35. Dzban z wodą

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wraz ze służbą do zamku wróciło życie. Kobiety zaczęły ogarniać spustoszenie, jakie powstało, gdy ostatnim razem opuściły te mury. Milczały i ukradkiem ocierały oczy, a dzięki ich tłumnej obecności bez problemu dostałam się do kuchni. Stamtąd najłatwiej było wślizgnąć się do lochów bez ściągania na siebie uwagi. Mało kto o tym wiedział, a mi było to wyjątkowo na rękę.

Wymacałam w ścianie drzwi, prowadzące do tajnego przejścia i już miałam je otworzyć, gdy nagle ściana drgnęła i sama się przede mną rozstąpiła. Nie zdążyłam się ucieszyć, bo po drugiej stronie pojawiła się Bestia. Rzuciła mi przelotne spojrzenie i weszła do kuchni. Zastygłam i w ostatniej chwili naszła mnie refleksja, żeby się jej pokłonić. Schyliłam nisko głowę i nie śmiałam jej wyprostować, póki słyszałam, jak kobieta kursuje od ściany do ściany i przetrząsa pomieszczenie, jakby czegoś szukała.

– Dziewko – warknęła.

Dopiero, gdy mną potrząsnęła zrozumiałam, że mówiła do mnie.

– Weź to i chodź ze mną – powiedziała, wciskając mi w dłonie ciężkie naczynie wypełnione po brzegi wodą, a potem zniknęła w tajnym tunelu. – Pospiesz się.

Spojrzałam na jej plecy, powoli znikające w ciemnym korytarzu. 

A gdyby tak zepchnąć ją ze schodów? 

Nie. Potrząsnęłam głową i ruszyłam za nią. Musiałam bardzo ostrożnie stawiać stopy. Kamienie były śliskie.

W końcu dotarłyśmy na miejsce. Bestia otworzyła drzwi i wpuściła mnie przodem do celi. Kiedy zobaczyłam wuja, serce podeszło mi do gardła i mało brakowało, a upuściłabym naczynie na ziemię.

Wyglądał strasznie. Wciąż był przywiązany do pręgierza, cały we krwi i nieprzytomny. Jego ręce zwisały bezwładnie w więzach.

– Ocuć go i daj mu wody – powiedziała Bestia, sadowiąc się w fotelu. 

Podparła głowę ramieniem i utkwiła wzrok w ścianie.

Na drżących nogach podeszłam do wuja. Zamoczyłam palce w dzbanie i skropiłam mu twarz. Musiałam powtórzyć ten gest kilkukrotnie, aż w końcu się ocknął i spojrzał na mnie zdezorientowany. Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, uniosłam naczynie tak, aby mógł się z niego napić. Nie odrywał wzroku od moich oczu. Czułam, że mnie rozpoznał. Stąd, gdzie stałam, słyszałam, że serce wali mu w piersi jak oszalałe.

– Skończyłaś? – usłyszałam bezbarwny głos Bestii.

– Jeszcze chwila – odparłam, siląc się na spokój.

– Sadzę, że już wystarczy. – Podniosła się i podeszła w naszym kierunku sztywnym krokiem.

Wyszarpała dzban z moich rąk i rozbiła go o ścianę. Woda ochlapała nam nogi i rozwodniła kałużę krwi, leżącą na podłodze. 

– Posprzątaj to – warknęła, a ja posłusznie uklękłam i zaczęłam zbierać skorupy naczynia do fartucha. Kątem oka zobaczyłam, że do celi wszedł Goter. Oparł się o framugę i zawołał złośliwie:

– Widzę, że mości książę wrócił do żywych. Czy mam kontynuować pracę?

– Nie – mruknęła niechętnie Bestia.

– Dlaczego? – Goter nie dał rady ukryć rozczarowania.

– Potrzebuję go żywego – warknęła.

– Toć żyje i ma się doskonale. Nie widzisz, moja droga? – Podszedł do wuja i uniósł jego brodę tak, żeby Bestia widziała wyraźnie jego twarz.

– Lepiej idź do... – urwała i rzuciła mi ukradkowe spojrzenie. – Pospiesz się, dziewko.

Ręce mi się zatrzęsły. Rozcięłam sobie palec i nie udało mi się powstrzymać przed syknięciem. Bestia warknęła i zacisnęła dłonie na moich ramionach. Odwróciła mnie do siebie przodem.

– Wynocha! – wrzasnęła z taką pasją, że aż mnie opluła.

Nasze spojrzenia się skrzyżowały i wtedy stało się coś dziwnego. Bestia znieruchomiała. Dyszała tak ciężko, jakby brakowało jej powietrza. Na twarzy miała wymalowane czyste przerażenie. Jej palce nadal kurczowo zaciskały się na materiale mojej sukienki.

Rozpoznała mnie.

– Dobry wieczór – szepnęłam i wysunęłam różdżkę z rękawa. – Per kunto polana.

Loch zawirował dookoła nas i zniknął, ustępując leśnemu krajobrazowi. Przeniosłam nas w to samo miejsce, gdzie ostatnio z nią walczyłam. Tym razem naprawdę zamierzam wygrać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro