34. Wtajemniczenie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Antoni zamrugał zdezorientowany. Kasandra balansowała na krawędzi materaca. Jeden gwałtowniejszy ruch mógł przesądzić o upadku, więc bez głębszego zastanowienia wyciągnął ręce i bardzo ostrożnie przysunął ją bliżej siebie. Sapnęła cicho przez sen.

Przez te wszystkie miesiące wspólnego mieszkania prawie w ogóle nie wchodziła do jego pokoju, a już na pewno nie w nocy. Musiał być gargantuicznie zmęczony, skoro nie zarejestrował momentu, w którym się pojawiła.

Drgnęła niespokojnie i zacisnęła mocniej powieki, jakby się czegoś bała. Antoni pogłaskał ją po głowie.

– Kasandro – szepnął łagodnie.

Zadziałał na nią jak magnes. Przylgnęła do jego boku. Mimo zaskoczenia objął ją opiekuńczo i okrył kołdrą. Zauważył, że zmarzła.

– Miałam koszmar – poinformowała, pociągając nosem.

Zaschło mu w ustach. Kompletnie nie wiedział, jak się zachować. Sens tego, co powiedziała, dotarł do niego z opóźnieniem.

– Co ci się śniło, skarbie? – wykrztusił.

Nie odpowiedziała od razu. Najpierw zadrżała. Domyślał się, że nie z powodu zimna, ale i tak otulił ją szczelniej.

– Że zrobiłam mnóstwo złych rzeczy i przestałeś mnie kochać – oznajmiła płaczliwie.

Poczuł, jakby tysiące igieł przeszyło mu serce. Instynktownie wzmocnił uścisk. Nie był jeszcze gotowy na tę rozmowę. Chciał lepiej przemyśleć, co powie. Uporządkować chaos w swojej głowie, żeby nie powiększyć tego, który Kasandra miała u siebie.

– Zawsze będę cię kochał – odparł z powagą. – Niezależnie od tego, jak postąpisz.

– Okropnie cię rozgniewałam – szepnęła – a ty śmiertelnie mnie przestraszyłeś. Byłeś taki okrutny...

Przełknął ciężko ślinę. Nie podobał mu się sposób, w jaki omawiali wczorajsze wydarzenia, ale najwyraźniej potrzebowała przeprowadzenia tej rozmowy w takiej formie. Udając, że to wcale nie była prawda.

– Co dokładnie zrobiłaś, Kasandro? – spytał cicho, podejmując grę.

Milczała przez dłuższy moment.

– Możesz powiedzieć, nie będę się złościł – westchnął i pocałował ją w głowę.

– Odmówiłeś mi pomocy w sprawie Ksawerego, więc musiałam poradzić sobie sama – zaczęła ostrożnie. – Ukradłam książkę z twojej biblioteki. Okazała się pamiętnikiem mamy. Przesiąkniętym czarną magią. Przejął nade mną kontrolę. Nauczyłam się zaklęć.

Musiałam poradzić sobie sama... To zdanie było niczym pchnięcie nożem. Antoni zamrugał gwałtownie, żeby powstrzymać łzy, przed spłynięciem po twarzy. Miała rację. Zostawił ją samą.

– Zrobiłam ci krzywdę – dodała łamiącym się głosem. – I tacie Ksawerego. I sobie. I zobaczyłam twoje blizny.

Przymknął powieki i wypuścił z płuc drżący oddech. Dobrze, że leżał, bo niechybnie nogi by się pod nim ugięły. Ciężar poczucia winy wgniatał go w materac. Nie mógł tego dłużej ciągnąć. Musiał jej przerwać.

– Kasandro... – szepnął z trudem.

– A potem kazałeś chwycić tę książkę, a ona mnie poparzyła i jeszcze chciałeś mnie zbić, ale cię przekonałam, żebyś tym razem odpuścił. – Potrząsnęła głową. – Dawno nie miałam tak realistycznego koszmaru. Przyszłam cię poprosić o eliksir, ale się nie obudziłeś. W końcu zasnęłam tutaj. Przepraszam.

Przez ułamek sekundy rozważał, czy się nie poddać i nie utwierdzić jej w przekonaniu, że żadne z opisanych przez nią wydarzeń nie miało miejsca. Tak by było prościej, ale wiedział, że nie mógł tego zrobić.

– To nie był sen – oznajmił matowym głosem.

Wstrzymała oddech. Momentalnie zesztywniała w jego ramionach.

– Co? – wykrztusiła.

– Wszystko, co do tej pory opisałaś, zdarzyło się wczoraj.

– Ale moje dłonie... – sapnęła i odsunęła się, żeby na nie spojrzeć.

– Wyleczyłem je.

Rozchyliła usta w niedowierzaniu.

– Wieczorem – dodał, starając się utrzymać spokojny ton, mimo zdenerwowania szalejącego mu w piersi.

Odwróciła wzrok. Jej oddech przyspieszył. Na twarzy odbiło się wyraźne zakłopotanie i zawód. Nic dziwnego, że wcześniej nie dopuściła do siebie myśli, że mógł ją skrzywdzić. Sam nadal w to nie wierzył.

– O nie... – jęknęła i spróbowała się podnieść.

– Poczekaj, proszę – westchnął.

Nie ośmielił się jej zatrzymać inaczej niż słowem. Zamarła i spojrzała na niego załamana.

– Bardzo żałuję tego, jak się zachowałem – powiedział, patrząc jej głęboko w oczy.

Parsknęła gorzko.

– To ja zawiniłam. Nie zrobiłeś nic złego. – Potrząsnęła głową.

Skrzywił się.

– Owszem, zrobiłem – zaprzeczył z powagą. – Całą masę złych rzeczy.

Zmarszczyła brwi w konsternacji. Nie rozumiała. Antoni jęknął w duchu z frustracją.

– Zawiodłem cię. Zostawiłem samą z naprawdę poważnym problemem. Wycofałem się, zamiast odpowiednio zareagować i pomóc Ksaweremu. Zawaliłem na całej linii. A co najgorsze, uciekłem się do przemocy. Wyrządziłem ci krzywdę. Nie miałem do tego prawa – zawiesił głos i przełknął z trudem ślinę. – Jest mi ogromnie wstyd. Nie będę się usprawiedliwiał.

Wzdrygnął się i przesunął dłońmi po twarzy. Dotarło do niego, że to, co powiedział wczoraj Amandzie, było kłamstwem. Wcale sobie nie radził. Był w rozsypce. Nie nadawał się do samotnego wychowywania dziecka. Zdecydowanie zbyt późno się zorientował.

Jesteś takim samym potworem, jak twój ojciec, jeśli nie gorszym. Ty mu nigdy nie ufałeś, pomyślał z goryczą.

– Postąpiłem niewybaczalnie – szepnął. – Powinienem znaleźć ci inny dom.

Wytrzeszczyła oczy.

– Słucham? – wyjąkała.

– Taki, w którym znów poczujesz się bezpiecznie – dodał ostrożnie.

Jej oczy wypełniły się łzami.

– Powiedziałeś, że mnie kochasz! – warknęła z wyrzutem.

– Bardzo cię kocham – odparł cicho. – Jesteś moim całym światem, ale prawie cię zniszczyłem.

– Nic mi nie jest! – Potrząsnęła głową i otarła twarz nerwowym ruchem. – Obiecałeś, że mnie nikomu nie oddasz! Mówiłeś, że jestem twoim dzieckiem!

Dwie małe pięści kilkukrotnie odbiły się od piersi Antoniego. Ból trochę go otrzeźwił. Zamrugał i delikatnie chwycił ją za nadgarstki.

– Nie rób tak – poprosił stanowczo.

– Chcę zostać z tobą! – wycedziła. – W tym domu. W żadnym innym.

Jeszcze przez chwilę mierzyła go wściekłym spojrzeniem, zanim się zreflektował i ją puścił. Ledwo to zrobił, znów się do niego przytuliła.

– Jestem na ciebie zła – poinformowała.

Wypuścił wolno powietrze z płuc.

– Masz prawo, wcale się nie dziwię – westchnął. – Bardzo cię przepraszam.

– Ja też – odmruknęła natychmiast. Cały czas obrażona, ale jakby trochę mniej.

Przez dłuższy moment trwali w ciszy. Niby powiedzieli sobie to, co najważniejsze, ale w powietrzu nadal wisiało napięcie.

– Będę się trzymać z daleka od czarnej magii. Obiecuję – oznajmiła, zaciskając palce na jego koszuli.

Nachylił się i pocałował ją w skroń.

– Nigdy więcej nie zastosuję wobec ciebie przemocy – szepnął.

Wzmocniła uścisk.

– Sprawdzisz, co z Ksawerym i jego rodzicami? Proszę... – wymamrotała.

Skrzywił się w duchu. Miał dylemat, ile prawdy przed nią odsłonić. Nie chciał jej znowu obciążać.

– Rozmawiałem z panią Agatą. – W jego głosie dało się usłyszeć wyraźne wahanie. – Są zdezorientowani, ale sądzę, że z tego wyjdą. Trochę ich uspokoiłem.

Nieudolnie, jak zwykle, parsknął w myślach, ale ku jego zdziwieniu, z piersi dziecka wyrwało się głębokie westchnienie ulgi.

– Dziękuję – szepnęła.

Uśmiechnął się blado. Oczywiście nie miał pewności, że Wróblewscy na pewno prędko podniosą się po tych niecodziennych doświadczeniach. Czy w ogóle im się to uda..., ale Kasandra nie musiała o tym teraz wiedzieć.

– Powinniśmy coś zjeść – stwierdził cicho.

Przytaknęła nieśmiało.

– Muszę się odświeżyć – mruknął, głaszcząc ją delikatnie po ramieniu. – Daj mi dziesięć minut. Spotkamy się w kuchni.

Nie oponowała. Zeskoczyła z materaca i wyszła.

Odprowadził ją wzrokiem aż do drzwi, a gdy się zamknęły, osunął się na poduszkach i przymknął powieki. Niesamowite, że przeszli do porządku dziennego nad tym, co się wydarzyło. Wyrzuty sumienia ciążyły w jego piersi jak kamienie. Wciąż czuł się najgorszym człowiekiem na świecie.

To, że ona mu wybaczyła, wcale nie oznaczało, że sam prędko sobie wybaczy. W końcu otrzeźwiał i było to wyjątkowo bolesne doświadczenie.

Westchnął ciężko i wyplątał się spod kołdry.

Zapowiadało się kilka intensywnych tygodni. Białą magię ciężej opanować niż czarną. Wymagała większego skupienia i samozaparcia, ale Antoni nie mógł dłużej odkładać nauki Kasandry, skoro sama zaczęła się szkolić. Potrzebowała zajęcia. Poznania bezpiecznych zaklęć. Nie było już odwrotu, ale tym razem się nie martwił. Spędzą więcej czasu razem.

***

Dobrze zrobiłam, że przyszłam do wujka. Kiedy otworzyłam oczy, a na moich dłoniach nie znalazłam śladu po bąblach, byłam przekonana, że te wszystkie przerażające rzeczy tylko mi się śniły. Wydarzyło się tak wiele, że przestałam odróżniać jawę od koszmaru. Dlatego nie powiedziałam Antoniemu o kobiecie, którą widziałam ani o straszącym mnie głosie. Zresztą szczegóły dość szybko wyleciały mi z głowy. Właściwie straciłam pewność, czy cokolwiek z tego, czego doświadczyłam, faktycznie miało miejsce.

Moje obawy względem wujka się nie potwierdziły. Nadal mnie kochał. Szczerze żałował tego, co się stało, tak samo mocno jak ja lub nawet bardziej. Ten jego pomysł znalezienia mi nowego domu... Brak słów. Myślałam, że go rozszarpię. Chciał dobrze. Był przekonany, że straciłam do niego zaufanie, ale się pomylił. Znowu. I to bardzo. Ale to też mu wybaczyłam.

Przeprosiliśmy się. Wymieniliśmy obietnicami i wiedziałam, że oboje zrobimy wszystko, żeby ich dotrzymać.

Śniadanie zjedliśmy w ciszy, ale wiszące między nami napięcie na szczęście wyparowało. Czułam się podekscytowana wizją rychłej nauki białych zaklęć. Antoni nie wycofał się z tego pomysłu. 

Od razu po tym, jak sprzątnęliśmy ze stołu, poszliśmy do pracowni wujka. Wcześniej nie zwróciłam uwagi, że na regale w głębi pokoju stały książki. Antoni przesunął wzrokiem po półkach. Wyciągnął kilka tomów, a potem podszedł z nimi do stołu i rozłożył obok siebie.

– Zaczniemy od magii codziennego użytku, potem przejdziemy do leczniczej, a na koniec zostawimy obronną, bo w tym momencie nie jest ci aż tak potrzebna – oznajmił.

Przyjrzałam się im nieufnie, zachowując dystans. Niewykluczone, że do końca życia będę się zastanawiać, zanim odważę się dotknąć książki należącej do wujka. Chyba wyczuł moją niepewność, bo westchnął i kucnął, żeby zajrzeć mi w oczy.

– Księgi zawierające czarną magię rozpoznasz bez problemu. Są tak przesiąknięte mrokiem, że od razu go wyczujesz. Mogą cię zachęcać, żebyś je otworzyła, jak – urwał, ale szybko dokończył – ta ostatnia. Czy te, które widzisz na stole, szepczą?

Wytężyłam słuch. Wyłapałam tylko ciszę, więc potrząsnęłam głową.

– Nie musisz się obawiać. Nie zrobią ci krzywdy – dodał spokojnie. – I pozbyłem się tych, które by mogły. Nie trafisz już na rzeczy Bestiany.

Otworzyłam szerzej oczy. Jeśli dobrze go zrozumiałam, zostałam ostatnią pamiątką po mamie w tym domu. To go musiało wiele kosztować, ale jednak zdobył się na ten krok. Po wnętrzu klatki piersiowej rozlało mi się przyjemne ciepło. Dał jasny przekaz. Stałam się od niej ważniejsza.

Sięgnęłam po pierwszą z brzegu i przesunęłam palcami po okładce. Nie oparzyła, więc ją otworzyłam. Nie była szczególnie gruba. Stron nie ponumerowano, ale dość szybko zorientowałam się, że każda odpowiadała innemu zaklęciu, zawierała opis działania i instrukcję wykonania. I to się dopiero nazywa podręcznik! Ależ się różnił od tych, z których korzystałam w szkole...

Uśmiechnęłam się delikatnie i oparłam głową o bok wujka.

– Zabierzemy je do salonu. Szybko czytasz, więc jak skończysz, weźmiemy się za ćwiczenia – oznajmił, głaszcząc mnie po głowie.

Jak powiedział, tak zrobiliśmy. Pomylił się tylko w jednej kwestii. Nie przeczytałam tych książek... ja je połknęłam. Zapoznałam się z treścią wszystkich, które wybrał i jeszcze tego samego dnia spróbowaliśmy rzucić kilka zaklęć.

To już okazało się bardziej problematyczne.

Galinosa – powtórzyłam z frustracją.

Zrobiłam wszystko zgodnie z instrukcją. Wymówiłam formułę bez zarzutu, a mimo tego pusta filiżanka nawet nie drgnęła. Powinna wznieść się w powietrze i przefrunąć prosto do zlewu. Taki przynajmniej miałam plan.

– Spokojnie, kochanie. Nie denerwuj się – westchnął wujek. – Spróbuj z czymś lżejszym.

Już dwukrotnie to proponował, ale pozostałam nieugięta. Uparłam się, że dam radę.

Galinosa – wycedziłam przez zaciśnięte zęby.

Zakręciło mi się w głowie. Z obu dziurek naraz trysnęła ciepła krew. Spłynęła po mojej twarzy i skapnęła na otwartą stronę, zanim Antoni zdążył zareagować.

– Wystarczy, Kasandro. Zarządzam przerwępowiedział z powagą. 

Zatamował krwotok, najpierw materiałową chusteczką, a potem odpowiednim zaklęciem leczniczym. Może poznam tę formułę, ale czy kiedykolwiek dam radę zastosować ją w praktyce? Póki co nic na to nie wskazywało.

– Dlaczego nie działa? – sapnęłam ze złością.

– Minie trochę czasu, zanim w pełni odzyskasz siły wyjaśnił łagodnie. Połóż się. Odpocznij. Spróbujemy ponownie za pół godziny.

– Czy moja magia się popsuła? – spytałam z wahaniem.

Antoni zamrugał zaskoczony, a po chwili parsknął i odgarnął mi włosy z czoła.

– Oczywiście, że nie. Tak, jak mówiłem. Jesteś zmęczona.

– Wcale nie – zaprzeczyłam gwałtownie.

Wujek popatrzył na mnie wymownie, a potem wskazał dłonią w kierunku kanapy.

– Kładź się natychmiast, ty uparty dzieciaku i przestań dyskutować – zniżył głos do szeptu.

Przez krótką chwilę toczyliśmy wojnę na spojrzenia. Przegrałam.

– Upór nie jest złą cechą – wymamrotałam, ale ostatecznie wypełniłam polecenie.

– Masz rację, ale tobie przydałoby się go trochę mniej – stwierdził, ściskając nasadę nosa dwoma palcami. – Możesz dalej czytać, jeśli dasz radę utrzymać książkę i nie upuścić jej sobie na głowę – oznajmił wielkodusznie, krzyżując ramiona na piersi.

– Chcę przenosić przedmioty tak jak ty – mruknęłam płaczliwie.

– Nauczysz się o wiele więcej – odparł spokojnie. – Ale niekoniecznie dzisiaj. Przez najbliższe dwa tygodnie nie wypuszczę cię z domu, mamy mnóstwo czasu na ćwiczenia.

Otworzyłam usta i niemal natychmiast je zamknęłam. Zapomniałam, że mam szlaban, bo czułam się, jakbym wyciągnęła szczęśliwy los na loterii. Zero szkoły, zero dzieci, towarzystwo wujka, z którym się pogodziłam i nauka zaklęć. Przekręciłam się na bok i ukryłam uśmiech pod kocem, ale w takiej pozycji ciężko było czytać, więc zasłoniłam twarz książką.

– Widziałem – oznajmił.

Zerknęłam na niego z ukosa. Nie wyglądał na szczególnie wzburzonego, ale jemu też przydałby się odpoczynek. Powinien się położyć na drugiej kanapie.

– Ciężko mi udawać nieszczęśliwą – stwierdziłam szczerze i wzruszyłam ramionami. Oparł łokcie na stole i pomasował sobie skronie.

– Nikt tego od ciebie nie wymaga – westchnął.

– Ale mogę, jeśli chcesz! – mruknęłam i nie czekając na odpowiedź, dodałam: – O ja nieszczęsna!

Antoni zamrugał z niedowierzaniem i pokręcił głową.

– Jesteś niemożliwa – stwierdził.

– Dziękuję – odparłam i wróciłam do książki.

– A to z kolei nie był komplement – parsknął z wyraźnym rozbawieniem.

– Wiem, wiem. Też cię kocham – mruknęłam, przewracając stronę i stłumiłam ziewnięcie.

Kątem oka widziałam, jak wujek zmarszczył brwi, a potem skinął różdżką w kierunku zasłon. W salonie momentalnie zapadły egipskie ciemności. Chwilę później książka, którą trzymałam, wysunęła mi się spomiędzy palców i wzniosła w powietrze. Nie zdążyłam jej złapać.

– Hej! – zawołałam oburzona.

– Prześpij się. To ci dobrze zrobi – oznajmił niewzruszony. Książka trafiła prosto do jego ręki.

– Powiedziałeś, że mogę czytać...

– Zmieniłem zdanie. – Wzruszył ramionami, po czym podszedł do kanapy i otulił mnie szczelniej kocem. – To był zły pomysł, żeby zabierać się za naukę od razu. Musisz porządnie odpocząć, bo nie ruszymy z miejsca.

– Ale...

– Śpij – przerwał mi stanowczo.

– Nie chce mi się spać – jęknęłam.

– Nie zdajesz sobie sprawy, jak wydarzenia z kilku ostatnich dni cię wyczerpały. Tego się nie nadrobi ot tak. Możesz zostać tutaj ze mną albo pójść do swojego pokoju.

Spojrzałam na Antoniego spode łba.

– Zostaniesz? – upewniłam się cicho.

Przytaknął cierpliwie.

– A ty też odpoczniesz? – spytałam z wahaniem.

Parsknął śmiechem. Dostatecznie wymowna odpowiedź.

– Nieprędko, chyba że w swej łaskawości uśniesz – stwierdził z rozbawieniem.

Sapnęłam z frustracją. Wiedziałam, że za mój aktualny stan mogłam mieć pretensje tylko do siebie. Ta bezsilność była dołująca. Dawno nie czułam się taka słaba.

– Jak myślisz, długo potrwa regeneracja? Da się ją przyspieszyć? Może miksturą?

– Absolutnie nie. – Potrząsnął zdecydowanie głową. – Twój organizm musi poradzić sobie sam. Gdybyś w takim stanie zażyła, dajmy na to eliksir wzmacniający, mogłabyś się uzależnić i nie móc bez niego funkcjonować.

Westchnęłam ciężko i wzniosłam oczy do nieba.

– Mam nadzieję, że wskazany przeze mnie argument jest dostatecznie przekonujący – oznajmił z powagą i posłał mi surowe spojrzenie. – Czy mam cię na chwilę opuścić, celem rzucenia dodatkowych zaklęć zabezpieczających na moją pracownię?

– Zrozumiałam. Mam do wyboru sen lub sen, a zatem sen – wycedziłam zdołowana i przewróciłam się na bok, plecami do oparcia sofy.

– Doskonale – mruknął i usiadł w fotelu blisko kominka, zakładając nogę na nogę.

– A poczytasz mi? – odezwałam się nieśmiało, patrząc na niego spod rzęs.

Antoni zerknął przez ramię w kierunku regału i przesunął wzrokiem po książkach.

– Coś konkretnego? – spytał.

Otworzyłam usta, żeby odpowiedzieć, ale mnie ubiegł.

– Poza zaklęciami – uzupełnił.

– Dlaczego nie? – Wyrzuciłam ręce w powietrze z frustracją.

– Ponieważ zależy mi, żebyś jednak zasnęła – odparł pogodnie, zapalił małą lampkę i sięgnął dłonią do półki. – Tego nie znasz. Drzewo do samego nieba, Marii Terlikowskiej. Jeśli zauważę, że historia cię za bardzo rozbudza, przerywam lekturę – zaznaczył.

– Postaram się wstrzymać entuzjazm – obiecałam, moszcząc się pod kocem.

– Zobaczymy – mruknął i otworzył książkę na pierwszej stronie.

***

Całkowite odzyskanie sił zajęło mi trzy dni. Siedemdziesiąt dwie godziny bezczynnego leżenia niemal doprowadziło mnie do szału. Koszmarnie się nudziłam, przez co zrobiłam się marudna. Widziałam, że Antoni uruchomił rezerwy cierpliwości, ale też zbliżały się ku wyczerpaniu. Wyraźnie żałował, że tak szybko zaproponował naukę białej magii. Byłam na nią za słaba. Regularnie odbierał mi książki z zaklęciami, bo nie potrafiłam się powstrzymać i mimo obietnic, że będę tylko czytać, usiłowałam je rzucać. Niemal każda taka próba kończyła się krwotokiem z nosa.

– Naprawdę wymagam zbyt wiele? – westchnął. – Miałaś odpoczywać. To nie jest trudne!

Opadł ciężko na fotel i przymknął powieki.

– Spróbujmy jeszcze raz! – jęknęłam. – Czuję się dobrze. Teraz na pewno się uda!

Antoni nie odpowiedział. Nadal miał zamknięte oczy.

– Wujku! – syknęłam.

Dalej milczał. Przyjrzałam mu się z ukosa.

– Śpisz czy ostentacyjnie mnie ignorujesz? – spytałam nieco ciszej.

– To drugie – mruknął.

Sapnęłam oburzona.

– Wybacz, kochanie. Twój entuzjazm jest zaiste godny podziwu, ale musisz się w końcu z tym pogodzić, że mamy swoje ograniczenia – parsknął, przesuwając sobie dłońmi po twarzy.

– Nigdy – wycedziłam, a po chwili namysłu wyciągnęłam przed siebie ręce i dodałam: – Galinosa.

Chciałam tylko odzyskać książkę, którą wujek wciąż trzymał na kolanach... a jakimś cudem podniosłam cały fotel i to razem z Antonim. Co prawda nie bardzo wysoko, ale się udało!

– Wujku, zobacz! – zawołałam.

Chyba jednak przysnął, bo aż podskoczył i prawie spadł. Chwycił się kurczowo podłokietników. W pierwszym momencie zamrugał zdziwiony, a potem, gdy zorientował się w sytuacji, posłał mi ciepły uśmiech.

– Brawo, skarbie! Wiedziałem, że sobie poradzisz! A teraz powoli opuść dłonie.

To zadanie okazało się nieco trudniejsze. Nie chciałam zrobić wujkowi krzywdy ani zniszczyć jego ulubionego fotela. Bezpiecznie sprowadziłam ich na ziemię, ale aż się spociłam. Od razu, gdy uwolniłam ręce, machinalnie sięgnęłam do nosa. Nie krwawił. Odetchnęłam z ulgą.

– Moja magia znów działa – szepnęłam podekscytowana.

Wujek usiadł obok na kanapie i przygarnął mnie do siebie ramieniem.

– I w związku z tym pora na parę nowych zasad – oznajmił, a potem trochę się odsunął, żeby lepiej widzieć moją twarz. – Żadnego czarowania bez nadzoru. Uczymy się razem, w określonym czasie i robimy przerwy – dodał z naciskiem.

– Dobrze – odparłam z szerokim uśmiechem.

– Ponadto zaznaczyłem w książkach zaklęcia, których nie można rzucać w domu. Będziemy je ćwiczyć na dworze, jak odzyskasz siły, żeby wyjść.

– Które? – zdziwiłam się.

– Głównie te związane z ogniem – mruknął. – Potrzebujemy więcej miejsca, dużej otwartej przestrzeni i...

– Ograniczonej liczby łatwopalnych przedmiotów – skończyłam za niego.

– Otóż to – potwierdził z krzywym uśmiechem. – Pomożesz mi dzisiaj w kuchni.

Nie potrzebowałam większej zachęty. Zeskoczyłam z kanapy i w kilku susach pokonałam korytarz. Odwróciłam się przez ramię, żeby sprawdzić, czy wujek nadąża, ale nadal siedział w tym samym miejscu, co ostatnio.

– Idziesz, czy nie? – sapnęłam ponaglająco.

– W którym momencie powiedziałem, że teraz? – parsknął cicho. – Jeszcze za wcześnie...

Podbiegłam do niego z powrotem i zatrzymałam przed kanapą.

– Proszę! – jęknęłam, uwieszając się na jego ramieniu. – Chodź! Mogę zrobić wszystko sama, a ty tylko pilnuj, żebym nie wysadziła kuchni.

– Och, to brzmi jak mnóstwo pracy – westchnął teatralnie, przymykając powieki i przyciskając dłoń do czoła.

– No to po prostu ze mną tam posiedź. – Załamałam ręce. – Co ci za różnica, gdzie odpoczywasz?

– Tu mi wygodnie – stwierdził.

– Przeniosę fotel, już umiem! – zaoferowałam i już nabierałam powietrza, żeby wymówić zaklęcie, ale wujek zaśmiał się serdecznie, a potem wstał.

– Nie trzeba, przekonałaś mnie – oznajmił.

Zawsze lubiłam się przyglądać Antoniemu podczas gotowania, ale uczestniczenie w tym procesie okazało się o niebo lepsze. Początkowo tylko podawałam mu zaklęciem te przedmioty, których potrzebował, ale potem podzielił wszystkie składniki na pół i pozwolił naśladować swoje ruchy.

Dowiedziałam się, dlaczego wszystko wychodziło mu tak płynnie. Mieszał ze sobą zaklęcia! Tworzył własne kombinacje na podstawie formuł, które spisano w jego książkach.

– Mów na głos, z jakiego zaklęcia korzystasz – poprosiłam.

– Przepraszam, to nawyk – odparł ze śmiechem.

Już się nie mogłam doczekać, aż sama sobie taki wyrobię. Czarowanie przychodziło mu z równą łatwością, co oddychanie. Praktycznie niczego nie dotykał. Wszystko podnosiło się samo, na jego życzenie. Zachowywał się jak dyrygent, a ja wreszcie byłam na dobrej drodze, żeby mu kiedyś dorównać. Poruszał się dwa razy wolniej niż zwykle, żebym bez problemu mogła za nim nadążyć.

Włożyłam trochę za dużo siły, podczas opuszczania noża na porcję indyka. Przekroiłam mięso razem z deską. Spojrzałam na wujka z wahaniem, ale nie wyglądał na rozgniewanego.

– Nie przejmuj się. Nabierzesz wyczucia – powiedział spokojnie, po czym dodał: – Refiksjo.

Zarówno deska, jak i indyk z powrotem znalazły się w jednym kawałku. Nie powinnam się dziwić, ale i tak otworzyłam szerzej oczy.

– Spróbuj jeszcze raz. – Uśmiechnął się zachęcająco.

Udało się dopiero za szóstym. Powtarzaliśmy do skutku. Na szczęście cierpliwość Antoniego wróciła.

– Widzisz? Dobrze, że zaczęliśmy wcześniej – sapnęłam i opadłam na krzesło.

Wspólne gotowanie zajęło nam o wiele dłużej niż gdyby wujek pracował sam. Potrawka z indyka bulgotała na wolnym ogniu, roznosząc po całym pomieszczeniu apetyczny aromat. Zostało nam już tylko sprzątanie, ale siły mnie opuściły. Postanowiłam wstrzymać się z informowaniem o bólu głowy z obawy, że zostanę oddelegowana na przerwę, ale sama się na nią wysłałam.

– Zmęczona? – spytał, rzucając mi fachowe spojrzenie.

– Trochę – przyznałam niechętnie.

– Nic dziwnego – stwierdził pogodnie.

Sięgnął do górnej szafki i wyciągnął z niej małą fiolkę z błękitnym płynem. Odkorkował ją, a potem postawił przede mną na blacie.

– Proszę, poczujesz się lepiej – oznajmił.

Po samym zapachu rozpoznałam miksturę przeciwbólową. Nie było sensu zaprzeczać, że jej nie potrzebuję.

– Dziękuję – westchnęłam i opróżniłam naczynie do dna.

– Pamiętasz zaklęcie sprzątające? – Uniósł wymownie brwi.

– Nawet cztery – wymamrotałam, ukrywając głowę w ramionach.

– Zapomnij, że pytałem. Idź się położyć – zakomenderował.

Kleancio myje, Rendari osusza, Ordinem odkłada przedmioty na miejsce, a Spatioclaro... – zawiesiłam się na moment i uniosłam na łokciach, żeby spojrzeć na wujka. – Czy ono nie jest takie uniwersalne?

– W rzeczy samej. – Uśmiechnął się ciepło.

– Chcę spróbować – oznajmiłam, ale strasznie ciężko było mi się podnieść.

– W porządku, ale po kolacji. Teraz się chwilę zdrzemniesz – poinformował i wziął mnie na ręce.

Przytuliłam się do jego klatki piersiowej i westchnęłam głęboko, wdychając zapach znajomej wody kolońskiej.

– Nie chce mi się spać – ziewnęłam.

– Doprawdy? – parsknął rozbawiony.

– Proszę, zostaw ten bałagan, chętnie posprzątam – wymamrotałam półprzytomnie.

– Nie powiedziało nigdy wcześniej żadne inne dziecko – zaśmiał się serdecznie, układając mnie na kanapie.

– Jestem niestandardowa – mruknęłam.

– Z całą pewnością – przyznał pogodnie. – Na dodatek masz imponującą pamięć i błyskawicznie się uczysz.

– Chcę wypróbować te zaklęcia – jęknęłam.

– Jeszcze będziesz miała okazję – odparł spokojnie, odgarniając mi włosy z czoła. – Zaraz się okaże, że stanę się niepotrzebny.

– Zawsze będę cię potrzebować. – Potrząsnęłam zdecydowanie głową. – Kto by mnie kochał, gdyby ciebie zabrakło?

Milczał przez chwilę albo tylko mi się wydawało. Z wielkim wysiłkiem uniosłam powieki, żeby na niego spojrzeć. Chyba się wzruszył. Uśmiechał się delikatnie, a w kącikach oczu czaiły się łzy.

– Jest jeszcze Marika, Maurycy, Markus, Amanda, Róża... – wymieniał z namysłem, a każdą osobę akcentował, głaszcząc mnie po twarzy. – Masz rodzinę, Kasandro. Wszyscy cię kochają, każdy na swój sposób.

– Co nie zmienia faktu, że ciebie kocham najbardziej – odparłam i znów zamknęłam oczy.

Słyszałam, jak wstrzymał oddech. Chciał się wyprostować, ale ścisnęłam go za rękę.

– Rezerwuję ten bałagan, możesz ewentualnie go powiększyć, żebym mogła wypróbować wszystkie zaklęcia.

To była ostatnia rzecz, którą powiedziałam, zanim odpłynęłam, a kiedy godzinę później Antoni mnie obudził, z zadowoleniem zauważyłam, że spełnił moją prośbę. Sprzątanie zaczekało i od tego dnia stało się moją ulubioną czynnością. Ciężko, żeby było inaczej, skoro wszystko robiło się samo. Stłukłam tylko dwie szklanki przy zmywaniu, ale Refiksjo załatwiło sprawę.

Wujek wcale nie musiał mi pomagać. I dwa razy podkreślił, jaki był ze mnie dumny. Nawet gdyby tego nie powiedział i tak bym się domyśliła. Widziałam to w jego oczach. Błyszczały.

– Nie wiem, czego się tak bałeś. Gdybym zaczęła się uczyć wcześniej, nie musiałbyś wszystkiego robić sam – mruknęłam, wsuwając się Antoniemu pod ramię.

Milczał przez dłuższy moment, jakby się zastanawiał.

– Chciałem stworzyć odpowiednie warunki. Żebyś oswoiła się z tym miejscem i uspokoiła. Pozwolić być dzieckiem – westchnął.

Odchyliłam się trochę, żeby móc zajrzeć mu w twarz. Ciężko było zgadnąć, co czuje, bo przywdział maskę.

– Twoje emocje szalały. Nie udźwignęłabyś wtedy nauki – dodał z wahaniem.

Skrzywiłam się nieznacznie. 

– A przede wszystkim? – zachęciłam go nieśmiało.

– Bałem się, że nie dam rady cię opanować. Jestem beznadziejnym nauczycielem. Zapytaj Amandę – parsknął.

Wytrzeszczyłam oczy do oporu. Takiej odpowiedzi się nie spodziewałam.

– Nie zgadzam się z tobą – stwierdziłam bez wahania.

Był dla siebie za surowy, ale domyślałam się dlaczego.

Wciąż przeżywał to, jak się zachował. Nie wybaczył sobie, mimo że wprost zasugerowałam, że powinien. Zauważyłam, że doszło mu kilka nowych zmarszczek na czole, ale znikały, kiedy patrzył na mnie. Jakbym samą swoją obecnością była w stanie przegonić jego smutek.

– Jestem potworem. – Aż się wzdrygnęłam, kiedy usłyszałam głos Antoniego.

Siedziałam na sofie w salonie. Ogień tańczył w kominku. Podniosłam wzrok znad książki i zorientowałam się, że wujek zasnął w fotelu. Jego głowa opadła na ramię. Cienka stróżka potu spływała mu po czole. Trząsł się niespokojnie.

– Wujku – szepnęłam, ale najwyraźniej zbyt cicho, bo nie zareagował.

Przygryzłam wargę. Zsunęłam się z sofy i na palcach podeszłam do fotela. Sięgnęłam po koc.

– Potworem – powtórzył.

– Nieprawda – zaprzeczyłam, okrywając go tak samo jak on wielokrotnie opatulał mnie.

Przestał drżeć. Moje słowa chyba do niego dotarły.

– Kocham cię – dodałam i musnęłam ustami jego policzek. – Śpij spokojnie.

Obserwowałam go jeszcze przez moment, na wypadek gdybym musiała coś powtórzyć, ale nie zaszła taka konieczność. Posłuchał się mnie.

Wróciłam na sofę i ponownie otworzyłam książkę. Miałam do czynienia z wieloma potworami, ale Antoniego naprawdę nie uważałam za jednego z nich. Mogłam próbować, ale nie zmienię sposobu, w jakim o sobie myślał. Musiał to zrobić sam. 



***

Mam nadzieję, że doszliście do siebie po poprzednim rozdziale i trochę Was tym dzisiejszym uspokoiłam. 😅

Sporo się wydarzyło. Jeden kryzys z listy zażegnany, cała reszta czeka w kolejce.

Kasandra zaczęła się uczyć zaklęć. Jesteście ciekawi, co z tego wyniknie?

Macie jakieś przemyślenia? Podzielcie się nimi koniecznie! 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro