12. Za mała

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Biorąc pod uwagę wydarzenia z poprzedniego wieczora, spałam zaskakująco dobrze. Zupełnie, jakby ktoś odgrodził mnie od koszmarów. Było mi tak wygodnie, że przegapiłam porę, o której zazwyczaj się budzę i nie zdążyłam na śniadanie. Spóźniłam się też na lekcje Mariki, ale kiedy zapukałam do drzwi, jej nauczyciel powiedział, że będzie lepiej, jeśli dziś do nich nie dołączę. Powtarzał z Mariką materiał do egzaminów z podstaw ziołolecznictwa, alchemii i arytmetyki. Zdawał się wierzyć, że brak mojej obecności naprawdę wpłynie na poziom skupienia jego uczennicy, jakby zapomniał, że Marika bardzo łatwo się rozpraszała bez niczyjej pomocy.

Nie narzekałam. Dawno nie miałam okazji, żeby pobyć samą, a bardzo tego potrzebowałam. W kuchni nikt się na mnie nie zezłościł, że przyszłam tak późno. Od razu po tym, jak mnie nakarmili, zaszyłam się w bibliotece.

To było piękne miejsce, wypełnione książkami pod sam sufit. Czułam się trochę sfrustrowana, bo nie zawsze mogłam dosięgnąć tam, gdzie chciałam. Nawet, gdy stanęłam na krześle, nie mogłam się dostać do górnej półki. Korciło mnie, żeby wspiąć się po regale, ale ostatecznie nie starczyło mi odwagi. Nie ważyłam wiele, ale wiedziałam, że mógłby się przewrócić razem ze mną i narobić mnóstwa bałaganu.

Mama nauczyła mnie czytać na krótko przed swoją śmiercią. Do jej ulubionych książek należała mitologia grecka. To na niej poznałam litery, zanurzając się w mroczne, przepełnione bólem i niesprawiedliwością historie o ludziach i bogach, tak mściwych i okrutnych, że czasem przechodziły mnie ciarki. Większość z mitów znałam na pamięć, ale ciekawiło mnie, czy znajdę jakiś egzemplarz również tutaj. Może gdy je sobie odświeżę, poczuję to samo co wtedy, gdy wierzyłam, że moja misja ma sens?

Szukałam już od godziny, ale nie znalazłam mitów. Westchnęłam zirytowana i wyciągnęłam na chybił trafił pierwszą książkę z brzegu.

Król Edyp, Sofokles – przeczytałam na głos i uśmiechnęłam się do siebie z zadowoleniem.

Znałam mit o postaci z tytułu, najwyraźniej trafiłam na kontynuację jego historii. Podniosłam głowę i rozejrzałam się po bibliotece w poszukiwaniu odpowiedniego miejsca, w którym mogłabym usiąść. Stało tu kilka foteli, które wyglądały na wygodne. Ostatecznie jednak zdecydowałam, że wejdę na szeroki parapet wyłożony miękkim, aksamitnym obiciem. Znajdował się przy dużym oknie z rozległym widokiem na ogród. Położyłam się na plecach, trzymając książkę oburącz nad twarzą.

Już po pierwszej stronie wiedziałam, że będzie ciężko. Każde zdanie musiałam czytać kilkukrotnie, żeby chociaż spróbować je zrozumieć. Sofokles pisał dziwnym językiem, okropnie pokrętnym. Trzeba się było mocno skupić, żeby wyciągnąć sens z wypowiedzi postaci. Gdybym nie znała kontekstu, co spotkało Edypa, pewnie nic bym nie rozumiała. Westchnęłam ciężko i przewróciłam kolejną kartkę.

– Wybrałaś bardzo ambitną lekturę, Kasandro – stwierdził pogodnie Antoni.

Wzdrygnęłam się, ale na szczęście nie upuściłam sobie książki na głowę. To by bolało, była w twardej oprawie. Chociaż wtedy ta durna wymówka, którą wcisnęłam mu wczoraj, gdy zobaczył na mojej twarzy siniaka, stałaby się nieco bardziej wiarygodna.

– Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć – dodał i zatrzymał się w progu.

Już jakiś czas temu zauważyłam, że zrobił się w stosunku do mnie milszy. Za przełomowy moment uznaję ten wieczór, kiedy przyszedł do mojego pokoju z pustą fiolką po truciźnie, którą zgubiłam. To wtedy coś się między nami zmieniło, przynajmniej z jego strony, bo ja nadal mu nie ufałam, chociaż nie zliczę, ile razy udzielił mi mniejszej bądź większej pomocy.

– Podoba ci się ta książka? – zagadnął spokojnym tonem.

Zastanowiłam się chwilę, po czym przytaknęłam z wahaniem. Antoni uśmiechnął się krzywo i oparł plecami o framugę.

– I rozumiesz, o co w niej chodzi? – dopytywał.

W jego głosie dało się wyczuć niedowierzanie. Nie wiem czemu, ale okropnie mnie tym zirytował. Usiadłam sztywno i uniosłam dumnie podbródek.

– Uważa pan, że jestem za głupia? – wycedziłam, zanim zdążyłam to dobrze przemyśleć.

Zagotowałam się ze złości, ale błyskawicznie do mnie dotarło, że nie powinnam. Momentalnie pożałowałam, że to powiedziałam. Zaschło mi w ustach. Zanim wolno przeniosłam wzrok z Antoniego na moje dłonie, zdążyłam zauważyć, jak marszczy brwi.

– Absolutnie nie miałem tego na myśli – oznajmił łagodnie, kompletnie niezrażony moim tonem.

Spojrzałam na niego z wahaniem. Nie wyglądał na zdenerwowanego. Nic w jego postawie o tym nie świadczyło, ale wzięłam poprawkę na to, z kim mam do czynienia. To był Antoni. Mistrz w zakresie ukrywania emocji. Mimo wszystko postanowiłam nie ryzykować z nim wojny, nie po tym, jak ostatnio mi pomógł.

– Przepraszam – powiedziałam cicho.

– Nie umniejszam twojej inteligencji, Kasandro. – Pokręcił głową i podszedł do regału.

Obserwowałam go w milczeniu. Ewidentnie czegoś szukał. Wysuwał książki i sprawdzał tytuły, a co jakiś czas wyciągał je z półek, układał jedną na drugiej i przyciskał do piersi.

Król Edyp to dramat, który porusza naprawdę ciężkie tematy, niekoniecznie odpowiednie dla dzieci. Znam dorosłych, którzy mieli by problem, żeby poprawnie go zinterpretować. Do tego dochodzi poziom skomplikowania zapisu. Język, z którego skorzystano jest archaiczny, już prawie nikt z niego nie korzysta. – Uśmiechnął się do mnie przez ramię. – Trzymasz bardzo stary egzemplarz. Należał do mojego pradziadka. 

Otworzyłam usta zaskoczona. Wcale nie wyglądał na taki stary. Był w idealnym stanie. Cud, że mi się nie rozpadł w rękach.

Antoni nazbierał całe naręcze książek, zanim w końcu się do mnie odwrócił i podszedł wolnym krokiem. Cofnęłam się w głąb parapetu i przytuliłam plecy do szyby. Zadziałałam instynktownie. Nie miałam dokąd uciec. Ogarnął mnie przenikliwy chłód, ale zacisnęłam zęby i postanowiłam, że jakoś to zniosę.

– Według mnie jesteś jeszcze trochę za mała na Króla Edypa, dlatego proponuję wymianę – oznajmił spokojnie i położył przede mną książki.

Uniosłam brwi w niedowierzaniu. Za jedną oferował mi jedenaście innych. Dla niego to zdecydowanie nie będzie uczciwa wymiana.

– Te zostały napisane o wiele bardziej przystępnym językiem – dodał. – Każdy z tych tytułów doczekał się kontynuacji. Wydaje mi się, że zebrałem wszystkie i żadnej nie pominąłem.

Ciekawość wzięła górę. Odkleiłam plecy od szyby i pochyliłam się nad książkami. Miały twarde, kolorowe oprawy. Niektóre były nieco grubsze od Króla Edypa, ale każda jedna wyglądała o wiele bardziej zachęcająco, niż on.

– Naprawdę mogę przeczytać je wszystkie? – upewniłam się ostrożnie.

– Oczywiście – odparł z uśmiechem. – Jeśli któraś ci się nie spodoba, albo skończysz czytać, po prostu zostaw je na stole, później posprzątam.

Wyciągnął do mnie rękę. Dopiero po chwili zorientowałam się, że chciał, abym mu oddała Króla Edypa. Wsunęłam książkę do jego dłoni, a on zacisnął na niej palce.

– Dziękuję – powiedział, odwrócił się i podszedł do regału.

Postawił dzieło Sofoklesa o wiele wyżej, niż wcześniej. Teraz z pewnością już go nie dosięgnę, chociaż nie powiem, że miałam na to ochotę. Przyznam, że Antoni trochę mnie zdziwił. Myślałam, że zabierze tę książkę ze sobą, skoro jest taka nieodpowiednia...

– Muszę wracać do pracy – oznajmił nagle. – Gdybyś czegoś potrzebowała, będę w gabinecie Amandy.

Przytaknęłam zdawkowo. Odprowadziłam go wzrokiem do drzwi. Zdałam sobie sprawę, że mu nie podziękowałam. Zrobię to później, o ile faktycznie będzie warto. Zgodziłam się w końcu na kota w worku. No i nie będę go przecież gonić.

Sięgnęłam po pierwszą książkę z brzegu i otworzyłam na stronie tytułowej.

Kubuś Puchatek – przeczytałam i parsknęłam.

Nieźle się zapowiada. W stosie wygrzebałam jeszcze dwie inne części z tej serii. Odłożyłam je na bok i wzięłam do ręki następną.

Pollyanna. – To już brzmiało nieco mniej infantylnie.

Była jeszcze Pollyanna dorasta. Uznałam ją za kontynuację, więc też odsunęłam od siebie. Z wahaniem uniosłam okładkę kolejnej książki i zmarszczyłam brwi. Miałam problem, żeby przeczytać ten tytuł. Brzmiał dziwnie.

Pippi Langstrumpf – wydukałam i złapałam się za głowę. Z tej serii też znalazłam jeszcze dwie podobne książki.

Ostatnie trzy, które zostały mi do sprawdzenia nosiły tytuł Dzieci z Bullerbyn. Westchnęłam ciężko i po chwili namysłu sięgnęłam po Kubusia Puchatka. Czułam w kościach, że żadna z tych książek mi się nie spodoba. Nie wiem, jakim kryterium kierował się Antoni podczas ich wyboru, ale jest to tak mało istotna kwestia, że nie ma sensu dłużej się nad nią zastanawiać.

***

Och, jak bardzo się pomyliłam! Praktycznie połknęłam tę książkę. Była cudowna. Tak się zaczytałam, że nie usłyszałam, że mnie wołano. Wzdrygnęłam się nieprzytomnie, kiedy poczułam czyjąś dłoń na ramieniu.

– Chodź, Kasandro – powiedział łagodnie Antoni.

– Dokąd? – Zamrugałam zdezorientowana.

– Mówiłem, że podano obiad, ale widzę, że myślami nadal jesteś w Stumilowym Lesie – zaśmiał się cicho i pomógł mi zejść z parapetu.

Nie musiał tego robić, ale nie protestowałam. Tak długo tam leżałam, że nogi mi zdrętwiały. Zachwiałam się, kiedy postawił mnie na ziemi.

– W porządku? – Przyjrzał mi się z troską.

Przytaknęłam. Czułam się lekko. To chyba zasługa tej książki. Ona też taka była. Nieskomplikowana, pozbawiona intryg. Nie działo się w niej nic strasznego. Postaci bardzo się wspierały i dbały o siebie nawzajem. Nikt się na nikim nie mścił. Zostało mi już tylko parę rozdziałów. Właściwie nie chciało mi się jeść, wolałabym zostać i doczytać historię do końca, ale nic nie zapowiadało, że Antoni się na to zgodzi. Wydawał się zdeterminowany, żebym poszła na posiłek. Nie mogłam zrozumieć, czemu mu tak zależy.

W międzyczasie, kiedy zajmowałam się sobą, Marika skończyła lekcje i już się szykowała na wspólną zabawę po obiedzie. Jęknęłam w duchu, bo wyjątkowo nie miałam na nią ochoty. To była naprawdę przyjemna odmiana zatopić się w lekturze i odciąć od całej reszty.

Ostatecznie udało mi się osiągnąć pewnego rodzaju kompromis. Zaproponowałam Marice zabawę w chowanego i tak dobrze się schowałam, że szukała mnie do wieczora. Co prawda okupiłam to bólem pleców, bo przez wiele godzin leżałam na twardej podłodze pod łóżkiem i czytałam w słabym świetle świecy, ale we względnym spokoju dotarłam do końca historii. A potem sięgnęłam po kolejną część. I chyba po raz pierwszy w życiu czułam się szczęśliwa. Bo zapomniałam, po co mnie tu przysłano i było mi z tym najlepiej na świecie. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro