6. Nadal uważasz, że dobrze zrobiliśmy?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

– Jesteś z siebie zadowolona? – zapytał z irytacją Antoni, podczas gdy Melinda przechadzała się nerwowym krokiem po gabinecie.

– A ty? Nie mogłeś mnie uprzedzić, że przyjedziecie? – mruknęła.

– Pierwszy zadałem pytanie – rzucił cierpko.

Odetchnął głęboko, a potem dodał:

– Źle zrobiliśmy, ukrywając prawdę. Od początku mówiłem, że to fatalny pomysł. To było do przewidzenia, że w końcu się dowie.

– O nie, Antoni! Nie będziemy się tak bawić! Sugerujesz teraz, że ty jesteś ten mądry, a ja to ta zła i głupia? – zapytała wzburzona.

– Nic ci nie sugeruję, Mel, ale jak znam Amandę...

– Znasz Amandę? – prychnęła. – Chyba się zapominasz! To moja córka, a nie twoja! Nikt nie zna jej lepiej ode mnie!

– Tak, znam Amandę. A wiesz dlaczego? – zniżył głos do szeptu. – Spędziłem z nią więcej czasu przez ostatnie trzy lata niż ty przez całe swoje życie. Byłem też obecny wcześniej i dbałem, żeby nie umarła z głodu, kiedy ty bawiłaś się tutaj w partyzantkę. Już dawno temu dokonałaś wyboru, Melindo i nie było nim zdobycie tytułu „Matki Roku". Wściekasz się, bo dobrze o tym wiesz.

Kobieta zadrżała, ale nic nie powiedziała. Zamiast tego oparła się o biurko i zalała łzami. Antoni warknął, podszedł do niej i przygarnął ją do siebie. Oparł jej głowę na swojej piersi i westchnął ciężko.

– No już, Mel. Przepraszam. Przesadziłem – szeptał, głaszcząc ją po plecach.

– Masz... rację... – wyszlochała. – Jestem fatalną matką.

– Mel, nie płacz – wyrzucił z siebie z frustracją. – Wcale nie jesteś fatalną matką.

– I zazdroszczę ci, że zbudowałeś z Amandą taką więź. Trwalszą od mojej. – Pociągnęła nosem.

– Chodźmy jej poszukać. Wytłumaczmy jej na spokojnie, co się stało – zaproponował łagodnie.

– Na pewno jest u siebie. – Melinda wciągnęła drżący oddech i otarła oczy wierzchem dłoni.

– Nie byłbym tego taki pewien – mruknął Antoni i ruszył w kierunku drzwi. – Obstawiałbym raczej, że poszła się rozejrzeć i zasięgnąć języka w mieście.

Chwycił za klamkę, zanim jednak na nią nacisnął odwrócił się przez ramię i powiedział:

– Zanim zapomnę, mam prośbę, jeśli zauważysz, że Amanda korzysta z czarów daj mi znać.

Melinda spojrzała na niego zdziwiona.

– Dostała szlaban – wyjaśnił lakonicznie.

– Za co? – wykrztusiła.

– Nie dotrzymała słowa, okłamała mnie, spóźniła się na obiad... – wyliczał. – Nie rozumiem, co cię tak bawi, Mel.

– To ostatnie – parsknęła.

– To poważna sprawa, Amanda zaczęła się umawiać na randki! – Spojrzał na siostrę spode łba. – A ten chłopak ani trochę mi się nie podoba.

– Nie tobie ma się podobać, tylko jej – odparła ze śmiechem Melinda. – Czyli rozumiem, że to przeważyło szalę i stąd taka surowa kara? Zakaz magii? Serio? Co następne? Zakaz oddychania? Litości, Antoni! To czarownica!

– Zirytowała mnie – przyznał po chwili wahania. – Ale nie zamierzam się z tego wycofać.

– Oczywiście. – Uśmiechnęła się wyrozumiale Melinda. – A ja nie zamierzam się wtrącać.

– To dobrze – mruknął.

– Ja też mam prośbę, Antoni – dodała nieśmiało.

– Słucham? – Zmarszczył brwi.

– Nie podważam twoich metod wychowawczych, ale proszę, zachowuj się racjonalnie. To nastolatka. Jeszcze nie raz doprowadzi cię do szału. Nie daj się sprowokować. Jedyną pewną rzeczą, jaką uważam za pewniak w tym życiu to twoje opanowanie. Zawsze cię za to podziwiałam.

– Daj spokój, Mel, bo się zarumienię – prychnął Antoni i przepuścił ją w drzwiach.

– Wiem, że się martwisz. W końcu Amanda jest w tym samym wieku, co ja, kiedy – urwała i potrząsnęła głową. – Nie, ona jest mądrzejsza ode mnie.

– Wolę dmuchać na zimne. – Wzruszył ramionami mężczyzna. – Póki mieszka pod moim dachem, nie chcę słyszeć o żadnych randkach, a jeśli już koniecznie musi na nie chodzić, to niech przynajmniej przestrzega zasad, które wspólnie ustaliliśmy.

– Porozmawiam z nią – obiecała.

Wspięli się po schodach i pokonali kilka korytarzy, aż w końcu dotarli do komnaty zajmowanej przez Amandę.

– Chwila prawdy – mruknął ponuro Antoni i zapukał do drzwi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro