11. Emmily

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przyjaciele weszli w ciemny, wąski zaułek, gdzie umówili się z Kalifornijką. W oczekiwaniu na Emmily chłopak oparł się o jedną ze ścian, krzyżując ręce na piersiach, a Layla przysiadła obok na chodniku.

─ Stresujesz się? ─ zagadnął Aiden.

─ A co jeśli nas zdradzi? ─ Dziewczyna uniosła wzrok, patrząc na Azjatę z niepokojem.

─ Nie zrobi tego. ─ Pokręcił głową. ─ Możemy jej zaufać... ─ urwał, zerkając na główną ulicę. ─ A oto i ona! ─ dodał, wskazując ręką.

Chłopak wykrzywił usta w nonszalanckim półuśmiechu, a Layla zaniemówiła z wrażenia. Spodziewała się czarnowłosej, buntowniczej gangsterki z tatuażami, lecz Emmily była zupełnym przeciwieństwem. Kasztanowe włosy falowały się naturalnie, kaskadowo opadając na szczupłe, odkryte ramiona. Miała na sobie jasny, krótki top i ciemne, podarte jeansy z wysokim stanem, które podkreślały jej kształty. Podeszła do nich kobiecym, pewnym siebie krokiem z szerokim uśmiechem.

─ Nie przytulisz się na powitanie? ─ zwróciła się do Aidena, trzepocząc swoimi długimi i ciemnymi, idealnymi do kokietowania rzęsami.

Ku zdziwieniu Layli, siedemnastolatek objął ją jak starego kumpla, a nie jak piękną dziewczynę. Layla uniosła kąciki ust z rozbawienia, sądząc, że Aiden zachował się wprost przeciwnie do tego, czego oczekiwała od niego Emmily, jednak Kalifornijka nie wyglądała na zawiedzioną. Odsunęła się od chłopaka i spojrzała na Laylę z przyjaznym, szczerym uśmiechem.

─ Ty musisz być Layla ─ rzuciła wesoło. ─ Ja jestem Emmily, ale to pewnie już wiesz ─ ciągnęła charyzmatycznie.

Wydawała się słodka i urocza, lecz jej oczy pozostawały czujne, uważnie obserwując szesnastolatkę.

─ Hm... ─ Zrobiła zamyśloną minę. ─ Okay, czas na zmianę twojego image. ─ Otworzyła swoją listonoszkę, którą miała przewieszoną przez ramię.

Layla otworzyła szeroko oczy, kiedy Emmily wyjęła z niej nożyczki, rozjaśniacz i lakier do włosów, a także farbę i błękitnoszare soczewki.

─ Powinnam się bać? ─ zapytała ze śmiechem Layla.

─ Możesz być spokojna, jestem mistrzynią metamorfoz. ─ Uśmiechnęła się dziewczyna. ─ Aiden, wypad! ─ rzuciła, podchodząc do Layli.

─ Co? ─ Chłopak uniósł brwi. ─ Nigdzie się nie ruszam ─ odparł, a szesnastolatka poczuła ulgę.

─ Chcę, żebyś był zaskoczony. ─ Emmily przewróciła oczami. ─ No proooszee... ─ Zatrzepotała swoimi rzęsami, szczerząc się uroczo.

─ Ech, no dobra. ─ Machnął lekceważąco ręką. ─ Gdzie zaparkowałaś?

─ W lewo, a potem prosto jakieś dwieście metrów ─ wyjaśniła, uśmiechając się do Layli, która nie wierzyła, że to dzieje się naprawdę.

─ Dlaczego on tak jej ufa? ─ zastanawiała się Layla.

Po chwili dziewczyny zostały same, a Emmily przystąpiła do pracy. Spryskała włosy wodą, a potem rozjaśniaczem.

─ Czy ty kiedykolwiek je obcinałaś? ─ zapytała na wpół poważnie, na wpół z przekąsem. ─ Są takie długie...

─ Szczerze? Nie mam pojęcia ─ odpowiedziała Layla. ─ Nie wiem co Aiden ci o mnie mówił... ─ urwała, zamyślając się.

─ Nie bój się, niewiele ─ odparła, bawiąc się ciemnymi kosmykami nastolatki. ─ Powiedział tylko tyle, co musiał, czyli że jesteście ścigani i potrzebujecie pomocy ─ ciągnęła wesoło, tnąc nożyczkami.

─ I tak po prostu chcesz nam pomóc? ─ Layla uniosła brwi, mając wątpliwości co do Kalifornijki. ─ A jeśli wplątasz się w jakieś niebezpieczeństwo? Nawet nie wiesz kto nas ściga...

─ I co? ─ Wzruszyła ramionami. ─ Lubię ryzyko. ─ Uśmiechnęła się, a po chwili kontynuowała. ─ Poza tym, Aiden kiedyś uratował mi życie ─ wyznała poważnym tonem. ─ Zawsze będę mu wdzięczna.

─ Ocalił cię? ─ Layla odwróciła się, aby spojrzeć w oczy dziewczyny. ─ On?

─ Tak ─ roześmiała się. ─ Swoimi mocami uwolnił mnie z płonącego samochodu. ─ Wskazała nastolatce, aby stanęła inaczej.

─ Więc o nich wiesz?

─ Tak ─ odparła krótko, przygryzając wargę. ─ Gotowe ─ zawołała, uśmiechając się szeroko. ─ Teraz załóż soczewki. ─ Podała Layli pudełko.

Chwilę później Layla wraz z Emmily stanęła przed Aidenem. Nie mogła znieść obecności soczewek, więc je wyjęła, a oczy wciąż pozostawały ciemne, niemal czarne.

* * *

W oczekiwaniu na dziewczyny Aiden bawił się radiem. Przeszukiwał kolejne stacje, lecz w tej godzinie na wszystkich nadawano wiadomości. Kiedy nastolatki długo nie wracały, zaczął się lekko stresować, ale nie dał tego po sobie poznać.

─ No i jak oceniasz? ─ Odwrócił się, gdy Emmily zastukała w szybę.

Aiden wyszedł z samochodu i spojrzał na Laylę z nonszalanckim uśmiechem. Udawał, że się nie przejmuje, jednak prawda była inna. Kalifornijka okazała się doskonałą stylistką. Długie, czarne, sztywne i proste włosy Layli przemieniły się ciemnoczekoladowe, gładko opadające fale. Aiden nie mógł tego zauważyć, ale w tym momencie Layla bardzo przypominała swoją matkę, Larissę Ancram. Chłopak uśmiechnął się na widok słynnej spinki, która odgarniała włosy dziewczyny w uroczy, figlarny sposób.

─ Nie chciała się na nią zgodzić ─ oznajmiła nagle Kalifornijka. ─ Tak wygląda lepiej, prawda? ─ zwróciła się do siedemnastolatka.

─ Ja tam się nie znam. ─ Wzruszył ramionami.

─ Ale ja się znam ─ stwierdziła Emmily. ─ Wyglądasz zdecydowanie lepiej, Layla. ─ Uśmiechnęła się szeroko, a Layla odwzajemniła uśmiech. ─ W aucie są wasze nowe dowody. Macie teraz po osiemnaście lat ─ wyjaśniła. ─ Tobie zmieniłam imię i nazwisko. ─ Podała szesnastolatce jej dokumenty.

─ Samantha Dawkins ─ przeczytała.

─ A ty pozostałeś Aidenem, lecz teraz nazywasz się Smith. ─ Uśmiechnęła się. ─ Podoba się?

─ Bardzo ─ odparł zirytowany chłopak.

─ Tak myślałam ─ roześmiała się, przelotnie zerkając na rozbawioną Laylę.

Z Emmily emanowała ogromna charyzma, dzięki której wszystkie wątpliwości, jakie miała Layla, zniknęły. Z uśmiechem wsiadła do samochodu Kalifornijki, ani przez chwilę nie myśląc o tym, że właśnie dostała fałszywą tożsamość.

* * *

Droga do Kalifornii minęła dość szybko, Layla całą drogę wypatrywała oceanu, który miała zobaczyć po raz pierwszy w życiu. Udawała, że słucha opowieści Emmily, lecz tak naprawdę myślami była gdzie indziej.

─ A co jeśli nas odnajdą? ─ zmartwiła się, nagle przypominając sobie o FBI.

W radiu leciała mocna, rockowa muzyka, która zupełnie nie pasowała do uroczej przyjaciółki Aidena. Chłopak cały czas milczał, leniwie oparty o szybę.

─ Aiden, myślisz, że potrafisz surfować? ─ zagadnęła Kalifornijka.

─ On chyba śpi ─ zauważyła Layla. ─ Daleko do morza? ─ zapytała.

─ Nie, zaraz je zobaczysz. ─ Uśmiechnęła się Emmily, wyczuwając zniecierpliwienie dziewczyny.

Samochód wjechał na wzniesienie, z którego rozpościerał się widok na zniewalające Los Angeles. Słynny, wielki napis „Hollywood", wysokie wieżowce, sznury samochodów, drogie sklepy i bezkresny, piękny ocean. Layla z zachwytem rozglądała się po tętniącym życiem Mieście Aniołów, nie zważając na rozbawioną minę Kalifornijki. Emmily spojrzała na Azjatę, który wciąż opierał się o szybę i po chwili ją odsunęła.

─ Co się dzieje? ─ wyjąkał, kiedy jego głowa przyjęła dziwną pozycję. ─ Och, bardzo śmieszne Emmily ─ burknął, siadając prosto.

─ Dla mnie bardzo. ─ Uśmiechnęła się uroczo. ─ A dla ciebie Layla?

─ Świetnie się bawię ─ odparła rozbawiona szesnastolatka.

─ Ech. ─ Westchnął teatralnie. ─ Jestem na straconej pozycji ─ stwierdził, unosząc kąciki ust.

─ Jeszcze kilkanaście minut i będziemy na miejscu ─ oznajmiła Emmily.

─ Czekaj, przypomnij mi, z kim ty teraz mieszkasz? ─ zainteresował się Aiden.

─ Z ciotką.

─ Czy ona o nas wie? ─ zaniepokoiła się Layla.

─ Nie. ─ Emmily uśmiechnęła się słodko. ─ Nie martwcie się, przyjmie was.

Aiden spojrzał na Laylę, a ona na niego. Oboje mieli wątpliwości co do rodziny Emmily.

* * *

─ Co tak stoicie? ─ roześmiała się Emmily. ─ Nie zjedzą was ─ rzuciła, otwierając drzwi.

─...NIE DOTYKAJ TEGO! ─ Rozległ się kobiecy krzyk. ─ TO NIE JEST DO JEDZENIA!

─ Powinnam czuć się zagrożona? ─ Layla wyszeptała do Aidena.

─ Myślę, że tak ─ odparł, przechodząc przez próg.

Emmily zaprowadziła ich do niewielkiego salonu, gdzie niska blondynka goniła małe dziecko.

─ Witaj, ciociu. ─ Emmily uśmiechnęła się wesoło. ─ Widzę, że dobrze się beze mnie bawiliście. ─ Rozejrzała się po pomieszczeniu, w którym panował chaos.

─ Och, Emmily. ─ Wyprostowała się, patrząc na dziewczynę z ulgą. ─ Nawet nie wiesz jak się cieszę, że wróciłaś... ─ Otarła pot z czoła. ─ Mogłabyś...?

─ Tak, jasne ─ przerwała jej dziewczyna. ─ Nie masz nic przeciwko, że przyprowadziłam przyjaciół, prawda? ─ zagadnęła, zbierając porozrzucane ubrania.

─ Przyjaciół? ─ Kobieta dopiero teraz dostrzegła parę nastolatków, którzy stali w kącie pokoju.

─ To jest Samantha, a to Aiden. ─ Wskazała na nich Emmily. ─ Samantha może spać u mnie w sypialni. ─ Uśmiechnęła się czarująco, trzymając stos bluzek. ─ To nie będzie problem, prawda?

Layla widziała jak na twarzy kobiety przebiega cały proces myślowy. Uniesione, zdziwione brwi, półotwarte usta, aby coś powiedzieć. Popatrzyła kolejno na chłopaka, potem na szesnastolatkę, a w końcu na Emmily. Wzrok złagodniał i uśmiechnęła się przyjaźnie do gości.

─ Oczywiście, mogą zostać ─ zadecydowała. ─ Nie będzie ci przeszkadzać mieszkanie z Michaelem? ─ zapytała Aidena.

─ Nie, w porządku. ─ Wzruszył ramionami.

Nagle rozległ się głośny, żałosny płacz dziecka.

─ O Boże, nie...tylko nie to... ─ Layla znieruchomiała.

─ Przepraszam, muszę was zostawić, czujcie się jak w domu ─ westchnęła kobieta. ─ Lauren, znowu jesteś głodna? ─ wymamrotała, wychodząc z salonu.

─ Och, więc to prawdziwe dziecko... ─ Layla odetchnęła z ulgą.

─ Kim jest Michael? ─ zapytał obojętnym tonem Aiden.

─ Dziesięcioletnim, uzależnionym od komputera dzieciakiem ─ wyjaśniła Kalifornijka, a Aiden się skrzywił. ─ Chodź, przedstawię ci twojego nowego współlokatora. ─ Posłała mu złośliwy uśmiech.

Kalifornijka zaniosła ubrania do pralni, a potem trójka znajomych wkroczyła do ciemnej pieczary, jaką był pokój Michaela. Na ścianach wisiały plakaty z gier, w szczególności strzelanek.

─ Hej, Mike ─ rzuciła Emmily, lecz chłopak jej nie usłyszał.

Siedział przed komputerem z nałożonymi słuchawkami i szeroko otwartymi oczami, jakby był opętany.

─ Jest w krzakach! ─ krzyknął do mikrofonu.

─ Uch, dość tego ─ westchnęła zirytowana, podchodząc do dziecka. ─ Ziemia do frajera! ─ zawołała, ściągając mu słuchawki.

─ Hej! ─ wrzasnął, patrząc na nią oburzony. ─ Co ty robisz?! ─ Zerwał się z krzesła, marszcząc brwi.

─ Mamy gości, będziesz miał nowego współlokatora...

─ I tylko dlatego mi przerwałaś?! ─ Spojrzał na ekran. ─ NIEEE! Zabili nas! Przez ciebie! ─ warknął wściekły. ─ Wynoś się ─ rzucił i wrócił na miejsce, ponownie zakładając słuchawki. ─ Stary, sorki, to znowu Emmily... ─ wymamrotał oburzony.

─ Chodźmy stąd, tu można zwariować ─ oznajmiła Kalifornijka, wychodząc z pokoju. ─ Przejdźmy się na plażę, jest niedaleko ─ zaproponowała, a nastolatkowie się zgodzili.

Zabrała swoją ulubioną listonoszkę, a potem wyszła, Layla i Aiden za nią. Emmily miała rację, już spod domu było słychać szum morza, dało się czuć jego bryzę. Layla zaczęła głęboko oddychać, wciągając wilgotne, przyjemne powietrze. Nastolatka zaprowadziła ich do małego portu, gdzie cumowało kilka łodzi rybackich.

─ Emm! ─ Młody chłopak wskoczył na pomost. ─ Jak leci? ─ Spojrzał na dziewczynę, a potem na jej gości. ─ Kto to? ─ Niby zapytał o oboje, lecz wpatrywał się w Laylę.

─ Zatrzymali się u mnie na trochę. ─ Uśmiechnęła się. ─ Samantha, Aiden, poznajcie Lucasa, tutejszego Posejdona.

─ Adonis byłby lepszy ─ oświadczył, posyłając Layli dziwne spojrzenie. ─ Chodź Emm, pokażę ci coś ─ rzucił, dyskretnie puszczając jej oko.

Emmily ruszyła za chłopakiem pewnym siebie krokiem, kręcąc biodrami.

─ Czy ona robi to specjalnie? ─ zastanawiała się zirytowana szesnastolatka.

─ Nie podoba mi się ten Lucas ─ wymamrotała do Aidena.

─ Wiem, wolisz mnie ─ odpowiedział, unosząc kąciki ust.

─ Co? ─ wypaliła, wpatrując się w Azjatę wzrokiem, w którym irytacja mieszała się z rozbawieniem. ─ Nie!

─ Nie podobam ci się? ─ Zrobił minę smutnego pieska.

─ Jezu, nie o to mi chodziło ─ westchnęła, opierając się o murek. ─ Po prostu czuję, że coś tu nie gra... i tyle. ─ Wzruszyła ramionami.

─ Wiem. ─ Stanął obok niej. ─ Też wydaje mi się podejrzany. ─ Spojrzał w kierunku małego jachtu, z którego wyłoniła się radosna Emmily.

─ Przepraszam, że musieliście tyle czekać ─ rzuciła roześmiana. ─ Chodźcie, teraz już naprawdę idziemy na plażę.

Pomimo że zbliżał się wieczór, mały port tętnił życiem. Rybacy przenosili swoje zdobycze, krzyczeli na młodych pomocników, kilka par spacerowało po molo. Plaża natomiast wydawała się opustoszała, cicha i bezludna. Kalifornijka poprowadziła ich obok punktu dla surferów, gdzie zatrzymała się na chwilę. Wpatrzyła się w wodę, a kiedy dostrzegła znajomą postać, uśmiechnęła się szeroko.

─ Zayn! ─ krzyknęła do jednego z surferów.

Widząc, że płynie w stronę brzegu, zbliżyła się do wody. Chłopak o imieniu Zayn zszedł z deski i czule objął Emmily. Layla i Aiden stali trochę dalej, rozkoszując się magiczną atmosferą plaży. Siedemnastolatek rozłożył się na piasku, nie spuszczając wzroku z ogromnych, brutalnych fal. Layla wciągnęła mocno powietrze, chłonąc przyjemną bryzę, a potem kucnęła obok Azjaty.

─ Nieźle się ustawiła ─ skomentował chłopak.

─ Hm?

─ Surfer to podobno wymarzony chłopak każdej dziewczyny ─ wyjaśnił, uśmiechając się nonszalancko.

─ Cóż, nie mój. ─ Wzruszyła ramionami. ─ Nie potrafię pływać ─ dodała, krzywiąc się na widok całującej się pary.

─ Naprawdę? ─ Spojrzał na nią dziwnie rozbawiony.

─ No... ─ Przygryzła wargę, zamyślając się. ─ Z tego co pamiętam rzadko w ogóle opuszczałam dom, a z wuefu byłam zwolniona przez leki ─ wyjaśniła obojętnym tonem. ─ A wiesz, z szanowną panią Ancram jakoś nie znalazłyśmy na to czasu ─ dopowiedziała, uśmiechając się lekko.

─ To ta wysoka kobieta? ─ zapytał. ─ Ta, która cię szuka?

─ Tak. ─ Rozłożyła się na piasku, wyciągając nogi. ─ To ona.

─ Nie rozumiem jednej rzeczy. ─ Podążył w jej ślady. ─ Skoro jest podła i zależy jej tylko na twoich mocach, czemu nie pozwoliła FBI na interwencję?

─ O czym ty mówisz? ─ Wpatrzyła się w niego zdziwiona. ─ Przecież było tam FBI...

─ Jasne, że byli, ale naprawdę myślisz, że tak wygląda najazd Federalnych? ─ Uniósł kąciki ust, a Layla odwróciła wzrok, zawstydzona. ─ Wiesz, zazwyczaj chociaż grożą bronią...

─ Nie wiem, może po prostu chciała złapać mnie osobiście ─ rzuciła zirytowana. ─ Może pragnęła własnymi rękami zatargać mnie do samochodu.

─ Nie wyglądała na rozgniewaną ─ stwierdził.

Layla zmarszczyła brwi i podparła się na łokciu.

─ Co sugerujesz? ─ burknęła, taksując chłopaka groźnym spojrzeniem. ─ Nie znasz jej tak jak ja ─ warknęła, wpatrując się w Aidena, który zamrugał oczami, zdziwiony jej gniewem. ─ Ona nigdy nie wygląda na złą, na tym to polega, to jest jej gra ─ wypaliła, podnosząc głos. ─ Nie okazuje emocji, a jeśli tak, to są one fałszywe ─ oznajmiła, zaciskając piasek w dłoniach. ─ Na nikim jej nie zależy ─ ciągnęła, nie zauważając, że zaczyna płakać. ─ Nie kocha nawet własnego męża, czemu więc miałaby... ─ urwała, zdając sobie sprawę, że powiedziała za dużo.

Podciągnęła nogi i skuliła się, na wpół ze wstydu, na wpół ze smutku. Siedemnastolatek przysunął się do niej.

─ Hej... ─ Ujął w dłonie jej twarz. ─ Nie warto płakać o kogoś takiego. ─ Kciukami otarł jej łzy.

Layla spojrzała na niego zapłakanym, bezradnym wzrokiem. Dłonie chłopaka emanowały kojącym ciepłem, dziewczyna niemal czuła energię, którą w nich posiadał. Aiden uśmiechnął się, po raz pierwszy zwyczajnie, szczerze. Nie był to już złośliwy lub lekceważący uśmieszek.

─ Nie pozwolę, żeby cię znowu skrzywdziła ─ wyszeptał. ─ Nie potrzebujesz tej kobiety, masz teraz mnie.

Szesnastolatka poczuła przyjemne dreszcze, głos Aidena był niezwykle uwodzący, Layla nie mogła nie uwierzyć w wymawiane przez Azjatę słowa. Delikatnie pogładził policzki dziewczyny, a potem dotknął jej warg. Westchnęła, a on znowu się uśmiechnął. Layla odwzajemniła uśmiech, delikatnie unosząc kąciki ust. Chłopak pochylił się i pocałował ją czule. Usta Aidena ostrożnie musnęły wargi nastolatki, która poczuła, jakby wstępowała w nią nowa, tajemnicza moc.

─ Nieźle się bawicie beze mnie ─ zaśmiała się Emmily, obok której stał Zayn.

Layla odskoczyła od Aidena jak poparzona, oblewając się rumieńce. Azjata uśmiechnął się w typowym dla siebie nonszalanckim stylu. Ponownie rozłożył się na piasku i odgarnął włosy prawą ręką.

─ Pozazdrościliśmy wam ─ wyznał, lustrując wzrokiem surfera.

Zayn był totalnym przeciwieństwem Aidena. Miał delikatne, chłopięce rysy, jasnoblond włosy i błękitne oczy słodkiego szczeniaczka. W jego ruchach był jednak typowy dla surferów luz, pewność siebie.

─ Tego? ─ Obrócił się i pocałował namiętnie Kalifornijkę, która, mimo zaskoczenia, objęła go odruchowo za szyję.

Layla przewróciła oczami, a Aiden uniósł kąciki ust, widząc jej zażenowanie.

─ Zayn mówi, że wieczorem robią ognisko ─ rzuciła roześmiana Emmily.

─ Musicie poznać resztę ─ zagadnął przyjaźnie chłopak. ─ Punkt 23, Emms wie gdzie. ─ Uśmiechnął się.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro