Rozdział 16

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wzięłam głęboki wdech i znowu przywaliłam najmocniej jak potrafię w worek obok mnie. Od dziesięciu minut to robię bo złość i frustracja wypełnia mnie po całości.

- Zostaw ten biedny worek. Najwyraźniej tobie przemiana przyjdzie z czasem.

Wkurzyłam się jeszcze bardziej.

- Nie rozumiesz, że już się kiedyś przemieniłam? Kuźwa. A ja myślałam, że to ten głupek Rinor. Wciąż nie mogę uwierzyć.

- Czwóreczko spokojnie musisz się odprężyć i odpocząć. Brak przemian sprawia, że przestajesz nad sobą panować. Musisz się uspokoić i mnie wysłuchać bo nici z latania.

Zamknęłam oczy próbując się uspokoić. Brunet już dawno sobie poszedł. Za to czerwonooki siedzi tu ze mną, bo pora na mój trening. Tylko, że ja nie jestem w stanie myśleć. Okazuję się, że to co stało się kilka dni temu... ta przemiana w orła... w lesie... w nocy... Kuźwa to była prawda. To znaczy ja wiedziałam, że prawda, ale że to ja to zrobiłam? Sama?

- Więc twierdzisz, że twój szef wiedział o tym kiedy mnie przyjmował? Wiedział, że umiem się przemieniać i jestem wiedźmą nocy wcześniej niż ja? Kim ja jestem?

Trzynastka powoli do mnie podszedł i westchnął.

- Mogę się czepiać, ale uważam, że tez o tym powinnaś wiedzieć. Po za tym to teraz i twój szef, nie tylko mój. Jesteś wiedźmą nocy. To się zdarza. Jeśli jest tak jak myślimy to musiałaś dostać moc od księżyca. Moc przemiany. Nie wiemy czemu... ale na pewno to odkryjemy.

Posmutniałam. Tyle tego wszystkiego jest. Nie dam rady tego ogarnąć. Nie dam rady być wiedźmą, orłem i jeszcze agentką. Byłam głupia jeśli dałam się na to namówić po dosłownie kilkudziesięciu minutach.

- Nie dam rady... nie wiem. Wykasujcie mi pamięć, odbierzcie moc, jeśli umiecie. Nie mogę być w tej waszej agencji. Mówiłam, nie nadaje się. Jestem za słaba. Nawet o sobie nie wiem tylu rzeczy co wy o mnie.

Przy ostatnich słowach lekko się zaśmiałam. To był jeden wielki żart. Koszmar i dno krateru. Miałam przeczucie, że to co miało być związane z moja osobą nie jest przyjemne. Nie mogę się poddać, ale nie mogę tez robić wszystkiego.

- Rose... Agencja wie na co cię stać i daje ci możliwość wykorzystania tego w dobrych celach. Nie odrzucaj tego, nie poddawaj się. Po to masz mnie i dziewiątkę byśmy ci pomogli. Sami się na to zgodziliśmy.

Przez chwilę staliśmy tak, jak wpatrzona w podłogę, a on we mnie. Nie rozumiałam tego jak ma to się wszystko potoczyć. Nie jest łatwo mnie złamać. Dlaczego więc miałabym odmówić czemuś co tak mnie do siebie ciągnie?

- Po za tym... nie sądzę być po podpisaniu umowy miała jakieś szanse na zwolnienie się z tej roboty... chyba, że śmierć.

Po tych słowach wyszczerzył się wiedząc, że wygrał. A ja westchnęłam. Delikatnie podniosłam głowę by spojrzeć na worek treningowy wiszący obok.

- To co teraz?

Odpowiedź była krótka.

- Przemień się to zaczniemy prace.

Nie mówiąc nic przypomniałam sobie ten moment kiedy ostatnio się przemieniłam. Wybiegłam na dwór zdenerwowana... biegłam chcąc zostawić wszystko za sobą i... odlecieć. Zamknęłam oczy i delikatnie ruszyłam do przodu. Pierwszy krok, drugi... i trzeci tak jakbym leciała...

Słysząc donośny śmiech czerwonookiego otworzyłam oczy by sprawdzić co się stało. Szybowałam. Przemieniłam się i szybowałam. O ile można szybować w zamkniętej sali gdzie nie ma wiatru.

Machnęłam skrzydłami i o dziwo nie straciłam równowagi tak jak to było za pierwszym razem. Moje ruchy były płynne, dostojne i mogę wręcz powiedzieć lekkie. Zerknęłam na faceta stojącego nie daleko, a z mojego gardła wydobył się tak charakterystyczny dźwięk ptasiego krzyku.

Z uśmiechem udało mi się wylądować na ręku trzynastki. Kiedy zobaczyłam jego uśmiech chciałam mu podziękować, ale gdzie tam gadać kiedy ma się dziób.

- Udało ci się. Mówiłem, że potrafisz tylko musisz się uspokoić.

Pokiwałam głową na co znowu lekko się uśmiechnął.

- Dobra wracaj do ludzkiej formy. Dziś musisz odblokować co najmniej trzy zaklęcia. Lepiej byśmy zrobili to jak najszybciej, bo inaczej jutro nie wstaniesz z łóżka.

Zrobiłam jak chciał.

- Mam rzucać zaklęcia? Tak bez niczego? Wierz, że to boli i kosztuje mnóstwo siły tak?

Oczywiście pokiwał głową jeszcze do tego się uśmiechając.

- Oczywiście, dlatego musisz ćwiczyć by w razie potrzeby móc bez wysiłku rzucić odpowiednie zaklęcie. Gotowa?

Chciałam zaprzeczyć, pokręcić głową lub zacząć uciekać. Wiedziałam, że każda kolejna blizna odblokowanego zaklęcia boli bardziej. Nie chciałam tego robić bez potrzeby... jednak... Nie mogę się poddać. Zacisnęłam pięści i pokiwałam twierdząco głową gotowa na to co mi zaraz zafunduje.

+++++

Kiedy rano obudziła mnie Asia ledwo nie wrzasnęłam jedynie mocno się krzywiąc.

- Za dziesięć minut mamy rozpoczęcie. Przespałaś śniadanie kobieto!

Jęknęłam przekręcając się na drugi bok, to był zdecydowanie zły pomysł. Syknęłam czując piekący ból na lewym udzie i dwa na plecach. Wczoraj naprawdę mocno ćwiczyłam te trzy zaklęcia. Nie to, że ja je sobie raz powiedziałam i poczekałam aż się mi znamię wypali. Nieeee, ja rzucałam te zaklęcia do skutku, aż nie opadłam z sił i nie przyrzekłam, że będę ćwiczyć jak wrócę. Dziś znowu miał być trening. I jutro... i w piątek... i kolejna niedzielę... Nie wiem czy ja to wytrzymam.

- Dobra jak nie chcesz to nie. Ja schodzę na dół, a ty lepiej się pospiesz jeśli nie chcesz mieć nieobecność na rozpoczęciu.

Wstawiają nieobecności na rozpoczęciu szkoły? Matko... Usłyszałam trzaśnięcie drzwiami więc lekko zwlekłam się z łóżka i poszłam się umyć. Zimny prysznic dobrze robił. Znaki już nie bolały tak same z siebie, tylko przez mocniejsze naduszenie, lub otarcie... jak w przypadku spania.

Kiedy wyszłam z pokoju wiedziałam, że jestem spóźniona, ale może nie sprawdzili jeszcze tej durnej obecności. Dzięki agencji szybko opanuję większość przydatnych zaklęć, jestem na pierwszym dniu, w pierwszej klasie a już mam cztery zaklęcia odblokowane. To dużo. W końcu w akademii nie używamy zaklęć tylko uczymy się nad nimi panować. To ciut głupie.

Jak się spodziewałam początek szkoły był normalnym początkiem szkoły. Kiepska sprawa, że zaczyna się on znacznie później niż te normalne jednak co ja mogłam?

Odnalazłam w tłumie Asie i usiadłam obok niej uśmiechając się lekko. Odwzajemniła to, ale nic nie powiedziała. Cicho słuchała dyrektora, który tak w sumie mówił nam to samo co wczoraj na stołówce.

Dziś czułam się o niebo lepiej niż przez ostatnie kilka dni. Po przemianie poczułam nareszcie spokój. Brunet powiedział mi jeszcze jak mnie odwoził, że powinnam przemieniać się przynajmniej raz na dwa dni. Wtedy powinnam nie mieć takich wybuchów złości czy frustracji.

-... Zapraszam was kochani do klas i waszych wychowawców. Oni wam wszystko opowiedzą i rozdają najważniejsze rzeczy.

Jak jeden mąż wszyscy uczniowie się poderwali z miejsc i ruszyli do wyjścia z sali głównej.

- Rose!

Odwróciłam się widząc biegnącego do mnie Rina. Dziwnie się czułam wiedząc, że wtedy posądziłam go o zaczarowanie mnie w orła... Ale co ja mam mu niby powiedzieć w takiej sytuacji... nie uwierzyłby mi. Chyba. Po za tym wciąż po głowie chodzą mi słowa bruneta ,, nie ufaj nikomu''.

- Dlaczego wczoraj tak wybiegłaś? Nie mogłem cię znaleźć, razem z chłopakami szukaliśmy cię wszędzie.

-Ymm... poszłam się przejść.

- Tak nagle stwierdziłaś, że musisz się przejść?

Pokiwałam niepewnie głową za co skarciłam się w myślach. Chłopak westchnął.

- Nie chodź sama wieczorami. Dookoła są czarownicy, nie wiadomo co im może do głowy przyjść. Magia to nie zabawa.

Powiedz to czerwonookiemu agentowi F.B.I , który wczoraj świetnie się bawił widząc moje męczarnie.

- Jasne. Musze iść do klasy, do zobaczenia.

Minęłam go i pobiegłam za Asią, która czekała już przy wejściu do naszej klasy. A bardziej Sali. Sale były ogromne, przystosowane do wykładów tak by każdy mógł widzieć nauczyciela. Każdy kolejny rząd na wyższym o kilka centymetrów stopniu, a u dołu biurko nauczyciela.

Moja klasa liczyła łącznie 40 osób w tym tylko 11 to dziewczyny. Tak. Chłopaki górą i to po całości. Nigdy nie lubiłam jak traktowano mnie jak bezbronną panienkę wśród odważnych mężczyzn. Prawda jest taka, że pewnie większość by zwiała gdzie pieprz rośnie jak by stało się coś niebezpiecznego. Nie mówię, że ja nie... ale tu chodzi o facetów, nie o mnie.

- Dobrze niech każdy zajmie już miejsce...

Szybko odnalazłam swoją ławkę, oczywiście podpisana... Tu zawsze uczymy się w tej samej Sali. Na tym samym miejscu, to nauczyciele biegają od Sali do Sali. Dość ciekawy sposób organizacji...

-... Nazywam się Henryk Robertson. Jestem waszym wychowawcą na najbliższy rok, a może i dłużej. Liczę na owocną współpracę i dobre oceny z waszej strony. Najważniejsze rzeczy takie jak regulamin jest wam już przekazany. Plan lekcji powinniście odebrać po przyjeździe wraz z kluczami do pokoi, więc nie zostaje nam nic innego jak się zapoznać. Proszę bardzo po kolei mówicie nam swoje imię i ilość dni która minęła od osiemnastych urodzin do pokazania się znamienia. Proszę...

Zamurowało mnie. Jak to ilość dni... Szybko podniosłam rękę na co ten skinął głową. W sumie miałam dobre miejsce, czwarty rząd, ławka od ściany, okna były wyżej...

- A po co mówić ilość dni od urodzin? Czy ma to jakieś znaczenie?

Przez chwile nastała cisza, po czym rozległy się śmiechy. Powiedziałam coś głupiego. Super... Szybko postanowiłam się poprawić.

- Jestem w tym świecie dopiero od niedawna, nie rozumiem jeszcze większości...

Nauczyciel szybko uciszył klasę i kiwną głową.

- W takim razie to zrozumiałe. Proszę bardzo może kolega ci wytłumaczy.


===========================================================================


Lekcja zapoznawcza, a nasza Rose ma już problem... oj coś czuję, że ta dziewczyna nie zda tego roku. ;) Pozdrawiam... i dziękuję Asia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro