2. Dom Ancram

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kayley długo płakała, wtulając się w Larissę. Razem usiadły na progu, wpatrując się w powoli odjeżdżającą karetkę. Kobieta spróbowała objąć nastolatkę ramieniem, która zamiast tego wtuliła się w nią jeszcze bardziej. Ancram odruchowo pogładziła Kayley, wyczuwając przyśpieszone bicie serca dziewczyny. Przymknęła oczy, powstrzymując cisnące się do nich łzy. Nie mogła pozwolić sobie na chwile słabości, nie teraz. Wkrótce, kiedy tak siedziała, czule obejmując Kayley, zadzwonił do niej znajomy ze szpitala, do którego zabrano Hannah. Larissa została poinformowana o słabym stanie fizycznym, jak i psychicznym matki dziewczynki. Wiedząc, że Hannah szybko nie opuści placówki, postanowiła zabrać jej córkę do siebie, postarać się zająć ją czymś innym.

─ Skarbie ─ westchnęła. ─ Powinnyśmy stąd jechać... ─ zaczęła powoli.

Kayley odsunęła się na tyle, aby spojrzeć w oczy kobiety.

─ Chcę zaczekać na mamę... ─ wymamrotała.

Larissa delikatnie ujęła twarz nastolatki, aby otrzeć jej łzy. Wpatrzyła się w błękitne, błyszczące od łez oczy dziewczyny i uśmiechnęła się smutno. Mimowolnie wróciła wspomnieniami do chwili, kiedy po raz pierwszy rozmawiała z Laylą.

─ Jak mogłam pozwolić, żeby moja córka płakała... ─ pomyślała, powstrzymując łzy. ─ Co gorsze, zostawiłam ją samą...w momencie, w którym potrzebowała wsparcia...

─ Pani Ancram? ─ Z rozmyślań wyrwał ją cichy, słaby głos Kayley, która przez cały czas obserwowała kobietę. Dostrzegła wewnętrzną walkę i ból Larissy, nie miała jednak pojęcia, co było prawdziwą przyczyną jej smutnego, pełnego rozpaczy wzroku. ─ Uraziłam panią? ─ zapytała, kładąc dłonie na dłoniach Larissy, które wciąż spoczywały na twarzy nastolatki.

Larissa pogładziła małą Evans, zmuszając się do lekkiego, pocieszającego uśmiechu.

─ Nie ─ odpowiedziała, przytulając Kayley. ─ Oczywiście, że nie ─ powtórzyła, w duchu nienawidząc się za to, że pozwoliła dziewczynie tak pomyśleć.

─ Pani też jest smutna z powodu mamy? ─ Wtuliła się, unosząc wzrok.

─ Twoja mama wydobrzeje ─ oznajmiła łagodnym głosem. ─ Potrzebuje tylko czasu, aby zebrać siły ─ ciągnęła, patrząc się przed siebie. ─ Na pewno nie chciałaby, żebyś była smutna. ─ Spojrzała na nastolatkę, która uśmiechnęła się przez łzy.

─ Ma pani rację... ─ zamyśliła się, przechylając głowę. ─ Zna pani takie osoby jak mama? ─ zapytała, wpatrując się w ciemne, puste oczy Larissy, które na te słowa rozbłysły. ─ Jest pani lekarzem... ─ urwała, próbując przypomnieć sobie specjalizację kobiety. ─ Chyba...

─ Tak, spotkałam osoby, które spotkało coś podobnego ─ odpowiedziała, nie spuszczając wzroku z dziewczyny.

─ I wyzdrowieli? ─ zapytała.

Ancram spojrzała w dziecięce, błękitne oczy Kayley i uśmiechnęła się.

─ Tak ─ rzuciła, a Kayley się rozpromieniła. ─ Wszyscy wydobrzeli ─ dodała, widząc jak smutek nastolatki zamienia się w nadzieję.

─ W takim razie jedźmy. ─ Uśmiechnęła się Kayley, wstając. ─ Dajmy mamie czas na zebranie sił, żeby wyzdrowiała.

Ukrywając ból, Larissa uśmiechnęła się przyjaźnie, spoglądając na pełną wiary i radości dziewczynę, którą właśnie okłamała.

─ Gdybym tylko potrafiła cofnąć czas... ─ pomyślała z żalem. ─ Otarłabym i twoje łzy, Layla...

* * *

─ Może jednak pozwolą mi ją zobaczyć? ─ Kayley zapytała po raz setny, zerkając na prowadzącą auto Ancram.

Larissa przymknęła oczy, wzdychając. Dziewczyna szybko zapomniała o swoim postanowieniu.

─ Twoja mama nie jest jeszcze na to gotowa, nie ma siły na rozmowę... ─ skłamała, nie chcąc jeszcze bardziej stresować dziewczyny. ─ Obiecuję ci... ─ Uśmiechnęła się łagodnie. ─ ...że jak tylko jej się polepszy, odwiedzisz ją pierwsza, dopilnuję tego.

─ Pani myśli, że ja nie wiem, prawda? ─ Nastolatka pochyliła głowę, nerwowo machając nogami. ─ Ale ja nie jestem głupia... ─ Spojrzała na brunetkę swoimi dużymi, błękitnymi oczami, które po chwili wypełniły łzy.

─ Kochanie... ─ Kobieta delikatnie pogładziła jej włosy. ─ Będzie dobrze... ─ Kayley przechyliła się, kładąc głowę na kolanach Larissy. ─ Obiecuję ci... ─ ciągnęła, uspokajając dziewczynę, która niedługo później usnęła, wyczerpana.

─ Dlaczego mnie to spotyka? ─ pomyślała Ancram. ─ Czy to ma być jakaś sprawiedliwość, kara za moje grzechy?

Zamyśliła się, pozwalając Kayley spać z głową opartą na swoich kolanach. Nie miała serca jej budzić, chociaż wiedziała, że dziewczyna może potem cierpieć z powodu bólu.

* * *

Kilkanaście godzin później Larissa podjechała pod swój rodzinny dom, wciąż rozmyślając. Uważając, aby nie obudzić Kayley, wysiadła z samochodu. Spojrzała na rozpościerający się, powoli budzący się do życia las, a potem zerknęła na wciąż śpiącą dziewczynę. Uśmiechnęła się na widok skulonej, bezbronnej blondynki, która po chwili delikatnie podniosła. Niska i drobna nastolatka okazała się lekka jak piórko, więc bez trudu zaniosła ją do jednej z sypialni, ostrożnie układając na łóżku. Okryła dziewczynę kocem, a potem rozejrzała się z krzywym uśmiechem po pokoju, który kiedyś należał do niej. Jeszcze raz zerknęła na Kayley. Mała Evans podkuliła nogi, zwijając się w kłębek. Ancram otworzyła jedną z półek wypolerowanej komody, wyjmując starego, lecz zadbanego pluszaka przypominającego jaszczurkę. Podeszła do Kayley i położyła maskotkę obok tak, aby mogła się do niej przytulić. Dziewczyna odruchowo chwyciła jaszczurkę, przyciskając ją do piersi. Larissa poczuła niekontrolowane drganie własnych warg, a także cisnące się do oczu łzy, więc odwróciła wzrok, wychodząc z sypialni. Zeszła po schodach do kuchni. Stanęła w progu i oparła się o futrynę, analizując miniony dzień. Sądziła, że udało jej się zapomnieć, wymazać to, co się wydarzyło. Jednak wszystko było tylko iluzją, w której żyła dzięki lekom. Teraz miała sobie przypomnieć, na nowo poczuć znienawidzone, czyniące ją słabą uczucia.

* * *

Kayley przebudziła się w schludnym, wręcz sterylnym pokoju, ściskając zielonkawą jaszczurkę bez ogona. Mimowolnie uśmiechnęła się, wpatrując się w zabawkę.

─ Miły gest ─ pomyślała. ─ Chyba coś naprawdę uderzyło ją w głowę...

Wyczerpana, zwlokła się z łóżka i wyszła na długi, pusty i ciemny korytarz. Na ścianach wisiały obrazy sławnych autorów, o których uczyła się w szkole, a wypolerowana podłoga lśniła tak, że dziewczynie zakręciło się w głowie. Minęła kilka pokoi i, trzymając się mahoniowej balustrady, zaczęła schodzić po schodach.

─ Pani Ancram? ─ lekko podniosła głos.

─ Jestem w kuchni, ze schodów na prawo ─ odpowiedziała dziwnym tonem Larissa. ─ Przygotowuję śniadanie...

Dwunastolatka odnalazła kobietę pochyloną nad obszernym blatem. Wyglądała jak zwykle, elegancko i klasycznie, pięknie i chłodno, a jednak było w niej coś niepokojącego, coś, czego dziewczyna wcześniej nie zauważyła.

─ Dobrze się pani czuje? ─ zapytała nieśmiało, siadając przy barku.

─ Tak, oczywiście ─ odparła, sięgając po nóż.

─ Drżą pani ręce ─ zauważyła nastolatka, podchodząc do niej. ─ Niech pani da mi ten nóż, ja to zrobię. ─ Wyciągnęła dłoń, uśmiechając się.

Larissa odwróciła się, patrząc na Kayley z uniesionymi brwiami.

─ Nie pozwolę ci używać ostrego noża ─ powiedziała mocnym, stanowczym głosem. ─ Jeszcze się skaleczysz... ─ dodała łagodnie.

─ W tej sytuacji, to chyba prędzej pani się zrani ─ odparła, zerkając na dłonie kobiety.

─ Nie ma mowy, Kayley ─ oznajmiła kategorycznie, a dziewczyna wzruszyła ramionami, wracając na swoje miejsce.

Czując na sobie wzrok nastolatki, wzięła głęboki oddech i opanowała drżące mięśnie. Chwilę później podała tosty z szynką i serem, stając naprzeciwko, po drugiej stronie blatu.

─ Nie wiem co lubisz, a podobno tosty zawsze są dobre... ─ zaczęła niepewnie kobieta.

─ Są pyszne, dziękuję. ─ Uśmiechnęła się, a Larissa delikatnie uniosła kąciki ust. ─ Dlaczego pani nie je? ─ wypaliła, odważnie patrząc w ciemne, puste oczy.

─ Już jadłam ─ zapewniła, uśmiechając się subtelnie. ─ Jak ci się spało? ─ zapytała.

─ Dobrze. ─ Kayley się rozpromieniła. ─ Czy ta jaszczurka to pani maskotka z dzieciństwa?

─ Tak ─ rzuciła, odwracając się, aby posprzątać kuchnię.

Nastolatka wpatrywała się z szeroko otwartymi oczami, jak wyniosła, sztywna Ancram pochyla się, aby wytrzeć blat czy pozmywać. Był to tak nietypowy widok, że Kayley zamarła na chwilę.

─ Gdzie jest jej służba? ─ zastanawiała się.

─ Co się stało z ogonem? ─ zapytała, mając na myśli pluszaka. ─ Taka była od początku czy...

─ Ja jej go odcięłam, gdy miałam mniej więcej tyle lat co ty. ─ Larissa uśmiechnęła się łagodnie, zerkając na Kayley. ─ Sama nie wiem dlaczego. ─ Wzruszyła ramionami, wracając do pracy. ─ Tak sobie pomyślałam... ─ zaczęła powoli. ─ Jak dużo opowiedziała ci Layla o swoim pobycie u mnie?

─ No... ─ Kayley się zaczerwieniła. ─ Sporo.

─ Rozumiem. ─ Ancram spojrzała na nią dziwnym wzrokiem. ─ Mówiła ci o dwóch dziewczynkach, które poznała w Nowym Jorku?

─ O, tak! ─ roześmiała się. ─ Alice, z którą się upiła oraz której powierzała wszystkie sekrety i Cassidy, która dla niej skłamała kiedy testowały zdolności Layli, żeby pani nie była zła... ─ urwała, zdając sobie sprawę z tego co przed chwilą powiedziała. Otworzyła szeroko oczy i przygryzła wargę.

─ Boże, ona jest taka niewinna... ─ zauważyła Larissa.

─ Spokojnie, żadnej nie ukarzę. ─ Uśmiechnęła się krzywo.

─ Nie... ─ zamyśliła się, a potem uśmiechnęła czarująco. ─ Nie jest pani takim potworem, jak mówiła Layla.

─ Och, jestem o wiele gorsza... ─ pomyślała Ancram.

─ Cieszę się, że tak sądzisz ─ odparła ze słabym uśmiechem, przystając naprzeciwko dziewczyny. ─ Chciałabyś poznać Cassidy? Jest w twoim wieku...

─ Zabrałaby mnie pani do Nowego Jorku? ─ Kayley otworzyła szeroko oczy, które błyszczały z podniecenia.

─ Jeśli tylko chcesz...

I tak Larissa znowu podróżowała z Kayley, tym razem w kierunku Nowego Jorku. Dziewczyna zabrała ze sobą pluszaka Ancram, którego co jakiś czas tuliła. Kobieta widziała, że dziecko znowu myśli o matce, patrzyła jak niewinną, anielską twarz dwunastolatki ogarnia smutek. Włączyła jakąś muzykę, mając nadzieję, że to poprawi humor małej Evans. Kayley zaczęła cicho podśpiewywać, a kiedy zauważyła, że robi to na głos, roześmiała się sama z siebie. Larissa uśmiechnęła się łagodnie do dziewczyny, zerkając na nią z troską i współczuciem, cały czas starając się ukryć pozostałe emocje, które nie dawały jej spokoju.

* * *

Późną nocą dotarły do apartamentu Ancram, który sprawił, że nastolatka zamarła z zachwytu. Już sam Nowy Jork napawał ją ekscytacją, z radością podziwiała wieżowce, bogate sklepy i neonowe reklamy, które pięknie świeciły w nocy, lecz luksusowe mieszkanie podwoiło te emocje. Larissa przygotowała szybką kolację, której sama nie tknęła, a potem oznajmiła, że Kayley może spać w starym pokoju Layli. Dziewczyna czuła, że z kobietą jest coś nie tak, ale nie potrafiła wyciągnąć z niej prawdy. Ancram kryła emocje za czułością i troską, jaką okazywała nastolatce, nie dając jej nawet szansy na chwilę smutku czy zamyślenia. Kayley z każdą chwilą uświadamiała sobie, jak wiele Layla oraz inni ludzie nie wiedzieli o Larissie. Dostrzegali jedynie to, co pozwalała im dostrzegać. Mroczne, ciemne wejrzenie postrzegali jako przerażające, podczas gdy dla Kayley wydawało się zwyczajnie smutne, puste. Zupełnie jakby ktoś, szkicując, zapomniał zostawić miejsca na jasny blask i zamalował całą powierzchnię źrenicy, tylko lekko cieniując tęczówkę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro