządku. Miło, że pani pyta.

Zmusiłam się na uśmiech właśnie wtedy kiedy z ogromnym piskiem przez drzwi wleciała przerażona Dorota. Nie ukrywam, że mały uśmiech pojawił się teraz sam, nie z przymusu.

- Matko Dorotko co się stało?

Mama odskoczyła od stołu w kilka sekund lądując przy swojej córusi. Za to ja zdążyłam uchwycić karcący wnuka wzrok pani Kasi i jego zażenowanie tą sytuacją.

- On chciał takim czymś mi do twarzy...! i...i... On ma całe ręce w takich bliznach! Ja się go boję, gada jakieś głupoty o magii i wiedźmach.

- Co to ma znaczyć?!

Moja mama gromiła teraz wzrokiem mnie. Tak MNIE! Kurwa czemu mnie jak ja nic nie rozumiem!

- Rose czy to jakiś twój żart?

- Och nie Helen, spokojnie.

Pani Kasia przybywa z odsieczą. Świetnie tego się nie spodziewałam. A jednak ten cały obiadek nie jest taki nudny jak się zapowiadało na początku. No nieźle. Jestem ciekawa co się wydarzy. Kto wie... może Rin okaże się chłopakiem kochającym wypalać sobie blizny na ciele? A pani Kasia może jest jakąś psychopatką co ma cos z twarzą i nie umie przestać się uśmiechać nawet w tak trudnych chwilach? Dziwne, ale mi się naprawdę dobrze to wszystko ogląda siedząc sobie tu z boku. Jak zwykle nie zauważana, samotna, nie istotna.

======================================================================

Moi kochani... Rozdział czwarty już jest! Biegniemy po kolejny :D. Będą pojawiać się co drugi dzień bo dwa na tydzien to za mało. Za długo się czeka...

Oficjalnie nadaje tytuł miszcza i detektywa Eweciosz, dziewczyno świetna jesteś XD

To co... do następnego, pozdrawiam i dziękuje. KasiaAS.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro