🌿 I. Względy bezpieczeństwa 🌿

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W powietrzu unosił się zapach wilgoci i zbutwiałego drewna. Chłód przenikał mnie na wskroś. Leżałam na mokrej podłodze, w ciemnym pokoju. Kołysał się w jednostajnym rytmie. Na przemian bujało w prawo i w lewo. Ten ruch był usypiający.

Zadrżałam. Chciałam objąć się ramionami, żeby trochę się ogrzać, ale moje ręce utknęły w połowie drogi. Gruby chropowaty sznur wbił mi się w nadgarstki i sprowadził z powrotem na ziemię. Dopiero teraz poczułam ból w całym ciele.

Znajoma panika ścisnęła mnie za gardło. Szarpnęłam się w więzach.

Kołysanie przybrało na sile. Już nie było tak łagodne, jak na początku. Rzucało mną na boki. Froterowałam podłogę, szorując po wystających drzazgach. Zagryzłam zęby, żeby powstrzymać krzyk. Coś mi podpowiadało, że będzie lepiej, jeśli wytrwam w ciszy.

Usłyszałam trzask pękających desek. Woda chlusnęła ze wszystkich stron. Jej poziom błyskawicznie się podnosił. Nie minęła nawet minuta, a niemal w całości mnie przykryła. Jeszcze raz spróbowałam się uwolnić. Desperacko nabierałam powietrza, póki mogłam.

To się stanie dzisiaj... – szepnął zniekształcony głos.

Woda wlała mi się do gardła. Zaczęłam się dławić.

– Dzisiaj – powtórzył.

Traciłam kontakt z rzeczywistością. Nic już nie miało znaczenia. Ostatnim, co zarejestrowałam, były wyciągające się po mnie ręce i jasność, która wypełniła wnętrze.

Ocknęłam się gwałtownie, kaszląc i wypluwając z siebie wodę prosto na Amandę. Nie zdążyła się odsunąć. Wykrzywiła usta z niesmakiem. Poplamiłam jej elegancką suknię.

– Jakieś postępy? – zapytał Antoni.

Obie aż podskoczyłyśmy. Nie słyszałyśmy pukania do drzwi. Wujek zatrzymał się przy szezlongu, na którym leżałam i zmarszczył brwi.

– Próbowała mnie utopić – poskarżyłam się ze złością.

– Wcale nie – obruszyła się.

Antoni westchnął i ścisnął sobie dwoma palcami nasadę nosa. Wolną ręką wycelował różdżką w Amandę i wyczyścił jej strój.

– Dziękuję – wymamrotała.

Przesunął moje nogi, robiąc sobie miejsce, a potem usiadł obok.

– Pamiętasz coś chociaż? – zwrócił się do mnie łagodnym tonem.

– Dużo wody – wycedziłam.

– A poza nią? – Wyciągnął swoją materiałową chusteczkę i otarł mi twarz.

– Nie – burknęłam.

Nie dość, że byłam sfrustrowana i koszmarnie zmęczona, to jeszcze prawie zginęłam, bo kuzynka, równie uparta jak ja postanowiła mi "pomóc". Transy, w które mnie wprowadzała, faktycznie prowokowały wizje. Każdą zapamiętywałam w najdrobniejszych szczegółach, ale nie mogłam wyznać prawdy. Od czterech tygodni zaciskałam zęby i z konsekwencją powtarzałam, że nie pamiętam nic.

Antoni nie mógł się dowiedzieć o Dalinie, kobiecie uderzająco podobnej z wyglądu do Rozalii. Obserwowałam ją od dłuższego czasu podczas wizji. Widziałam, jak bez mrugnięcia okiem mordowała ludzi, w tym wujka. Stanowiła jeden z moich najpoważniejszych problemów. Drugim była osoba, posługująca się należącym do mnie głosem, którym obiecywała, że wszystko stracę. Przyrzekłam sobie, że nie dopuszczę, żeby komukolwiek stała się krzywda, ale wymagało to poświęcenia spokoju.

– Kończą mi się pomysły, wuju – oznajmiła cicho Amanda. – Nie wiem, skąd wzięła się ta woda.

– Wierzę – odparł, masując sobie skronie.

– Żądam przerwy, muszę sprawdzić, czy Marika nie zamęczyła Ksawerego – mruknęłam i spróbowałam się podnieść, ale zakręciło mi się w głowie.

Sapnęłam i opadłam na poduszki.

– Nigdzie nie pójdziesz – zawyrokował z powagą. – Musisz odpocząć.

– Nie chcę tutaj – jęknęłam.

Jeśli miałabym wskazać w zamku Amandy miejsce, które budziło u mnie największy dyskomfort, byłby to właśnie jej gabinet. Zakazane terytorium, do którego zostałam zaproszona, ale wiedziałam, że w normalnych okolicznościach podobny precedens by nie zaszedł. Każdą cząstką siebie czułam, że powinnam trzymać się od niego z daleka.

Wujek sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej małą fiolkę z błękitnym płynem. Przejęłam ją od niego z ulgą. Wypiłam miksturę przeciwbólową na raz.

– Kończy się zapas. – Spojrzał przez ramię na Amandę. – Udostępnisz mi pracownię?

– Oczywiście. – Wygładziła suknię nerwowym ruchem i zerknęła na mnie z wahaniem. – Puść ją. Spróbujemy ponownie jutro. Muszę nakarmić Michaela.

Jej syn jak na komendę zaskrzeczał z kołyski postawionej w rogu komnaty. Uśmiechnęła się do nas przepraszająco i ruszyła sprężystym krokiem w jego kierunku. 

Okazywała mi zaskakującą uprzejmość, zupełnie jak na początku naszej znajomości, kiedy jeszcze nie wiedziała, kim byłam. Nie umiałam stwierdzić, czy zachowywała się tak ze względu na wujka, czy faktycznie mi wybaczyła, że prawie zabiłam ją i Różę.

– Dziękuję, że się starasz – powiedział do niej wujek, a potem wyciągnął do mnie rękę. – Chodź, odprowadzę cię.

Zsunęłam się z szezlonga i ochoczo skorzystałam z propozycji. Kątem oka uchwyciłam, jak patrzyli na siebie przez dłuższy moment. Od razu się domyśliłam, że rozmawiali bez słów.

– Potraficie czytać sobie w myślach? – spytałam, kiedy znaleźliśmy się na zewnątrz.

– Tak, ale tylko wtedy, gdy jesteśmy blisko – oznajmił.

– Moje myśli też słyszysz? – Ledwo przecisnęłam słowa przez gardło.

To byłby absolutny koszmar. Oblizałam nerwowo usta i zerknęłam na niego ostrożnie.

– Nie – odparł spokojnie.

Ulżyło mi tak bardzo, że aż dziwne, że nie wzniosłam się w powietrze.

– Jeszcze na to za wcześnie – wyjaśnił cierpliwie. – W twojej głowie znajduje się bariera, która blokuje mi zajrzenie w głąb tego, co się pod nią dzieje. Opadnie z wiekiem albo na twoje własne życzenie, ale póki to nie nastąpi, nie zamierzam forsować jej na siłę. To by ci mogło zrobić krzywdę.

Uśmiechnęłam się w duchu. A zatem bariera zostanie ze mną na zawsze. Głupotą byłoby ją zdejmować.

– Możemy przerwać ten nonsens? – szepnęłam.

Zatrzymał się i kucnął, żeby znaleźć bliżej poziomu mojej twarzy. Uniósł brwi, dając znak, że mnie wysłucha. Musiałam spróbować przekonać go jeszcze raz, że najwyższa pora odpuścić.

– Proszę, jestem wykończona. Metoda Amandy nie działa. Próbujemy od czterech tygodni, a ani razu nic nie zapamiętałam – skłamałam, załamując ręce.

Przyglądał mi się uważnie przez dłuższy moment.

– Cokolwiek zobaczyłaś, nieważne jak bardzo przerażającego, możesz nam o tym powiedzieć i żywię nadzieję, że w końcu to zrobisz – oznajmił, wolno dobierając słowa.

Wstrzymałam oddech. Antoni mi nie wierzył. Nie powiedział tego wprost, ale przekaz był dostatecznie jasny.

– Spędziłem z tobą mnóstwo czasu, naprawdę sądzisz, że nie umiem stwierdzić, kiedy kłamiesz? – Uśmiechnął się krzywo.

– Wcale nie... – Tylko tyle udało mi się wykrztusić.

Ujął moją twarz w swoje dłonie i posłał mi ciężkie spojrzenie. Wytrzymałam je bez mrugnięcia okiem. Byłam zdeterminowana, nie dać mu umrzeć z rąk tamtej kobiety.

– Chodźmy nad morze. – Dopiero po dłuższej chwili zorientowałam się, że to ja to zaproponowałam.

Wujek zmarszczył brwi.

– To się dopiero nazywa epicka zmiana tematu – parsknął śmiechem i opuścił ręce.

– Nie wypuszczasz mnie z zamku. Duszę się. – Tupnęłam nogą.

Otworzył usta, ale zanim zdążył się odezwać, syknęłam:

– Wstydzisz się nieślubnego dziecka.

– Słucham? – Wytrzeszczył oczy.

– Służba plotkuje. Tak mówią.

Została mi ostatnia deska ratunku. Wiedziałam, że wystosowałam cios poniżej pasa i wszelkiej godności, ale doprowadził mnie na skraj desperacji. 

Zanim przyjechaliśmy do Tamarii, Antoni poprosił, żebym nie nazywała go tam "wujkiem". Wytłumaczył, że ze względów bezpieczeństwa musiał zmodyfikować mój status w oczach mieszkańców. Nikt poza najbliższą rodziną nie mógł poznać prawdy, kim byli moi prawdziwi rodzice. Nawet Marika nie została wtajemniczona. Obawiano się, że wszystko wypapla, jak miała w zwyczaju.

– Mogę cię uważać za swoje dziecko, kierując się wyłącznie uczuciem, ale obcym ludziom by to nie wystarczyło, Kasandro – westchnął.

Przygryzłam wargę. Widziałam, że sprawiłam mu przykrość. Ludzie kochali skandale, a dla mojego dobra wujek naraził swoje imię. O nim też plotkowano. Raz podsłuchałam rozmowę dwóch pokojówek. Miałam ochotę wydrapać im oczy, ale musiałabym wtedy opuścić moją kryjówkę. Leżałam pod łóżkiem z książką, więc widziałam tylko ich nogi.

– Każdy zatwardziały kawaler prędzej czy później pęka – mruknęła jedna z kobiet.

– Pamiętam tę noc, kiedy dzieciak stanął na progu. Od razu wiedziałam, że to jego bękart. Taki wstyd!

Otworzyłam usta w niemym oburzeniu. Wiedziałam, co oznaczało to słowo.

– Faktycznie nie mógł się wyprzeć, mała podobna do niego jak dwie krople wody – odpowiedziała druga.

Starałam się oddychać jak najciszej. Kobiety ściągnęły pościel z łóżka. Prześcieradło wzniosło się w powietrze i opadło z furkotem na podłogę.

– Ciekawe, kim była matka – zamyśliła się ta pierwsza, wzruszając pierze w poduszkach.

– Była?

– Wątpię, żeby żyła. Książę odesłałby dzieciaka. Po co mu taki kłopot?

Potrząsnęłam głową i wróciłam myślami do wujka. Patrzył na mnie zmartwiony.

– Wiem, że to dla ciebie trudna sytuacja – odezwał się łagodnym tonem. – Proszę, postaraj się nie zwracać uwagi na to gadanie. Najważniejsze, że nikt nie ośmieli się zrobić ci krzywdy. Przecież wiesz, że bardzo cię kocham.

Musiałam odwrócić od niego wzrok. Mało brakowało, a bym się złamała i wyznała prawdę. Objęłam go za szyję i oparłam mu głowę na ramieniu.

– Ja też bardzo cię kocham – szepnęłam.

Milczał przez dłuższy moment, gładząc mnie po łopatkach. Co za szczęście, że nie mógł usłyszeć moich myśli.

– Pójdziemy nad morze – oznajmił nagle.

Wciągnęłam ze świstem powietrze i odsunęłam się, żeby lepiej widzieć twarz Antoniego.

– Teraz? – spytałam z nadzieją.

Uśmiechnął się i odgarnął mi kosmyk za ucho.

– Po obiedzie, jak trochę odpoczniesz – odparł.

– Dziękuję – westchnęłam i ponownie się do niego przytuliłam.

W głębi korytarza trzasnęły drzwi. Odskoczyłam odruchowo i spojrzałam w kierunku, z którego dobiegł dźwięk. Służąca z wielkim koszem na pranie zatrzymała się w pół kroku i wlepiła we mnie wzrok. Z opóźnieniem zdałam sobie sprawę, że przecież nie robiłam nic złego. Miałam pełne prawo przytulać się do wujka.

Antoni wyprostował się z gracją i położył mi dłoń na ramieniu. Skinął kobiecie głową, kiedy ją mijaliśmy.

– Dzień dobry, pani Dario – odezwał się do niej z uprzejmością, podszytą ledwo wyczuwalnym chłodem.

– Książę. – Dygnęła z szacunkiem.

Patrzył na nią przez moment bez słowa, po czym znów skupił się na mnie.

– Wracając do rozmowy. Masz się nie przejmować tym, co mówią inni. Jesteś moją dumą i bardzo się cieszę, że cię mam, Kasandro – powiedział głośno i wyraźnie.

Zrobił to specjalnie. Uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością. Służąca na pewno podzieli się z resztą tym, czego była świadkiem i obali argument, jakoby Antoni się mnie wstydził.

– Informuj na bieżąco, jeśli zorientujesz się, że to nie wystarczyło – mruknął, otwierając przede mną drzwi mojej komnaty.

Sypialnia, którą dostałam, budziła mnóstwo, niekoniecznie miłych wspomnień, ale nie miałam odwagi poprosić o przeniesienie do innej. I tak Amanda poszła nam na rękę, bo zakwaterowała Ksawerego tuż za ścianą. Mieliśmy do siebie blisko.

– Odpocznij, chociaż z pół godziny, zanim zmienisz lokal – poprosił z rozbawieniem.

Przytaknęłam niechętnie, wspinając się na łóżko.

– I nie zapomnijcie o obiedzie – dodał i wyszedł.

Zaczekałam, aż jego kroki ucichną, a potem zwiesiłam się z materaca głową w dół, zaglądając pod stelaż. Tak jak przewidywałam, Ksawery leżał na stercie poduszek i czytał w słabym świetle świecy.

– Nie wydaj mnie, oficjalna wersja brzmi, że jestem w toalecie – mruknął, przewracając stronę leniwym ruchem.

Przesunął się nieco, robiąc dla mnie miejsce. Zaśmiałam się i wczołgałam pod łóżko.

– Uprzedzałam, że Marika nie przepada za ciszą – parsknęłam.

– Nie przepada za ciszą?! – jęknął i wcisnął twarz w poduszkę. – Traktuje ją jak arcywroga! Milczy tylko wtedy, gdy nabiera powietrza w płuca, ale nie to jest najgorsze. – Zrobił dramatyczną pauzę.

Podparłam głowę ramieniem i cierpliwie czekałam, aż się odezwie.

– Nie lubi krówek, dręczy pytaniami o Świat Ludzi i nie pojmuje zasad Monopoly – wyrecytowałam razem z nim, ale skończyłam wcześniej.

– A na dodatek chyba się we mnie zadurzyła – szepnął niepewnie.

Wytrzeszczyłam oczy do oporu.

– Cóż, pozostaje mi tylko złożyć ci najserdeczniejsze kondolencje, kolego – oznajmiłam ponuro, klepiąc go po ramieniu. – Masz do czynienia z istotą, która bardzo źle znosi słowo "nie".

– Poważnie? – Podniósł głowę i spojrzał na mnie czujnie.

Przytaknęłam z powagą.

– Czyli uciekłem w idealnym momencie. Właśnie szykowała się do zabawy w udawany ślub – wymamrotał niewyraźnie.

Parsknęłam śmiechem. W momencie, gdy przedstawiłam Marice Ksawerego, kompletnie straciła mną zainteresowanie. Nie była zachwycona faktem, że to mnie określał swoją "najlepszą przyjaciółką". Ciężko przyjęła informację, że Antoni "wcale nie jest moim wujkiem, tylko ojcem". Uznała, że wszyscy ją oszukali, ale cały swój gniew skupiła na mnie, jakby to była moja wina...

– Z dobrych wiadomości, wujek powiedział, że pójdziemy po obiedzie nad morze – oznajmiłam podekscytowana.

– Świetnie – westchnął. – Jeśli rodzice spytają, choć w jednej kwestii będę mógł udzielić szczerej odpowiedzi.

Skrzywiłam się lekko. Ksawery ostatnio dość mocno przeżywał, że większość z tego, co zobaczy podczas wakacji, będzie musiał zachować dla siebie, ale nie martwiłam się, że złamie dane słowo. Na to nigdy by się nie zdobył.

– A jak twoja dzienna sesja tortur? Udana? – spytał z przekąsem.

Wywróciłam oczami.

– O, tak! Dziś dla odmiany prawie się utopiłam. – Sięgnęłam po jedną z poduszek i wtuliłam w nią twarz.

– Czy wycieczka nad morze to na pewno dobry pomysł? – Zmarszczył brwi.

Przewróciłam się na bok i przymknęłam powieki.

– Muszę wyrwać się z zamku, chociaż na chwilę – szepnęłam.

Ksawery przyjrzał mi się z troską i ostrożnie pogłaskał po ramieniu.

– Rozumiem – odparł.

Co za ulga, że chociaż on jeden. Przywołałam na twarz słaby uśmiech. Chciałam mu podziękować, ale w momencie, gdy rozchyliłam usta, drzwi mojej komnaty otworzyły się gwałtownie i do środka wpadła Marika. Poznałam ją od razu po krokach. Z każdego tupnięcia promieniowała furia.

Ksawery tak się przestraszył tym nagłym najściem, że podskoczył i uderzył się w głowę. Syknięcie bólu błyskawicznie przykuło uwagę intruzki. Uniosła narzutę i zmrużyła oczy.

– Co robicie na podłodze? – wysyczała przez zaciśnięte zęby.

– Co robisz w moim pokoju? – odparowałam beznamiętnym tonem.

Aż się zapowietrzyła. Ksawery ostrzegawczo ścisnął mnie za rękę. Bezgłośnie poprosił, żebym się uspokoiła.

– Myślicie, że jestem głupia? – warknęła.

Tym razem ścisnął mnie mocniej.

– Wiem, że się przede mną chowacie! Jesteście niemili! Wszystko powiem tacie! – jęknęła płaczliwie i wybiegła z pokoju, zostawiając drzwi szeroko otwarte.

Uwolniłam rękę spomiędzy palców Ksawerego i łypnęłam na niego spode łba.

– To bolało – wycedziłam.

– Przynajmniej nie palnęłaś niczego godnego uziemienia cię w zamku do końca wakacji, które przypominam, dopiero się zaczęły. Chcesz iść na wojnę z kuzynką? – Uniósł wymownie brwi.

Wzruszyłam ramionami. W sumie miałam doświadczenie w tym zakresie.

– Proszę, nie eskaluj problemu. Znajduję się w najmniej korzystnym położeniu. Jeśli trafię na linię frontu, plasującą się między dwoma czarownicami, najpewniej skończę jako skwarka.

– Nie panikuj – mlasnęłam językiem o podniebienie. – Wujek nadal zabrania mi korzystania z magii bez nadzoru. Jestem przekonana, że Marikę obowiązują takie same zasady.

– Nalegam, żebyś dołączyła do przeprosin – wymamrotał, wypychając spod łóżka swoje rzeczy w głąb komnaty, a potem sam się wyczołgał.

– A w życiu! – parsknęłam i podążyłam za nim. – Weszła do mojej sypialni jak do siebie. Jeśli ktoś powinien przepraszać, to na pewno nie ja.

– Kasandro?

Przymknęłam powieki w rezygnacji i wypuściłam wolno powietrze z płuc. Zapomniałam, że wściekła Marika poruszała się z prędkością światła. Minęły może dwie minuty, odkąd wyszła, a Antoni już stał w progu.

– O co poszło? – spytał z powagą.

Spojrzałam na Ksawerego, szukając u niego wsparcia.

– To moja wina – wyznał z wahaniem. – Byłem zmęczony, schowałem się tutaj.

– Naprzykrza ci się? – Wujek skrzywił się lekko.

Chłopak skupił wzrok na swoich butach.

– I to bardzo! Nie przyjmuje odmowy i nie szanuje granic – odpowiedziałam, wysuwając się przed niego. – Jeśli ktoś potrzebuje rozmowy wychowawczej to ona, nie my.

Antoni kucnął, żeby znaleźć się bliżej poziomu mojej twarzy.

– Będę z wami szczery. Nie uważam, żebyście zrobili coś złego, ale oczekuję, że dojdziecie do porozumienia – oznajmił tonem nieznoszącym sprzeciwu.

– To samo proponowałem – wymamrotał niewyraźnie Ksawery.

Wycofał się do tyłu, kiedy łypnęłam na niego ze złością. Skrzyżowałam ramiona na piersi i zacisnęłam usta w wąską linię.

– Nie – wycedziłam. – Sam powiedziałeś, że nie zrobiłam nic złego. Nie zamierzam jej przepraszać.

– Pokaż, że jesteś mądrzejsza – westchnął wujek, zaglądając mi w oczy.

– Jestem – parsknęłam. – I nie czuję potrzeby, żeby to komukolwiek udowadniać.

Po sposobie, w jaki wwiercił się we mnie wzrokiem, zrozumiałam, że przesadziłam.

– Chcesz iść nad morze? – Uniósł wymownie brwi.

Zamrugałam z niedowierzaniem.

– To szantaż – sapnęłam oburzona.

– Zachęta – mruknął niewzruszony. – Nazywaj to, jak chcesz. Mam dosyć kłótni w rodzinie. Od błahych spraw się zaczyna. Nie pozwolę na rozdmuchanie. – Wstał i skierował się do wyjścia.

– Obiecałeś! Nie możesz się teraz wycofać – przypomniałam, ale chęć do walki wyparowywała z każdym kolejnym słowem.

– Okoliczności uległy zmianie. – Wzruszył ramionami.

– To niesprawiedliwe. – Tupnęłam nogą z frustracją.

– Przyda ci lekcja pokory – odparł sucho. – I masz okazję, żeby poćwiczyć przepraszanie.

Przegrałam. Głupia, męcząca Marika...

– Dobrze – wycedziłam.

– Zmień ton – rzucił ostrym szeptem.

Odetchnęłam głęboko i odczekałam chwilę, aż płomień złości trochę przygaśnie.

– Przeprosimy ją, pod warunkiem że ona przeprosi nas – obiecałam.

– To oczywiste, innego rozwiązania nie biorę pod uwagę – stwierdził z powagą.

Wrócił do pokoju. Schylił się i pocałował mnie w skroń, a potem pogłaskał po policzku. Nadal byłam zdenerwowana, ale zaczęłam się godzić z faktem, że wujek nie odpuści.

– Jesteśmy rodziną, obopólny szacunek to podstawa, rozumiesz? – spytał cicho.

Przytaknęłam niechętnie.

– Ksawery... – Antoni przesunął na niego wzrok.

– Toć ja od początku byłem otwarty na pokojowe rozwiązanie! – sapnął chłopak, załamując ręce.

Wujek zaśmiał się pogodnie i potrząsnął głową.

– O ciebie się nie martwię. Dopilnuj, żeby podały sobie ręce – poprosił. – Zapytam cię, czy to zrobiły i liczę na szczerą odpowiedź.

– Moje słowo nie wystarczy? – syknęłam.

– Gotujesz się szybciej niż mleko – zauważył nieśmiało Ksawery.

– Lepiej bym tego nie ujął – parsknął Antoni, a po chwili dodał z większą powagą: – Twoje słowo w zupełności by wystarczyło, Kasandro, gdybym nie musiał cię tak długo przekonywać. Daje mi to podstawy przypuszczać, że nie wykrzeszesz z siebie należytego zaangażowania.

– Pomawiasz mnie przy świadku? – Popatrzyłam w bok, wciągnęłam powietrze i przycisnęłam dłoń do piersi, udają głęboko urażoną.

Wujek posłał mi wymowne spojrzenie.

– Jeśli nie załatwicie sprawy między sobą do obiadu, wkroczymy z Maurycym i wam pomożemy – mruknął.

Westchnęłam i pociągnęłam Ksawerego za rękę, mijając Antoniego w drzwiach.

– Słyszałeś? Pospiesz się! Musimy przeprosić Marikę! Tylko byś się kłócił... – westchnęłam teatralnie.

– Zaiste, jestem najbardziej konfliktową istotą na świecie – przytaknął rozbawiony.

– Dopilnuję, żeby się dogadali – rzuciłam wujkowi przez ramię.

Zanim zniknęliśmy za rogiem, zdążyłam zarejestrować, jak wywrócił oczami i oparł się barkiem o framugę. Wiedział, że żartuję, a przynajmniej taką miałam nadzieję. Postawił sprawę jasno, więc musiałam spełnić jego prośbę. Przy świadkach podałam Marice rękę, mimo że wcale nie zależało mi na zgodzie. Liczyło się tylko jedno. 

Musieliśmy pójść nad morze.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro