21. Beztroskie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Melinda odprowadziła córkę wzrokiem, ale nic nie powiedziała. Amanda wyszła i trzasnęła drzwiami. Antoni prychnął cicho i sięgnął po gazetę.

– Zamierzasz czytać w takim momencie? – spytała z niedowierzaniem Melinda.

– Muszę czymś zająć ręce, bo wstanę, a potem ją dogonię i uduszę – warknął i przewrócił stronę.

– Jest nastolatką, nie pomyślała.

– Och, błagam! – Antoni odrzucił od siebie gazetę i podszedł do okna. – Zaprosiła do mojego domu wilkołaka, naraziła się na...

Przerwał i ruszył w kierunku drzwi. Melinda zastąpiła drogę.

– Zostaw ją, to nie ma sensu, Antoni – powiedziała łagodnym tonem.

– Wiem, Mel. Poszła tam sama, bez ochrony. Obie jesteście tak przerażająco beztroskie. Tak łatwo zapominacie o niebezpieczeństwie – szepnął ostro.

– Amanda za bardzo ufa ludziom – westchnęła cicho Melinda. – Ja pewnie też. Nie zamierzam się z tobą kłócić, czy to dobrze czy niedobrze. W każdym razie wolę się pomylić w osądzie niż zakładać z góry, że ktoś ma złe intencje.

– Nie mogę wyjść z podziwu, że z takim podejściem nadal jesteś wśród żywych – sarknął i usiadł z powrotem na kanapie.

– Rozmawiałeś z Amandą na temat przeprowadzki? – spytała z nieśmiałym uśmiechem.

– Próbowałem, ale nie dokończyliśmy tej rozmowy – odparł.

– Uważam, że to dobry moment – dodała.

– Amanda chciała skończyć szkołę, trzymała się tej myśli dość kurczowo – westchnął cicho. – Ale sporo się zmieniło w ostatnim czasie. Nie wykluczam, że jej zdanie również.

– Może ja spróbuję? Chciałabym zacząć ją wdrażać. Zapytać o zdanie w wielu kwestiach. Widzę, że ma mnóstwo pomysłów, jak można by było zmienić to miejsce na lepsze.

W oczach Melindy rozbłysły radosne ogniki.

– Tylko pamiętaj, że jest na mnie zła – dodał Antoni i stłumił ziewnięcie.

– Twój pokój nie jest jeszcze gotowy, zdrzemnij się tutaj – rzuciła przez ramię i wyszła z gabinetu.

Antoni odprowadził ją wzrokiem. Nie był pewien, czy dobrze zrozumiał Mel. Kazała mu spać w swoim gabinecie? Zmęczenie, które go ogarnęło było tak przytłaczające, że ani się spostrzegł, a faktycznie leżał na kanapie. Nawet nie ściągnął butów. Dopiero po czasie zrozumiał, że to, co odczuwał nie było naturalne. Zapadł w tak głęboki sen, że nie usłyszał, kiedy w ścianie przesunął się mechanizm, który otworzył drzwi do tajnego przejścia. W końcu się zorientował, że nie jest sam. Ale było już za późno...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro