Epilog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tymczasem Alice opuszczała Nowy Jork wraz z Drake'iem. Starała się nie myśleć o tym, co zostawiała. Wpatrzyła się tępo w drogę, odpychając smutne wspomnienia, które nieustannie wracały. Nie chciała zostawiać ojca, ale nie potrafiłaby znieść widoku jego i Ancram. Nie kiedy wie co ta kobieta zrobiła. Nastolatek musiał wyczuł rozterki dziewczyny, bo czule dotknął jej dłoni.

─ Teraz będzie już tylko lepiej ─ obiecał, uśmiechając się uroczo. ─ Nie martw się, odnajdziemy ich.

─ Wiem, gdzie możemy zacząć. ─ Odwzajemniła uśmiech, a on uniósł brwi.

─ Pożegnałaś się z siostrą? ─ zapytał, a ona się roześmiała.

─ Wysłałam jej zaszyfrowanego SMSa. ─ Spojrzała na niego rozbawiona. ─ Tylko któraś z nas jest w stanie go odczytać ─ dodała, a Drake roześmiał się wraz z Alice.

─ Lubisz śpiewać? ─ zagadnął, rozbawiony.

─ Uwielbiam ─ odparła, zerkając na radio.

Chłopak rozpromienił się, pogłaśniając muzykę.

* * *

" Wyjeżdżam do raju, gdzie mieszkają przepiękne nimfy i przystojni bogowie, do miejsca, gdzie zostałyśmy księżniczkami. Odnajdę tam swoją ciemną stronę" ─ odczytała uradowana Cassidy.

* * *

Layla, nieświadoma wydarzeń, wygrzewała się na słońcu w towarzystwie Emmily. Dzięki dziewczynie Kalifornijka poradziła sobie ze śmiercią rodziny. Teraz mogła być naprawdę szczęśliwa. Aiden stał niedaleko wody, przyglądając się surfującemu Zaynowi. Blondyn manewrował ciałem, łapiąc wielkie fale.

─ Wskakuj, dzieciaku! ─ krzyknął do Azjaty. ─ Nie tchórz.

─ Ja, tchórzyć? ─ Chłopak uniósł brwi, patrząc jak Zayn wraca na brzeg. ─ Nie chcę, żebyś narobił sobie wstydu przed Emmily ─ odparł, uśmiechając się nonszalancko.

─ Nie zmyślaj, właź na deskę, skoro jesteś taki pewny siebie ─ roześmiał się surfer, podchodząc do siedemnastolatka.

─ No dawaj, Aiden! ─ namawiała go Layla. ─ Pokaż mu. ─ Uśmiechnęła się do niego znacząco.

Aiden uniósł kąciki ust w tajemniczy sposób i chwycił deskę.

─ Patrz i ucz się, laiku ─ rzucił, wchodząc do wody.

Nastolatki wstały z piasku, zbliżając się do Zayna, który oszołomiony patrzył jak Azjata bez problemu utrzymuje się na desce.

─ Jak on... ─ wymamrotał, a Emmily objęła go czule, czując, że ego chłopaka ucierpi na tym żarcie.

─ Mój magik ─ roześmiała się Layla, wychwytując spojrzenie, które posłał jej Aiden.

Surfował niczym profesjonalista, wpływał na największe fale, a nawet robił przedziwne kombinacje, ewidentnie się popisywał. Layla dostrzegła jednak delikatnie wysuniętą prawą rękę, która kontrolowała każdy ruch deski. Dziewczyna była naprawdę szczęśliwa, a przynajmniej tak myślała. Podświadomie jednak wciąż jej czegoś brakowało, nie potrafiła pozbyć się tego uczucia. Dręczyło ją nocami niczym koszmar, z którego nie można się obudzić. Przed oczami widziała rodziców, niewyraźnych, rozmytych, ale jednak jej własnych.

─ Dlaczego mnie oddali? ─ zastanawiała się. ─ Czy aż tak się bali? A może byli szantażowani? Przyjęliby mnie z powrotem, wiedząc, że jestem już bezpieczna? ─ Myśli nie dawały jej spokoju.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro