Prolog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

─ Naprawdę tego chcesz? ─ Aiden przechylił głowę, aby móc wpatrywać się w błyszczące, ciemne oczy Layli.

Jak co wieczór, obejmowali się na plaży, wsłuchując w odgłosy morza. Aiden wiedział, że dziewczyna cierpi, od dawna pragnąc odwiedzić rodziców, przekonać się, czy wciąż ją kochają. Mimo że nie mówiła tego głośno, potrafił dostrzec jej pragnienia. Layla nie stroniła od ekspresji ─ często marszczyła lub unosiła brwi, zaciskała pięści albo uśmiechała się szeroko. W ciemnych oczach nastolatki tliła się szaleńcza wiara w lepsze jutro, w idealne życie, gdzie będzie w pełni szczęśliwa razem z rodzicami i Aidenem.

─ Nie daje mi to spokoju ─ wyznała smutno, a chłopak się odsunął, podciągając nogi. Layla podążyła za jego przykładem, obejmując rękami kolana. ─ Nie mogę o nich zapomnieć, są moimi rodzicami...

Aiden podniósł się z piasku i zrobił kilka kroków w stronę morza. Uwielbiał tę plażę ─ za dnia dzika i pełna rozrywek, nocą natomiast spokojna, pozwalająca pomyśleć.

─ Rodzic to ktoś więcej niż osoba, która dała ci życie ─ zaczął, siląc się, aby głosu nie przepełniał chłód. ─ Nie traktowali cię dobrze, uważali za potwora, wybryk natury, który trzeba ujarzmić... ─ ciągnął, na co Layla się zerwała, drżąc z gniewu.

─ Nie mów tak! ─ zawołała, lecz w oczach pojawiły się łzy. ─ Nie wiemy tego na pewno... ─ wymamrotała. ─ Muszę się dowiedzieć ─ oznajmiła z naciskiem

─ Wiem. ─ Odwrócił się, aby spojrzeć jej prosto w oczy, a potem uśmiechnął się lekko, co odwzajemniła dziewczyna. ─ Nigdy się nie poddajesz, zawsze wierzysz, że ludzie okażą się dobrzy... ─ Wyciągnął rękę, aby pogładzić policzek Layli.

─ Taka już jestem. ─ Wzruszyła ramionami, robiąc nieśmiałą minę.

Aiden pochylił się i pocałował namiętnie dziewczynę, która poczuła znajomą, kojącą, a jednocześnie pobudzającą energię i przymknęła oczy. Ciepło chłopaka potrafiło ukoić nawet w najgorszych momentach.

─ Pojedziemy, jeśli tego chcesz. ─ Założył jej włosy za ucho, unosząc kąciki ust w charakterystyczny, nonszalancki sposób.

─ Dziękuję. ─ Objęła go czule, a on mocno przycisnął ją do piersi.

─ Pojadę i nie pozwolę, żeby znowu cię skrzywdzili... ─ pomyślał Aiden.

* * *

Dzień po ucieczce Alice i Drake'a, Ethan odwiedził Selenę, żeby porozmawiać z młodszą córką. Od rozwodu nie pojawił się w ich mieszkaniu, nie wchodził po znienawidzonych schodach, po których zwykł nosić zakupy, ponieważ z windą zawsze były problemy. Teraz jednak, o dziwo, działała. Mimo to Ethan postanowił wspiąć się po schodach, wspominając czasy, kiedy życie wydawało się prostsze. Stopień po stopniu analizował swoje wspomnienia i związek z Seleną.

─ Gdzie popełniłem błąd? ─ pomyślał ze smutkiem. ─ Czy da się to jeszcze naprawić? ─ rozmyślał, wchodząc na odpowiednie piętro.

─ Tata! ─ Cassidy przytuliła ojca, jak tylko otworzyła drzwi.

Uśmiechała się szeroko, sprawiając, że Ethan od razu zapomniał o problemach, mimowolnie odwzajemniając uśmiech.

─ Cześć skarbie. ─ Uścisnął dziewczynkę. ─ Mogę wejść? ─ zapytał ze śmiechem, gdy się od siebie odsunęli.

─ No... ─ Zerknęła nerwowo przez ramię. ─ Chyba tak... ─ zamyśliła się, przygryzając wargę. ─ Będziesz moim gościem, mama i on nie mogą mieć pretensji...

─ On? ─ Graham przechylił głowę, przyglądając się Cassidy. Ethan z bólem obserwował, jak jego własna córka bije się z myślami, rozważając wpuszczenie go do mieszkania. ─ Barney? ─ Zmarszczył brwi.

─ Tak, teraz z nami mieszka... ─ Spuściła wzrok, zaczynając nerwowo szurać nogami. ─ Ale chodź! ─ Rozpromieniła się, łapiąc Ethana za dłoń. ─ Niedawno wyjechał i wróci dopiero za kilka dni czy coś takiego. ─ Wciągnęła go do środka.

─ Za kilka dni... ─ pomyślał Graham, wiedząc, że mężczyzna prowadzi podwójne życie.

─ Ethan? ─ Selena pojawiła się w korytarzu, wychodząc z kuchni. ─ Chyba mówiłam, że nie mamy o czym rozmawiać! ─ warknęła, spoglądając na niego gniewnie. ─ Zwłaszcza po tym, jak pozwoliłeś naszej córce uciec! ─ syknęła, a w jej oczach pojawił się nienawistny, pełen żalu błysk.

─ Chciałbym tylko przypomnieć, że to od ciebie uciekła najpierw ─ rzucił, siląc się na chłód.

Zlustrował byłą żonę, którą zrobiła zbolałą minę. Miał rację ─ Selena obwiniała się o ucieczkę Alice jeszcze bardziej niż on sam.

─ Nie możesz choć raz dać mi wygrać? ─ westchnęła, wprowadzając go do salonu.

Ethan uśmiechnął się w odpowiedzi. Nadal kochał Selenę, nie potrafił jednak wybaczyć zdrady, za bardzo go zraniła, a w dodatku nie czuła się winna. Zachowywała się jakby nie stało się nic poważnego. Uważała, że skoro czuła się niedoceniana, to zdrada była tak naprawdę winą Ethana, który z czasem, skrycie, zaczął przyznawać jej rację.

─ Masz jakieś wieści o Alice? ─ zapytała, wskazując mu sofę. ─ Zostawiła może coś jeszcze, oprócz listu? ─ Ethan poczuł ból w okolicy serca, dostrzegając rozpacz w oczach kobiety.

─ Tak, w zasadzie dlatego tutaj jestem. ─ Przeniósł wzrok na jedenastolatkę, która do tej pory przyglądała się dorosłym w milczeniu, a teraz otworzyła szerzej oczy. ─ Wysłała ci wiadomość, prawda?

─ Ja... ─ urwała, zaciskając usta, aby nie zdradzić siostry.

─ Spokojnie. ─ Przywołał Cassidy gestem, aby posadzić ją na swoich kolanach. Dziewczyna spuściła wzrok, wpatrując się w podłogę. ─ Widziałem tego SMSa... ─ Pogładził włosy córki, która przygryzła wargę, myśląc gorączkowo. ─ Potrafisz ją rozszyfrować? ─ Kochanie... ─ ciągnął, kiedy nie odpowiedziała. ─ Ona może być w niebezpieczeństwie... Może nie ma co jeść... Chciała nas wszystkich ukarać, a wiesz, że jest porywcza...

Nastolatka uniosła głowę, spoglądając na matkę, która drgnęła, widząc wzrok dziewczynki: chłodny, zawzięty, pewny siebie. Cassidy nigdy wcześniej nie patrzyła tak na matkę.

─ Nie. ─ Zeskoczyła z kolan ojca. ─ Nie macie racji ─ wypaliła, zerkając to na Ethana, to na Selenę.

─ O czym ty mówisz? ─ odezwał się zdezorientowany mężczyzna.

─ Alice jest silna i odważna, nie potrzebuje was! ─ zawołała, drżąc. ─ Da sobie radę i odnajdzie Laylę zanim to zrobi ta kobieta i jej mąż! ─ Posłała ojcu morderczy wzrok.

─ Więc ty też mnie winisz... Jak wiele kosztuje mnie chęć niesienia pomocy... ─ pomyślał z goryczą Ethan.

─ A co do pana Barneya, Alice miała rację. ─ Cassidy spojrzała na matkę. ─ On ma już żonę, mamo. ─ Selena otworzyła szeroko oczy, mimowolnie zaciskając dłonie. ─ Słyszałam jak z nią rozmawiał...jak mogłaś zostawić dla niego tatę! ─ wrzasnęła, a Ethan uśmiechnął się pod nosem, dumny ze wsparcia, jakim mimo wszystko darzyła go nastolatka. ─ A ty, tato ─ zwróciła się do Grahama, który uniósł brwi. ─ Jeśli myślisz, że cokolwiek ci powiem, to się grubo mylisz. ─ Oczy dziewczyny płonęły z determinacji. ─ Alice mi zaufała, a ja dotrzymam słowa, nie zdradzę swojej siostry, nie tym razem ─ dodała, wychodząc z salonu szybkim krokiem.

─ Cassidy! ─ Rodzice ruszyli za córką, lecz ta już zdążyła zamknąć się w pokoju.

─ Dajcie mi spokój! Nic wam nie powiem! ─ zawołała, wpatrując się w ścianę ze zdjęciami, na których była razem z Alice i Laylą.

─ Nie zdradzę was... ─ obiecała samej sobie. ─ Tata nie zasługuje na takie traktowanie, ale jest razem z Ancram... Nic mu nie powiem, nie zawiodę waszego zaufania... ─ przyrzekła, dotykając jednej z fotografii.

Selena i Ethan długo próbowali przekonać jedenastolatkę, lecz było to bezskuteczne. W końcu wrócili do salonu, gdzie kobieta skuliła się, załamana. Łzy ciekły po zaróżowionych policzkach, a Ethan poczuł nagłą potrzebę objęcia byłej żony.

─ Nie powinnam była cię tak traktować... ─ załkała. ─ Zachowywałam się jak dziwka i mam za swoje...

─ Kiedy to wszystko stało się takie skomplikowane? ─ pomyślał zrozpaczony Ethan. ─ Byliśmy tacy szczęśliwi...

Mężczyzna przeklął w duchu swoją słabość, ale nie potrafił patrzeć na cierpienie Seleny. Podszedł i objął ją czule. Pochylił się nad kobietą, ocierając łzy z twarzy, którą zwykł całować. Wyczuł znajome, drobne, powstałe od ciągłego uśmiechu zmarszczki i mimowolnie pomyślał o pustej, kamiennej twarzy Ancram, która nie posiadała żadnych „skaz" spowodowanych emocjami.

─ Nie mogłaś wiedzieć... ─ tłumaczył łagodnie. ─ To nie twoja wina...

─ Właśnie, że moja! ─ Spojrzała na niego zapłakanym, namiętnym wzrokiem. ─ Alice miała rację, jestem podła... ─ wymamrotała, spuszczając głowę.

─ Alice miała rację w wielu sprawach... ─ pomyślał z goryczą.

─ Ona uciekła z jego synem ─ wyznał, pozbywając się sekretu, którego nie chciał już dłużej ukrywać.

─ Co? ─ Szeroko otworzyła oczy, wpatrując się w Ethana. ─ On... ─ wyjąkała. ─ Ona... ─ Przełknęła ślinę. ─ Uciekła z chłopakiem?

─ Tak, nazywa się Drake Evans, Larissa próbuje go namierzyć... ─ wyjaśnił, próbując załagodzić sytuację.

─ Ach, szanowna pani Ancram... ─ powiedziała z odrazą.

─ Zazdrosna? ─ roześmiał się, wstając.

─ Uwierz, że tak ─ odpowiedziała, przybliżając się do mężczyzny. ─ Jestem o nią cholernie zazdrosna ─ oznajmiła, obejmując Ethana za szyję.

─ Selena...co ty... ─ Znieruchomiał, wpatrując się w oczy kobiety, która przysunęła się bliżej, delikatnie dotykając jego warg swoimi.

Ethan chciał ją odepchnąć, zapomnieć o uczuciach, ale nie potrafił. Kiedy poczuł ciepłe, ukochane usta byłej żony, nagle wszystko inne przestało się liczyć. Kochał każdy element niedoskonałej Seleny. Przyciągnął ją do siebie, całując namiętnie i marząc, żeby od teraz wszystko zaczęło się układać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro