1. I tak o tym zapomnisz

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Noc wydawała się spokojna. Księżyc wisiał wysoko na niebie. Jego światło sięgało koron drzew, ale nie docierało niżej. W dolnych partiach lasu było ciemno, jak w grobie.

W powietrzu unosiło się wiele zapachów. Pot i krew w towarzystwie wszechogarniającej zgnilizny i wilgoci mieszały się ze sobą, skutecznie utrudniając oddychanie.

Bestia krzyknęła i wciągnęła ciężkie powietrze do płuc. Leżała na ziemi w kałuży własnej krwi. Poły sukni zakasała wysoko, jednak z czasem stało dla niej się obojętne, czy je poplami. Jak do tego doszło, że ona, Czarna Królowa rodzi w takich warunkach?

Goter stał nieopodal oparty o drzewo i patrzył na nią badawczo. Kazała mu się do siebie nie zbliżać. I tak nie mógł jej pomóc. Zrobił już swoje, reszta należała do niej.

Krzyknęła jeszcze raz. Dlaczego nikt jej nie uprzedził, że czeka ją tyle bólu, ani że będzie tyle krwi? Przemknęło jej przez myśl, że może tego nie przeżyć. Czuła, jak siły ją opuszczają z każdym kolejnym oddechem.

Płacz noworodka rozległ się tak nagle, że przestała przeć. Organizm zmusił ją jednak, żeby kontynuowała. Po chwili do dziecka dołączyło kolejne, a potem jeszcze jedno. Goter podszedł bliżej mimo, że miał tego nie robić. Bestia machnęła dłonią nad dziewczynkami. Ich płacz urwał się raptownie, a one same wylądowały w wiklinowych koszach, opatulone w pieluszki.

– Mówiłaś o dziecku, nie dzieciach! – warknął.

– Za chwilę będzie tylko jedno – odparła spokojnie.

Goter zacisnął pięści, ale nic nie powiedział. Bestia powoli wstała i zajrzała do koszy.

– Urodziłam trzy dziewczynki – oznajmiła beznamiętnym tonem. – Jedna wcale nie ma w sobie magii, a druga to chuchro, które nie przeżyje miesiąca. Tylko ta trzecia jest warta uwagi. W pełni zdrowa i obdarzona.

Schyliła się z cichym stęknięciem i wzięła ją na ręce.

– Czuję, jak w jej żyłach pulsuje siła. Może być nawet potężniejsza ode mnie – zawiesiła głos i posłała mu stalowe spojrzenie. – Ode mnie, rozumiesz? Ona jest moją jedyną nadzieją – szepnęła z wysiłkiem i ostrożnie przesunęła palcem po twarzy dziecka.

Ruch kobiety był sztywny. Bez czułości. Bestia wiedziała, że trzyma w ramionach najcenniejszą rzecz, jaką kiedykolwiek posiadała, ale nie była dla niej niczym więcej, niż tylko narzędziem. Musi o nie dobrze zadbać, zanim będzie mogła z niego skorzystać.

Goter spojrzał na pozostałą dwójkę noworodków i przełknął ciężko ślinę.

– Może chociaż pierworodną oddam do jakichś ludzi? Przecież może żyć... – zaczął niepewnie.

– Wykluczone – przerwała mu sucho. – Mogłaby kiedyś przeszkodzić Kasandrze – wycedziła przez zaciśnięte zęby.

– Kasandrze? – powtórzył głucho.

– Idioto, chyba nie spodziewałeś się, że zapytam cię o zdanie w wyborze imienia – prychnęła z pogardą.

Nie odpowiedział. Ugryzł się w język. Poród może i osłabił Bestię, ale wciąż mogła zmieść go z powierzchni ziemi w niezwykle bolesny sposób, którego stopień i poziom kreatywności zależał wyłącznie od tego, co wymyśliłaby jej chora wyobraźnia.

– To co mam zrobić? – Pytanie ledwo mu przeszło przez zaciśnięte gardło.

– Wrzuć je do rzeki – odparła bez wahania, bezbarwnym tonem. – Nie są mi do niczego potrzebne.

Goter wciągnął ze świstem powietrze i spojrzał na nią z niedowierzaniem. Znał Bestianę od wielu lat. Wypełniał wszystkie jej rozkazy, bez oporów i z przyjemnością. Nigdy z nią nie dyskutował. Wiedział, że jest okrutna. Za to ją uwielbiał. Tkwili w specyficznej relacji, nie śmiał choćby marzyć o tym, żeby stać się jej równym, poza tym wcale tego nie chciał. Czuł się dobrze w roli jej sługi. Aż do teraz.

Czy ją kochał? Zdecydowanie nie. Raczej nie był zdolny do miłości. Czy jej pożądał? Tak i to bardzo. Do tego stopnia, że nie przeszkadzało mu to, jak instrumentalnie go potraktowała. Chciała, żeby spłodził z nią dziecko, a on dał jej nawet więcej niż jedno. Tymczasem ona kazała mu...

Potrząsnął zdecydowanie głową, a potem schylił się i zacisnął palce na uchwytach koszy.

– Kiedy wypuścisz dzieci z rąk, zapomnisz, że miałeś jakiekolwiek inne, poza Kasandrą – rzuciła przez ramię i po chwili zniknęła z dziewczynką za drzewami.

Goter popatrzył z wahaniem po uśpionych twarzach swoich córek. Wyglądały tak spokojnie, nieświadome przeznaczenia, którego pozbawiła je najmłodsza siostra. Czarnowłosa dziewczynka, identyczna, jak ta, którą zabrała Bestia, nawet nie drgnęła, wciąż głęboko spała. Druga natomiast, o blond kosmykach skrzywiła się i otworzyła oczy. Goter zamarł wpół kroku, zahipnotyzowany spojrzeniem małej. Mógłby przysiąc, że ona wiedziała, co zamierza z nią zrobić. To nie było spojrzenie typowe dla tak małego dziecka.

– Bestia się pomyliła – szepnął. – To powinnaś być ty.

Mężczyzna wzdrygnął się i gwałtownie przerwał kontakt wzrokowy z córką.

– Przykro mi – mruknął pod nosem i ruszył w kierunku rzeki. – Naprawdę.

To, co działo się dalej, pozostało tajemnicą nawet dla niego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro