27. Atak cz. I

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zerkałam na Antoniego podczas drogi. Próbowałam odgadnąć, co myśli, ale stanowiło to nie lada wyzwanie, bo jego twarz nie zdradzała absolutnie żadnych emocji. Wlepił wzrok przed siebie i milczał. Cisza aż dzwoniła w uszach. Przytłaczała. Czułam ucisk w gardle. Niemal natychmiast zapragnęłam, żeby zaczął krzyczeć, albo chociaż cokolwiek powiedział.

Kiedy przeniósł nas zaklęciem przed dom, puścił moją dłoń i samotnie ruszył do środka. Zatrzymałam się gwałtownie. Nogi całkiem odmówiły mi posłuszeństwa. Odprowadziłam go wzrokiem do samych drzwi, nie mogąc uwierzyć w to, co się działo.

Co teraz? Zostać tu, czy iść za nim? Zgłupiałam, to już oficjalne.

Owiało mnie chłodne powietrze. Wzdrygnęłam się i zamrugałam zdziwiona. Kiedy zrobiło się tak ciemno? Przecież przed chwilą świeciło słońce.

Ile już tak stałam? Zrobiłam krok do przodu i prawie się przewróciłam. Nogi mi zesztywniały, czyli straciłam kontakt z rzeczywistością na długo.

Ruszyłam w kierunku wejścia do domu. Klamka ustąpiła. Światło paliło się tylko w kuchni. Ledwo do niej weszłam, drzwi same się za mną zamknęły z cichym trzaskiem. Klucz zachrobotał w zamku i wyfrunął z dziurki, prosto do kieszeni wujka.

Siedział przy stole i patrzył przez okno, centralnie tam, gdzie wcześniej stałam. Czarami odsunął krzesło, więc nieśmiało zajęłam miejsce i czekałam w napięciu. Trwało to chwilę, zanim na mnie spojrzał, ale zrobił to w taki sposób, że natychmiast odwróciłam wzrok. W jego oczach dostrzegłam nie gniew, którego się spodziewałam, ale głęboki smutek. Ostatni raz patrzył tak podczas zimy, kiedy prawie utopiłam się w jeziorze. 

– Cieszę się, że postanowiłaś wejść – mruknął. – Przyznam szczerze, że już powoli traciłem nadzieję.

Brzmiał spokojnie, ale i tak się spięłam. To, co powiedział, oznaczało, że wielokrotnie namawiał, żebym wróciła, a ja nieświadomie go zignorowałam. Naprawdę nic nie słyszałam.  

– Co się wydarzyło w szkole? – zapytał.

Otworzyłam usta i od razu je zamknęłam. Potrząsnęłam głową z niedowierzaniem. Przecież to niemożliwe, żeby dyrektor mu nie powiedział...

– Wyjaśnisz? – dodał.

– Nie rozumiem – wykrztusiłam z trudem.

– Wiesz, o co pytam. – Zmarszczył brwi. – Dlaczego kłamałaś, że wszystko jest dobrze?

– Wszystko jest dobrze.

Wujek wytrzeszczył oczy. Tylko dzięki temu zorientowałam się, że to ostatnie zdanie naprawdę padło z moich ust. Przymknęłam powieki i odetchnęłam głęboko.

– Co twoim zdaniem oznacza "dobrze", Kasandro? – odezwał się łagodnie.

– Przepraszam – powiedziałam automatycznie i od razu tego pożałowałam.

Wujek lekko się skrzywił.

– Odpowiedz na pytanie, proszę – przerwał z powagą.

– Nie chciałam – zapewniłam pospiesznie.

Moje zdenerwowanie rosło wprost proporcjonalnie względem spokoju, który emanował od Antoniego. Ani razu nie zmienił pozycji, odkąd weszłam do kuchni. Mnie natomiast coraz trudniej było usiedzieć na krześle.

– Nie wątpię, ale to wciąż nie jest odpowiedź, na którą czekam – stwierdził cicho, z wyraźnie wyczuwalną nutą smutku.

Przygryzłam policzek. Czułam, że lada moment się rozpłaczę, a bardzo chciałam tego uniknąć.

Antoni pochylił się ku mnie, ale nie ruszył ze swojego miejsca.

– Dlaczego milczałaś na temat kłopotów z kolegami? – westchnął.

Spojrzałam na niego ostrożnie. Jaka była szansa, że odzyskam spokój tak szybko, jak bym sobie tego życzyła i i rozejdziemy się każdy w swoją stronę?

– Dlaczego kłamałaś? – powtórzył.

Przełknęłam ciężko ślinę i utkwiłam wzrok w moich obtartych kostkach.

– Hej! – mruknął z wyraźnym niezadowoleniem i pstryknął palcami, starając się odzyskać uwagę. Udało mu się. 

– Patrz na mnie, gdy do ciebie mówię – dodał z powagą.

Nie odpuści. Nie tym razem.

– Nie chciałam cię martwić – szepnęłam.

Zamrugał, a potem prychnął.

– Uważasz, że ukrywając przede mną prawdę, uczyniłaś mnie szczęśliwym?

Poczułam ucisk w gardle. Zadał to pytanie takim tonem, że najchętniej udałabym, że nic nie usłyszałam. Perfekcyjnie wymieszał irytację z niedowierzaniem, ale nadal pozostawał spokojny.

– Tak – odparłam cicho.

Wujek przymknął powieki i głęboko odetchnął.

– I uważasz, że teraz jestem szczęśliwy?

– Nie wiem – wymamrotałam pod nosem.

Kilka łez spłynęło mi po twarzy. Otarłam je nerwowo.

– Przypuszczam, że chociaż się domyślasz. Jesteś mądra – oznajmił z powagą.

– Nie jestem! – zaprzeczyłam gwałtownie.

Zmarszczył brwi.

– Nie podnoś głosu, Kasandro.

– To ty podnieś! Nakrzycz na mnie, miejmy to z głowy! Chcę już sobie pójść! – Zezłościłam się jeszcze bardziej.

– Dokąd? – spytał spokojnie.

– Do pokoju – wycedziłam przez zaciśnięte zęby.

– Ta rozmowa nie jest skończona. Oczywiście możemy ją odłożyć na później, żebyś uspokoiła się w swojej sypialni, tylko po co to odwlekać? – odezwał się, po czym wziął głęboki oddech i umilkł na dłuższą chwilę.

Dałabym sobie rękę uciąć, że odlicza od stu do zera, żeby utrzymać nerwy na wodzy.

– No, nakrzycz na mnie! – zirytowałam się, tracąc resztki kontroli nad płynącymi łzami.

Wujek otworzył szerzej oczy.

– Nie zamierzam.

Załamałam ręce. W tym tempie nigdy stąd nie wyjdę. 

– Nie wierzę – zaśmiałam się histerycznie. – Kłamię od dwóch miesięcy. Wezwali cię do szkoły, bo kogoś pobiłam! Na pewno mnie wyrzucą! Musisz być wściekły!

– Owszem, nie jestem zachwycony twoim zachowaniem, nie zmienia to jednak faktu, że nie planuję się nad tobą pastwić. Wolałbym w zamian wreszcie szczerze porozmawiać. Możemy?

Nie wiem, ile godzin spędziłam, stojąc przed domem, ale wszystko wskazywało na to, że wujek wykorzystał ten czas, żeby dokładnie wszystko przemyśleć, ochłonąć i nie dać się wyprowadzić z równowagi.  

– Ale – zawahałam się.

Naprawdę spodziewałam się czegoś więcej. Znacznie ostrzejszej reakcji. Awantury z prawdziwego zdarzenia. 

– Nie wolno się bić – oznajmił z powagą. – Przemoc nie jest rozwiązaniem. Nie ma i nie będzie tolerancji na takie zachowania. To są fakty, które nie podlegają dyskusji, Kasandro.

Przełknęłam ciężko ślinę.

– Wyrzucą mnie ze szkoły? – spytałam cicho.

– Nie – odparł krótko.

Zacisnęłam usta i spuściłam wzrok na buty.

– Miałaś szczęście, znalazł się świadek, który powiedział, że to nie ty zaczęłaś tę bójkę.

Wyprostowałam się gwałtownie i spojrzałam na niego z niedowierzaniem.

– Kto? – wykrztusiłam.

– Jeden z uczniów widział, jak tamta dziewczynka ci dokuczała i szarpała za włosy, zanim rzuciłaś się na nią z pięściami – skrzywił się lekko.

Zamilkłam, analizując to, co powiedział.

Ktoś mi pomógł. Wyłamał się i wybrał mnie, zamiast Moniki. Tylko dlaczego?

– Zostałabyś zawieszona na tydzień, gdyby nie ten świadek – dodał. – Nie zostaniesz ukarana, ale musisz przeprosić tę dziewczynkę i...

– Co? NIE! – weszłam mu w słowo, gwałtownie wstając od stołu.

– Pozwól, że dokończę. – Poprawił się na krześle.

– Nie, nie przeproszę jej! Nie ma mowy! Niech mnie wyrzucą! – krzyknęłam ze złością.

– To nie podlega dyskusji – odparł z powagą.

Tupnęłam nogą z frustracją. Czułam, że zaraz wybuchnę. Łzy ciurkiem leciały mi po twarzy. Miałam ogromną ochotę coś rozwalić. Najlepiej znów dostać Monikę w swoje ręce i jeszcze raz ją stłuc.

Wujek tymczasem siedział niewzruszony i obserwował, jak się miotam. Nie zareagował, nawet kiedy w szale ściągnęłam talerz z blatu i roztrzaskałam go o ścianę. To samo zrobiłam jeszcze z kubkiem. Huk otrzeźwił na tyle, że z powrotem usiadłam przy stole i utkwiłam wzrok w butach.

– Mogę kontynuować? – spytał tym samym spokojnym tonem, co wcześniej.

– Tak – wymamrotałam niechętnie. 

– Ona też musi cię przeprosić. Ponadto, jeśli znowu będzie ci dokuczać, dostanie karę. Rozmawiałem z jej rodzicami. Początkowo naciskali, żeby cię wyrzucić ze szkoły, ale gdy dowiedzieli się o świadku, spuścili z tonu i teraz zależy im na zachowaniu jak największej dyskrecji.

Podniosłam głowę i spojrzałam na wujka zszokowana.

– Okłamałem cię kiedyś? – westchnął, widząc moje niedowierzanie.

– Nie – odparłam bez namysłu.

– Więc dlaczego mi nie wierzysz? – Uśmiechnął się krzywo.

– Wierzę – bąknęłam zażenowana.

Wujek pochylił się lekko w krześle.

– Oczekuję, że jeśli będziesz miała kłopoty, przyjdziesz i mi o nich powiesz, żebyśmy razem mogli znaleźć najlepsze rozwiązanie. Wymagam także bezwzględnej prawdy. Nie zrobię ci krzywdy, jeśli popełnisz jakiś błąd i nie chcę, żebyś mnie okłamywała dla mojego dobra – dodał z lekkim przekąsem. – Ciągle się uczysz. Jesteś jeszcze bardzo młoda, ale świetnie sobie radzisz. Z każdym dniem będzie ci łatwiej, zobaczysz.

Przytaknęłam ostrożnie.

– Chodź, skarbie – westchnął cicho i wyciągnął rękę w moim kierunku.

Bez wahania wystrzeliłam prosto w jego ramiona i mocno się przytuliłam. Zdałam sobie sprawę, że od samego początku właśnie na to czekałam. Wreszcie się uspokoiłam.

– Oczywiście posprzątasz ten bałagan – mruknął cicho – podczas gdy będę podgrzewał obiad.

Nie chciałam się od niego odsuwać, ale musiałam przyznać, że umierałam z głodu. Doprowadzenie podłogi do porządku nie powinno długo potrwać. Dam radę.

– Przepraszam – szepnęłam zawstydzona.

Po raz pierwszy zepsułam coś z premedytacją, a nie przez przypadek.

Antoni odsunął się trochę, żeby lepiej widzieć moją twarz i uśmiechnął się delikatnie.

– Pozbieraj skorupy, tylko ostrożnie – powiedział i ruszył w kierunku lodówki.

Przytaknęłam i kucnęłam, żeby znaleźć się bliżej podłogi, jednak wykonałam ten ruch zbyt gwałtownie. Wrócił ból, o którym jakimś cudem zapomniałam. Syknęłam cicho, czym ponownie ściągnęłam na siebie uwagę wujka.

– Poczekaj – mruknął i pomógł mi wstać, a potem wyciągnął różdżkę i wymamrotał pod nosem jakieś zaklęcie.

Wyleczył wszystkie otarcia, zadrapania i stłuczenia. Cały dyskomfort minął w ciągu paru sekund i znów mogłam się poruszać normalnie. Wiedziałam, że powinnam podziękować, ale zamiast tego znów go objęłam.

– Kiedy nie mówisz prawdy, odbierasz mi możliwość na odpowiednią reakcję. Masz prawo się bronić, jeśli ktoś ci dokucza, ale nie wolno ci używać siły. Myśl. Rozumiem, że zostałaś sprowokowana, długo dusiłaś w sobie złość i ci się ulało, ale nigdy więcej nie chcę słyszeć, że moje dziecko rzuciło się na kogoś z pięściami, czy wyrażam się jasno? – spytał z powagą, przesuwając delikatnie dłońmi po moich łopatkach.

Mogłabym słuchać tego karcenia całymi godzinami, pod warunkiem że dalej podkreślałby to, że jestem jego. Świadomość, że uważał mnie za swoje dziecko, była najmilszą rzeczą na świecie. Przytuliłam się mocniej. 

– Tak – wymamrotałam.

– Za ten atak złości przed chwilą nie dostaniesz deseru, a po jedzeniu pójdziesz prosto do łóżka – dodał.

Zamrugałam zaskoczona, ale nic nie powiedziałam. Tylko potrząsnęłam głową, że rozumiem. Nie miałam zamiaru się z nim kłócić.

– Dobrze, wracaj do sprzątania – rzucił i odsunął się, robiąc mi więcej miejsca.

Teraz schyliłam się bez najmniejszego problemu i błyskawicznie pozbierałam wszystkie kawałki naczyń. Chwilę później pochłaniałam obiad w takim tempie, jakbym nie jadła od tygodnia.

– Jaki jest schemat postępowania, jeśli wpadniesz w kłopoty? – spytał spokojnie, kiedy już prawie skończyłam jeść.

– Powiem tobie – odparłam między jednym kęsem a drugim.

– I co z tym zrobimy? – Uniósł wymownie brwi.

– Znajdziemy wspólnie rozwiązanie. – Wstawiłam talerz do zlewu.

– I żadnych bójek – dodał z powagą.

– Żadnych – potwierdziłam cierpliwie.

Odsunął rękaw koszuli i spojrzał na zegarek.

– Przygotuj się do spania. Za pół godziny przyjdę powiedzieć ci dobranoc – oznajmił, kiedy wychodziłam z kuchni.

– Dziękuję. – Zatrzymałam się w progu.

– Proszę, kochanie.

Pojawił się równo o czasie. Zdążyłam się umyć i przebrać w piżamę. Poprosiłam, żeby mi poczytał, ale zasnęłam tak szybko, że nawet nie dotarł do końca strony.

– Będzie lepiej, zobaczysz. – Tak brzmiało ostanie zdanie, które usłyszałam od niego tego dnia.

Miał rację, było lepiej. Chociaż raczej nie w tym kontekście, co myślał. 

***

Co myślicie o podejściu Antoniego do Kasandry? 

Nie jest zbyt pobłażliwy? 

Macie inny pomysł, jak można było rozwiązać ten kryzys?

Jestem bardzo ciekawa Waszych opinii! 😊


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro