Rozdział 7 Cienie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Skillet - Not Gonna Die (Instrumental Cover)

Zostały jedyne dwa tygodnie do mojego ślubu z Liamem. Razem z nim postanowiliśmy urządzić je w dzień moich siedemnastych urodzin. Miejscem ceremonii będzie kościół w Land of the four elements. Rodzice to pochwalali, więc nie było żadnych komplikacji. Trochę żałuje, że nie będzie na nim mojej przyjaciółki, no ale trudno. Na moje nieszczęście przygotowania trzeba zacząć już teraz, a to oznacza przymierzanie tysiąca zbędnych sukni. Już od rana moja matka siedzi ze mną i każe mi przymierzać coraz to szykowniejsze kreacje. Moje tortury sprawiają jej widoczną radość.

-A może ta?- Zapytała mając na rękach bogato ozdobioną suknię.

-Matko, ta jest zbyt ozdobna.- Wyjaśniłam jej po raz setny, co mi nie pasuje w jej sukienkach.

-Och, zamiast tak marudzić, to sama coś wybierz!- Krzyknęła oskarżycielsko. Westchnęłam. Podeszłam do wiszących na wieszakach sukni i zaczęłam je przeglądać. Stałam przed tą szafą z kilka minut, gdy nagle na jej dnie znalazłam coś wspaniałego. Natychmiast wyciągnęłam sukienkę. Była to biała, klasyczna suknia rozszerzana przy biodrach. Posiadała ona trzy-czwarte rękawki zakończone koronką. Dołączony do niej gorset przylegał bardzo dobrze do mojego ciała. Był ozdobiony małymi diamencikami błyszczącymi się w świetle słońca. Weszłam z powrotem do pomieszczenia, w którym znajdował się moja matka.

-No nie! Gdzieś ty mi uciekła, co?!- Krzyknęła odwracając się w moją stronę. Zasłoniła usta swoją dłonią na mój widok.

-Co, aż tak źle?- Zapytałam zmartwiona jej reakcją.

-Źle? Ty wyglądasz przepięknie!- Zesztywniałam na jej słowa. Moja matka NIGDY, ale to NIGDY nie pochwaliła mnie.

-Dziękuję...- Odpowiedziałam niepewnie. Moja matka podeszła do jednego z kartonów, w którym znajdowały się jej najważniejsze skarby. Wyciągnęła z niego przepiękny welon, idealnie pasujący do sukienki, którą miałam na sobie. Podeszła do mnie i założyła go na włosy.

-To welon z mojego ślubu z twoim ojcem. Uważam, że zasługujesz by go ubrać na swój ślub.- Nie wytrzymałam i z łzami wzruszenia przytuliłam ją. Myślałam, że nakrzyczy na mnie, za to co zrobiłam, ale ona zrobiła coś czego się nigdy bym po niej się nie spodziewała. Ona mnie przytuliła. Przytulaliśmy się tak z kilka minut, aż ona mnie puściła.

-Wybacz córeczko, że byłam taką okropna matką.- Wychlipała przez łzy. Otarłam je moim kciukiem i znów ja przytuliłam.

-Już dawno wybaczyłam ci mamo.- Oświadczyłam szczęśliwa, że zrozumiała swoje błędy.

-Dziękuję. Och, idź przebierz się, bo jeszcze coś się stanie tej pięknej kreacji.- Rozkazała. Nie wahałam się ani chwili. Już po chwili wróciłam do pomieszczenia przebrana w swoja zwykłą fioletowa sukienkę. Pomyślałam, że dobrze by było spędzić te ostatnie tygodnie z przyjaciółką.

-Mamo idę na spacer, dobrze?- Zapytałam z nadzieją.

-Oczywiście... córeczko.- Powiedziała z zawahaniem ostatnie słowo. Wybiegłam z domu bardzo szczęśliwa. Zapukałam do drzwi Emmy, lecz nikt mi nie otworzył. Nagle przed oczami mignęła mi sylwetka Emmy.

-Emma? Stój!- Rzuciłam się w bieg za nią. Biegłam i biegłam, aż nagle zauważyłam, że coraz bardziej oddalamy się od miasta.

-Emma, gdzie mnie ciągniesz?- Zapytałam przerażona. Emma zatrzymała się metr ode mnie. Chciałam do niej podejść, lecz nim to uczyniłam ona odwróciła się w moja stronę..... I o Boże! To nie była Emma! Emma nie ma przecież czerwonych oczu. Cofnęłam się o krok, a ta kreatura zawarczała na mnie.

- A oto jest narzeczona króla Land of the four elements. Ta, której moc jest równa niemu! Mój pan będzie bardzo zadowolony kiedy cię zabije!- Krzyknęła rzucając się na mnie. Postanowiłam nie dać się tak łatwo i walczyć z tą kreaturą. Uniosłam rękę, a już po chwili buchnął z niej język ognia. To coś odskoczyło ode mnie sycząc wściekle.

-Aaaaa niech cię piekło pochłonie!- Wysyczała wściekle. Trzęsłam się z strachu patrząc na to jak jej ciało się zmienia. Usłyszałam dźwięk pękających kości na co pisnęłam przestraszona. Po chwili zamiast "Emmy" stał przede mną gigantyczny wąż. Użyłam całej siły jaka mi została. Sprawiłam, że otoczył to coś mur wykonany z ognia i ziemi.

-Nie!- Krzyknęła nim spaliła się na wiór. Czułam jak opadam z sił, więc wypowiedziałam to jedno imię.

-Liamie...- Wyszeptałam nim opadłam w ramiona ciemności......

-Nie!- Krzyknęłam podnosząc się na łóżku. Zaczęłam rozglądać się nerwowo by upewnić się, że to wszystko było snem. Zauważyłam, że nie znajduje się w swoim pokoju. Byłam w jakiejś komnacie. Po chwili do pokoju weszła jakaś młoda kobieta. Zmarszczyłam brwi nie rozumiejąc.

-Kim jesteś?- Zapytałam zachrypniętym głosem.

-Jestem Melania pani, a ty jesteś w pałacu króla Liama.- Mówiąc to skłoniła się lekko. Melania była niższą ode mnie dziewczyną z zielonymi włosami i błękitnymi oczami. Była w mniej więcej w moim wieku. Jej uszy były spiczaste, co oznaczała, że pochodziła z rodziny Elfów. Spróbowałam wstać, lecz nie pozwoliły mi na to ręce Melanii.

-Pani, nie wstawaj. Jesteś osłabiona. Spotkanie z cieniem zabójcą jest bardzo meczące.

-A walka z ich trucizną jest jeszcze większa.- Powiedziałam zmartwionym głosem.

-Dobrze Melanio, pod jednym warunkiem. Przestaniesz do mnie mówić "pani".- Oznajmiłam miło, na co ta widocznie zmieszała się.

-A jak mam cię nazywać?- Zapytała po chwili.

-No wiesz, nazywam się Aria i nie jestem jakąś tam ważna osobą Melanio.- Wyjaśniłam pośpiesznie, na co ona uniosła wyżej brwi.

-Muszę się nie zgodzić, Ario- Ucieszyłam się, że używa mojego imienia tak jak ją prosiłam- ty jesteś moja przyszłą królową, a ja jestem twoją sługą.- Już chciałam coś powiedzieć, lecz ona szybko oznajmiła, że pójdzie powiadomić króla o moim przebudzeniu. Położyłam się z powrotem na plechach, lecz nie spędziłam dłuższego czasu w tej pozycji, ponieważ do pomieszczania wszedł widocznie zmartwiony Liam. Od razu podniosłam się, a on w tym czasie pokonał dzielącą nas odległość. Nim cokolwiek powiedziałam , Liam przyciągnął mnie do swojej klatki piersiowej i przytulił.

-Och, nie wiesz nawet jak się cieszę, że się obudziłaś.- Wyszeptał do moich włosów z wyczuwalna ulgą.

-Liam, ile spałam?

-Dwa dni ukochana.- Zmarszczyłam brwi na tą wiadomość.- To i tak nie tak długo. Miałaś w sobie jad cienia wyszkolonego do zabijania.- Wyjaśnił widząc moją zdziwioną minę.

-Liam, ale dlaczego ten cień chciał mnie zabić?- Zapytałam dalej słabym głosem.

-Wiesz o tym, że każde królestwo ma swoich wrogów?- Pokiwałam głową na jego bezsensowne pytanie.- Nasze też ma. Są to mieszkańcy Królestwa Cieni i Śmierci. Jesteś przyszłą królową, więc byłaś ich celem.

-Ale czy ja wrócę przed ślubem do domu?- Zapytałam zmartwiona. Usłyszałam jego westchniecie.

-Wybacz, ale nie będzie to chyba możliwe. Cienie będą tam na ciebie czekać, a ty chyba nie chcesz narażać swoich rodziców, prawda?- Zapytał odsuwając mnie bym spojrzał w jego oczy.

-Nie, nie chce! Ale, no wiesz, tam została moja suknia ślubna.- Powiedziałam bawiąc się nerwowo pacami u dłoni.

-Nie martw się, Melania już tu ja przeniosła. A i nie przejmuj się nie widziałem jej. Oczywiście twoi rodzice będą obecni na ślubie.- Na jego słowa mój humor poprawił się o jakieś sto procent.

-A co z twoimi rodzicami?- Zapytałam zaciekawiona. Liam zawsze kiedy rozmawialiśmy o moich rodzicach, unikał tematu swoich.

-No wiesz oni... nie żyją.- Powiedział smutnym tonem. Zrobiło mi się przykro, że przeze mnie pogorszył się mu humor. Pocałowałam go przytulając jednocześnie. Przelałam w ten pocałunek całe moje uczucia względem niego. Oderwaliśmy się od siebie dopiero kiedy nam obojgu zabrakło tchu.

-Odpocznij jeszcze ukochana, musisz zebrać siły.- Wyszeptał do mojego ucha, a mnie jak na zawołanie ogarnęła niewyobrażalna senność. Pomiedzy życiem a jawą, usłyszałam tylko jego niewyraźny szept.

-Nie pozwolę nikomu już cię skrzywdzić...-Nie słyszałam więcej, bo zostałam otulona ramionami krainy marzeń. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro