Plan podròży

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Udało ci się - powiedziała szczęśliwa mama.

-Ciężko w to uwierzyć - skomentował Jason.

-Na dzisiaj już wystarczy - odparła rodzicielka.

-Dobrze - przytuliłam chłopaka i poszliśmy do domu.

Po kilku minutach przyjechał tata z wujkiem. Weszli do domu, gdy siedzieliśmy w salonie i oglądaliśmy telewizję. Rodzice przywitali się.

-To my idziemy do góry - powiedziałam i pociągnęłam wampira za rękę. Weszliśmy po schodach do mnie. Usiadłam na łóżku. Chłopak wziął laptop i usiadł obok mnie. Włączył "Więzień labiryntu". Oglądaliśmy film przez prawie dwie godziny. Bardzo mi się spodobał.

-Niezły film - powiedziałam.

-Racja -odparł i wyłączył laptopa.

-Może byśmy coś zjedli?  - spytałam.

-Ale co?

-Może wyskoczymy na miasto na fast fooda - zaproponowałam.

-Okej. Chodź, przejdziemy się.

Wyszliśmy z pokoju i poszliśmy do salonu. Poinformowalam mame, ze wychodze. Spacerkiem do najblizszej knajpki mielismy raptem dziesiec minut. Gdy tylko weszlismy na chodnik kolo domu, Jason zlapal mnie za reke. Szlismy tak sobie, az dotarlismy do miasta.

-Co chcesz? - zapytał.

-Moga byc frytki, salatka i do tego cola.

-Dobrze - odparl i podszedl do lady. - Poprosze frytki, salatke i cole. To wszystko dwa razy.

Po pieciu minutach dostalismy swoje zamowienie i poszlismy zajac miejsce. Zaczelam jest swoje frytki.

-Smakuja ci?

-Tak - odparlam zgodnie z prawda.

Zaczelam jesc salatke. Byla bardzo dobra. Jasonowi tez smakowala. Pogadalismy troche. Jason zaproponowal zebysmy pojechali na wycieczke dwudniowa. Z ochota sie zgodzilam, ale zaraz sobie cos przypomnialam.

-Jest pewien problem.

-Jaki? - zapytal zmartwiony.

-Moi rodzice musza sie zgodzic.

-Damy rade. Przekonamy ich. Ja zaraz mam osiemnascie lat, wiec spoko. A jak my nie damy rady to poprosze mame. Ona nam pomoze.

- Okej. Gdzie bysmy pojechali?

-No nie wiem. Moze polecielibysmy do Wloch?

-Do Wloch?

-Tak. Chyba, ze wolisz inne państwo.

-Włochy są super.

-To ustalone?

-Ale nie polecimy samolotem - powiedziałam.

-Pojedziemy autem? - zdziwił się Jason?

-Nie. Przeniosę nas - powiedziałam dumnie.

-Dasz radę?

-Ja nie dam rady? - zapytałam lekko urażona, ale po chwili się rozweseliłam. -Jak nie ja, to kto? - zaśmiałam się a chłopak mi zawtórował.

-Oj wierzę, że dasz radę skarbie - przytulił mnie.

-Wracamy? - zapytałam.

-Jasne - odparł i wstaliśmy. Poszliśmy do domu.

Rodzice siedzieli w kuchni i jedli kolację. Wujka Simona nigdzie nie było. Pewnie pojechał do Eleonory.

-Czesc przywitalam sie.

-Dobry wieczor - powiedzial Jason.

-Czesc kochani - odparlamama.

-Hejka - rzekl tata.

-Mamo, tato... -zaczelam - musimy porozmawiac.

Ich min chyba nigdy nie zapomne. Mama poderwala sie z krzesla i stanela obok mnie.  Spojrzala mi w oczy. Tata w jednej chwili stanal za Jasonem z grozna mina.

-Skarbie? - spytała mama i zlapala mnie lekko za reke. - Czy ty jestes w ciazy?

-Nie - rozesmialam sie. Przypuszczalam, ze rodzicielka moze tak to zrozumiec. - Mamy tylko pytanie do was.

Tata odetchnal z ulga i odszedl od chlopaka. Stanal kolo swojej zony i spojrzal na nas.

-Mozemy jechac do Wloch? - zapytalam na kednym wdechu.

Rodzice spojrzeli po sobie.

Hejka miśki. Bardzo was przepraszam za bledy. Rozdzial byl pisany na szybko w szkole i to na telefonie. Prosze wybaczcie mi ♡♥
Podoba wam sie rozdzial? Mam nadzieje, ze tak. Ostatnio jakos nie mam weny. Myślę, że niedługo do mnie wròci ;) Czekam na wasze komentarze i gwiazdki. To bardzo miłe i motywujące ♡♥♡♥
Klaudia





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro