28. Ostateczność

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Śniadanie przebiegło w miarę spokojnie, ale kiedy po jego skończeniu zapytałam, czy mogę wrócić do pokoju, wujek zaoponował.

– Twoje zachowanie jest, delikatnie mówiąc niepokojące, więc wolałbym nie zostawiać cię samej – wyjaśnił cierpliwie.

Westchnęłam. Postawił sprawę jasno. Dyskusja mijała się z celem. Przeszliśmy razem do salonu. Usiedliśmy naprzeciwko siebie i przez krótką chwilę mierzyliśmy się wzrokiem. Przełknęłam nerwowo ślinę. Czy tak będzie wyglądał ten dzień? Antoni planuje zaczekać, aż pęknę?

Już miałam nabrać powietrza, żeby się odezwać, kiedy wujek sięgnął po książkę. Otworzyłam oczy szerzej ze zdziwienia. Naprawdę zamierzał czytać? 

– Zrobiłam coś złego – oznajmiłam z wahaniem.

Spojrzał na mnie czujnie znad książki, a potem wolno ją zamknął i odłożył na stolik. Uniósł brwi z zainteresowaniem. Wzięłam głęboki wdech, a potem na wydechu wyznałam:

– Stłukłam szybę.

Skrzywił się lekko, ale nie wyglądał na bardzo rozgniewanego.

– Cóż, zdarza się. Naprawię. W którym pokoju?

Utkwiłam wzrok w moich dłoniach.

– Nie w domu – wymamrotałam.

– W szkole? – spytał rzeczowym tonem.

Przytaknęłam niechętnie.

– Jak to się stało? – westchnął. – Magicznie?

Przygryzłam wargę i zaprzeczyłam.

– Więc jak? – Pochylił się ku mnie.

Dotarliśmy do najtrudniejszej części. Zawahałam się, chociaż nie miałam jak się teraz wycofać. Musiałam to dokończyć. Nabrałam powietrza i zaczęłam wypluwać z siebie słowa w takim tempie, że sama ledwo nadążałam.

– Chłopak ze starszej klasy mi dokuczał. Zdenerwowałam się i rzuciłam w niego kamieniem, ale trafiłam w szybę i się stłukła, a Ksawery to widział i powiedział nauczycielce, że on to zrobił, chociaż wcale go nie prosiłam. I jestem prawie pewna, że to on był tym świadkiem, który przekazał dyrektorowi, co zaszło między mną a Moniką, czyli znowu mi pomógł, narażając się na nieprzyjemności. I wezwali jego rodziców do szkoły. Tata się wściekł. Poszłam tam wczoraj, do ich domu i...

Powietrze mi się skończyło. Zaczerpnęłam drżący oddech i spojrzałam ostrożnie na wujka. Przełknęłam z trudem ślinę. Jego twarz nie zdradzała żadnych emocji. Słuchał w skupieniu, śmiertelnie poważny. Najwyraźniej postanowił wstrzymać się z osądem, aż skończę mówić.

Zacięłam się. Głos uwiązł mi w gardle.

– Poszłam tam wczoraj – powtórzyłam głucho.

Znów usłyszałam ten okropny trzask. Potrząsnęłam głową, jakby to mogło go odgonić i objęłam się ramionami.

– Widziałam... – jęknęłam i zaczęłam szybko mrugać, żeby powstrzymać łzy przed spłynięciem.

Wujek zmarszczył brwi.

– Co widziałaś, kochanie? – spytał łagodnie.

Podniosłam na niego wzrok, ale niemal natychmiast opuściłam go z powrotem.

– Widziałam, jak został ukarany za coś, czego nie zrobił – szepnęłam. – Ojciec zbił go pasem... raczej nie pierwszy raz.

Antoni westchnął cicho. Utkwił wzrok w oknie i przez koszmarnie długi moment milczał. To podsycało mój niepokój. Zacisnęłam materiał sukienki w pięści i wstrzymałam oddech.

– Nie prosiłaś go, żeby wziął na siebie twoją winę – zauważył ostrożnie.

Przytaknęłam z wahaniem.

–  Ksawery sam podjął taką decyzję. Przypuszczam, że liczył się z możliwymi konsekwencjami – dodał z namysłem.  

Rozchyliłam usta i spojrzałam na niego z niedowierzaniem.

– Czyli co? Uważasz, że na to zasłużył? – sapnęłam ze złością.

– Skąd! Oczywiście, że nie – odparł i przesunął sobie dłońmi po twarzy.

– Że to adekwatna kara? – drążyłam.

Nie odpowiedział od razu i to był błąd. Wykorzystałam tę ciszę w najgorszy możliwy sposób, jaki przyszedł mi do głowy.

– Zatem powinieneś ukarać mnie tak samo – oznajmiłam z frustracją.

Wujek zamrugał kilkukrotnie, a potem przymknął powieki i odetchnął głęboko. 

Spięłam się w sobie. Od razu pożałowałam, że to powiedziałam, ale było za późno, żeby się wycofać. Mogłam jedynie czekać i zaklinać rzeczywistość, żeby Antoni nie wziął moich słów na poważnie, albo co gorsza, nie przyznał mi racji.

Drgnęłam nerwowo, kiedy się poruszył. Otworzył oczy i spojrzał na mnie z powagą. Przełknęłam ciężko ślinę.

 – Nie popieram metod, które stosują rodzice Ksawerego. Moim zdaniem nie są właściwe, ale nie wolno mi się mieszać. Ten chłopiec nie jest moim dzieckiem – poinformował sucho.

Otworzyłam usta, ale nie zdążyłam nic wtrącić.

– Naprawdę nie wiem, co by się musiało stać, żebym zdecydował się wykorzystać przewagę, jaką mam nad tobą i użył siły fizycznej. Musiałbym być skrajnie zdesperowany. Takie decyzje niosą za sobą szereg druzgocących konsekwencji dla każdej ze stron. Uważam tego typu kary za ostateczność, a nie konieczność. Wątpię, że kiedykolwiek zmienię zdanie w tym temacie – wyjaśnił.

Przekaz był na tyle jasny, że ogarnęła mnie natychmiastowa ulga. Podniosłam się ostrożnie, a wujek od razu przesiadł bliżej brzegu na swojej kanapie, robiąc mi więcej miejsca. Wsunęłam się pod jego ramię i oparłam o bok.

– Przepraszam – szepnęłam.

Przeciągnął delikatnie palcami po moim czole, odgarniając z niego włosy i westchnął.

– Bardzo mi przykro, Kasandro – powiedział.

– Mówiłeś, że ich sprawdziłeś. Że to mili ludzie – przypomniałam drżącym głosem.

– I nadal w to wierzę.

Odsunęłam się, żeby móc spojrzeć mu w twarz. 

– Ojciec go krzywdzi, a matka na to pozwala – warknęłam ze złością.

– Znajomy schemat, prawda? Nie dziwię się, że tak to tobą wstrząsnęło – mruknął.

Jego słowa faktycznie wywarły na mnie piorunujące wrażenie. Zaniemówiłam. Nie patrzyłam na to w ten sposób.

– Muszę mu pomóc – wykrztusiłam.

– Trzymaj się z dala od kłopotów, a jeśli ponownie się w nie wpakujesz, staw czoła konsekwencjom. Nie zasłaniaj się innymi. – Pokręcił głową.

– Co byś zrobił, gdyby cię znowu wezwali? – wymamrotałam.

– Przyszedłbym. – Wzruszył ramionami.

Zamrugałam zaskoczona. Zabrzmiał tak beztrosko, jakby uważał to za najnormalniejszą rzecz na świecie. 

– Tym razem na pewno by mnie wyrzucili – wymamrotałam.

– Raczej nie – odparł spokojne. – W najgorszym wypadku zostałabyś zawieszona w prawach ucznia na jakiś czas. Niestety coś takiego wpisuje się do akt, więc w przyszłości mogłabyś mieć problem z dostaniem się do innej szkoły. Bezpieczniej nie zwracać na siebie nadmiernej uwagi, chyba nie muszę tłumaczyć, dlaczego? – Posłał mi wymowne spojrzenie.

Przytaknęłam gorliwie. Nie chciałam wracać do Tamarii. Kochałam ten dom. Mieszkanie w nim razem z Antonim. Nigdzie indziej nie czułam się tak bezpiecznie, jak tutaj.

– Musisz się nauczyć nad sobą panować, Kasandro. Działać z większą rozwagą. Myśleć perspektywicznie. I nie zapominać, że w głębi serca jesteś dobra. – Ścisnął mnie lekko za dłoń.

Z trudem przełknęłam ślinę. Bardzo ciężko było mi się zgodzić z jego ostatnim zdaniem.

– Proszę, nie rzucaj w innych kamieniami. Jeśli ktoś ci dokucza, zgłaszaj to dorosłym.

– Co powinnam zrobić z Ksawerym? – odezwałam się w tym samym momencie i przygryzłam wargę.

Nie czułam, żeby "trzymanie się z daleka od kłopotów" faktycznie mogło załatwić sprawę. Przecież to nie była pomoc. 

– Podziękuj mu przy najbliższej okazji i poproś, żeby nigdy więcej się dla ciebie nie poświęcał. Skoro jego rodzice mają tak restrykcyjne zasady, lepiej ich nie drażnić i nie dostarczać nowych powodów do złości – westchnął ciężko.

Spojrzałam na niego z wahaniem. Był smutny. Ewidentnie rewelacje na temat naszych sąsiadów, wstrząsnęły nim równie mocno, co mną.

– Dostanę szlaban? – spytałam ostrożnie.

Zamyślił się. Cały czas obejmował mnie ramieniem, a jego palce delikatnie przesuwały się wzdłuż moich pleców.

– Nie – odparł w końcu.

Zamrugałam zdziwiona, ale nie mógł tego widzieć, bo wciąż przyciskałam twarz do jego boku.

– Nie mam żadnych wątpliwości, że żałujesz tego, co się stało i bardzo przejęłaś tym, że ktoś niewinny przez ciebie ucierpiał – oznajmił.

Skrzywiłam się lekko. Pocieszające, że moje wczorajsze łzy okazały się dla Antoniego dostatecznie przekonujące. Czułam się fatalnie.

– Doceniam również, że wyznałaś prawdę. Żałuję tylko, że nie podzieliłaś się nią ze mną od razu, ale lepiej późno, niż wcale – dodał pogodnym tonem.

Słuchałam go w milczeniu. Podniosłam się trochę, żeby łatwiej mi było się do niego przytulić. Wszystko wskazywało na to, że się nie gniewał. Nie odtrącił i wciąż okazywał tyle czułości.

– Kocham cię – szepnęłam.

Miałam potrzebę, żeby powiedzieć to na głos. Zdecydowanie za rzadko to robię. 

– Ja ciebie też – parsknął cicho.

Pochylił się nieznacznie i pocałował mnie w skroń.

– W sumie... – mruknął – nadal jest dosyć wcześnie. Powinienem odprowadzić cię do szkoły. Stracisz cały dzień zajęć.

– O, nie! Przegapię rysowanie szlaczków, czytanie tekstów, nieprzekraczających swoją długością dwóch linijek i wycinanie wzorków w kartkach tępymi nożyczkami – sarknęłam.

Wujek zaśmiał się pogodnie i poczochrał mi włosy.

– Piękne podsumowanie, ale wiesz, że nie o to chodziło – odparł, a potem spytał z nieco większą powagą: – Jak inne dzieci?

Wzruszyłam ramionami.

– W końcu znajdziesz sobie kolegów – oznajmił z przekonaniem.

Nie mam pojęcia, skąd czerpał tę pewność. Przytaknęłam niechętnie, ale nie zamierzałam się tak łatwo poddać.

– Mogę dziś zostać w domu? Proszę! To był twój pomysł, wujku! – przypomniałam.

Nie odpowiedział, tylko lekko ścisnął mnie za ramię.

– Świat się nie zawali, jeśli jeden dzień spędzę bez integracji w grupie rówieśniczej – dodałam nieśmiało.

Wujek westchnął.

– Chyba popełniłem błąd, umieszczając cię w klasie z dziećmi w twoim wieku – oznajmił cicho.

Otworzyłam usta ze zdziwienia.

– Jesteś dojrzalsza od rówieśników, inteligentna, umiesz już większość z rzeczy, których oni dopiero zaczynają się uczyć i wiem, że się nudzisz, ale tak bardzo chciałem ci pokazać, jak... – urwał, ale domyślałam się, co chciał powiedzieć.

– Zachowują się normalne dzieci w moim wieku – dokończyłam za niego.

– Jesteś normalna, tylko inna. – Pokręcił głową.

– Czyli normalna inaczej – zaśmiałam się ponuro.

Antoni westchnął i odsunął mnie od siebie, żeby móc mi spojrzeć w oczy.

– Nie chcę, żebyś była jak owca, która podąża ślepo za stadem. Zachowaj swój rozum, ale spróbuj się dopasować do reszty. Otwórz się na innych. Daj się polubić.

– Obawiam się, że jedno wyklucza drugie – wymamrotałam pod nosem, odwracając wzrok.

Wujek uniósł lekko mój podbródek, żeby odzyskać przerwany kontakt.

– Obiecaj, że bardziej się postarasz – poprosił z powagą.

– Mam zacząć jeść klej, tak jak moi koledzy? – spytałam, posyłając mu niewinny uśmiech.

– Wiesz, że nie...

– A może zacząć obgadywać innych, jak moje koleżanki? – drążyłam dalej.

– Kasandro – westchnął.

– Wymagasz, żebym zniżyła się do ich poziomu, ale ja wcale nie chcę tego robić – warknęłam. – Bardziej samotna czuję się wśród innych niż kiedy faktycznie nikogo przy mnie nie ma.

Zmarszczył brwi. Moje słowa zdecydowanie nie przypadły mu do gustu.

– Kwestia chodzenia do szkoły nie podlega dyskusji – oznajmił z powagą.

– Wiem – mruknęłam niechętnie. – Przemęczę się. Zostało jedenaście lat z hakiem.

– Może z czasem, kiedy dzieci trochę dojrzeją, będzie wam się łatwiej ze sobą dogadać – zastanowił się na głos. – Ale wiadomo, że bez twojej dobrej woli, nic z tego nie wyjdzie.

Spojrzałam na niego uważnie. Wystarczyła chwila, żeby upewnić się w przekonaniu, że on naprawdę w to wierzył. Nadal nie stracił nadziei, mimo dotychczasowych incydentów z moim udziałem.

– Obiecuję, że postaram się bardziej.

Dopiero po chwili zorientowałam się, że te słowa naprawdę opuściły moje usta.  

Wujek uśmiechnął się ciepło. Odetchnął głęboko i ponownie mnie do siebie przygarnął.

– Wszystko się ułoży, zobaczysz – szepnął z czułością.  

Przytaknęłam zdawkowo, zadowolona, że nie widział mojej twarzy. Skapitulowałam, ale nie zrobiłam tego dla siebie. Nie zależało mi na innych dzieciach, tylko na Antonim. Jeśli faktycznie miałam postarać się bardziej, to właśnie dla niego.


***

Za nami kolejny rozdział z serii "na lekkie uspokojenie, ale bez przesady, bo zbyt spokojnie być nie może".  😅

Myślicie, że Kasandra naprawdę posłucha Antoniego?

Dobrze jej poradził? A może wręcz przeciwnie?

Podzielcie się wrażeniami! Jestem ciekawa Waszej opinii! 😊

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro