Armia

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W nocy obudziłam się.

-Co sie stało?-zapytał Jake,którego widocznie obudziłam.

-To nic takiego. Śnił mi się koszmar.

-Jaki?

-Cassandra mnie zabiła,zabrała moją moc i zniszczyła wszystkich śmiertelników.

-To tylko zły sen-pocieszył mnie narzeczony.

-Oby-odparłam.

Przytuliłam się do niego i po kilku minutach zasnęłam.
Wstałam rano. Poszłam się ubrać. Zeszłam na dół na śniadanie. Gdy skończyłam jeść,wyjęłam pergamin. Chłopaki musieli bardzo wcześnie wstać,bo pojawiły się imiona kolejnych dziesięciu osób. Zadzwoniłam do Jake'a.

-Gdzie jesteś?

- W Czechach.Niedłigo wracam.

-Okej-rozłączyłam się i zadzwoniłam do Simona.

-Gdzie jesteś?-zadałam to samo pytanie,co jemu bratu.

-W Portugalii,jeszcze zawitam na moment do Hiszpanii i wracam-powiedział.

-Okej.

-Ile mamy osób?

-Narazie 78. Będe cały czas kontrolować listę. Do zobaczenia.

Pojechałam do Mag. Otworzył mi Scott. Poszłam do salonu. Usiedliśmy na kanapie. Po chwili dołączyła do nas kuzynka.

-Co się stało?-zapytała.

-Mag,nie chce,żeby coś stało sie tobie,albo dziecku podczas bitwy. Załatwie tobie i kilku osobom pokoje w hotelu we Włoszech. Gdy nadejdzie niebezpieczeństwo,przeniose cie tam.

-Nie chce zostawiac Scotta-odparła.

-Mi nic nie będzie,wy musicie być bezpieczni.

Powiedziałam dziewczynie,żeby spakowała już w razie czego kilka rzeczy. Niewiadomo ile tam będą.

-Weź też pieniądze,Gdyby cos mi sie stało,będziesz musiała wròcić samolotem.

-Nawet tak nie mów.

-Mag, to jest swego rodzaju wojna,a na wojnie zawsze są ofiary.

-Nic ci sie nie stanie-powiedziała.

Wyszłam od małżeństwa i pojechałam do Tylera. Była u niego Jackie.

-Cześć-przywitał się.

-Cześć.

Usiedliśmy w kuchni. Opowiedziałam im wszystko. Tyler bez wahania zgodził się na udział w biwie. Jackie po chwili zastanowienia też powiedziała,że pomoże. Uścisnęłam im dłonie.
Zadzwoniłam do przyjaciólek i kazałam im byc w parku za 10 minut. Czekałam na nie na ławce. Po chwili wszystkie dotarły.

-Co się stało?-zapytała Angie.

-Co cię łączy z Marcinem?

-Noo... zostaliśmy parą. Musiałam wytłumaczyć mu,jak znalazł się u mnie w domu. Powiedziałam mu prawde. Na początku nie chciał uwierzyć,ale później uwierzył.

-Okej. Załatwie wam pokoje na kilka dni we Włoszech.

-Z jakiego to powodu?-spytała podejrzliwie Maddy.

-Czy zawsze musi być powòd?-zamierzałam kłamać.

Dziewczyny spojrzały na mnie. Powiedziałam im prawde. Nie chciały mnie zostawiac. Kazałam im spakowac kilka rzeczy. Pojechałam do domu. Teleportowałm sie do hotelu, w ktòrym mieszkaliśmy z Jake'iem. Zarezerwowałam kilka pokoi dla Angie,Roberta,Marcina,Maddy, El, Jess,Mag i moich rodziców.
Wròciłam do domu. Pojechałm jeszcze do mamy i taty. Powiedziałam,że wykupiłam im pokoj na tydzień w hotelu we Włoszech. Taka niespodzianka. Uwierzyli. Powiedziałam,że w tym hotelu beda moje przyjaciolki i Mag. O nic nie pytali.
Pojechałam do domu. W kuchni siedzieli bracia.

-Jak wam poszło?-zapytałam.

-Spojrz na liste-odparł Simon

-Dzwonił Alan. Wszystkich, których przekonał są na liście, plus kilkanaście osób od nas.

Wyjęłam pergamin. Spojrzałam na liste. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom.

-Mamy już 532 osoby-powiedziałam ucieszona.

-Od Alana jest 400 osób.

Spojrzałam na chłopakòw.

-Tak dużo ich tam mieszka?

-Tak-odparł Jake.

-Zostało nam jeszcze pewnie tylko kilka dni. Cassandra będzie miała wielką armie. Musimy spróbować jej dorównać.

-Damy rade-powiedział Simon.

Teleportowaliśmy się do następnego państwa. Odwiedziliśmy jeszcze kilkanaście rodzin. Wróciliśmy do domu. Udało nam się przekonać dzisiaj 56 osòb.
Spojrzałam na zegarek. 23:21. Chłopaki siedzieli w salonie. Oglądali jakiś film. Pożegnałam się z nimi i poszłam spać.
Przez kolejne kilka dni teleportowaliśmy się od państwa do państwa. Pozyskaliśmy kilkuset sojuszników.

Kilka dni później:

Wstałam wcześnie rano. Nawet nie było jeszcze siódmej. Wykonałam poranne czynności. Założyłam białą bokserkę,szare spodenki i trampki. Zeszłam na śniadanie. Chłopaki już siedzieli w kuchni i pili krew.

-Czemu tak wcześnie wstaliście?-spytałam.

-Szczerze? Sam nie wiem-powiedział Simon.

-Cleo, nie czujesz,że to będzie dzisiaj?-zapytał Jake.

Zrobiłam sobie kanapki i usiadłam przy stole.

- Mam takie przeczucie,że wydarzy sie coś złego. Może chodzić o bitwę.

-Czyli Cassandra prawdopodobnie zaatakuje dzisiaj?-spytał ssarszy wampir.

-Tak.

Skończyłam jeść i pojechałam do Mag. Otworzył mi Scott. Weszłam do środka.

-Margaret jesteś spakowana?

-Tak. Co sie dzieje?

-Teleportuje cie do Włoch.

-Cassandra przyjdzie dzisiaj?-zapytał Scott.

-Prawdopodobnie.

Wampir poszedł po walizke żony. Pożegnali się. Dotknęłam Mag i już byłyśmy w hotelu. Zaprowadziłam ją do pokoju. Był 3-osobowy.

-Beda w pokoju z tobą jeszcze Maddy i El.

-Dobrze.

-Nie martw sie,Scottowi nic nie bedzie.

-A co z toba?

-Przezyje-przytulilam ja.-Zaraz sprowadze dziewczyny.

Po kilku minutach wszystkie były w hotelu. Jess i Angie miały pokoj koło Mag,a Marcin z Robertem mieszkali obok Jess i Angie na trzecim piętrze. Moi rodzice mieli pokoj na drugim pietrze. Teleportowałam ich do Włoch. Pózniej uzylam zaklęcia wymazującego skrawek pamieci i wmowiłam im że przylecieli samolotem,a mnie tu nie ma.
Wróciłam do domu. Chłopali pili krew,żeby sie wzmocnic. Poszłam po pergamin. Na liście widniało 2000 imion. Przyniosłam pistolety ze srebrnymi nabojami. Chłopaki przynieśli broń na wampiry. Odkryłam,co może zabić czarownice. Był to złoty,mały myśliwski nòz. Wbity w brzuch lub noge,powodował natychmiastowa śmierć. Mieliśmy tylko 6 pistoletów i po jednej sztuce kuszy,łuku,kołka i noża. Wypowiedziałam zaklęcie. Powieliłam wszystkie te rzeczy,jednocześnie wysyłając je do naszych ludzi. Każdy otrzymał jakąś broń. Przygotowałam też woreczek z pyłem,dzieki któremu można się teleportowac. Jego również powieliłam i wysłałam do wszystkich osob z listy.

-Gotowe-powiedziałam.

Hejka kochani;) Powiem wam,że zblizamy się do końca książki. Został jeszcze tylko 1 rozdział i epilog.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro