13. Jak prawdziwa nastolatka

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

─ Layla, jesteś gotowa? ─ zapytała wesoło Emmily.

Kalifornijka miała na sobie zwiewną, jasną sukienkę i usta pomalowane smakowym błyszczykiem.

─ Czy to nie jest dziecinne? ─ powiedziała powoli szesnastolatka.

─ Co? ─ Spojrzała na dziewczynę ze zdziwieniem. ─ A, to? ─ Wskazała na usta, śmiejąc się. ─ Może. ─ Wzruszyła ramionami. ─ Nie wiem i nie dbam o to. Zayn lubi ten smak ─ oświadczyła, odwracając się do lustra.

─ Sporo dla niego robisz... ─ wypaliła Layla.

─ Widać, że jesteś niedoświadczona ─ zaśmiała się Kalifornijka. ─ Pozwól, że ci coś wyjaśnię. Lekcja pierwsza, dbaj o pozory ─ oznajmiła, poprawiając przed lustrem swoje piękne loki. ─ Lekcja druga. ─ Podeszła do dziewczyny. ─ Stój prosto, z uniesioną głową. ─ Podniosła jej podbródek. ─ I lekcja trzecia, ale chyba najważniejsza. ─ Wpatrzyła się w iskrzące oczy nastolatki. ─ Nie daj im nad tobą przewagi, kontroluj emocje, niech nimi rządzi testosteron, a nami umysł. ─ Przerzuciła ciemne włosy Layli do przodu. ─ Bądź silną kobietą, a nie zagubioną dziewczynką ─ dodała poważnym tonem, a po chwili zerknęła na zegarek. ─ No, musimy iść. ─ Uśmiechnęła się promiennie. ─ Nie wyglądasz najgorzej ─ podsumowała i podeszła do okna, które uchyliła.

─ Jesteś pewna, że to dobry pomysł? ─ wymamrotała Layla. ─ Twoja ciotka nam nie pozwoliła...

─ Jeśli chcesz, to zostań, ja idę się bawić ─ rzuciła, wyskakując przez okno.

Layla zawahała się, ale sekundę później już szła w stronę plaży, zastanawiając się nad słowami Kalifornijki.

─ Według jej opisu, Ancram jest idealną kobietą... ─ pomyślała, krzywiąc się. ─ Nie, taka na pewno nie będę...nie zamierzam ukrywać emocji.

Kiedy dotarły na miejsce, ognisko płonęło wesoło, tworząc romantyczną atmosferę. Wokół rozsiadła się grupka znajomych, czterech wysportowanych chłopaków oraz dwie dziewczyny, a także nieco wycofany Aiden. Layla, wraz z Emmily, dołączyła do towarzystwa, które ją nieco przerażało.

─ Emms! Jesteś! ─ zawołał uradowany Zayn. ─ Co tak długo? ─ Zrobił smutną minę. ─ Alkohol nam się kończy. ─ Uniósł prawie pustą butelkę.

─ Mam coś lepszego. ─ Uśmiechnęła się zwycięsko, siadając obok niego. ─ Chyba nie pogardzicie? ─ Wyjęła z torebki woreczek z białymi pigułkami.

─ Zayn, gdzieś ty znalazł taką kobietę? ─ odezwał się Prishant. ─ Cud kobieta... ─ wyszeptał, biorąc jedną tabletkę.

Chwilę później rozległ się męski krzyk i żałosny jęk. Hindus oberwał w głowę od swojej dziewczyny.

─ Już ja ci nie wystarczam?! ─ warknęła opalona dwudziestolatka. ─ Zdobyć narkotyki, też mi coś... ─ prychnęła. ─ Wytrzymać z tobą, o, to jest dopiero osiągnięcie. ─ Skrzyżowała ręce na piersiach, odwracając się.

─ No weź Nancy, przecież żartowałem... ─ Rozsiadł się przed nią. ─ Próbujemy razem? ─ Uśmiechnął się, biorąc pigułkę na język.

Nie minęła sekunda, a para obściskiwała się namiętnie. Layla odwróciła wzrok, zszokowana i zagubiona zachowaniem przyjaciół Emmily. Spojrzała w kierunku Aidena, który tylko uśmiechnął się lekceważąco, wzruszając ramionami. Obserwowała jak wesoła Emmily rozdawała wszystkim magiczne tabletki.

─ Lucas, tym razem masz za darmo, ciesz się ─ zaśmiała się do chłopaka, którego przedstawiła im wcześniej.

─ O Boże...ona dealuje... ─ pomyślała Layla. ─ A ja myślałam, że w tej łodzi... ─ Przeszły ją dreszcze.

─ Tyler, Ash. ─ Podała narkotyki kolejnej parze. ─ Miłych wrażeń ─ roześmiała się, podchodząc do Layli. ─ Chcesz? ─ Pomachała przed nią woreczkiem, w którym były pigułki.

─ Nie, dzięki... ─ wymamrotała nastolatka.

─ Serio? ─ Kalifornijka spojrzała na nią z ukosa. ─ Przydałyby ci się, powinnaś wyluzować ─ oznajmiła, podając jej tabletkę.

─ Mówiłam, że nie chcę ─ zirytowała się nastolatka, marszcząc brwi.

─ To nie bierz. ─ Wzruszyła ramionami. ─ Aiden sobie nigdy nie żałował ─ wyszeptała, uśmiechając się tajemniczo.

Layla spojrzała na Azjatę, który wpatrywał się w gwiazdy, rozmarzony.

─ Wziął je ─ pomyślała zszokowana. ─ Nie wierzę...wszędzie te cholerne tabletki! ─ Zacisnęła gniewnie pięści.

Zerknęła w stronę Emmily, która już całowała się namiętnie ze swoim surferem. Dla Layli stało się jasne, dlaczego założyła tak zwiewną sukienkę. Brunet, o imieniu Tyler, odpłynął zupełnie, kładąc się na piasku i chichocząc do siebie.

─ Gdzie jego dziewczyna? ─ Nastolatka rozejrzała się w poszukiwaniu Ash. ─ Nie wierzę... ─ Otworzyła szeroko oczy, czując jak płonie z wściekłości.

Ashley, kształtna motocyklistka, usiadła okrakiem na Aidenie, szepcząc mu coś do ucha.

─ Jak on... ─ Layla przygryzła wargę. ─ Po tym co zaszło... ─ Poczuła, że do oczu napływają jej łzy. ─ Może to faktycznie jest jakieś wyjście? ─ Wpatrywała się w pigułkę, którą wciąż trzymała w dłoni. ─ Czy ja naprawdę nad tym rozmyślam? ─ Uśmiechnęła się pod nosem. ─ Chcę być jak ona? Uciekać od problemów, zamiast stawić im czoło? ─ pytała samą siebie. ─ Nie, nie będę jak ty, szanowna pani Larisso Ancram. ─ Zacisnęła pięść, rozgniatając tabletkę. ─ Już wolę cierpieć, ale pozostać sobą ─ pomyślała i wstała.

Odwróciła się od ogniska i chciała wrócić do domu, spróbować zasnąć, zapomnieć, pozbyć się uciążliwego bólu głowy, który pojawił się znienacka. Rozgoryczona nie była w stanie panować nad falami mózgowymi, a narkotyki sprawiły, że świadomości surferów były jakieś silniejsze, bardziej nachalne. Zakręciło jej się w głowie, za którą się odruchowo złapała. Zachwiała się, lecz mimo to spróbowała zrobić krok w przód, przez co uderzyła o czyjąś nagą klatkę piersiową.

─ Samantha, prawda? ─ Rozpoznała głos Lucasa. ─ Już uciekasz? Nie podoba ci się nasze towarzystwo? ─ Pogładził ją po policzku, a ona odsunęła się jak oparzona, otrzeźwiona dotykiem chłopaka.

─ Chyba tutaj nie pasuję ─ wymamrotała przerażona, próbując go wyminąć.

─ Taka ładna dziewczyna jak ty wszędzie znajdzie miejsce. ─ Zagrodził jej drogę. ─ Daj spokój, nie rób takiej miny ─ roześmiał się, przeczesując swoje blond włosy. ─ Nigdy nie widziałaś półnagiego chłopaka? ─ Obrócił się teatralnie.

─ Widziałam ─ wypaliła. ─ I wyglądał lepiej niż ty ─ powiedziała, zanim ugryzła się w język.

Od razu wiedziała, że popełniła błąd. Lucasowi rozbłysły oczy, podszedł do nastolatki i chwycił ją za ramiona.

─ A czy to też robił lepiej? ─ rzucił i pocałował ją namiętnie.

Layla zaczęła się szarpać, nie miała jednak wystarczająco siły, aby mu się przeciwstawić. Ze strachu głowa rozbolała ją jeszcze bardziej. Lucas odsunął się od niej z łobuzerskim uśmiechem.

─ Byłem lepszy, przyznaj.

Dziewczyna wpatrywała się w chłopaka w osłupieniu. Stała nieruchomo, usilnie powstrzymując drżenie rąk. Pragnęła go zniszczyć, tu i teraz, zrobić mu pranie mózgu, jednak wiedziała, że wtedy zostałaby odnaleziona. Nie mogła sobie pozwolić na chwilę słabości, nie teraz.

─ Powiedz coś! ─ Lucas potrząsnął Laylę, którą sparaliżował strach.

─ Nie widzisz, że nie ma ochoty? ─ Rozległ się znajomy, nonszalancki głos. ─ Puść ją. ─ Oczy Aidena błysnęły złowieszczo, kiedy zbliżył się do pary.

─ Rozumiem... ─ Lucas przekręcił głowę, aby spojrzeć na nastolatka. ─ To ty jesteś ten "lepszy"... ─ Zacisnął szczękę.

─ Tak, pod każdym względem ─ rzucił, uśmiechając się lekceważąco. ─ Coś ci nie pasuje, Adonisie? ─ dodał, popychając chłopaka.

Layla nie zdążyła nawet mrugnąć, a Lucas rzucił się na Aidena z pięściami. Siedemnastolatek zrobił szybki unik i odepchnął napastnika tak, że tamten najadł się piachu, dosłownie. Rozległy się głośne śmiechy, gwizdy i wiwatowania.

─ No to się popisałeś, Lucas! ─ roześmiał się Zayn.

─ Małolat ci dokopał! ─ zawtórowała rozbawiona Ashley.

Lucas posłał Azjacie nienawistne spojrzenie i odszedł w kierunku swojej łodzi, klnąc siarczyście. Aiden natomiast podszedł do Layli.

─ Nic ci nie jest? ─ zapytał, przechylając głowę, aby się jej przyjrzeć.

─ Nie...dzięki za pomoc. ─ Uśmiechnęła się krzywo. ─ Wybacz, że przerwałam ci igraszki z Ash ─ dodała, zerkając w kierunku flirciarskiej dziewczyny.

─ Tą motocyklistką? ─ Zrobił zdziwioną minę, podążając za nią wzrokiem. ─ Nie mój typ. ─ Wzruszył ramionami.

─ Jakoś nie widziałam, żeby ci to przeszkadzało... ─ Skrzyżowała ręce na piersiach.

─ Zazdrosna? ─ Uniósł kąciki ust. ─ Dla twojej informacji, pytała mnie jak wrażenia po magicznej pigułce.

─ Też jestem ciekawa ─ burknęła.

─ Cudowne uczucie ─ rozmarzył się. ─ Jakby nic się nie liczyło...jakbyś była najważniejszą osobą na świecie...

─ Wystarczy, nie chcę tego słuchać! ─ Usiadła na piasku, podciągając nogi. ─ Nie wierzę, że je wziąłeś... ─ Spuściła wzrok, wpatrując się w stopy.

─ Mówisz o tym? ─ Pokazał jej nietkniętą tabletkę.

─ Więc ty... ─ wymamrotała zszokowana, a on ułożył się obok niej. ─ Ale wyglądałeś na takiego odprężonego... ─ ciągnęła, a potem przygryzła wargę.

─ Medytacja, oto cała tajemnica. ─ Wzruszył ramionami, obserwując burzliwe fale.

─ Nauczysz mnie? ─ poprosiła, patrząc na chłopaka z zainteresowaniem.

─ To wymaga lat praktyki... ─ zaczął niepewnie, lecz po chwili uniósł kąciki ust. ─ Ale z tobą może być łatwiej. ─ Mrugnął porozumiewawczo, a Layla się uśmiechnęła. ─ Chcesz spróbować? ─ zaproponował, a dziewczyna kiwnęła głową.

Oboje usiedli po turecku naprzeciwko siebie. Aiden delikatnie ujął dłonie nastolatki.

─ Postaram się kontrolować twoją energię ─ wyjaśnił. ─ Będziesz mogła się odprężyć.

Layla zarumieniła się, czując znajome, kojące ciepło chłopaka. Przyjemny prąd przeszedł po jej ciele ─ od czubków palców, przez ramiona, serce, aż w końcu dotarł do umysłu. Wyczuła czyjąś obecność, silną i opanowaną, ale nie chłodną, jak w przypadku Ancram.

─ Zamknij oczy ─ polecił, mówiąc powoli i wyraźnie. ─ A teraz spróbuj się odprężyć, oczyść umysł... ─ kontynuował głębokim głosem. ─ Jesteśmy tylko my, ty i ja oraz nasze dusze...

Layla zrobiła głęboki wdech, a potem długi, rozluźniający wydech. Wsłuchała się w kuszący, niski głos Azjaty, zakłócany jedynie przez fale uderzające o brzeg. Miała wrażenie, że energia Aidena otacza ją niczym ulubiony koc, stopniowo traciła kontakt z rzeczywistością, zupełnie jakby była w czyjejś świadomości. Wszystko wydawało się podobne, lecz nie panował nad nią strach, ani ekscytacja, nie było bólu ani cierpienia, tylko wszechobecny, kojący spokój. Po dłuższej chwili nastolatka otworzyła oczy. Aiden wpatrywał się w nią z szerokim, szczerym uśmiechem i czymś w rodzaju dumy. Wciąż trzymał dłonie dziewczyny. Jego obecność wciąż była tak wyraźna, że Layla niemal widziała wnętrze chłopaka.

─ Tak ─ wyszeptała, wyczuwając jego myśli. ─ Możesz mnie pocałować. ─ Uśmiechnęła się, widząc jego zdziwienie.

Siedemnastolatek powoli ujął twarz dziewczyny, pozwalając jej wykonać pierwszy krok. Layla przysunęła się do chłopaka, obejmując go czule za szyję. Kiedy ich wargi musnęły się lekko, Layla znowu doświadczyła nieznanego, ekscytującego uczucia. Aiden uniósł kąciki ust, zauważając reakcję nastolatki.

─ Jest taka niewinna... ─ pomyślał. ─ Po tym wszystkim, co przeszła, wciąż pozostała dobrym człowiekiem...

Chłopak przyciągnął ją do siebie, delikatnie całując. Nigdy nie podejrzewał, że ktoś stanie się dla niego tak ważny, że czyjeś szczęście będzie znaczyło tak wiele. Dla Layli byłby w stanie nawet zabić.

─ Gorzko! ─ zawyli rozweseleni surferzy.

Aiden uśmiechnął się do Layli, która odpowiedziała tym samym, zarumieniona. Rozbawieni, objęli się mocno i zaczęli namiętnie całować.

* * *

Layla obudziła się w pokoju Emmily. Zdziwiona, wróciła wspomnieniami do imprezy przy ognisku.

─ Czy to był tylko sen? ─ pomyślała.

Zerwała się z łóżka i przejrzała w podłużnym lustrze Kalifornijki. Wciąż miała na sobie wczorajsze ubrania oraz pachniała dymem. Odetchnęła z ulgą.

─ Uff, więc to jednak prawda. ─ Zarumieniła się. ─ Obściskiwałam się z Aidenem...

─ Śpiąca Królewno, pobudka. ─ Azjata zastukał w drzwi. ─ A może czekasz na księcia? ─ dodał z nonszalanckim uśmiechem w momencie, w którym otworzyła drzwi.

─ Niestety, spóźniłeś się kochany ─ odpowiedziała, uśmiechając się złośliwie. ─ Która godzina?

─ Jedenasta ─ rzucił, idąc korytarzem.

─ Szlag... Henry miał rację, śpię za długo... ─ skarciła się w myślach.

Po drodze do kuchni spotkali jak zwykle wesołą Emmily. Właśnie skądś wróciła.

─ O, wstałaś. ─ Uśmiechnęła się do Layli. ─ Muszę ci to przyznać, umiesz się bawić bez wspomagaczy ─ roześmiała się, kładąc pieniądze na stół.

─ Czy to... ─ Layla przygryzła wargę.

─ Och Emmily, nareszcie! ─ Przytuliła dziewczynę ciotka. ─ Jak dobrze, że cię mamy... ─ wymamrotała, przeliczając pieniądze. ─ Gdzieś ty tyle zdobyła? ─ Spojrzała na nią uradowana.

─ Lucas miał dobry połów ─ skłamała wesołym tonem. ─ Wystarczy na wszystko? ─ zapytała.

─ Tak, jeszcze nam zostanie! ─ Uśmiechnęła się kobieta. ─ Może nie powinnam tego mówić, ale ten wypadek to prawdziwe szczęście w nieszczęściu. ─ Layla zauważyła, jak Kalifornijka drgnęła.

─ Masz rację...nie powinnaś była tego mówić... ─ zirytowała się szesnastolatka, wyczuwając emocje dziewczyny.

Emmily jednak uśmiechnęła się lekko, ukrywając się za maską, którą według Layli stworzyła lata temu.

─ Przynajmniej moi rodzice wciąż żyją... ─ pomyślała smutno Layla.

─ Powinnyśmy iść na zakupy ─ Emmily zwróciła się do nastolatki. ─ Nie masz żadnych ubrań...

─ Ani pieniędzy na nie ─ odparła, zmieszana.

─ Kiedyś mi oddasz ─ roześmiała się Kalifornijka. ─ Weź prysznic i idziemy ─ zarządziła, a Layla wiedziała, że z nią nie wygra.

─ A ja? ─ odezwał się Aiden, który stał obok Layli.

─ Pobaw się z Mike'iem ─ rzuciła złośliwie Emmily.

Chłopak westchnął, opierając się o framugę drzwi. Jakiś czas później Layla była już na zakupach z Emmily. Dziewczyny przeglądały najróżniejsze ubrania, myśląc, w czym nastolatka wyglądałaby najlepiej.

─ Przymierz to. ─ Kalifornijka podała jej stosik. ─ Co sądzisz o obcasach? ─ Wskazała beżowe. ─ Nosiłaś kiedyś?

─ Wolę płaskie ─ Layla ucięła krótko, mając w głowie obraz Larissy.

─ W sumie i tak jesteś wysoka... ─ stwierdziła Emmily

─ Ja? Wysoka? ─ zdziwiła się dziewczyna. ─ Od kiedy?

Layla weszła do przymierzalni i stanęła przed lustrem.

─ Przecież ja wyglądam jak ona! ─ pomyślała zszokowana. ─ Jak to możliwe? ─ Dotknęła swoich gładkich, falowanych, ciemnobrązowych kosmyków. ─ I to ubranie... ─ Spojrzała na swoje odbicie.

Emmily wybrała jej obcisłe, podkreślające biodra, czarne legginsy, a także asymetryczną, modernistyczną, białą bluzkę. Szesnastolatka wyglądała doroślej, bardziej z klasą.

─ Jak mam o niej zapomnieć, skoro widzę ją w lustrze? ─ Do oczu napłynęły jej łzy. ─ I jeszcze ta spinka... ─ Zerknęła na czarną wsuwkę. ─ Dlaczego ja się na to zgodziłam? ─ rozmyślała, usilnie powstrzymując wybuch emocji.

─ Layla, wszystko dobrze? ─ Zapukała Kalifornijka. ─ Uwaga, wchodzę ─ oznajmiła i stanęła w przymierzalni. ─ O rany, co się stało? ─ Szybko podeszła do zapłakanej nastolatki. ─ Powiedziałam coś nie tak? ─ Mocno przytuliła dziewczynę.

─ Nie... ─ Pociągnęła nosem. ─ To nie twoja wina... ─ zapewniła cicho. ─ Po prostu... Przypominam kogoś, o kim chciałabym zapomnieć... ─ wyznała, ocierając łzy.

─ Jeśli wyglądała tak jak ty teraz, musiała być niezłą laską... ─ stwierdziła, unosząc kąciki ust.

─ To nie pomaga ─ Layla roześmiała się mimowolnie.

─ Nic nie poradzisz na to, że ją przypominasz... ─ Spojrzała na Laylę, analizując ją wzrokiem. ─ Ale możesz sprawić, że będziesz jej lepszą wersją ─ oznajmiła, odwracając dziewczynę w stronę lustra. ─ A zapewniam cię, na pewno będziesz. ─ Uśmiechnęła się, poprawiając włosy nastolatki. ─ No i Aiden będzie twój ─ roześmiała się.

Layla, nie wiedząc dlaczego, wzięła sobie tę radę do serca. Przestała płakać i uśmiechnęła się do swojej znajomej.

─ Gdybyś mi tylko pozwoliła... ─ pomyślała, przyglądając się odbiciu wesołej Kalifornijki. ─ Pomogłabym ci tak jak ty mi...

* * *

Alice siedziała w swoim starym pokoju, w mieszkaniu, z którego wraz z ojcem wyprowadziła się jakiś czas temu. Wylegiwała się na łóżku z naburmuszoną miną, ponieważ matka nalegała, żeby nastolatka spędziła z nią Wielkanoc, oczywiście bez Ethana. Jego nie zaprosiła. Dziewczyna stale zerkała na swój telefon, czekając, aż Drake przyjmie zaproszenie do znajomych.

─ Alice, słońce, chodź do stołu! ─ zawołała Selena.

─ Dobrze, że dzisiaj stąd wyjeżdżam ─ pomyślała nastolatka.

Kiedy przekroczyła próg salonu, stanęła jak wryta.

─ CO ON TUTAJ ROBI?! ─ wrzasnęła, poznając kochanka matki.

─ Nie wiedziałam jak ci powiedzieć... ─ Selena przygryzła wargę.

─ Mogłaś po prostu, o tak wyznać... ─ Zrobiła dziwną, złośliwą minę. ─ Och Alice, kochanie, no wiesz, teraz będziesz miała dwóch tatusiów, bo jestem kłamliwą suką... ─ ciągnęła, gniewnym tonem.

─ Nie tym tonem! ─ warknął Barney.

─ A ty się lepiej zamknij, dupku ─ wypaliła, piorunując go wzrokiem, na co zerwał się z krzesła. ─ Jak mogłaś. ─ Wpatrzyła się w matkę z żalem. ─ Tata... ─ Łzy napłynęły jej do oczu. ─ On wciąż...

─ Współpracuje z tą kobietą, prawda? ─ Selena uniosła się gniewem, podnosząc głos. ─ Nie widzisz tego? ─ syknęła. ─ On też kogoś ma, więc dorośnij wreszcie i żyj dalej. ─ Złotowłosy, opalony mężczyzna objął ją od tyłu, szyderczo uśmiechając się do nastolatki, która zacisnęła pięści.

─ Dorośnij? ─ powtórzyła zjadliwie. ─ Jeśli to jest dorosłość, to wolę pozostać dzieckiem. ─ Łzy pociekły po policzkach dziewczyny. ─ Nienawidzę cię! Nienawidzę! ─ zawołała, dopiero teraz zauważając skuloną przy stole Cassidy.

Przygryzła wargę, w duchu żałując swojego wybuchu emocji i zerknęła na komodę, na której stało ich wspólne, świąteczne zdjęcie. Ethan, Selena, Cassidy, Alice i Layla.

─ Wszystko to tylko gra ─ wymamrotała, biorąc do ręki ramkę. ─ Całe życie nas okłamywałaś... ─ wrócił do niej żal. ─ ... Tak jak Ancram ojca! ─ wykrzyczała, rzucając zdjęciem o podłogę.

Cassidy podskoczyła, wpatrując się w siostrę z przerażeniem.

─ Nie porównuj mnie do tej kobiety! ─ wrzasnęła wytrącona z równowagi Selena.

─ Dlaczego? ─ warknęła szesnastolatka. ─ W pewnym sensie jesteście takie same ─ oświadczyła, nie spuszczając wzroku z matki. ─ Obie doskonale potraficie kłamać i krzywdzić innych ─ zamyśliła się, a potem spojrzała Selenie prosto w oczy. ─ I obie już nigdy nie zobaczycie swoich córek ─ dodała, odwracając się na pięcie.

─ Alice! ─ Selena chciała za nią pobiec, ale Barney ją powstrzymał.

─ Niech idzie, przemyśli wszystko i wróci na kolanach... ─ Dotarło do Alice, która stała przy wyjściu z mieszkania, ledwo powstrzymując łzy.

─ W twoich snach ─ pomyślała, na powrót wściekła.

Trzasnęła drzwiami i zbiegła po schodach, wychodząc na zewnątrz. Uderzył w nią otrzeźwiający chłód. Już miała puścić się biegiem, ale usłyszała głos swojej młodszej siostry.

─ Nie odchodź... ─ wymamrotała zapłakana Cassidy. ─ Proszę...

Alice przygryzła wargę, zdając sobie sprawę, że w ogóle nie pomyślała o siostrze. Odwróciła się i spojrzała na dziewczynę, pełna poczucia winy.

─ Nie mogę tam zostać ─ odparła, podchodząc bliżej. ─ Nie zniosę widoku tego faceta... ─ Czule przytuliła nastolatkę. ─ Cass, to, że nie będę już tu przychodzić, nie znaczy, że przestanę być twoją siostrą ─ obiecała, gładząc dziewczynę.

─ Więc mi wybaczyłaś? ─ Spojrzała na nią zapłakana.

─ Jasne, że tak ─ roześmiała się Alice. ─ Jesteś moją małą siostrzyczką... ─ Rozczochrała jej włosy. ─ Ale teraz muszę już iść, nie chcę, żeby mama tu zeszła... ─ wymamrotała, zerkając na należące do nich piętro. ─ Ty też powinnaś już wracać, będą się martwić.

─ No dobrze... ─ wyszeptała. ─ Dasz mi znać, jak się dowiesz czegoś o Layli? Tęsknię za nią... ─ posmutniała, spuszczając wzrok.

─ Tylko tym razem się nie wygadaj, dobra? ─ Uśmiechnęła się, a Cassidy kiwnęła głową. ─ Mam pewien plan...poinformuje cię potem ─ dodała. ─ Teraz już idę, trzymaj się. ─ Uścisnęła siostrę i odwróciła się na pięcie.

─ Nie patrz za siebie...nie patrz za siebie ─ myślała ze łzami w oczach, idąc w kierunku centrum miasta.

W końcu pobiegła przed siebie, nie mogąc dłużej powstrzymać emocji. Nie patrzyła co mija, ani dokąd zmierza. Chciała po prostu jak najszybciej oddalić się od matki i jej kochanka, odpychając rozważania o tym, jaką okropną siostrą była.

─ Zabłądziłam... ─ stwierdziła po chwili, rozglądając się. ─ Super, lepiej być nie mogło ─ zirytowała się, patrząc na rozładowany telefon. ─ Nie mam pieniędzy na taksówkę, nie mam jak zadzwonić do taty... ─ Mimowolnie zaczęła znowu płakać. ─ Dlaczego wszystko musi być takie skomplikowane? ─ zastanawiała się.

Objęła się rękami, siadając na jakiejś ławce, bo choć dzień był ciepły, teraz, wieczorem, zrobiło się chłodno, a ona nie miała na sobie żadnego płaszcza, czy chociażby swetra. Bezmyślnie wybiegła z mieszkania, nie myśląc o konsekwencjach, które teraz atakowały dziewczynę z każdej strony. Ludzie przechodzili obok, lecz nikt nie zwracał uwagi na rozżaloną nastolatkę. Wszyscy byli zajęci swoimi sprawami. Alice skuliła się, kiedy zaczął padać deszcz, drżąc z zimna. Ukryła twarz w dłoniach i podciągnęła nogi.

─ Czy ojciec wie, że tu jesteś? ─ Usłyszała znajomy, oschły głos. ─ Wypadałoby chociaż odpowiedzieć, wiesz? ─ Ancram dodała po chwili, kucając przy nastolatce.

─ Nie mam teraz ochoty na rozmowę, zwłaszcza z panią ─ wymamrotała Alice, zaciskając powieki, aby nie uronić nowych łez.

─ A kto mówił, że chcę z tobą rozmawiać? ─ zapytała Larissa.

Nastolatka uniosła głowę, chcąc posłać kobiecie najbardziej morderczy wzrok, na jaki mogła się zdobyć, ale zamiast tego rozpłakała się jeszcze bardziej. Ancram westchnęła, okrywając dziewczynę swoim płaszczem.

─ Co pani robi? ─ zdziwiła się, ocierając łzy.

─ Nie marudź, bo jeszcze się rozmyślę ─ odpowiedziała krótko, a nastolatka odruchowo otuliła się szczelniej.

Ancram rozejrzała się po okolicy, a potem usiadła obok dziewczyny.

─ Chcesz, żebym cię gdzieś podwiozła? ─ zapytała, siląc się na łagodność. ─ Cała drżysz, nie powinnaś tu siedzieć o takiej porze...

─ Dlaczego tak nagle się pani przejmuje? ─ wybuchnęła, patrząc w jej ciemne oczy, na co kobieta uniosła brwi. ─ Czy to prawda? Ma pani romans z moim ojcem? ─ wypaliła wściekle, nie mogąc zapomnieć o słowach matki.

─ Ja? ─ Uniosła kąciki ust. ─ Z Ethanem? ─ wyraźnie ją to rozbawiło. ─ Skąd ten pomysł?

─ Nieważne ─ burknęła, spuszczając wzrok. ─ I tak pani skłamie, ma to pani we krwi... ─ Próbowała opanować emocje.

─ Słuchaj ─ Ancram westchnęła. ─ Wiem, że mnie nie lubisz, ja za tobą też nie przepadam, ale nie mam powodu, aby cię okłamywać... ─ powiedziała, a potem wstała. ─ Z twoim ojcem łączyła mnie praca, a teraz próbujemy odnaleźć Laylę, co wbrew pozorom, powinnaś popierać ─ oznajmiła, lustrując dziewczynę wzrokiem.

─ Nie ufam pani ─ oświadczyła nastolatka, patrząc kobiecie w oczy.

Ciemne tęczówki Larissy były jak otchłań, Alice uporczywie się w nie wpatrywała, próbując odnaleźć w nich cień uczuć, prawdy na temat Ancram, lecz było to niemożliwe. Mroczne, obsydianowe oczy śledziły każdy ruch dziewczyny, zdawały się widzieć i wiedzieć wszystko.

─ To nie ufaj. ─ Ancram wzruszyła ramionami. ─ Twój wybór, ale pozwól, że odwiozę cię bezpiecznie do domu.

Alice westchnęła, wstając z ławki. W duchu dziękowała kobiecie, nigdy jednak nie zamierzała powiedzieć tego głośno.

─ Gdyby coś ci się stało, nie wybaczyłabym sobie ─ pomyślała Larissa.

Nastolatka podążała za kobietą w milczeniu, starając się nie myśleć o minionych wydarzeniach. Szybko dotarły do czarnego mercedesa Larissy, która od razu włączyła ogrzewanie.

─ Niby wredna, a jednak się troszczy... ─ zauważyła Alice.

─ Jeśli chcesz, możesz podładować telefon, domyślam się, że musiał ci się rozładować... ─ odezwała się Ancram.

─ Nie mam kabla USB... ─ oznajmiła dziewczyna.

─ Czy ten będzie pasował? ─ Pokazała jej swój.

─ No tak, wszyscy mają teraz iPhone'y... ─ pomyślała Alice.

─ Tak, dziękuję ─ zmieszała się, wściekła, że los zmuszał ją do okazywania wdzięczności znienawidzonej przez nią osobie.

Larissa uśmiechnęła się lekko, dostrzegając emocje dziewczyny, która szybko odwróciła wzrok i podłączyła telefon. Odczekała chwilę, aż się włączy, uporczywie unikając kontaktu wzrokowego z Ancram. Powiadomienia przychodziły z prędkością światła, Alice zauważyła pięć nieodebranych połączeń od Seleny i trzy razy tyle od Ethana.

─ Martwią się, prawda? ─ zagadnęła Larissa. ─ Powinnaś do nich oddzwonić ─ stwierdziła, dziwnym tonem. ─ Ja bym wiele dała za rozmowę z Laylą, nawet jeśli miałaby to być kłótnia.

Nastolatka spojrzała na kobietę z ukosa, musiała jednak przyznać jej rację. Rodzice się martwili. Westchnęła, wybierając numer do Ethana

─ Tato? ─ odezwała się, kiedy ojciec odebrał.

─ Alice, skarbie! ─ zawołał. ─ Gdzie jesteś? Co się stało? Mama mówiła, że uciekłaś...że już wiesz... ─ Nastolatka ściszyła telefon.

─ Nie mogłam tam dłużej zostać... ─ odparła, zerkając na Larissę, która musiała usłyszeć słowa Ethana. ─ Wracam do domu, do ciebie. Wtedy ci wszystko opowiem, dobrze?

─ W porządku. Ale nic ci nie jest? Jesteś bezpieczna? ─ dopytywał zmartwiony. ─ Jest z tobą ktoś dorosły?

─ Tak... ─ westchnęła zirytowana. ─ Mam podwózkę... ─ Przewróciła oczami, widząc, że Larissa uśmiecha się zwycięsko. ─ Niech się pani tak nie cieszy, nie ma z czego ─ burknęła, rozłączając się.

─ Widzę, że już ci lepiej. ─ Ancram posłała jej krótkie, przyjazne spojrzenie. ─ Mogę zapytać, dlaczego uciekłaś od matki?

─ A dlaczego Layla uciekła od pani? ─ wypaliła, czym zbiła ją z tropu.

─ Bo jestem bezwzględną, zimną suką i morderczynią? ─ podsunęła, ku zdziwieniu dziewczyny.

─ Chyba pierwszy raz użyła takich słów... ─ pomyślała Alice.

─ To też. ─ Nastolatka uśmiechnęła się złośliwie. ─ Ale zawiodła ją pani, zdradziła jej zaufanie, okłamała ─ wyjaśniła, patrząc na drogę w zamyśleniu. ─ Tak samo jak moja mama mnie... ─ Miała wrażenie, że zaraz znowu się rozpłacze.

Larissa spojrzała przelotnie na dziewczynę, nie wiedząc co powiedzieć.

─ Przykro mi ─ westchnęła. ─ Naprawdę mi przykro ─ dodała, siląc się na bardziej uczuciowy ton. ─ Wszyscy popełniamy błędy, a już my, dorośli, popełniamy ich najwięcej ─ wyznała.

─ Naprawdę? Myślałam, że jesteście bogami wiedzy ─ rzuciła sarkastycznie nastolatka. ─ Przynajmniej tak się zachowujecie ─ dopowiedziała, zerkając na telefon, a Larissa uśmiechnęła się przyjaźnie.

─ Ciężko się przyzwyczaić do tego szczerego uśmiechu... ─ pomyślała Alice. ─ Jeśli w ogóle taki jest.

─ Zbyt wiele od nas zależy, żeby wszystko mogło być perfekcyjne ─ wyjaśniła kobieta. ─ Im więcej się starasz, tym gorzej ci wychodzi... Mogę się założyć, że twoja matka cię okłamała z tego samego powodu co ja Laylę, aby was chronić przed bólem, niepotrzebnym cierpieniem ─ tłumaczyła spokojnie. ─ Nie uważasz, że byłabyś szczęśliwsza, sądząc, że nie ma kochanka? ─ zapytała.

─ Skąd pani wie? ─ Alice zmarszczyła brwi, wpatrując się w Larissę.

─ Musiał się stawić na rozprawie sądowej. Niestety, Selena wplątała w to też mnie, więc miałam okazję ich zobaczyć ─ wyznała, uśmiechając się krzywo. ─ Jeśli to sprawi ci przyjemność, mogę cię zapewnić, że nie będą razem szczęśliwi.

─ A co pani, wróżka? ─ zastanawiała się Alice.

─ Więc mój tata wiedział... ─ wymamrotała, mając łzy w oczach. ─ Też mnie okłamywał...

─ Tak, ponieważ nie chciał cię ranić ─ odpowiedziała Larissa. ─ Tak samo Selena ─ dodała, parkując pod blokiem Ethana. ─ Słuchaj. ─ Odwróciła się przodem do dziewczyny. ─ Na pewno ty również masz przed nimi sekrety, coś, czego im nie wyznasz, bo nie ma większego sensu ─ mówiła, a Alice wpatrywała się w nią oniemiała. ─ Gdyby teraz nagle się o tym dowiedzieli, myślisz, że jak by zareagowali? ─ zapytała, a nastolatka utkwiła wzrok w ekranie telefonu. ─ Ale czy to znaczy, że chciałaś ich skrzywdzić? Nie. Po prostu tak wyszło... Życie to seria niewyjaśnionych przypadków, częściej złych niż dobrych, ale zamartwianie się i chowanie urazy nic nam nie da ─ wyjaśniła, kładąc dłoń na ramieniu dziewczyny. ─ To tylko jeszcze bardziej utrudni nam życie ─ zakończyła, a widząc, że szesnastolatka dalej patrzy na smartfon, westchnęła. ─ Chodźmy już, twój ojciec czeka ─ rzuciła, wysiadając z auta.

Alice ruszyła za nią, chowając telefon do kieszeni spodni.

─ O tak...ja też mam pewien sekret ─ pomyślała. ─ I właśnie się do mnie odezwał.

Po chwili kobiety dotarły do mieszkania Ethana, który, jak tylko zobaczył córkę, uściskał ją mocno.

─ Tak się martwiłem... ─ wymamrotał. ─ Kto cię przywiózł? ─ otrząsnął się po chwili, zerkając na drzwi.

─ Ona... ─ urwała, zauważając, że Larissa zniknęła. ─ Ancram ─ uzupełniła. ─ To jej płaszcz. ─ Zrzuciła z siebie okrycie.

─ Nie przywitała się? ─ Mężczyzna zrobił zdziwioną minę. ─ Nawet jej nie podziękowałem...

─ „Ja bym wiele dała za rozmowę z Laylą..." ─ Pojawiło się w umyśle dziewczyny.

Alice, której nagle zrobiło się żal brunetki, spuściła wzrok.

─ W każdym razie skarbie... ─ zaczął Ethan. ─ Musimy porozmawiać...

─ Nie jestem na ciebie zła ─ przerwała mu. ─ Ale teraz nie chcę rozmawiać ani myśleć o mamie, dobrze? ─ poprosiła, patrząc ojcu w oczy.

─ W porządku ─ zgodził się, przytulając córkę. ─ Weź ciepłą kąpiel, zrobię ci tosty ─ zaproponował z uśmiechem.

Nastolatka ucałowała ojca, którego kochała właśnie za tę pozytywność, niekończący się optymizm, a potem poszła do łazienki z zamiarem napisania do Drake'a. Wciąż drżąc z zimna, nalała sobie wody do wanny. Zdjęła ubrania i weszła do gorącej, przyjemnej, relaksującej wody, kładąc telefon na półce obok.

─ Od czego tu zacząć? ─ zastanawiała się. ─ „Cześć, jestem Alice i znam Laylę..." ─ Uśmiechnęła się z własnej głupoty. ─ Nie, to beznadziejny pomysł...

Z rozmyślań wyciągnął ją dźwięk powiadomienia. Dziewczyna sięgnęła po telefon.

" Przyjaźnisz się z Laylą, prawda?" ─ Pojawiła się wiadomość od Drake'a.

" Tak, wiesz może coś na jej temat?"

" Niestety niewiele mogę napisać...nie jestem pewny, czy ktoś nie zobaczy tych wiadomości"

" Nie mam podsłuchu..."

" Nigdy nie wiadomo"

" Myślałam, że mi pomożesz..."

" W czym?"

" Odnalezieniu jej, zanim zrobi to ta kobieta. Na pewno ją poznałeś, przeurocza, wysoka brunetka"

" Tak, miałem tę przyjemność. Groziła mi niejednokrotnie"

" Witaj w klubie"

" Nie boisz się jej? Z tego co mówiła Layla, mieszkacie niedaleko"

" Nie obchodzi mnie ona. Zresztą, znam jej słabości. Po prostu chcę, żeby moja przyjaciółka była bezpieczna"

" Podoba mi się twoje podejście :) Jesteś z Nowego Jorku, tak?"

" Tak...a co?"

" Co powiesz na spotkanie? Wtedy będę mógł ci wszystko opowiedzieć, bez strachu, że nas przyłapią"

" A czy ty nie mieszkasz gdzieś w Nowym Meksyku?"

" Muszę coś załatwić w twoim mieście"

" Jaki tajemniczy... Jasne, chętnie się spotkam"

" Wykasuj konwersację, tak na wszelki wypadek"

" Spokojnie, mam mózg"

" :)"

Alice jeszcze raz przejrzała całą rozmowę z chłopakiem, a potem ją usunęła.

─ Odnajdę cię, obiecuję... ─ pomyślała.

* * *

Kolejny tydzień minął podobnie, w ciągu dnia Layla wraz z Emmily pomagały Jennifer, ciotce Kalifornijki. Dziewczyna poznała realia życia z młodszym „rodzeństwem". Emmily przewijała małą Lauren, wymyślała zabawy dla kilkuletniej Megan, gotowała dla rodziny, a także przynosiła do domu pieniądze. Jennifer wyręczała się siostrzenicą jak tylko mogła, ponieważ jej mąż również zginął w tym samym wypadku co bliscy dziewiętnastolatki.

─ Nie mogłam tego przeżyć... ─ żaliła się kobieta. ─ Popadłam w depresję, nie potrafiłam się odnaleźć... ─ Spojrzała na Emmily, która wpatrywała się w podłogę. ─ Ale miałam Emmy. ─ Uśmiechnęła się. ─ Zajęła się wszystkim, była taka dzielna...

─ Och ciociu, daj spokój ─ roześmiała się dziewczyna. ─ Nie zadręczaj ich tą historią... ─ Zerknęła na rozbawionego Aidena.

─ No tak. ─ pomyślała Layla. ─ On tam był, zna wszystkie szczegóły...

─ Jestem z ciebie taka dumna kochanie. ─ Jennifer przytuliła siostrzenicę. ─ Inni by się załamali, a ty pozostałaś silną, wesołą dziewczyną...

─ Która ukrywa prawdziwe emocje ─ dodała w myślach Layla.

Emmily uśmiechała się radośnie, ale Layla znała prawdę. Wiedziała, że to tylko maska, którą Kalifornijka zmuszona jest nosić codziennie dla ciotki, kuzynostwa, znajomych, aż w końcu dla samej siebie. Wmawiając sobie, że jest szczęśliwa, że ma do tego wiele powodów, czasem może i naprawdę to odczuwała.

─ Ale zażywa narkotyki ─ przypomniała sobie nastolatka. ─ Ma chwile słabości, kiedy już nie potrafi udawać...

Z Michaelem natomiast nie było żadnego kontaktu, Aiden nawet nie próbował zaprzyjaźnić się z dzieckiem.

─ Mógłbyś się chociaż postarać. ─ Layla przewróciła oczami. ─ Ja się dostosowałam... ─ dodała, karmiąc małą Lauren.

Siedemnastolatek milczał. Opierając się o ścianę, obserwował poczynania dziewczyny. Nagle Lauren kaszlnęła, a potem zwymiotowała wprost na Laylę.

─ Masz rację ─ roześmiał się Aiden. ─ Warto było się dostosować.

─ Uch, przymknij się ─ burknęła, zerkając na brudną koszulkę.

─ Idź się przebrać. ─ Podeszła do niej roześmiana Emmily, która szykowała kolację. ─ Ja ją nakarmię.

Layla wyminęła rozbawionego chłopaka, posyłając mu gniewnie spojrzenie. Sekundę później stała przed lustrem w pokoju Kalifornijki.

─ Chciałabym zobaczyć Ancram w takiej sytuacji... ─ pomyślała zirytowana.

Nie zrezygnowała ze stylu, który wybrała dla niej Emmily. Ubierała się elegancko, nowocześnie, lecz nigdy nie założyła obcasów. Zawsze miała trampki.

─ Ciekawe czy potrafiłaby zachować godność, nosząc obrzygane ubrania. ─ Uśmiechnęła się, wyobrażając sobie Larissę w tej sytuacji.

* * *

Wieczory również wyglądały podobnie, Emmily zabierała nastolatków na kolejne ogniska i imprezy swoich znajomych. Lucas jednak przestał się na nich pojawiać. Tej nocy przyjaciele planowali pójść do klubu. Aiden czekał pod oknem pokoju dziewczyn, ubrany w obcisłą, czarną koszulkę i ciemne jeansy.

─ Ileż można się szykować... ─ pomyślał zirytowany.

Nagle okno się uchyliło, a sekundę później wyskoczyły przez nie nastolatki. Azjata otworzył szeroko oczy, wpatrując się w kobiety jak zaczarowany. Przede wszystkim jednak nie mógł oderwać wzroku od Layli, która miała na sobie dopasowaną, czarną sukienkę z odkrytymi plecami. Materiał idealnie układał się na ciele, nadając dziewczynie charakteru i drapieżności. Ciemne oczy nastolatki podkreślono eyelinerem, a usta pociągnięto szminką w kolorze wina. Stylizację dopełniały wysokie obcasy za łydkę. Layla podeszła do chłopaka uśmiechając się delikatnie, tajemniczo.

─ Wolałeś wymiociny? ─ odezwała się ze śmiechem.

─ Pasowały do twojej niezdarności ─ odciął się. ─ Nie jestem pewny, czy to naprawdę ty.

Dziewczyna zbliżyła się do niego i wyszeptała:

─ Sam musisz sprawdzić.

Emmily stała z boku, dumna z tego, w jak krótkim czasie nauczyła Laylę podstaw flirtu i uwodzenia.

─ Prawie jakby była moją młodszą siostrą ─ pomyślała rozbawiona.

─ Chodźcie, impreza czeka ─ rzuciła z uśmiechem.

Layla minęła siedemnastolatka, mając nadzieję, że udało jej się zrobić na nim wrażenie.

* * *

Klub przepełniony był ludźmi, nastolatkowie musieli się wszędzie przepychać, a czasem nawet walczyć o życie, żeby nie zostać zmiażdżonym. Tej nocy Layla postanowiła sobie niczego nie odmawiać. Pragnęła zaszaleć, poczuć się jak prawdziwa nastolatka, którą nigdy nie miała okazji być. Emmily rozdała wszystkim fosforyzujące gadżety, a potem zniknęła w tłumie, szukając Zayna. Aiden pochylił się, wyciągając prawą dłoń, jak na dżentelmena przystało.

─ Zatańczy pani? ─ zapytał, uśmiechając się nonszalancko.

Layla dygnęła niczym dama, a potem ujęła jego rękę. Siedemnastolatek przyciągnął ją do siebie tak gwałtownie, że omal się nie przewróciła, lądując w jego ramionach.

─ I tyle widziałam kulturalnego Aidena ─ roześmiała się dziewczyna.

─ Przyznaj, że wolisz mnie takiego ─ wyszeptał, pochylając się lekko, żeby ją pocałować.

Pomimo że Layla była dość wysoka, a także nosiła obcasy, wciąż dzieliło ją kilka centymetrów od przystojnego Azjaty. Chociaż nigdy wcześniej razem nie tańczyli, poruszali się zgranie, z pasją, tworzyli jedność. Aiden był prawdziwym królem parkietu, pewny siebie, gwałtowny, namiętny. Nastolatka z przyjemnością pozwoliła mu się prowadzić, czując dreszcze i tę niezwykłą energię, która biła od chłopaka. Cały czas patrzyli sobie w oczy, nie istniał nikt inny, tylko oni i ich uczucie.

Jakiś czas później, zmęczona tańcem, Layla usiadła przy barze razem z siedemnastolatkiem. Chłopak kupił im drinki, pokazując barmanowi fałszywy dowód.

─ Chciałabym, żeby moja matka mnie teraz widziała ─ wyznała Layla, a Aiden spojrzał na nią zdziwiony. ─ Całe życie mówiła mi, że powinnam być w domu, nigdzie nie wychodzić... ─ Napiła się drinka na odwagę. ─ Uważała, że jestem niebezpieczna.

─ Miała rację ─ odparł, a dziewczyna spuściła głowę. ─ Jesteś niebezpiecznie seksowna ─ wyszeptał, a ona się roześmiała.

─ Wiesz, że jesteś podły? ─ zapytała, śmiejąc się.

─ A ty dziwna ─ rzucił, uśmiechając się nonszalancko.

─ A to niby dlaczego? ─ Uniosła brwi.

─ Bo sprawiłaś, że przypomniałem sobie, jak to jest kochać ─ wyznał, odgarniając ciemne włosy dziewczyny za ucho.

Layla zesztywniała. Czuła, jak jej serce zaczyna szybciej bić. Wpatrywała się w oczy Aidena, który wyjątkowo nie wydawał się ani ironiczny, ani złośliwy.

─ Kocham cię, Layla ─ dodał, przyciągając ją do siebie.

─ Ja ciebie też, Aiden ─ wyszeptała, muskając jego wargi.

Chłopak objął ją mocno, całując namiętnie. Podniecająca energia Aidena wypełniła Laylę od środka. Dziewczyna nigdy nie była tak szczęśliwa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro