Poświęcenie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gałąź urwała się i zaczęliśmy spadać w dół. Zamknęłam oczy i zaczęłam powtarzać na głoś zaklęcie teleportacji. Nic się nie działo. Złapałam mocniej zdrową ręką Jasona. Chłopak nadal się nie obudził. Z błaganiem w głosie powtórzyłam zaklęcie. Już tylko 50 metrów dzieliło nas od ziemi. Wiedziałam, że to już koniec. Pocałowałam wampira i przytuliłam się do niego. Zamknęłam oczy. Ostatni raz wypowiedziałam zaklęcie. Poczułam ostry ból. To był znak, że zadziałało. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się. Znajdowałam się w swoim pokoju. Na dole bawili się goście. Słyszałam ich rozmowy i śmiech. Spojrzałam na chłopaka. Zeszłam z niego. Przeniosłam nas razem z gałęzią. Wstałam ostrożnie. Głowa mnie bolała tak, jakby miała mi za chwilę eksplodować. Ręka nadal mnie bolała. Sukienkę miałam całą we krwi. Swojej i Jasona. Dopiero, gdy przechodziłam koło lustra, zobaczyłam, że mam ranę na głowie i poszarpane lewe ramię. Zignorowałam to i podpierając się zdrową ręką o ścianę wyszłam z pokoju.

-Pomocy!! - zawołałam, gdy stanęłam na schodach.

Wszyscy jak na komendę spojrzeli  w moją stronę. Rodzice otworzyli szeroko oczy. Tata pierwszy znalazł się przy mnie, później obok mnie pojawiła się mama. Za nimi wbiegała reszta osób.

-Co ci się stało?!! - mama była przerażona.

-Mi nic nie jest - wychrypiałam. - Trzeba pomóc Jasonowi.

-Gdzie jest mój syn?! - zawołała Maddy.

Wskazałam palcem na mój pokój. Razem z mężem pobiegła w tamtą stronę. Nie zważając na rodziców, poszłam za nimi. Małżeństwo stało w bezruchu. Byli w szoku. Dopiero po chwili otrząsnęli się i dopadli do syna. Ja też uklękłam obok narzeczonego. Tyler zdjął chłopaka z gałęzi i ułożył na ziemi. Dotknęłam policzka chłopaka.

-Jason - powiedziałam cicho.

-Skarbie - jego mama płakała.

-Odsuńcie się - usłyszałam głos mojej mamy.

Para odsunęła się, ale ja pozostałam tam, gdzie byłam. Nie zamierzałam odchodzić.  Rodzicielka spojrzała na mnie. Była bliska płaczu. Tata ukląkł obok mnie i przytulił mnie. Chciał, żebym z nim poszła, ale pokręciłam przecząco głową. Mama położyła dłonie na klatce piersiowej Jasona i wymówiła zaklęcie uzdrawiające. Dotknęłam policzka wampira. Nic się nie działo. Mama spróbowała jeszcze raz. Widziałam, że Maddy płacze razem z mężem. Ja też zaczęłam płakać. Rodzicielka zaczęła powoli się poddawać. Nie mogłam znieść myśli, że Jason może umrzeć. Złapałam mamę za rękę.

-Weź moją moc - powiedziałam.

-Nie skarbie. Wtedy ty możesz umrzeć.

-Mamo, nie pozwolę, żeby Jason umarł - odparłam.

-Kochanie nie mogę - rzekła.

Wiedziałam, że tak będzie. Przeczytałam kiedyś o takim jednym zaklęciu. Mama ręce nadal trzymała na piersi chłopaka. To był odpowiedni moment. Złapałam obie jej ręce i wypowiedziałam zaklęcie.

-Oddaję ci całą moją moc. Uzdrów tego chłopaka. Nie pozwól, żeby niewinny umarł - wyrecytowałam. Mama była przerażona.

Poczułam, jak uchodzi ze mnie życie. Jestem w połowie czarownicą, więc jeśli uzyskałam już moc, to jeśli ją stracę, jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że umrę.  Żadna czarownica nie może żyć, bez choćby odrobiny magii.
 Ostatni raz spojrzałam na narzeczonego i upadłam. Zamknęłam oczy i spadłam w ciemność.  


Hejooo kochani :) Niestety pod ostatnim rozdziałem jest tylko 17 komentarzy a nie 20, ale nie będę dłużej czekać. Może rozdział nie był aż taki interesujący jak myślałam. No więc dodaję dzisiaj rozdział, bo wiem, że kilka osób oczekiwało go bardzo. Myślę, że nie zanudzają was  a wręcz przeciwnie :) Bardzo czekam na wasze motywujące komentarze. Mam nadzieję, że przynajmniej 10 ich będzie :)

Pozdrawiam Dusia <3 <3 <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro